czwartek, 22 października 2020

5. Same nieszczęścia



       Wiecie jak to jest... Święta święta i po świętach jak to mawiała moja babcia. Po Wigilijnej porażce Melania nie próbowała wracać do tematu Gloria-Thomas. Moja siostra udawała, że nic się nie stało ale doskonale wiem, że co wieczór zamykając się w pokoju płacze oglądając stare zdjęcia. Morgi dał tylko znać, że dotarł do Kristiny i od tego czasu się nie odezwał. W domu panował spokój. Wybitny. Aż za cicho było. Nawet dla takiego wielbiciela spokoju jak ja. 
      Patrzę na choinkę. Świeci pięknymi odcieniami granatu. W srebrnych bombkach odbija się ciepłe światło lampki nocnej stojącej na pieńku obok kanapy. Wino smakuje wybitnie kiepsko. Patrzę na kieliszek. Nawet kolor ma beznadziejny. 
- Wybierasz się gdzieś na Sylwestra? - pytanie pada z ust mojej siostry. Nawet nie usłyszałem jak weszły do salonu. Usiadły na kanapie i włączyły radio. Z głośników popłynęła Oh Holy Night w wykonaniu Hometown. Dziewczyny patrzą na mnie wyczekująco.
- Mam zaproszenie na imprezę do Związku ale są dwa problemy. - mówię siadając między nimi.
- Mianowicie? - pyta zakonnica.
- Pierwszy to taki, że wybitnie mi się nie chce. A drugi to taki, że nie mam z kim tam iść. - odpowiadam odstawiając kieliszek na stolik. - No chyba że któraś z was ma ochotę. - dodaję zamykając oczy i opierając głowę o kanapę. Jest cholernie wygodna.
- Ja nie mam planów i w sumie chętnie bym się zabawiła. - odpowiada Gloria. Zerkam spod powieki na nią. Pije moje wino i krzywi się. - Oh co to za świństwo? - pyta odkładając kieliszek.
- No to ustalone. - odpowiadam. 
- Nie będziesz się wstydził iść tam z siostrą? - pyta.
- A czegoś ci brakuje? - pytam z zamkniętymi oczami. Dam sobie rękę uciąć, że się uśmiecha.
- A ty Melka? Nie będzie ci przykro, że zostajesz sama? - dodaje. Otwieram oczy, bo przecież nawet o niej nie pomyślałem. A w końcu to nasz gość. Dziewczyna uśmiecha się ciepło.
- Mam kilka lektur do nadrobienia. A jak mi się znudzi to pochodzę nago po domu. - mówi wprost. Patrzymy na nią jak na kosmitkę. - No co? Tylko mi nie mówcie, że nigdy nie mieliście na to ochoty.
- I włączysz sobie radio i zaczniesz śpiewać do łyżki? - pyta rozbawiona Gloria. Ja też się uśmiecham i ponownie zamykam oczy. Hmn... moja mina pewnie mówi wszystko.
- Wyobrażasz to sobie, prawda? - pyta rozbawiona. Gloria parska śmiechem. Ja też nie mogę wytrzymać i uśmiecham się cwanie. Dostaję poduszką po głowie.
- Hej, sama zaczęłaś. - bronię się. Dziewczyna śmieje się wesoło. Czy nie zrobiło się nagle zbyt frywolnie? W końcu to...
- Zakonnica. - wzdycha po raz kolejny Gloria. - Boże Melka ja dalej nie mogę tego zrozumieć. - jęczy opadając głową na moje kolana. Patrzę na Melanię a ta tylko wywraca oczami. - Nawet z tobą na imprezę nie można pójść. - zarzuca jej. 
- Gloria... zawsze możemy sobie imprezę zrobić tutaj. - odpowiada z uśmiechem. - Zrobimy sobie bal przebierańców. - dodaje.
- A za kogo się przebierzesz? Za przełożoną? - pyta złośliwie.
- Gloria! - upominam ją.
- Nie ma takiej poduszki, z której dorobiłabym sobie brzuch. Ona jest taka gruba. - wzdycha teatralnie. - Na prawdę mogłaby przejść na dietę, to nie zdrowe. - dodaje przekręcając obrączkę na palcu. Uśmiechamy się. - Zawsze chciałam się przebrać za Harley Quinn. - dodaje. Patrzę na nią unosząc jedną brew. Gloria zaczyna się śmiać. - No co? - dopytuje rozbawiona. 
- A ty Greg? Za kogo byś się przebrał? - pyta brunetka.
- Hmn... za ninja. - odpowiadam pewnie. Tym razem to one się śmieją. - No co?
- A ty gloria? - pyta Melania.
- Ja zawsze chciałam się przebrać za Smerfetkę. - wyszczerza się.
- Blue power! - woła zakonnica. W tym momencie dzwoni telefon Glorii. Patrzy w niego i z niepewnością w oczach odbiera.
- Tak Kristina? - patrzymy na nią zdziwieni czego może chcieć kobieta. - Nie, nie było go u nas... - odpowiada zdezorientowana. - A kiedy wyjechał?... Kristy uspokój się, pewnie zasnął i nie słyszy telefonu, wiesz jaki to śpioch... - próbuje uspokoić kobietę ale widzę, że sama jest zaniepokojona. Co się stało? - Dobrze, spróbujemy się z nim skontaktować i skopię mu dupę, za to że zachowuje się jak dzieciak. - mówi pewnie ale w oczach ma strach. - Dam ci znać, papa. - odkłada telefon na stolik.
- Co jest? - pytam.
- Thomas wyjechał wczoraj od Kristiny i do tej pory nie dał znać że dotarł do domu. 
- Może rzeczywiście śpi. - próbuje ją uspokoić Melania. Gloria wstaje, bierze telefon i ubiera wysokie kozaki.
- Co robisz? - pytam podchodząc do korytarza.
- Jadę nakopać mu do tyłka. - mówi poważnie. - Nieodpowiedzialny dzieciak. - dodaje. - Myśli, że wszystkie rozumy pozjadał, że wszyscy będą wokół niego skakać, że jest taki super i ło ho ho. Alvaro pieprzony, jak go dorwę to mu nogi z dupy powyrywam. - terkocze ubierając płaszcz.
- Gloria... - zakonnica chwyta ją za rękę. Moja siostra uspokaja się na chwilę. - Jedź powoli. - dodaje, a moja młoda wychodzi trzaskając drzwiami. Dziewczyna patrzy na mnie z niepokojem wypisanym na twarzy.
- Na pewno zaspał. - mówię niepewnie. 
- Przejęła się. - komentuje dziewczyna. - Nie uważasz, że za bardzo? - pyta. Wzdycham.
- Chodź pogadamy. - proponuję jej i idę do swojego pokoju.
- W salonie też moglibyśmy pogadać. - mówi kładąc się obok mnie.
- Ale wtedy nie mógłbym powiedzieć, że weszłaś mi do łóżka. - odpowiadam. Śmieje się delikatnie.
- Myślisz, że się pogodzą? - pyta.
- Nie wiem. Myślę, że chciała go przeprosić za Wigilię. I chciała to zrobić zaraz po tym jak wyszedł wtedy od nas ale wiesz jak to jest z urażoną dumą. Nieważne czy to duma mężczyzny czy kobiety. - milczy. Zerkam na nią i w głowie znów pojawia mi się pytanie o jej przeszłość. 
- Widzę, że chcesz o coś zapytać. - mówi nie patrząc na mnie.
- Od naszej ostatniej rozmowy poszperałem trochę w internecie. - przyznaję.
- I co tam znalazłeś? - pyta ale to pytanie czysto teoretyczne. Bo przecież wie. W końcu nie wytrzymuje i odwraca wzrok na mnie. 
- Co było po tym jak odrzuciłaś jego zaręczyny? - pytam. Nie tego pytania się spodziewała. Widzę jak w jej oczach coś się zmienia. Pojawia się jakieś światełko. Odwraca głowę i zamyka oczy.
- Wstał z kolan, odwrócił się do wszystkich, którzy z nami byli w restauracji i powiedział im, że będzie próbował do skutku, bo jestem tego warta. - odpowiada. 
- Łał. - komentuję. Uśmiecha się. - To robi wrażenie. - przyznaję.
- Na mnie też zrobiło.
- I zmieniłaś decyzję? - pytam.
- Nie ale...
- Ale?
- Ale to był wspaniały weekend. - mówi wzdychając. Sam się uśmiecham. 
- Wyszliście chociaż na chwilę z hotelu żeby coś zwiedzić? - pytam rozbawiony. Uderza mnie łokciem ale sama się śmieje kiwając głową. - To jak długo jeszcze się potem spotykaliście? - pytam zaciekawiony.
- Za krótko. - odpowiada. Uśmiech powoli znika jej z twarzy. Otwiera oczy. Są odmienione. Smutne. 
- Pojawiła się inna kobieta? - pytam wprost.
- Nie. - odpowiada pewnie. - Mówił, że jestem tą jedyną, a ja mu wierzyłam. Nie zrobił nigdy nic, co mogło spowodować jakiekolwiek wątpliwości. Był dobry, mądry, czuły... Mogłam być przy nim sobą. Byłam... szczęśliwa. - dodaje. - Ale widocznie nie byliśmy sobie pisani. - mówi cicho i znów zamyka oczy. Przez chwilę nic nie mówię. Ale czegoś jednak tu nie rozumiem.
- Nie próbował ci się więcej oświadczyć? - pytam zaciekawiony.
- 2 razy.
- Czemu odmówiłaś skoro tak dobrze się z nim czułaś? - pytam nie rozumiejąc.
- A kto powiedział, że odmówiłam? - zadaje cicho pytanie. I wtedy mnie oświeca. O kurde... Nie wiem co powiedzieć. Leżę patrząc na nią zamurowany. Tego się nie spodziewałem, cały czas myślałem, że ją zostawił dla kogoś innego ale... Z kieszeni wyciąga mały portfel i podaje mi dowód osobisty. Melania Koller-Roshan. - Ślub był bardzo nasz. Tylko my i kapłan. Piasek, ocean i my. Więcej nie było nam potrzebne. Miesiąc dla nas samych. - podaje mi małą fotografię zgiętą wpół. Jest na nim para jak z filmu. Przystojny mężczyzna o ciemnej karnacji, ciemnej oprawie oczu, ubrany w kremowy garnitur, ze szczerym uśmiechem na twarzy, wpatrzony w piękną brunetkę, której długie falowane włosy opadają pod ciężarem woalu na koronkową, dopasowaną kreację. Ona też się uśmiecha. W jej wpatrzonych w męża oczach widać radość, szczęście, zaufanie i miłość. Coś kłuje mnie w serce. Bo ja też bym tak chciał?
- Brzmi jak bajka. - mówię cicho.
- Każda bajka kiedyś się kończy. - na jej twarzy pojawia się ból. - Świętowaliśmy jego urodziny. To był ostatni weekend naszego miodowego miesiąca. - mówi cicho wpatrując się w zdjęcie w moich rękach. - Miał licencję pilota i własny helikopter. - wywraca oczami. - Uwielbiał nim latać. - uśmiecha się lekko i milknie. Milczymy razem. Oddaję jej dowód i zdjęcie. Chowa je. Takie milczenie też jest dobre. Czasem trzeba się po prostu wymilczeć. Nie mogę sobie wyobrazić przez co przeszła ta dziewczyna. Chociaż... ja też straciłem kogoś kogo kochałem, kogo uważałem za swój ideał, kogoś za kogo oddałbym życie. Tylko czy to aby na pewno to samo? Z Sandrą znaliśmy się bardzo długo. Długo byliśmy ze sobą. Oni... krótka znajomość, jeszcze krótsze małżeństwo. Same dobre wspomnienia i intensywne uczucia, które nie zdążyły wygasnąć ani się znudzić. Tylko, że moja miłość gdzieś tam jest i chodzi sobie po świecie. Jest cała i zdrowa. A jej miłość...
- To dlatego zakon?- pytam.
- Chyba tak.
- Chyba?
- Zawsze czułam, że coś mnie tam ciągnie. Że to jest społeczność, do której przynależę.
- Nawet po tym jak Bóg odebrał ci męża? - pytam wprost. Dlaczego się denerwuję? Patrzy na mnie smutno. - Przepraszam. 
- Nie szkodzi. Sama tak myślałam. Miałam do niego wiele pretensji. 
- Więc co się zmieniło? - dopytuję. - Po prostu tego nie rozumiem. - wzruszam ramionami. Myśli intensywnie nad czymś.
- Widocznie tak miało być. Miałam zaznać szczęścia i zaznałam.
-I co? I nagle stwierdził, że ok, tyle ci wystarczy? - pytam poirytowany. Milknie. - No przecież widzę, że sama tak myślisz, że wcale się z tym nie pogodziłaś.
- Może przez wstąpienie do zakonu chcę go lepiej poznać? Przez to może dostanę jakąś odpowiedź?
- O ile mi wiadomo z nieba nie dostaje się smsów. - komentuję. Wzdycha. - Przepraszam ale po tym co mi powiedziałaś tym bardziej nie rozumiem twojej decyzji. 
- Nie musisz. - odpowiada. Wygląda na urażoną. Oboje milkniemy ale coś nie daje mi spokoju.
- A nie pomyślałaś, że plan Boga był inny? Że wszystko to co cię spotkało stało się z zupełnie innego powodu?
- Jaka jest twoja teoria Gregor? - odwraca się w moją stronę i kładzie dłoń pod policzkiem. Robię to samo.
- Może Bóg chciał, żebyś zaznała takiego szczęścia żeby cię odwieźć od decyzji wstąpienia do zakonu. Żeby ci pokazać jakie życie może być piękne.
- I dlatego Harshad musiał umrzeć?
- Może to nie był po prostu ten. - wzruszam ramionami. Widzę, że boli ją to. - Może miałaś się dowiedzieć, że życie jest piękne ale nie zawsze takie jest, że są też te przykre momenty ale mimo tego warto jest kochać.
- Być może. - patrzy mi prosto w oczy. - To kiedy zdejmiesz zdjęcie Sandry znad łóżka? - pyta. Ciekawa zmiana tematu.
- Kiedy ty zdejmiesz obrączkę z szyi. - odpowiadam. Po raz pierwszy ją zaskoczyłem. 
- Skąd wiesz? - pyta i wyciąga wisiorek spod habitu. Głaszcze go palcem wskazującym. - Podglądasz mnie? - unosi brew. Uśmiecham się. Ta dziewczyna jest niemożliwa. A jej zmiany nastroju jeszcze gorsze.
- Wolę nie narażać się temu tam. - unoszę palec do góry. - Domyśliłem się. Nie jestem taki głupi jak się może wydawać.
- Nigdy nie sądziłam że jesteś głupi. - mówi poważniejąc. Znów milkniemy wpatrując się w siebie. - Wiesz Gregor... cieszę się że ci o wszystkim opowiedziałam. Że poznałam twój punkt widzenia.
- Dało ci to do myślenia? - pytam.
- Oczywiście że tak.
- I zastanowisz się nad zmianą decyzji?
- Nie. - mówi pewnie. Wzdycham. Uśmiecha się. - Ale teraz łączy nas coś więcej.
- Coś więcej?
- Moja tajemnica. I wolałabym żebyś nikomu tego nie mówił.
- A Gloria? To twoja przyjaciółka, chyba zasługuje na to, żeby wiedzieć.
- Gloria wie. - oznajmuje. Bam! Chyba widzi szok na mojej twarzy. - Dlatego jest moją przyjaciółką. - wyjaśnia. No tak. Moja siostra jest świetna w dotrzymywaniu obietnic i dochowaniu tajemnic. - Myślisz, że go znalazła i się godzą? - pyta z nadzieją w oczach.
- Nie wiem. - patrzę na zegar. Jest już późno. - Zaczynam się powoli martwić. Od nas do mieszkania Thomasa jest niedaleko.
- Popatrz jaka jest pogoda, może po prostu powoli jedzie, niewiele widać. - mówi podchodząc do okna. Staję obok niej. Wyciągam telefon i wybieram numer do siostry. 
- Nie odbiera. 
- Mówię ci że się godzą. - uśmiecha się. Po chwili telefon zaczyna dzwonić. 
- Gloria już się zaczynałem martwić, gdzie... - moja siostra gwałtownie mi przerywa. Nie potrafię wydusić ani słowa. Melania patrzy na mnie w skupieniu. Zaciska pięści. Domyśla się, że stało się coś złego. - W którym jesteście szpitalu? - jest zapłakana. Ciężko mi ją zrozumieć. - Zaraz tam będę. - mówię i wychodzę z pokoju.
- Gregor co się stało? - dziewczyna zatrzymuje mnie w korytarzu. 
- Gloria znalazła Thomasa w jego rozbitym samochodzie zaraz przed domem. Nie wiadomo ile tam leżał. 
- O mój Boże... - Jej dłoń wędruje do ust. Po chwili zaczyna ubierać buty. - Jadę z tobą. - nie protestuję. I tak by pojechała. 
   Wpadamy do szpitala jak poparzeni. Moja siostra siedzi w poczekalni i nerwowo zaciska pięści. 
- Gloria? - jest bliska płaczu kiedy nas widzi. Wtula się we mnie i mocno przyciska do siebie.- Ciii no już, uspokój się. Co z Thomasem? - pytam.
- Był nieprzytomny i... i... cały... cały we krwi... Ja... próbowałam... ja...
- Ciiii - Melania głaszcze ją po plecach. - Nic z tego nie będzie, idę do pielęgniarek po środki na uspokojenie. - mówi i znika za rogiem. Usiłuję coś wydusić z brunetki ale jedyne co słyszę to cichy szloch. Co tam się stało na Boga? - Masz, weź to. - zakonnica przynosi kubek z wodą i tabletki. Gloria od razu łyka je i siada na krześle. - A teraz spokojnie opowiedz nam co się stało. - mówi trzymając ją za rękę.
- Nie czułam tętna... i... ech... i próbowałam go wyciągnąć ale... ale pasy... pasy były zacięte... on... on miał... dużą ranę na głowie i... i wszędzie... wszędzie krew... ja... 
- Już dobrze... Gloria co było dalej?
- Zadzwoniłam na pogotowie... byli po 10 minutach... i straż pożarna... i... wyciągnęli go i... ech on wyglądał jakby... - znów wybucha płaczem. Zakonnica przytula ją do siebie i głaszcze po głowie. Patrzy na mnie przerażona. Z sali obok wychodzi lekarz i patrzy na moją siostrę.
- Doktorze co z nim? - pytam.
- Pan jest kimś z rodziny? - pyta. Czyli nas nie kojarzy. Mam przewagę.
- Jestem bratem. - mówię pewnie.
- Ach tak... - patrzy na mnie sceptycznie. - Uraz głowy jest poważny ale nie to jest największym problemem. Pacjent długo był nieprzytomny. Niedotlenienie mózgu mogło spowodować nieodwracalne skutki, których na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie przewidzieć. 
- Trzeba czekać aż się wybudzi tak?
- Tak. Oprócz tego pacjent ma odmrożone dłonie, musieliśmy amputować mały palec lewej ręki. - kontynuuje. Żołądek podchodzi mi do gardła. - Kręgosłup jest cały i to jest dobra wiadomość. Jedyna jaką mogę teraz państwu przekazać. Najbliższa dobra będzie decydująca jeśli chodzi o ciśnienie w czaszce. Jutro zrobimy ponowną tomografię. A teraz przepraszam ale muszę wracać do pacjenta. - mówi i odchodzi. Patrzę na Glorię. Jest załamana. A jeszcze muszę zadzwonić do Kristiny...
- Gregor, może jedź do Kristiny a ja zostanę z Glorią. Jak jej powiesz, to będzie chciała tu być i...
- Wiem. Ech... zajmij się nią ok?
- Jasne.
 Wychodząc ze szpitala zastanawiam się tylko ile nieszczęść musi spaść na człowieka i czy jest tego jakiś limit.


                           ___________________________________________________________

                                No cześć i czołem!. Czy ktoś tu jeszcze zagląda? :( 
                               Jeśli nie, to będę tu dla Kamili i dla samej siebie hehe
                                Wróciłam, bo w końcu mam na to chwilę czasu :)
                                        Tylko co tu wymyślić dalej...?   :D