czwartek, 22 października 2020

5. Same nieszczęścia



       Wiecie jak to jest... Święta święta i po świętach jak to mawiała moja babcia. Po Wigilijnej porażce Melania nie próbowała wracać do tematu Gloria-Thomas. Moja siostra udawała, że nic się nie stało ale doskonale wiem, że co wieczór zamykając się w pokoju płacze oglądając stare zdjęcia. Morgi dał tylko znać, że dotarł do Kristiny i od tego czasu się nie odezwał. W domu panował spokój. Wybitny. Aż za cicho było. Nawet dla takiego wielbiciela spokoju jak ja. 
      Patrzę na choinkę. Świeci pięknymi odcieniami granatu. W srebrnych bombkach odbija się ciepłe światło lampki nocnej stojącej na pieńku obok kanapy. Wino smakuje wybitnie kiepsko. Patrzę na kieliszek. Nawet kolor ma beznadziejny. 
- Wybierasz się gdzieś na Sylwestra? - pytanie pada z ust mojej siostry. Nawet nie usłyszałem jak weszły do salonu. Usiadły na kanapie i włączyły radio. Z głośników popłynęła Oh Holy Night w wykonaniu Hometown. Dziewczyny patrzą na mnie wyczekująco.
- Mam zaproszenie na imprezę do Związku ale są dwa problemy. - mówię siadając między nimi.
- Mianowicie? - pyta zakonnica.
- Pierwszy to taki, że wybitnie mi się nie chce. A drugi to taki, że nie mam z kim tam iść. - odpowiadam odstawiając kieliszek na stolik. - No chyba że któraś z was ma ochotę. - dodaję zamykając oczy i opierając głowę o kanapę. Jest cholernie wygodna.
- Ja nie mam planów i w sumie chętnie bym się zabawiła. - odpowiada Gloria. Zerkam spod powieki na nią. Pije moje wino i krzywi się. - Oh co to za świństwo? - pyta odkładając kieliszek.
- No to ustalone. - odpowiadam. 
- Nie będziesz się wstydził iść tam z siostrą? - pyta.
- A czegoś ci brakuje? - pytam z zamkniętymi oczami. Dam sobie rękę uciąć, że się uśmiecha.
- A ty Melka? Nie będzie ci przykro, że zostajesz sama? - dodaje. Otwieram oczy, bo przecież nawet o niej nie pomyślałem. A w końcu to nasz gość. Dziewczyna uśmiecha się ciepło.
- Mam kilka lektur do nadrobienia. A jak mi się znudzi to pochodzę nago po domu. - mówi wprost. Patrzymy na nią jak na kosmitkę. - No co? Tylko mi nie mówcie, że nigdy nie mieliście na to ochoty.
- I włączysz sobie radio i zaczniesz śpiewać do łyżki? - pyta rozbawiona Gloria. Ja też się uśmiecham i ponownie zamykam oczy. Hmn... moja mina pewnie mówi wszystko.
- Wyobrażasz to sobie, prawda? - pyta rozbawiona. Gloria parska śmiechem. Ja też nie mogę wytrzymać i uśmiecham się cwanie. Dostaję poduszką po głowie.
- Hej, sama zaczęłaś. - bronię się. Dziewczyna śmieje się wesoło. Czy nie zrobiło się nagle zbyt frywolnie? W końcu to...
- Zakonnica. - wzdycha po raz kolejny Gloria. - Boże Melka ja dalej nie mogę tego zrozumieć. - jęczy opadając głową na moje kolana. Patrzę na Melanię a ta tylko wywraca oczami. - Nawet z tobą na imprezę nie można pójść. - zarzuca jej. 
- Gloria... zawsze możemy sobie imprezę zrobić tutaj. - odpowiada z uśmiechem. - Zrobimy sobie bal przebierańców. - dodaje.
- A za kogo się przebierzesz? Za przełożoną? - pyta złośliwie.
- Gloria! - upominam ją.
- Nie ma takiej poduszki, z której dorobiłabym sobie brzuch. Ona jest taka gruba. - wzdycha teatralnie. - Na prawdę mogłaby przejść na dietę, to nie zdrowe. - dodaje przekręcając obrączkę na palcu. Uśmiechamy się. - Zawsze chciałam się przebrać za Harley Quinn. - dodaje. Patrzę na nią unosząc jedną brew. Gloria zaczyna się śmiać. - No co? - dopytuje rozbawiona. 
- A ty Greg? Za kogo byś się przebrał? - pyta brunetka.
- Hmn... za ninja. - odpowiadam pewnie. Tym razem to one się śmieją. - No co?
- A ty gloria? - pyta Melania.
- Ja zawsze chciałam się przebrać za Smerfetkę. - wyszczerza się.
- Blue power! - woła zakonnica. W tym momencie dzwoni telefon Glorii. Patrzy w niego i z niepewnością w oczach odbiera.
- Tak Kristina? - patrzymy na nią zdziwieni czego może chcieć kobieta. - Nie, nie było go u nas... - odpowiada zdezorientowana. - A kiedy wyjechał?... Kristy uspokój się, pewnie zasnął i nie słyszy telefonu, wiesz jaki to śpioch... - próbuje uspokoić kobietę ale widzę, że sama jest zaniepokojona. Co się stało? - Dobrze, spróbujemy się z nim skontaktować i skopię mu dupę, za to że zachowuje się jak dzieciak. - mówi pewnie ale w oczach ma strach. - Dam ci znać, papa. - odkłada telefon na stolik.
- Co jest? - pytam.
- Thomas wyjechał wczoraj od Kristiny i do tej pory nie dał znać że dotarł do domu. 
- Może rzeczywiście śpi. - próbuje ją uspokoić Melania. Gloria wstaje, bierze telefon i ubiera wysokie kozaki.
- Co robisz? - pytam podchodząc do korytarza.
- Jadę nakopać mu do tyłka. - mówi poważnie. - Nieodpowiedzialny dzieciak. - dodaje. - Myśli, że wszystkie rozumy pozjadał, że wszyscy będą wokół niego skakać, że jest taki super i ło ho ho. Alvaro pieprzony, jak go dorwę to mu nogi z dupy powyrywam. - terkocze ubierając płaszcz.
- Gloria... - zakonnica chwyta ją za rękę. Moja siostra uspokaja się na chwilę. - Jedź powoli. - dodaje, a moja młoda wychodzi trzaskając drzwiami. Dziewczyna patrzy na mnie z niepokojem wypisanym na twarzy.
- Na pewno zaspał. - mówię niepewnie. 
- Przejęła się. - komentuje dziewczyna. - Nie uważasz, że za bardzo? - pyta. Wzdycham.
- Chodź pogadamy. - proponuję jej i idę do swojego pokoju.
- W salonie też moglibyśmy pogadać. - mówi kładąc się obok mnie.
- Ale wtedy nie mógłbym powiedzieć, że weszłaś mi do łóżka. - odpowiadam. Śmieje się delikatnie.
- Myślisz, że się pogodzą? - pyta.
- Nie wiem. Myślę, że chciała go przeprosić za Wigilię. I chciała to zrobić zaraz po tym jak wyszedł wtedy od nas ale wiesz jak to jest z urażoną dumą. Nieważne czy to duma mężczyzny czy kobiety. - milczy. Zerkam na nią i w głowie znów pojawia mi się pytanie o jej przeszłość. 
- Widzę, że chcesz o coś zapytać. - mówi nie patrząc na mnie.
- Od naszej ostatniej rozmowy poszperałem trochę w internecie. - przyznaję.
- I co tam znalazłeś? - pyta ale to pytanie czysto teoretyczne. Bo przecież wie. W końcu nie wytrzymuje i odwraca wzrok na mnie. 
- Co było po tym jak odrzuciłaś jego zaręczyny? - pytam. Nie tego pytania się spodziewała. Widzę jak w jej oczach coś się zmienia. Pojawia się jakieś światełko. Odwraca głowę i zamyka oczy.
- Wstał z kolan, odwrócił się do wszystkich, którzy z nami byli w restauracji i powiedział im, że będzie próbował do skutku, bo jestem tego warta. - odpowiada. 
- Łał. - komentuję. Uśmiecha się. - To robi wrażenie. - przyznaję.
- Na mnie też zrobiło.
- I zmieniłaś decyzję? - pytam.
- Nie ale...
- Ale?
- Ale to był wspaniały weekend. - mówi wzdychając. Sam się uśmiecham. 
- Wyszliście chociaż na chwilę z hotelu żeby coś zwiedzić? - pytam rozbawiony. Uderza mnie łokciem ale sama się śmieje kiwając głową. - To jak długo jeszcze się potem spotykaliście? - pytam zaciekawiony.
- Za krótko. - odpowiada. Uśmiech powoli znika jej z twarzy. Otwiera oczy. Są odmienione. Smutne. 
- Pojawiła się inna kobieta? - pytam wprost.
- Nie. - odpowiada pewnie. - Mówił, że jestem tą jedyną, a ja mu wierzyłam. Nie zrobił nigdy nic, co mogło spowodować jakiekolwiek wątpliwości. Był dobry, mądry, czuły... Mogłam być przy nim sobą. Byłam... szczęśliwa. - dodaje. - Ale widocznie nie byliśmy sobie pisani. - mówi cicho i znów zamyka oczy. Przez chwilę nic nie mówię. Ale czegoś jednak tu nie rozumiem.
- Nie próbował ci się więcej oświadczyć? - pytam zaciekawiony.
- 2 razy.
- Czemu odmówiłaś skoro tak dobrze się z nim czułaś? - pytam nie rozumiejąc.
- A kto powiedział, że odmówiłam? - zadaje cicho pytanie. I wtedy mnie oświeca. O kurde... Nie wiem co powiedzieć. Leżę patrząc na nią zamurowany. Tego się nie spodziewałem, cały czas myślałem, że ją zostawił dla kogoś innego ale... Z kieszeni wyciąga mały portfel i podaje mi dowód osobisty. Melania Koller-Roshan. - Ślub był bardzo nasz. Tylko my i kapłan. Piasek, ocean i my. Więcej nie było nam potrzebne. Miesiąc dla nas samych. - podaje mi małą fotografię zgiętą wpół. Jest na nim para jak z filmu. Przystojny mężczyzna o ciemnej karnacji, ciemnej oprawie oczu, ubrany w kremowy garnitur, ze szczerym uśmiechem na twarzy, wpatrzony w piękną brunetkę, której długie falowane włosy opadają pod ciężarem woalu na koronkową, dopasowaną kreację. Ona też się uśmiecha. W jej wpatrzonych w męża oczach widać radość, szczęście, zaufanie i miłość. Coś kłuje mnie w serce. Bo ja też bym tak chciał?
- Brzmi jak bajka. - mówię cicho.
- Każda bajka kiedyś się kończy. - na jej twarzy pojawia się ból. - Świętowaliśmy jego urodziny. To był ostatni weekend naszego miodowego miesiąca. - mówi cicho wpatrując się w zdjęcie w moich rękach. - Miał licencję pilota i własny helikopter. - wywraca oczami. - Uwielbiał nim latać. - uśmiecha się lekko i milknie. Milczymy razem. Oddaję jej dowód i zdjęcie. Chowa je. Takie milczenie też jest dobre. Czasem trzeba się po prostu wymilczeć. Nie mogę sobie wyobrazić przez co przeszła ta dziewczyna. Chociaż... ja też straciłem kogoś kogo kochałem, kogo uważałem za swój ideał, kogoś za kogo oddałbym życie. Tylko czy to aby na pewno to samo? Z Sandrą znaliśmy się bardzo długo. Długo byliśmy ze sobą. Oni... krótka znajomość, jeszcze krótsze małżeństwo. Same dobre wspomnienia i intensywne uczucia, które nie zdążyły wygasnąć ani się znudzić. Tylko, że moja miłość gdzieś tam jest i chodzi sobie po świecie. Jest cała i zdrowa. A jej miłość...
- To dlatego zakon?- pytam.
- Chyba tak.
- Chyba?
- Zawsze czułam, że coś mnie tam ciągnie. Że to jest społeczność, do której przynależę.
- Nawet po tym jak Bóg odebrał ci męża? - pytam wprost. Dlaczego się denerwuję? Patrzy na mnie smutno. - Przepraszam. 
- Nie szkodzi. Sama tak myślałam. Miałam do niego wiele pretensji. 
- Więc co się zmieniło? - dopytuję. - Po prostu tego nie rozumiem. - wzruszam ramionami. Myśli intensywnie nad czymś.
- Widocznie tak miało być. Miałam zaznać szczęścia i zaznałam.
-I co? I nagle stwierdził, że ok, tyle ci wystarczy? - pytam poirytowany. Milknie. - No przecież widzę, że sama tak myślisz, że wcale się z tym nie pogodziłaś.
- Może przez wstąpienie do zakonu chcę go lepiej poznać? Przez to może dostanę jakąś odpowiedź?
- O ile mi wiadomo z nieba nie dostaje się smsów. - komentuję. Wzdycha. - Przepraszam ale po tym co mi powiedziałaś tym bardziej nie rozumiem twojej decyzji. 
- Nie musisz. - odpowiada. Wygląda na urażoną. Oboje milkniemy ale coś nie daje mi spokoju.
- A nie pomyślałaś, że plan Boga był inny? Że wszystko to co cię spotkało stało się z zupełnie innego powodu?
- Jaka jest twoja teoria Gregor? - odwraca się w moją stronę i kładzie dłoń pod policzkiem. Robię to samo.
- Może Bóg chciał, żebyś zaznała takiego szczęścia żeby cię odwieźć od decyzji wstąpienia do zakonu. Żeby ci pokazać jakie życie może być piękne.
- I dlatego Harshad musiał umrzeć?
- Może to nie był po prostu ten. - wzruszam ramionami. Widzę, że boli ją to. - Może miałaś się dowiedzieć, że życie jest piękne ale nie zawsze takie jest, że są też te przykre momenty ale mimo tego warto jest kochać.
- Być może. - patrzy mi prosto w oczy. - To kiedy zdejmiesz zdjęcie Sandry znad łóżka? - pyta. Ciekawa zmiana tematu.
- Kiedy ty zdejmiesz obrączkę z szyi. - odpowiadam. Po raz pierwszy ją zaskoczyłem. 
- Skąd wiesz? - pyta i wyciąga wisiorek spod habitu. Głaszcze go palcem wskazującym. - Podglądasz mnie? - unosi brew. Uśmiecham się. Ta dziewczyna jest niemożliwa. A jej zmiany nastroju jeszcze gorsze.
- Wolę nie narażać się temu tam. - unoszę palec do góry. - Domyśliłem się. Nie jestem taki głupi jak się może wydawać.
- Nigdy nie sądziłam że jesteś głupi. - mówi poważniejąc. Znów milkniemy wpatrując się w siebie. - Wiesz Gregor... cieszę się że ci o wszystkim opowiedziałam. Że poznałam twój punkt widzenia.
- Dało ci to do myślenia? - pytam.
- Oczywiście że tak.
- I zastanowisz się nad zmianą decyzji?
- Nie. - mówi pewnie. Wzdycham. Uśmiecha się. - Ale teraz łączy nas coś więcej.
- Coś więcej?
- Moja tajemnica. I wolałabym żebyś nikomu tego nie mówił.
- A Gloria? To twoja przyjaciółka, chyba zasługuje na to, żeby wiedzieć.
- Gloria wie. - oznajmuje. Bam! Chyba widzi szok na mojej twarzy. - Dlatego jest moją przyjaciółką. - wyjaśnia. No tak. Moja siostra jest świetna w dotrzymywaniu obietnic i dochowaniu tajemnic. - Myślisz, że go znalazła i się godzą? - pyta z nadzieją w oczach.
- Nie wiem. - patrzę na zegar. Jest już późno. - Zaczynam się powoli martwić. Od nas do mieszkania Thomasa jest niedaleko.
- Popatrz jaka jest pogoda, może po prostu powoli jedzie, niewiele widać. - mówi podchodząc do okna. Staję obok niej. Wyciągam telefon i wybieram numer do siostry. 
- Nie odbiera. 
- Mówię ci że się godzą. - uśmiecha się. Po chwili telefon zaczyna dzwonić. 
- Gloria już się zaczynałem martwić, gdzie... - moja siostra gwałtownie mi przerywa. Nie potrafię wydusić ani słowa. Melania patrzy na mnie w skupieniu. Zaciska pięści. Domyśla się, że stało się coś złego. - W którym jesteście szpitalu? - jest zapłakana. Ciężko mi ją zrozumieć. - Zaraz tam będę. - mówię i wychodzę z pokoju.
- Gregor co się stało? - dziewczyna zatrzymuje mnie w korytarzu. 
- Gloria znalazła Thomasa w jego rozbitym samochodzie zaraz przed domem. Nie wiadomo ile tam leżał. 
- O mój Boże... - Jej dłoń wędruje do ust. Po chwili zaczyna ubierać buty. - Jadę z tobą. - nie protestuję. I tak by pojechała. 
   Wpadamy do szpitala jak poparzeni. Moja siostra siedzi w poczekalni i nerwowo zaciska pięści. 
- Gloria? - jest bliska płaczu kiedy nas widzi. Wtula się we mnie i mocno przyciska do siebie.- Ciii no już, uspokój się. Co z Thomasem? - pytam.
- Był nieprzytomny i... i... cały... cały we krwi... Ja... próbowałam... ja...
- Ciiii - Melania głaszcze ją po plecach. - Nic z tego nie będzie, idę do pielęgniarek po środki na uspokojenie. - mówi i znika za rogiem. Usiłuję coś wydusić z brunetki ale jedyne co słyszę to cichy szloch. Co tam się stało na Boga? - Masz, weź to. - zakonnica przynosi kubek z wodą i tabletki. Gloria od razu łyka je i siada na krześle. - A teraz spokojnie opowiedz nam co się stało. - mówi trzymając ją za rękę.
- Nie czułam tętna... i... ech... i próbowałam go wyciągnąć ale... ale pasy... pasy były zacięte... on... on miał... dużą ranę na głowie i... i wszędzie... wszędzie krew... ja... 
- Już dobrze... Gloria co było dalej?
- Zadzwoniłam na pogotowie... byli po 10 minutach... i straż pożarna... i... wyciągnęli go i... ech on wyglądał jakby... - znów wybucha płaczem. Zakonnica przytula ją do siebie i głaszcze po głowie. Patrzy na mnie przerażona. Z sali obok wychodzi lekarz i patrzy na moją siostrę.
- Doktorze co z nim? - pytam.
- Pan jest kimś z rodziny? - pyta. Czyli nas nie kojarzy. Mam przewagę.
- Jestem bratem. - mówię pewnie.
- Ach tak... - patrzy na mnie sceptycznie. - Uraz głowy jest poważny ale nie to jest największym problemem. Pacjent długo był nieprzytomny. Niedotlenienie mózgu mogło spowodować nieodwracalne skutki, których na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie przewidzieć. 
- Trzeba czekać aż się wybudzi tak?
- Tak. Oprócz tego pacjent ma odmrożone dłonie, musieliśmy amputować mały palec lewej ręki. - kontynuuje. Żołądek podchodzi mi do gardła. - Kręgosłup jest cały i to jest dobra wiadomość. Jedyna jaką mogę teraz państwu przekazać. Najbliższa dobra będzie decydująca jeśli chodzi o ciśnienie w czaszce. Jutro zrobimy ponowną tomografię. A teraz przepraszam ale muszę wracać do pacjenta. - mówi i odchodzi. Patrzę na Glorię. Jest załamana. A jeszcze muszę zadzwonić do Kristiny...
- Gregor, może jedź do Kristiny a ja zostanę z Glorią. Jak jej powiesz, to będzie chciała tu być i...
- Wiem. Ech... zajmij się nią ok?
- Jasne.
 Wychodząc ze szpitala zastanawiam się tylko ile nieszczęść musi spaść na człowieka i czy jest tego jakiś limit.


                           ___________________________________________________________

                                No cześć i czołem!. Czy ktoś tu jeszcze zagląda? :( 
                               Jeśli nie, to będę tu dla Kamili i dla samej siebie hehe
                                Wróciłam, bo w końcu mam na to chwilę czasu :)
                                        Tylko co tu wymyślić dalej...?   :D

piątek, 10 stycznia 2020

4. Wigilia



- Let it snow let it snow let it snow!
   Czy kobiety przy gotowaniu zawsze muszą śpiewać? Patrzę na rozbujane "lejdis"i kręcę głową. Nie wiem czy cokolwiek wyjdzie z tej naszej Wigilii. A przecież dziś wszystko pozamykane.
- Jeśli się nie skupicie to wieczorem będziemy jeść mrożoną pizzę. - przypominam nakrywając stół. Wygładzam dłonią obrus i kładę kieliszki nad talerzami. Do stołu podchodzą obie panie. - I jak? -pytam dumny z siebie.
- Gdzie jest miejsce dla zbłąkanego wędrowca? - pyta Gloria.
- Sianko pod obrusem? - dodaje Melania.
- Łyżka nie będzie nam potrzebna bo nie kupiłeś buraków. - zauważa moja siostra.
- A ja jestem abstynentką. - uśmiecha się druga. Wzdycham.
- Mogłem jechać z rodzicami i pić drinki z kokosa. - mruczę poprawiając niedoróbki.
   Dzień jest coraz krótszy. Tutaj wśród wysokich gór nawet gdy słońce całkiem nie zachodzi to i tak jest ciemno. Czasem mam wrażenie, że mieszkam gdzieś na północy Norwegii tylko zamiast fiordów mam góry. Mówiłem już, że kocham to miejsce nad życie? Odkładam lampkę z winem na stół i rozglądam się po pokoju. Wszędzie widać rękę mojej siostry. Ozdoby świąteczne sprawiają, że dom wygląda jak górska chata, która tylko czeka na turystów płacących tysiące, żeby spędzić święta w takim miejscu. Z głośników leci cicho muzyka typowa dla tego okresu. Piosenkarz wszystkim życzy miłości i radości ze wspólnie spędzonego czasu. Magicznego jak to określa. Co w tych świętach może być takie magiczne? Coś się w nie zmieni? Coś się naprawi?
- Wesołych Świąt moje elfy! - słyszę z korytarza.
- Zapomniałeś worka z prezentami. Brzuch już masz. - komentuje moja siostra. Albo coś się spieprzy już całkiem.
- Właściwie... - wyciąga czerwony woreczek zza pleców. - Hoł hoł hoł! - woła wkładając czapkę Mikołaja na głowę.
- Cóż... Jaki mikołaj taki wór. - dogaduje Gloria. Wywracam oczami. Blondyn uśmiecha się tylko szerzej. Zakonnica przysłuchuje się tylko ze smutkiem w oczach tej wymianie zdań. Stoi przy oknie i zerka co jakiś czas na niebo wypatrując pierwszej gwiazdki. Niestety zamiast tego...
- Ale się rozsypało. - wzdycha. Podchodzę do okna i sam się dziwię. Takiej śnieżycy to już dawno tutaj nie było. Nie widać nieba, ba! Nie widać nic na metr do przodu! Blondyn podchodzi do nas ze skupieniem na twarzy.
- Mam nadzieję, że zelży w ciągu godziny, bo spóźnię się na kolację. Kurcze obiecałem Lily że będę zanim zobaczy gwiazdkę. - wzdycha pocierając czoło. Widzę jak Gloria teraz na niego patrzy. Ze współczuciem i chyba nawet z lekką zazdrością.
- Pójdę się przebrać. - mówi i znika w swoim pokoju.
- No dobra Mikołaju, co tam masz w tym worze? - pytam podchodząc do czerwonego pakunku leżącego na kanapie.
- Prezenty. - od razu robi się weselszy. - To dla ciebie. - mówi i daje mi małe pudełko. Odrazu otwieram i patrzę na niego, cieszy się jak głupi.
- "Miłość po przejściach. Jak zbudować szczęśliwy związek." - czytam tytuł książki. - Dzięki. Przyda się. - mówię z sarkazmem i odkładam książkę na stolik.
- Teraz coś dla Melanki. - mówi wesoło. Dla kogo? Krzywię się słysząc takie zdrobnienie. Podchodzi do niej i również daje jej pudełko. Założę się, że w nim też jest jakaś genialna książka.
- Dziękuję Thomas, nie trzeba było, ja nic dla ciebie nie mam. - mówi przepraszająco.
- Wystarczy że ją przeczytasz a będę szczęśliwy. - puszcza jej oko. Sam jestem zaciekawiony co to takiego. Podchodzę do niej i czekam aż otworzy pudełko. Mam ochotę uderzyć głową w ścianę. Takiego mam mądrego przyjaciela.
- "Facet po prawej." - zerka na mnie. Kręcę tylko głową. - "Dlaczego penis jest lepszy niż jego brak." - kończy tytuł. Zapada cisza. - Hmn... dziękuję Thomas to... ciekawa tematyka. Na pewno się z nią zapoznam. - mówi rozbawiona i również odkłada książkę na stolik. Wymienia ze mną rozbawione spojrzenie i wraca do okna.
- Dla mnie też masz jakąś świetną lekturę? - słyszę swoją siostrę wchodzącą do salonu. Wyglada jak milion dolarów i jeżeli chciała zrobić wrażenie to zrobiła. W krótkiej czerwonej sukience z długimi rękawami i dużym dekoltem wyglada jak top modelka. Mimo jej kilku kilogramów nadwagi. Poprawia długi kolczyk wiszący przy uchu i przeczesuje palcami zaczesane na jeden bok włosy. Sam jestem pod wrażeniem. Uśmiecham się do niej. Wygląda ślicznie. Też się do mnie uśmiecha. Thomas ogląda się za nią kiedy go mija ale nie traci fasonu. Wyciąga kolejne pudełko i jej wręcza.
- Oczywiście. Idealna dla ciebie. - mówi i siada na kanapie. - Nie otworzysz? - dopytuje. Dziewczyna niechętnie otwiera pudełko i obrzuca go wściekłym spojrzeniem.
- "VooDoo w praktyce." - czyta. Już wiem, że będzie wojna. Mam ochotę wyjść z domu ale moja siostra tylko odkłada książkę na stolik i bierze głęboki wdech. - Dziś jest Wigilia. Podobno czas pokoju i miłości. Więc dlaczego Bóg zesłał na mnie karę w postaci twojej przyjaźni z moim bratem? - pyta wściekła. - Nie powinieneś już wracać do Kristiny? - pyta idąc do kuchni i podgrzewając pierogi z kapustą. Widzę, że go to zabolało ale sam jest sobie winien. Pytam po raz kolejny...
- No i po co ją drażnisz? - kręcę głową. Nie odpowiada. Wręcza mi większe pudełko.
- Wszystkiego najlepszego z okazji świąt Greg. - mówi poważnie. Ja z kieszeni wyciągam mały pakunek i również mu go wręczam.
- Mam nadzieję, że trafiłem. - dodaję. Chowamy swoje prezenty i podchodzimy do Melanii. Za oknem nic się nie zmieniło. Dalej sypie tak, że świata nie widać. Thomas robi się niecierpliwy. Patrzy na zegarek i wzdycha.
- Powinienem zaraz jechać. - mówi cicho.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. - tym razem odzywa się zakonnica. - Nie widać nic na metr, drogi pewnie są zasypane. Nawet gdybyś jakoś wyjechał z miasta to nikt nie zagwarantuje, że nie staniesz w środku pola. - kontynuuje zmartwiona.
- Mel ma rację. Dziś Wigilia, drogowcy pewnie też mają wolne. Poza tym musiałbyś jechać z 10km/h i pewnie i tak byś nie dotarł na czas.
- To co mam zrobić? Obiecałem Lily. - w tym momencie dzwoni jego telefon. - Ech... Kristina. Znowu dostanę opiernicz, że zawiodłem. I ma rację. Dupa ze mnie nie ojciec. - mówi i odbiera. Gloria przygląda mu się kiedy siada na kanapie. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z Melanią i przysłuchujemy się rozmowie blondyna. - Cześć Kristy... Tak?... Jasne... Daj mi ją do telefonu... Cześć księżniczko, jak się masz?... Tak, patrzę właśnie przez okno... - mówi czule. Gloria obserwuje go dyskretnie. - Ach tak? - pyta zaskoczony i patrzy na dziewczynę. - Oczywiście, że tak. Kiedy tylko przestanie sypać to do ciebie przyjadę... Wiem, że to niebezpieczne jechać w taką pogodę... Dobrze, pozdrowię i wujka i ciocię... Ale... Pa. - mówi i odkłada telefon na stolik.
- I co? - pytam.
- Mam przyjechać jak pogoda się polepszy. Już wiedzą, że będę dzisiaj z wami. - mówi i patrzy na Glorię. My też. Ta tylko wzrusza ramionami.
- Lily na pewno czekała zniecierpliwiona i zmartwiona. - wyjaśnia. - Pójdzie spokojnie spać a jak się obudzi to tata już będzie. Na pewno bardzo ją to ucieszy. - dodaje. Milczymy. - Nie jestem taką czarownicą za jaką mają mnie niektórzy. - mówi ciszej i odwraca się do kuchenki. Widzę jak blondynowi robi się głupio. I powinno. Złośliwi są jednakowo ale też jednakowo potrafią sobie sprawiać przykrość. Patrzę teraz na zakonnicę. Jej teoria o nie sprawianiu sobie przykrości przez kochające się osoby runęła w gruzach. No chyba że oni już się nie kochają.
    Kolacja minęła we względnej ciszy i spokoju choć dało się wyczuć napięcie w powietrzu. Kiedy Thomas coś mówił to Gloria udawała, że nie słucha. Kiedy ona mówiła on udawał, że nie dotyczy to jego osoby. Widziałem jak bardzo Melania chciała złagodzić atmosferę lekkimi żartami ale jakoś słabo jej to szło.
- Można siekierą powietrze kroić. - mówi wycierając talerze, które umyłem.
- Może powinniśmy ich zmusić do bycia dla siebie miłymi. - proponuję.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Mogłoby się to zakończyć wojną. Dziś są w wyjątkowo burzowych nastrojach.
- Może młoda ma okres. - wzruszam ramionami. Melania karci mnie wzrokiem. - No co?
- Chyba wiem co rozluźni atmosferę. - uśmiecha się.
- Tylko nie kolejny żart o blondynkach. - jęczę. Zakręcam kurek z wodą i odwracam się w jej stronę. Wydaje się obruszona moją uwagą. - Na prawdę w tym jesteś kiepska.
- W czymś muszę, nie mogę być cała doskonała. - mówi po czym parskamy śmiechem.
- A wam co tak wesoło?! - woła z salonu Gloria.
- Chce ktoś kawy? - pytam. Oboje podnoszą ręce. - Mel? - pytam.
- Dziękuję. - odmawia. Dwójka w salonie nawet na siebie nie patrzy. - Może... może zróbmy sobie karaoke? Albo zagrajmy w jakieś gry planszowe? - proponuje.
- Ja jestem świetny w karaoke. - chwali się Thomas.
- Ja bym wolała planszówkę. - odpowiada Gloria. Widzę grymas na twarzy Melanii. Pewnie nie o to jej chodziło.
- To może zacznijmy od Monopoli a jak już wszyscy zbankrutujecie to weźmiemy się za wokal co? - kładę kawy na stoliku i siadam naprzeciwko przyjaciela i siostry. Gloria idzie po grę i za chwilę już wszyscy liczą pieniądze.
   Zabawa jest przednia. Dawno się tak nie uśmiałem kiedy kogoś pozbawiałem ostatniego grosza jak dziś zakonnicę. Siedzi z głową podpartą na ręce i jedną kartą własności w drugiej.
- Nie martw się ja zaraz też stracę resztki godności. - jęczy niezadowolona brunetka. - Chyba, że ktoś wymieni się ze mną. Thomas, przydałby mi się twój Innsbruck. - zaczyna spokojnie. Blondyn uśmiecha się i wygodnie opiera na kanapie.
- A co masz do zaoferowania w zamian? - pyta z cwanym uśmieszkiem. Wiem, że to tylko wkurza Glorię ale nie pokazuje tego. Melania uśmiecha się pod nosem. Czyli chodziło jej o to żeby zaczęli gadać. Ok, na razie jest dobrze.
-Hmn... mogę dać ci Saloniki. - oferuje brunetka. Morgenstern śmieje się wesoło.
- Ech głuptasku... - mam ochotę jęknąć słysząc to określenie. Gloria zaciska dłoń w pięść. - Przecież to w ogóle nie jest opłacalne.
- Spójrz na to z innej strony, masz Ateny, będziesz miał całą piękną, ciepłą Grecję. - wychwala.
- Ten kraj w obecnym kryzysie jest nieprzyjemny jak świt na kacu i smutny jak pogrzeb starej panny. - komentuje. - Nie ma mowy.
- Innsbruck to moje miasto rodzinne. Mieszkam tu i kocham je, a ty je podwędziłeś. - oskarża go.
- Kupiłem. - poprawia ją. Czuję, że się zaczyna. Patrzę na Melanię ale ta tylko uważnie ich obserwuje. - Mogę ci dać... hmn... Madryt. Zawsze chciałaś żebym cię tam zabrał. - przypomina. Och, no i po co? Dziewczyna sztywnieje.
- Masz tyle pięknych miast a szkoda ci Innsbrucku? - pyta i patrzy w końcu na niego. Miota piorunami. To lepsze określenie. - Mogę dopłacić 500. - oferuje.
- Nie. Chcę czegoś innego. - mówi po namyśle mężczyzna. Gloria unosi brew.
- Czego?
- Kolacja. - mówi zadowolony z siebie. Mimowolnie wydobywam z siebie jęk.
- Dopiero zjadłeś. - odpowiada poirytowana. Tym razem to Melania kręci głową. Taaa... ta dwójka do siebie pasuje jak ulał.
- Mówię o randce. - blondyn poważnieje. Za to w mojej siostrze się gotuje.
- Nie ma mowy. - odpowiada próbując nie wybuchnąć.
- Wolisz zbankrutować niż umówić się ze mną?
- To tylko gra. - wyjaśnia i rzuca kartami. - W dodatku głupia. Ja odpadam. - mówi i zakłada nogę na nogę opierając się na kanapie.
- Ok. W takim razie kończymy. - zaczynam zbierać karty, a Melania pomaga mi z planszą.
- Typowa ty. - komentuje blondyn.
- Słucham? - Gloria wygląda na wściekłą samą jego obecnością tutaj. Jak na złość wszystkie światła gasną, muzyka cichnie, zerkam za okno i widzę, że połowa domów nagle pogrąża się w ciemności.
- Chyba brakło prądu w połowie miasta. - przerywam ich kłótnię. A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Typowa ty. - powtarza Morgenstern.
- Mamy gdzieś świeczki? - pytam próbując zwrócić ich uwagę na siebie. - Nie? Nie szkodzi, poszukam. Mel, pomożesz mi? - łapię ją za rękę i pociągam do korytarza. - Coś ty narobiła? - pytam chowając się za ścianą.
- W końcu wyrzucą z siebie to co leży im na wątrobie. - wyjaśnia.
- Po co? Przecież rozstali się w zgodzie.
- Tylko ci się tak wydaje, a tak na prawdę każde z nich głęboko w sobie ma tykającą bombę emocji, które im towarzyszyły przy tym rozstaniu. Może spowoduję, że...
- Że pozabijają się w Wigilię? - krzyczę na nią szeptem. Milknie. - Przepraszam po prostu myślę, że to...
- Och nawet w Wigilię nie potrafisz mi nie dopiec?!
- Och nawet w Wigilię nie potrafisz zachowywać się normalnie?!
- I kto to mówi?! Ktoś kto na każdym kroku stroi sobie ze mnie żarty?!
- A nie pomyślałaś, że w ten sposób się przed tobą bronię?! - wrzaski z salonu słychać wyraźnie. Patrzę na zakonnicę z wyrzutem. Przykłada palec do ust i każe mi być cicho. Żegna się i przeprasza za podsłuchiwanie. To już nie pierwszy raz. Mam ochotę się zaśmiać. Nie taka święta.
- Bronisz? A co ja ci takiego zrobiłam?!
- Co mi zrobiłaś? Och niech no sobie przypomnę, ach tak! Już pamiętam! Po kilku latach związku powiedziałaś, że nie jesteś pewna tego co do mnie czujesz i postanowiłaś, że zrobimy sobie przerwę!
- Przecież sam stwierdziłeś, że ci to odpowiada i że sam masz wątpliwości!
- A co miałem powiedzieć? Miałem błagać żebyś nie odchodziła? Żebyś nie zostawiała mnie kiedy wszystko zaczęło się wokół sypać?
- Sypać?
- Moja kariera, moje zdrowie, wiedziałaś że muszę chodzić do terapeuty?
- Co?
- Nie radziłem sobie ze sobą, a jedyną rzeczą jaka dawała mi nadzieję na to że będzie dobrze byłaś ty. I nagle bam! Nie wiesz czy mnie kochasz czy to tylko zauroczenie!
- Więc skoro byłam taką twoją kotwicą to czemu nie powiedziałeś o swoich problemach?!
- A zostałabyś? - pyta. Milkną. Zapada cisza. Patrzę na Melanię zaniepokojony. Dziewczyna wygląda na zmartwioną ale mocno ściska kciuki.
- Nie. - słyszymy. Jedno ciche nie. Wzdycham. Melania kręci głową.
- No właśnie. Wyszedłbym na zdesperowanego. A tak, przynajmniej zachowałem pozory godności. - przyznaje. Znów cisza. - Najgorsze jest to, że... Miałaś to sobie wszystko przemyśleć. Żyłem nadzieją, że może wrócisz, że potrzebowałaś trochę przestrzeni, że przestraszyłaś się przyszłości.
- Przestraszyłam. - odpowiada cicho.
- No właśnie. Typowa ty. Zamiast zmierzyć się z problemem odkładasz go na półkę "nieistotne".
- Z tym problemem nie byłam w stanie się zmierzyć ok?!
- Miałaś mnie! Mogliśmy zrobić to razem ale nie! Zosia samosia wszystko musi zrobić sama! I co? Wyszło ci?!
- Nie Thomas, nie wyszło! I nigdy nie wyjdzie! Nie masz pojęcia przez co przechodziłam od tamtego wieczora! Nie masz pojęcia jak cholernie bolało mnie to co zrobiłam i jak tęskniłam za tobą idioto!
- Więc czemu to zrobiłaś?! -pyta w końcu blondyn. - Czemu?! - dopytuje. Znów słychać ciszę. Ktoś siada na kanapie. Po chwili słychać cichy płacz. Mam ochotę tam wejść ale Melania łapie mnie za rękę i kręci głową. Zaciskam usta i biorę głęboki wdech. To nie skończy się dobrze. A przecież są święta. - Gloria...
- Przestało sypać, wracaj do rodziny. - mówi cicho. Znów zapada cisza. Nic się nie dzieje.
- Chcę z tobą o tym porozmawiać. Chcę ci pomóc. - blondyn łagodnieje. - Co się dzieje? - pyta.
- Nic w czym mógłbyś pomóc. Nikt mi nie może pomóc.
- Co się dzieje? - pyta po raz kolejny.
- Nasze wizje przyszłości za bardzo się rozjechały Thomas. Nie możemy być razem. Musisz to zrozumieć raz na zawsze. - wyjaśnia dziewczyna spokojniej. - Nie rób sobie żadnych nadziei. Nie myśl o mnie, znajdź sobie kogoś, z kim będziesz mógł spędzić resztę życia tak jak to sobie wymarzyłeś. Odpuść. - kończy cicho. Patrzę na zakonnicę. Ma bardzo smutne oczy. Nie tak to miało się skończyć.
- Jesteś pewna? - pyta blondyn. - Mam odejść? - upewnia się. Przez moment panuje cisza. Mam jeszcze resztki nadziei, że moja siostrzyczka zmądrzeje. Niestety...
- Tak. To koniec. Raz na zawsze. - odpowiada. Słyszę jak przyjaciel wstaje, zabiera płaszcz i wychodzi cicho z naszego domu. Opieram głowę o ścianę. Wraca prąd. Choinka znów świeci ciepłym blaskiem, muzyka cicho gra, a w korytarzu świecą maleńkie sufitowe lampki.
- Pójdę do niej. - mówi cicho Melania i znika w salonie.
    Wchodzę do siebie i staję przy oknie. Ludzie są okropni. Jedni chcą kogoś mieć i nie mogą znaleźć odpowiedniej osoby a inni gdy ją znajdą to nie potrafią z nią być. Może ta dwójka jest po prostu zbyt do siebie podobna? Tak bardzo nie chcą siebie zranić, że ciągle to robią. To jakiś paradoks. Otwieram prezent od Morgiego. Złota tabliczka z wygrawerowanymi wszystkimi moimi zwycięstwami. Uśmiecham się pod nosem. Czyli ten pajac myśli to samo co Melania. Czas najwyższy pogodzić się z rzeczywistością i... odpuścić. Kładę tabliczkę na łóżku i znów wpatruję się w widok za oknem. Te święta nie będą należeć do najbardziej udanych. Zwłaszcza dla Glorii. Muszę coś zrobić, żeby poprawić jej humor.
- Proszę! - wołam słysząc pukanie do drzwi. W pokoju pojawia się szary habit. - I jak? - pytam. Kręci głową. Wzdycham. Dziewczyna siada na moim łóżku i markotnieje.
- Płakała. Dużo płakała. A jak odprowadziłam ją do pokoju okazało się, że na poduszce leży prezent.
- Prezent? - dziwię się.
- Od Thomasa.
- Co tam było? - pytam.
- Bransoletka z kamieniami księżycowymi. Od zawsze o takiej marzyła.
- Wiem. Thomas też wiedział. - wzdycham. Milkniemy. Melania zerka na ścianę ale nie komentuje faktu, że zdjęcie Sandry nadal wisi nad moim łóżkiem. Jestem jej za to wdzięczny. Nie wierci dziury w brzuchu. Powie tylko raz co myśli.
- Przynajmniej wiedzą na czym stoją. - mówi cicho.
- Oboje będą nieszczęśliwi. - komentuję.
- Ale nie będą żyli nadzieją. A to już jakiś początek.
- To jakaś aluzja? - pytam. Wzrusza ramionami.
- Każdy z nas ma w pamięci coś co chciałby przeżyć jeszcze raz. Jakieś wydarzenie, które powodowało że czuliśmy te najfajniejsze emocje. Dla jednych było to jakieś spektakularne zwycięstwo, dla innych cudowne uczucie a dla jeszcze innych odważna decyzja, która odmieniła ich dotychczasowe życie.
- Twoja odważna decyzja odmieniła ci życie na lepsze? - pytam wprost. Milknie na chwilę. - Jeśli musisz się zastanowić to znaczy, że nie. - dodaję.
- To nie jest takie proste Gregor.
- To mi wytłumacz.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. A już na pewno nie z decyzji jaką podjęłam w sprawie własnego życia.
- Więc mnie popraw jeśli źle rozumiem... ty możesz udzielać porad Glorii i mnie, możesz poznawać nasze historie ale twoja jest tajemnicą najtwojszą i nikt nie ma do niej dostępu tak? - pytam. Nie komentuje tylko zaciska usta. - Bardzo to w porządku. - przyznaję. Krzywi się lekko.
- Pytaj. - wzdycha i kładzie się jakby była we własnym łóżku. Cóż... robię to samo i kładę się obok z rękami za głową.
- Kim był facet, z którym byłaś zanim wstąpiłaś do zakonu? - zaczynam.
- Milionerem. - odpowiada jednym słowem. Ale słowem petardą. Podnoszę się na rękach i patrzę zdziwiony. Wzrusza ramionami. - To zawsze robi wrażenie. - komentuje. Kiwam głową i wracam do poprzedniej pozycji.
- Jak się poznaliście? - pytam.
- Byłam hostessą na jednym z bankietów w ambasadzie Indii. Harshad był gościem ambasadora. Wysoki, dobrze zbudowany, z pięknymi ciemnymi oczami i uśmiechem, który rozbrajał każdą najbardziej upartą kobietę. Zapytał gdzie może odpocząć od zapachu milionów, jaki unosi się w tym biznesowym wnętrzu. Poszliśmy do ogrodu różanego i wskazałam mu altanę nad oczkiem wodnym. Poprosił, żebym mu potowarzyszyła i opowiedziała co myślę o jego nowym projekcie, o którym wszyscy rozmawiali na bankiecie. Więc powiedziałam, że nie znam się na budownictwie ani na sprzedaży mieszkań ale wiem, że w miejscu gdzie planuje stworzyć kolejne apartamentowce bardziej przydałyby się mieszkania socjalne dla tych, którzy nie mają takiej smykałki do interesów jak on i zamiast homarów i małży jedzą ziemniaki z kurczakiem. - kończy.
- I co on na to? - pytam.
- Zaproponował mi pracę.
- Pracę?
- Jako asystentki.
- I co?
- I nie zgodziłam się.
- Dlaczego? - dziwię się.
- Bo chciałam wstąpić do zakonu. - odpowiada. Znów patrzę na nią zdziwiony.
- Myślałem, że to przez jakiegoś faceta na to się zdecydowałaś.
- To byłeś w błędzie. Przez niego z tego pomysłu zrezygnowałam. - dodaje.
- Intrygujesz mnie. - odpowiadam na głos zamiast w myślach ale chyba nie zwraca na to uwagi. - Opowiadaj dalej.
- Jakimś cudem zdobył mój numer telefonu. Dzwonił, pisał, ciągle zapraszał na kawę. Więc w końcu się zgodziłam.
- I jedna kawa zmieniła twoje postanowienie? - dziwię się.
- Polecieliśmy na tą kawę jego prywatnym samolotem do jakiejś modnej kawiarni w Rzymie.
- Cóż... to robi wrażenie. - przyznaję. - I co? Oświadczył ci się tam? - śmieję się. Milczy. - Nie...
- Tak. - odpowiada wzruszając ramionami. - Wyśmiałam go ale on był całkowicie poważny. Klęczał, miał w oczach coś takiego... Ciężko mi to określić. Jakby rzeczywiście mu na tym zależało, jakby tego na prawdę chciał.
- To jest conajmniej dziwne.
- Dla mnie też takie było. Nienormalne.
- I co było dalej?
- Próbowałam mu wytłumaczyć, że to niemożliwe, bo ja już podjęłam jedno zobowiązanie i chcę się z niego wywiązać.
- Co on na to?
- Załamał się. Tak prawdziwie. Jego oczy zgasły. Nie wiedziałam co powiedzieć, co robić. Siedziałam na dachu starej kamienicy, on klęczał przede mną, i patrzyło na nas chyba ze 20 osób.
- Co zrobiłaś? - pytam jeszcze bardziej zaciekawiony. Patrzy na zegarek na ścianie.
- Już późno. Idę na pasterkę. - wstaje z mojego łóżka i zmierza ku drzwiom. - Idziesz ze mną? - pyta. Uśmiecham się.
- Nie po drodze mi z klerem. - mówię. Unosi brew. - Zakonnica to co innego. - Tłumaczę. Kręci głową z uśmiechem.
- To nie idź tam dla księdza tylko dla siebie. - próbuje mnie przekonać.
- Dobranoc. - mówię i zamykam oczy dając jej do zrozumienia, że nic nie wskóra. Wychodzi cicho zamykając za sobą drzwi. Siadam przy komputerze zaciekawiony jej historią. - No dobra, zobaczmy co to za gość chciał cię za żonę. - kręcę głową z uśmiechem. Wpisuję w wyszukiwarkę imię, kraj pochodzenia i słowo "deweloper". Pierwszy wynik to strona internetowa "Roshan development". Mają strasznie drogie mieszkania jak na tą część Austrii. Już nie mówiąc o Wiedniu. Wnętrza wykończone w najwyższym standardzie ale nie wiem kogo byłoby na to stać. Chyba takich milionerów jak ten cały hindus... Wracam do wyszukiwarki. Następna strona to jakieś informacje o liście najbogatszych ludzi wschodu. Są i dane... Harshad Roshan. Urodzony 31.05.1985r. w Delhi... bla bla bla... milioner... bla bla bla... zdjęcie. No cóż... rzeczywiście wygląd to on ma dobry... bla bla bla... Miejsce i data śmierci: 01.06.2016r. Hawaje... - Co?... Jak podaje agencja Reutera ubiegłej nocy w okolicach Honolulu rozbił się prywatny samolot marki Cessna należący do Roshan development. Na pokładzie znajdował się właściciel firmy Harshad Roshan wraz z żoną. Firma podała oficjalny komunikat, że jej właściciel nie przeżył wypadku...


______________________

Wiem, że długo mi to zajęło ale przysięgam, że ogarniałam jak ta historia ma się dalej potoczyć.
:P
Dziękuję za odzew, tego mi było trzeba żeby dostać kopniaka do dalszego pisania. :)

Kamila ty wariatko zawsze ze mną jesteś i zawsze masz dobre uwagi i spostrzeżenia. Jak tu cię nie kochać?? :*

Verity do Tokarczuk mi tak daleko jak Ammanowi do wygrania TCS :P Ale dziękuję za komplement złociutka :*

Madźka - rozlazły Gregor być może już nie długo rozgryzie Melkę i obiecuję ci, że będzie to zaskoczenie nie tylko dla niego :P 

CichaJa1 - a ja tęskniłam za WAMI !! :*

Colly "matura najważniejsza, bo od niej zależy nasze dalsze życie." Choć sama nie za bardzo zgadzam się z tym zdaniem ale o tym mogłybyśmy pogadać gdzieś na uboczu, bo nie powinnam takich tez wygłaszać oficjalnie. Cieszę się, że jesteś :) trzymam kciuki za przygotowania do matury :D jak się cieszę, że mam to dawno za sobą :P

Składam oficjalną obietnicę:
UROCZYŚCIE OBIECUJĘ ODPOWIADAĆ NA KAŻDY WASZ KOMENTARZ
a to dlatego, że was uwielbiam, szanuję i jestem spragniona waszych opinii i domysłów :D
Buziole :*

P.S.: następny rozdział już niedługo. (niedługo=ok. tygodnia)