*****
Czuję się jak na zeznaniach policyjnych. Jakby mnie przepytywał wywiad amerykański. Jeden raport spisany, drugi kwestionariusz wypełniony, wniosek o dobrowolną rezygnację i wydalenie ze zgromadzenia... Patrzę na kartkę leżącą mi na kolanach i czuję... zawód. Na samej sobie. Bo nie dotrzymałam obietnicy.
- W takim razie zapytam po raz ostatni. Melanio czy jesteś pewna, w pełni świadoma i zgodna z własnym sumieniem oraz zdecydowana na rezygnację z nowicjatu i opuszczenie zgromadzenia sióstr Misjonarek Chrystusa Króla? - mówi wyraźnie przełożona widząc moją minę. - Tuż przed ślubami wieczystymi. - dodaje znacząco. Kątem oka dostrzegam stojących przed salą przyjaciół. Gloria usiłuje cokolwiek usłyszeć chodząc w te i we wte przy drzwiach, Thomas przygląda się Gregorowi, a ten stoi jedynie i patrzy na mnie z takim czymś w oczach... z czymś co widzę u niego od samego rana. Jakby się czegoś bał, jakby ciągle coś sobie w głowie przetwarzał. Czy to ja sobie wmawiam? Czy może dopiero teraz dotarło do niego że to dzieje się na prawdę. Że porzucam nowicjat, że chcę być z nim, że zgodziłam się za niego wyjść... Zerkam na pierścionek na palcu i uśmiecham się do siebie. Tak, tego właśnie chcę. Chcę jego. Podpisuję dokument i oddaję przełożonej. Patrzy na mnie uważnie i uśmiecha się serdecznie. - Habit już odebrałam. Gloria oddała mi go jak byłaś na rehabilitacji. Czy chcesz zatrzymać różaniec? - pyta niepewnie.
- Oczywiście, że tak. - mówię jakby to było jasne i klarowne dla wszystkich. - Matko... nie zamierzam odchodzić od wiary. Nadal kocham Boga i nie obrażam się na niego za nic co mnie w życiu spotkało. Widocznie... taki miał dla mnie plan. Dzięki temu wszystkiemu teraz każdego dnia będę doceniać to co mam jeszcze bardziej niż dotychczas i będę mu codziennie dziękować za to, że postawił na mojej drodze tak wartościowych i wyjątkowych ludzi jak moi przyjaciele, jak Gregor i jak ty. - oznajmiam i mam ochotę się rozpłakać.
- Och głupiutka! Jeśli myślisz, że tak po prostu cię porzucę to się grubo mylisz. - śmieje się zakonnica i ściska moją dłoń. - Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moje wsparcie, radę i to że powiem ci co myślę nie zważając na nic. - mówi powodując u mnie śmiech. - Jestem z ciebie dumna Melanio. I cieszę się, że w końcu znalazłaś szczęście. - dodaje. - Na mnie już czas. - mówi i zbiera dokumenty do teczki. Odwraca się i macha ręką, a w pokoju natychmiast pojawia się Gloria.
- To już? - pyta niepewnie.
- To już. - odpowiada przełożona. Na twarzy brunetki pojawia się szeroki uśmiech i po chwili siedzi już na moim łóżku i mnie mocno przytula. - Trzymaj się dziecinko i... i nie każ nam się więcej o ciebie martwić. Nigdy. - dodaje i odjeżdża na wózku do drzwi, w których zatrzymuje ją szatyn.
- Odprowadzę siostrę. - mówi i wychodzi z nią bez słowa. Czy mnie to niepokoi? Tak. Czy tylko mnie? Zerkam na zaskoczonego blondyna, który ponownie podąża wzrokiem za przyjacielem.
- Czyli co? Jak wyjdziesz to szykują nam się wielkie zakupy! - cieszy się brunetka zwracając moją uwagę.
- Zakupy? - dziwię się.
- No przecież nie będziesz chodzić w jednym dresie i szlafroku. - wywraca oczami.
- Cóż... szlafrok Gregorowi by nie przeszkadzał. - wtrąca blondyn i dostaje od narzeczonej paczką chusteczek. Uśmiecham się niemrawo i teraz to ja dostaję od niego. Puszcza mi oko. - Jest jedna wada tej sytuacji. - mówi siadając po drugiej stronie łóżka. Gloria patrzy na niego zdziwiona.
- Co masz na myśli? - pytam przekrzywiając głowę.
- Nie ma ślubów... nie ma ostatniej nocy. - szczerzy się. Obie wywracamy oczami ale jestem mu wdzięczna bo kto jak kto ale Thomas zawsze potrafi mnie rozweselić. - Jak rehabilitacja? - pyta.
- Dobrze. Choć miałam nadzieję, że będę mieć siłę na więcej. Niestety okazało się, że nie dość że siły nie ma to jeszcze z płucami coś się dzieje i potrzebny będzie kolejny rentgen. - wyjaśniam niezadowolona.
- Przecież lekarz mówił że wszystko jest ok. - brunetka znowu ma tą swoją zmartwioną minę. Niepotrzebnie jej mówiłam. Nie powinna więcej się martwić.
- Bo jest Gloria. - uśmiecham się. - Dostałam atak kaszlu, może to być jakaś resztka zapalenia płuc, a może wpadło mi coś po prostu do gardła i pielęgniarka zrobiła wielki raban. - wyjaśniam.
- Zawsze lepiej sprawdzić wszystko zanim cię wypuszczą, żebyśmy już tu nigdy nie wracali. - odpowiada. - Mam dość odwiedzania moich bliskich w szpitalach. - dodaje i patrzy na blondyna z taką miłością w oczach, że nie potrafię się nie uśmiechnąć. - Och! - coś sobie przypomina. - Pytałam Gregora o oświadczyny.- zaczyna. - I powiedział mi, że mam ciebie zapytać o to kto pierwszy się oświadczył, bo podobno zrobiło to każde z was. Miał rację czy majaczył? - pyta zaciekawiona.
- Mówił prawdę. - potwierdzam. - Wczoraj to ja mu się poniekąd oświadczyłam, mimo że to on wyciągnął pierścionek. - wyjaśniam pokrętnie.
- To kiedy on to zrobił? - dopytuje zdezorientowana.
- Na Bali. - odpowiada za mnie Thomas. Brunetka patrzy na niego ze zdumieniem a ten wzrusza tylko ramionami. - Nie mówiliśmy ci wszystkiego. - wyjaśnia. - Bo jak za dużo wiesz to zaczynasz panikować.
- Panikować?
- Zaczynasz się miotać i chcesz żeby wszystko stało się już teraz natychmiast. - odpowiada zgodnie z prawdą. Dziewczyna kręci głową.
- Gdzie na Bali? Kiedy? Jak? - zaczyna wyrzucać z siebie pytania. Mężczyzna tylko kręci głową z rozbawieniem.
- W jeziorku, w którym zrobił mi zdjęcie... przy wschodzie słońca... - odpowiadam powoli. Ciągle mam ten obraz przed oczami. - Powiedział, że... że chce się ze mną ożenić, że... że chce mieć ze mną dzieci, że... chce złożyć przysięgę przed wszystkimi bogami, tymi znanymi i tymi nieznanymi, że będzie ze mną do końca życia, że... chce ze mną pić wino i oglądać Casablancę, grać z naszymi dziećmi w monopoli...Żebym to jego wybrała, jego kochała i za niego wyszła. - kończę cicho.
- O mój Boże... - wzdycha Gloria. - Nie wiedziałam, że on potrafi tak ładnie mówić. - zachwyca się. - Jestem z niego taka dumna. - śmieje się. - Ale co było dalej? Bo przecież nie zgodziłaś się prawda?
- Zalała nas ściana deszczu. - oznajmiam. - Ale powiedziałam mu, że choć bardzo chcę to cholernie boję się spróbować. - przyznaję. - A potem wróciliśmy do domu, Gregor rozstał się z Camillą i resztę już znacie. - wzruszam ramionami.
- A ty? Jak mu się oświadczyłaś? - pyta zaciekawiony blondyn.
- Chcemy dokładnie tego samego więc zacytowałam wszystko to co powiedział mi. I wtedy wyciągnął pierścionek. - uśmiecham się wesoło.
- Ech.. - wzdycha zadowolona nie wiadomo z czego dziewczyna.
- Powinniście jechać do domu. - mówię ziewając. Śmieją się. - Nie wypraszam was absolutnie ale jeszcze będziecie mnie mieli dość więc lećcie nacieszyć się wolną chatą zanim wrócę. - dodaję i puszczam Morgiemu oko.
Po ich wyjściu robi się w końcu tak cicho i spokojnie, że jedyne co słychać to delikatny deszczyk, który pojawił się znikąd i stuka cichutko o szyby w oknach. Zerkam na zegarek wiszący na ścianie i dociera do mnie, że od wyjścia przełożonej minęło dwie godziny. A jego nie ma. Nie wrócił. I znów pojawiają się czarne myśli i wątpliwości. Czy nie pospieszyliśmy się z tym wszystkim? Czy nie doceniliśmy powagi naszych decyzji? Jesteśmy już za starzy na niezdecydowanie i wątpienie. Powiedzieliśmy A i musimy powiedzieć B. Musimy czy chcemy? Nie wiem kiedy zasypiam...
Robi mi się zimno i czuję, że mam dreszcze. Otwieram oczy i już wiem dlaczego. Rozkopałam się jak małe dziecko... Siadam powoli na łóżku i zerkam na zegarek. 23:30. Pokój oświetla jedynie mała nocna lampka z ciepłym żółtym światłem, stojąca w rogu pokoju. Odwracam głowę w przeciwną stronę i nie mogę się nie uśmiechnąć. Na rozkładanym żółtym fotelu leży szatyn. Ręce ma założone na piersiach i tą swoją minę jakby znów był na kogoś zły. Oczy ma zamknięte ale na czole jest wyraźna kreska, która mówi, że śni mu się coś nieprzyjemnego. Podchodzę do niego ostrożnie i okrywam grubym kocem, który zrzucił z siebie jak ja kołdrę.
- Hej, to ja powinienem teraz o ciebie dbać. - słyszę cichy głos.
- Nie chciałam cię obudzić. - uśmiecham się do niego. Pociera oczy i zerka na zegarek. Siadam na łóżku i ubieram bluzę od dresu. - Musisz mieć dobry układ z pielęgniarkami skoro pozwalając ci tu nocować. - zauważam i upijam łyk wody stojącej na szafce nocnej. Patrzy na mnie uważnie ale nic nie mówi. Odkładam więc szklankę i wślizguję się ślamazarnie pod kołdrę. - Chodź tu. - mówię i klepię miejsce obok siebie. Powoli wstaje i siada na łóżku. - Mów.
- Mów? - pyta nie wiedząc o co mi chodzi. Delikatnie ściskam jego dłoń i czując się gotowa na cios.
- Widzę, że coś od dzisiejszego poranka się zmieniło. Że nad czymś bardzo intensywnie myślisz, coś analizujesz... - zaczynam. - Bardzo długo rozmawiałeś z przełożoną. - zauważam. Milczy. Wpatruje się w nasze złączone ręce i kręci głową. - Gregor... Wiem, że to wszystko... dzieje się bardzo szybko.Wiem, że świat i życie teraz ci się przestawia. Że może dotarło do ciebie co się stało i...
- I myślisz, że chcę się wycofać? - pyta niedowierzając. W końcu patrzy mi prosto w oczy.
- Od rana się tego panicznie boję. - przyznaję. - Ale udźwignę to. Nie mogę cię zmuszać do...
- To zupełnie nie o to chodzi. - przerywa mi i uśmiecha się słabo. - Po prostu... Po prostu mam poczucie winy. Z każdym dniem coraz większe. - mówi.
- Poczucie winy? - nie rozumiem go.
- To przeze mnie wyjechałaś. - odpowiada pewnie. - Przeze mnie tu trafiłaś. Przeze mnie masz ponad miesiąc wyjęty z życia. - dodaje. - Najpierw wmawiałem ci że nasz związek byłby najlepszą rzeczą jak może cię spotkać i że powinnaś zrzucić habit a potem zawiodłem cię w momencie kiedy już postanowiłaś złamać daną obietnicę. Sprawiłem, że złamałaś swoje własne zasady. - mówi obwiniając się za całe zło tego świata. - W dodatku jestem prawie pewien, że ten wypadek wpłynął na twoją decyzję. Że pojawił się stres pourazowy i podejmujesz ją pod wpływem nie tych emocji co trzeba. Boję się, że gdy się przyzwyczaję do myśli, że chcesz być ze mną, że...
- Ok. - kiwam głową. Milknie. - To teraz posłuchaj co mam do powiedzenia bo powiem to tylko raz i nie będę powtarzać w kółko, bo ważniejsze są dla mnie czyny a nie słowa. Poza tym... nie jestem dobra w takie wyznania. - zaczynam. Mocno ściskam jego dłoń. - Wyjechałam nie przez ciebie a dla ciebie. Trafiłam tu nie przez ciebie a przez wypadek. Miesiąc miałam wyłączony mózg nie przez ciebie tylko przez hipotermię. Nie zawiodłeś mnie kiedy dowiedziałeś się o ciąży. Wręcz przeciwnie. Upewniłeś mnie w przekonaniu, że jesteś odpowiedzialnym i uczciwym facetem. Złamałam swoje zasady z własnej woli. I nie żałuję tego. Nie żałowałam tego gdy wsiadałam do pociągu ani gdy nastąpiło zderzenie. - wyjaśniam powoli i spokojnie. Unoszę dłoń i delikatnie głaszczę jego policzek. - Ten wypadek wpłynął na mnie. Jak na każdego. Takie tragedie wpływają na wszystkich, którzy mają uczucia.- wyjaśniam. - Nie mam stresu pourazowego, bo nie znalazłam się w tej lodowatej wodzie w wyniku wypadku tylko z własnej woli. - oznajmiam powodując u niego niedowierzanie. - Byłam w trzecim wagonie. A on do wody wpadł gdy już nikogo w nim nie było. - przyznaję. - Wydostałam się z niego na skarpę jak kilkanaście innych osób. I tak jak inni widziałam wydostających się ludzi z wagonów znajdujących się pod wodą. Zauważyłam tą parę nastolatków. Widziałam, że nie mają już siły płynąć. Postanowiłam im pomóc. - wzruszam ramionami. - Gdy dopłynęliśmy do brzegu a oni bezpiecznie wyszli do ratowników, obsunął się trzeci wagon i pociągnął za sobą część nasypu. A razem z nim mnie. - wyznaję. - Byłam i jestem w pełni świadoma tego co się stało i co zrobiłam. I gdyby taka sytuacja się powtórzyła, zrobiłabym to ponownie. - mówię zdecydowanie. - Każda moja decyzja po wybudzeniu się była i jest najważniejszą w moim życiu. I żadnej nie zmienię. Ani tego, że opuściłam zakon, a ani tego że zgodziłam się za ciebie wyjść. I jest tego jeden jedyny powód. Kocham cię Gregor. - kończę i czekam na jego reakcję. Patrzy na mnie jakby właśnie decydował o losach świata.
- Powiedziałaś to pierwszy raz. - zauważa. Owszem. Jak się z tym czuję? Wspaniale. I tak samo wspaniale czuję się kiedy w końcu całuje mnie tak, jak chciał od dłuższego czasu. Intensywnie, głęboko, powoli, czule... Choć jestem za stara na motylki w brzuchu, to mam wrażenie że hormony nie mają żadnych ram czasowych i to pojawia się pomimo nie bycia już nastolatką. Jest mi dobrze, kiedy jego dłoń wplata się w moje włosy, jest mi błogo kiedy druga głaszcze mój policzek...
- Chcesz mnie zabić... - wzdycham kiedy odrywamy się od siebie i muszę złapać więcej powietrza. Czuję ucisk w płucach ale po chwili znika i mogę normalnie mówić. Uśmiecha się jak kiedyś i już wiem, że wszystko wraca na o ironio, dobre tory. - Już nie mogę się doczekać powrotu do domu. - mówię cicho. Teraz głaszcze mój policzek a drugą dłoń ma wplecioną w moją i głaszcze palec na którym mam pierścionek zaręczynowy.
- Najpierw niech cię porządnie wyleczą i nauczą chodzić w ortezie, a potem będziemy się cieszyć z powrotu do normalności. - mówi dając mi pojedynczego słodkiego buziaka.
- Najwyżej postawimy sobie butlę tlenową przy łóżku. - puszczam mu oko z uśmiechem. Patrzy na mnie jakby chciał mi coś powiedzieć ale bardzo się powstrzymuje. - Co jest?
- Nic. Powinnaś się przespać. Porozmawiamy jutro. - mówi.
- Gregor...
- Jest środek nocy. Wolałbym, żebyś usłyszała to co mam ci do powiedzenia jak będziesz bardziej przytomna. - oznajmia z uśmiechem. - Nie martw się. To nic strasznego. - uprzedza moje pytanie. - A teraz spać. - nakazuje i poprawia mi poduszkę, po czym sam kładzie się na rozkładanym fotelu.
Reszta nocy mija stanowczo za szybko, bo budzę się zupełnie nie wyspana. W dodatku w pustym pokoju. Śniadanie jest pyszne ale nie wiem czy to dlatego że tak długo nie jadłam normalnego jedzenia czy po prostu w tym akurat szpitalu jedzenie jest na wyjątkowo wysokim poziomie. Rehabilitacja mija intensywnie choć towarzystwo o wyjątkowym poczuciu humoru sprawia, że nie zauważam jak długo potrafię się męczyć. Czy z tych starań coś wychodzi? Owszem ale nie do wszystkich to dociera...
- Mogę iść w ortezie. - mówię do pchającego wózek szatyna. Poprawiam koc na kolanach i uśmiecham się widząc goniące się dokoła szpitalnego placu zabaw dzieci. Zatrzymujemy się przy fontannie i siadamy na ławce.
- Rehabilitant mówił, że potrzebny ci umiar. - chwyta mnie za rękę i wystawia zadowoloną twarz do słońca. Robię to samo. Wiosnę czuć wyraźnie, choć chłodny wiaterek, który nadal schodzi do nas z wysokich partii gór trochę osłabia tą euforię.
- W nocy mówiłeś że chcesz mi coś powiedzieć. - przypominam.
- Zrobiłaś się strasznie niecierpliwa. - zauważa rozbawiony i zerka w moją stronę.
- Życie jest za krótkie na cierpliwość. - odpowiadam poważniejąc. Otwieram oczy i teraz wyraźnie widzę niepewność w jego brązowych tęczówkach. - Mów.
- Chodzi o seks. - strzela. Unoszę brwi.
- Co z nim nie tak?- pytam jak ostatnia kretynka. Mimo, że wyraźnie rozbawia go moja odpowiedź to jego niepewność się powiększa.
- Chciałbym... - zaczyna głaszcząc mnie po dłoni. - Chciałbym z tym zaczekać. - mówi. Mam wrażenie, że mój mózg nie całkiem się zresetował po miesiącu zawieszenia. Albo że dostałam właśnie udaru.
- Wychodzę dopiero za tydzień a szpital to nie jest najbardziej romantyczne miejsce... - mówię ale widzę doskonale to czego zobaczyć nie chciałam. Nie chodzi mu o tydzień. Nie wiem dlaczego reaguję na to perlistym śmiechem. Śmiechem który zamienia się w histeryczny a potem pojawia się niedowierzanie. - Powiedz, że żartujesz. - mówię, a on nie mówi nic tylko uważnie obserwuje moją reakcję. Poważnieję. - Jak długo Gregor?
_______________________
O.o