piątek, 10 stycznia 2020

4. Wigilia



- Let it snow let it snow let it snow!
   Czy kobiety przy gotowaniu zawsze muszą śpiewać? Patrzę na rozbujane "lejdis"i kręcę głową. Nie wiem czy cokolwiek wyjdzie z tej naszej Wigilii. A przecież dziś wszystko pozamykane.
- Jeśli się nie skupicie to wieczorem będziemy jeść mrożoną pizzę. - przypominam nakrywając stół. Wygładzam dłonią obrus i kładę kieliszki nad talerzami. Do stołu podchodzą obie panie. - I jak? -pytam dumny z siebie.
- Gdzie jest miejsce dla zbłąkanego wędrowca? - pyta Gloria.
- Sianko pod obrusem? - dodaje Melania.
- Łyżka nie będzie nam potrzebna bo nie kupiłeś buraków. - zauważa moja siostra.
- A ja jestem abstynentką. - uśmiecha się druga. Wzdycham.
- Mogłem jechać z rodzicami i pić drinki z kokosa. - mruczę poprawiając niedoróbki.
   Dzień jest coraz krótszy. Tutaj wśród wysokich gór nawet gdy słońce całkiem nie zachodzi to i tak jest ciemno. Czasem mam wrażenie, że mieszkam gdzieś na północy Norwegii tylko zamiast fiordów mam góry. Mówiłem już, że kocham to miejsce nad życie? Odkładam lampkę z winem na stół i rozglądam się po pokoju. Wszędzie widać rękę mojej siostry. Ozdoby świąteczne sprawiają, że dom wygląda jak górska chata, która tylko czeka na turystów płacących tysiące, żeby spędzić święta w takim miejscu. Z głośników leci cicho muzyka typowa dla tego okresu. Piosenkarz wszystkim życzy miłości i radości ze wspólnie spędzonego czasu. Magicznego jak to określa. Co w tych świętach może być takie magiczne? Coś się w nie zmieni? Coś się naprawi?
- Wesołych Świąt moje elfy! - słyszę z korytarza.
- Zapomniałeś worka z prezentami. Brzuch już masz. - komentuje moja siostra. Albo coś się spieprzy już całkiem.
- Właściwie... - wyciąga czerwony woreczek zza pleców. - Hoł hoł hoł! - woła wkładając czapkę Mikołaja na głowę.
- Cóż... Jaki mikołaj taki wór. - dogaduje Gloria. Wywracam oczami. Blondyn uśmiecha się tylko szerzej. Zakonnica przysłuchuje się tylko ze smutkiem w oczach tej wymianie zdań. Stoi przy oknie i zerka co jakiś czas na niebo wypatrując pierwszej gwiazdki. Niestety zamiast tego...
- Ale się rozsypało. - wzdycha. Podchodzę do okna i sam się dziwię. Takiej śnieżycy to już dawno tutaj nie było. Nie widać nieba, ba! Nie widać nic na metr do przodu! Blondyn podchodzi do nas ze skupieniem na twarzy.
- Mam nadzieję, że zelży w ciągu godziny, bo spóźnię się na kolację. Kurcze obiecałem Lily że będę zanim zobaczy gwiazdkę. - wzdycha pocierając czoło. Widzę jak Gloria teraz na niego patrzy. Ze współczuciem i chyba nawet z lekką zazdrością.
- Pójdę się przebrać. - mówi i znika w swoim pokoju.
- No dobra Mikołaju, co tam masz w tym worze? - pytam podchodząc do czerwonego pakunku leżącego na kanapie.
- Prezenty. - od razu robi się weselszy. - To dla ciebie. - mówi i daje mi małe pudełko. Odrazu otwieram i patrzę na niego, cieszy się jak głupi.
- "Miłość po przejściach. Jak zbudować szczęśliwy związek." - czytam tytuł książki. - Dzięki. Przyda się. - mówię z sarkazmem i odkładam książkę na stolik.
- Teraz coś dla Melanki. - mówi wesoło. Dla kogo? Krzywię się słysząc takie zdrobnienie. Podchodzi do niej i również daje jej pudełko. Założę się, że w nim też jest jakaś genialna książka.
- Dziękuję Thomas, nie trzeba było, ja nic dla ciebie nie mam. - mówi przepraszająco.
- Wystarczy że ją przeczytasz a będę szczęśliwy. - puszcza jej oko. Sam jestem zaciekawiony co to takiego. Podchodzę do niej i czekam aż otworzy pudełko. Mam ochotę uderzyć głową w ścianę. Takiego mam mądrego przyjaciela.
- "Facet po prawej." - zerka na mnie. Kręcę tylko głową. - "Dlaczego penis jest lepszy niż jego brak." - kończy tytuł. Zapada cisza. - Hmn... dziękuję Thomas to... ciekawa tematyka. Na pewno się z nią zapoznam. - mówi rozbawiona i również odkłada książkę na stolik. Wymienia ze mną rozbawione spojrzenie i wraca do okna.
- Dla mnie też masz jakąś świetną lekturę? - słyszę swoją siostrę wchodzącą do salonu. Wyglada jak milion dolarów i jeżeli chciała zrobić wrażenie to zrobiła. W krótkiej czerwonej sukience z długimi rękawami i dużym dekoltem wyglada jak top modelka. Mimo jej kilku kilogramów nadwagi. Poprawia długi kolczyk wiszący przy uchu i przeczesuje palcami zaczesane na jeden bok włosy. Sam jestem pod wrażeniem. Uśmiecham się do niej. Wygląda ślicznie. Też się do mnie uśmiecha. Thomas ogląda się za nią kiedy go mija ale nie traci fasonu. Wyciąga kolejne pudełko i jej wręcza.
- Oczywiście. Idealna dla ciebie. - mówi i siada na kanapie. - Nie otworzysz? - dopytuje. Dziewczyna niechętnie otwiera pudełko i obrzuca go wściekłym spojrzeniem.
- "VooDoo w praktyce." - czyta. Już wiem, że będzie wojna. Mam ochotę wyjść z domu ale moja siostra tylko odkłada książkę na stolik i bierze głęboki wdech. - Dziś jest Wigilia. Podobno czas pokoju i miłości. Więc dlaczego Bóg zesłał na mnie karę w postaci twojej przyjaźni z moim bratem? - pyta wściekła. - Nie powinieneś już wracać do Kristiny? - pyta idąc do kuchni i podgrzewając pierogi z kapustą. Widzę, że go to zabolało ale sam jest sobie winien. Pytam po raz kolejny...
- No i po co ją drażnisz? - kręcę głową. Nie odpowiada. Wręcza mi większe pudełko.
- Wszystkiego najlepszego z okazji świąt Greg. - mówi poważnie. Ja z kieszeni wyciągam mały pakunek i również mu go wręczam.
- Mam nadzieję, że trafiłem. - dodaję. Chowamy swoje prezenty i podchodzimy do Melanii. Za oknem nic się nie zmieniło. Dalej sypie tak, że świata nie widać. Thomas robi się niecierpliwy. Patrzy na zegarek i wzdycha.
- Powinienem zaraz jechać. - mówi cicho.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. - tym razem odzywa się zakonnica. - Nie widać nic na metr, drogi pewnie są zasypane. Nawet gdybyś jakoś wyjechał z miasta to nikt nie zagwarantuje, że nie staniesz w środku pola. - kontynuuje zmartwiona.
- Mel ma rację. Dziś Wigilia, drogowcy pewnie też mają wolne. Poza tym musiałbyś jechać z 10km/h i pewnie i tak byś nie dotarł na czas.
- To co mam zrobić? Obiecałem Lily. - w tym momencie dzwoni jego telefon. - Ech... Kristina. Znowu dostanę opiernicz, że zawiodłem. I ma rację. Dupa ze mnie nie ojciec. - mówi i odbiera. Gloria przygląda mu się kiedy siada na kanapie. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z Melanią i przysłuchujemy się rozmowie blondyna. - Cześć Kristy... Tak?... Jasne... Daj mi ją do telefonu... Cześć księżniczko, jak się masz?... Tak, patrzę właśnie przez okno... - mówi czule. Gloria obserwuje go dyskretnie. - Ach tak? - pyta zaskoczony i patrzy na dziewczynę. - Oczywiście, że tak. Kiedy tylko przestanie sypać to do ciebie przyjadę... Wiem, że to niebezpieczne jechać w taką pogodę... Dobrze, pozdrowię i wujka i ciocię... Ale... Pa. - mówi i odkłada telefon na stolik.
- I co? - pytam.
- Mam przyjechać jak pogoda się polepszy. Już wiedzą, że będę dzisiaj z wami. - mówi i patrzy na Glorię. My też. Ta tylko wzrusza ramionami.
- Lily na pewno czekała zniecierpliwiona i zmartwiona. - wyjaśnia. - Pójdzie spokojnie spać a jak się obudzi to tata już będzie. Na pewno bardzo ją to ucieszy. - dodaje. Milczymy. - Nie jestem taką czarownicą za jaką mają mnie niektórzy. - mówi ciszej i odwraca się do kuchenki. Widzę jak blondynowi robi się głupio. I powinno. Złośliwi są jednakowo ale też jednakowo potrafią sobie sprawiać przykrość. Patrzę teraz na zakonnicę. Jej teoria o nie sprawianiu sobie przykrości przez kochające się osoby runęła w gruzach. No chyba że oni już się nie kochają.
    Kolacja minęła we względnej ciszy i spokoju choć dało się wyczuć napięcie w powietrzu. Kiedy Thomas coś mówił to Gloria udawała, że nie słucha. Kiedy ona mówiła on udawał, że nie dotyczy to jego osoby. Widziałem jak bardzo Melania chciała złagodzić atmosferę lekkimi żartami ale jakoś słabo jej to szło.
- Można siekierą powietrze kroić. - mówi wycierając talerze, które umyłem.
- Może powinniśmy ich zmusić do bycia dla siebie miłymi. - proponuję.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Mogłoby się to zakończyć wojną. Dziś są w wyjątkowo burzowych nastrojach.
- Może młoda ma okres. - wzruszam ramionami. Melania karci mnie wzrokiem. - No co?
- Chyba wiem co rozluźni atmosferę. - uśmiecha się.
- Tylko nie kolejny żart o blondynkach. - jęczę. Zakręcam kurek z wodą i odwracam się w jej stronę. Wydaje się obruszona moją uwagą. - Na prawdę w tym jesteś kiepska.
- W czymś muszę, nie mogę być cała doskonała. - mówi po czym parskamy śmiechem.
- A wam co tak wesoło?! - woła z salonu Gloria.
- Chce ktoś kawy? - pytam. Oboje podnoszą ręce. - Mel? - pytam.
- Dziękuję. - odmawia. Dwójka w salonie nawet na siebie nie patrzy. - Może... może zróbmy sobie karaoke? Albo zagrajmy w jakieś gry planszowe? - proponuje.
- Ja jestem świetny w karaoke. - chwali się Thomas.
- Ja bym wolała planszówkę. - odpowiada Gloria. Widzę grymas na twarzy Melanii. Pewnie nie o to jej chodziło.
- To może zacznijmy od Monopoli a jak już wszyscy zbankrutujecie to weźmiemy się za wokal co? - kładę kawy na stoliku i siadam naprzeciwko przyjaciela i siostry. Gloria idzie po grę i za chwilę już wszyscy liczą pieniądze.
   Zabawa jest przednia. Dawno się tak nie uśmiałem kiedy kogoś pozbawiałem ostatniego grosza jak dziś zakonnicę. Siedzi z głową podpartą na ręce i jedną kartą własności w drugiej.
- Nie martw się ja zaraz też stracę resztki godności. - jęczy niezadowolona brunetka. - Chyba, że ktoś wymieni się ze mną. Thomas, przydałby mi się twój Innsbruck. - zaczyna spokojnie. Blondyn uśmiecha się i wygodnie opiera na kanapie.
- A co masz do zaoferowania w zamian? - pyta z cwanym uśmieszkiem. Wiem, że to tylko wkurza Glorię ale nie pokazuje tego. Melania uśmiecha się pod nosem. Czyli chodziło jej o to żeby zaczęli gadać. Ok, na razie jest dobrze.
-Hmn... mogę dać ci Saloniki. - oferuje brunetka. Morgenstern śmieje się wesoło.
- Ech głuptasku... - mam ochotę jęknąć słysząc to określenie. Gloria zaciska dłoń w pięść. - Przecież to w ogóle nie jest opłacalne.
- Spójrz na to z innej strony, masz Ateny, będziesz miał całą piękną, ciepłą Grecję. - wychwala.
- Ten kraj w obecnym kryzysie jest nieprzyjemny jak świt na kacu i smutny jak pogrzeb starej panny. - komentuje. - Nie ma mowy.
- Innsbruck to moje miasto rodzinne. Mieszkam tu i kocham je, a ty je podwędziłeś. - oskarża go.
- Kupiłem. - poprawia ją. Czuję, że się zaczyna. Patrzę na Melanię ale ta tylko uważnie ich obserwuje. - Mogę ci dać... hmn... Madryt. Zawsze chciałaś żebym cię tam zabrał. - przypomina. Och, no i po co? Dziewczyna sztywnieje.
- Masz tyle pięknych miast a szkoda ci Innsbrucku? - pyta i patrzy w końcu na niego. Miota piorunami. To lepsze określenie. - Mogę dopłacić 500. - oferuje.
- Nie. Chcę czegoś innego. - mówi po namyśle mężczyzna. Gloria unosi brew.
- Czego?
- Kolacja. - mówi zadowolony z siebie. Mimowolnie wydobywam z siebie jęk.
- Dopiero zjadłeś. - odpowiada poirytowana. Tym razem to Melania kręci głową. Taaa... ta dwójka do siebie pasuje jak ulał.
- Mówię o randce. - blondyn poważnieje. Za to w mojej siostrze się gotuje.
- Nie ma mowy. - odpowiada próbując nie wybuchnąć.
- Wolisz zbankrutować niż umówić się ze mną?
- To tylko gra. - wyjaśnia i rzuca kartami. - W dodatku głupia. Ja odpadam. - mówi i zakłada nogę na nogę opierając się na kanapie.
- Ok. W takim razie kończymy. - zaczynam zbierać karty, a Melania pomaga mi z planszą.
- Typowa ty. - komentuje blondyn.
- Słucham? - Gloria wygląda na wściekłą samą jego obecnością tutaj. Jak na złość wszystkie światła gasną, muzyka cichnie, zerkam za okno i widzę, że połowa domów nagle pogrąża się w ciemności.
- Chyba brakło prądu w połowie miasta. - przerywam ich kłótnię. A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Typowa ty. - powtarza Morgenstern.
- Mamy gdzieś świeczki? - pytam próbując zwrócić ich uwagę na siebie. - Nie? Nie szkodzi, poszukam. Mel, pomożesz mi? - łapię ją za rękę i pociągam do korytarza. - Coś ty narobiła? - pytam chowając się za ścianą.
- W końcu wyrzucą z siebie to co leży im na wątrobie. - wyjaśnia.
- Po co? Przecież rozstali się w zgodzie.
- Tylko ci się tak wydaje, a tak na prawdę każde z nich głęboko w sobie ma tykającą bombę emocji, które im towarzyszyły przy tym rozstaniu. Może spowoduję, że...
- Że pozabijają się w Wigilię? - krzyczę na nią szeptem. Milknie. - Przepraszam po prostu myślę, że to...
- Och nawet w Wigilię nie potrafisz mi nie dopiec?!
- Och nawet w Wigilię nie potrafisz zachowywać się normalnie?!
- I kto to mówi?! Ktoś kto na każdym kroku stroi sobie ze mnie żarty?!
- A nie pomyślałaś, że w ten sposób się przed tobą bronię?! - wrzaski z salonu słychać wyraźnie. Patrzę na zakonnicę z wyrzutem. Przykłada palec do ust i każe mi być cicho. Żegna się i przeprasza za podsłuchiwanie. To już nie pierwszy raz. Mam ochotę się zaśmiać. Nie taka święta.
- Bronisz? A co ja ci takiego zrobiłam?!
- Co mi zrobiłaś? Och niech no sobie przypomnę, ach tak! Już pamiętam! Po kilku latach związku powiedziałaś, że nie jesteś pewna tego co do mnie czujesz i postanowiłaś, że zrobimy sobie przerwę!
- Przecież sam stwierdziłeś, że ci to odpowiada i że sam masz wątpliwości!
- A co miałem powiedzieć? Miałem błagać żebyś nie odchodziła? Żebyś nie zostawiała mnie kiedy wszystko zaczęło się wokół sypać?
- Sypać?
- Moja kariera, moje zdrowie, wiedziałaś że muszę chodzić do terapeuty?
- Co?
- Nie radziłem sobie ze sobą, a jedyną rzeczą jaka dawała mi nadzieję na to że będzie dobrze byłaś ty. I nagle bam! Nie wiesz czy mnie kochasz czy to tylko zauroczenie!
- Więc skoro byłam taką twoją kotwicą to czemu nie powiedziałeś o swoich problemach?!
- A zostałabyś? - pyta. Milkną. Zapada cisza. Patrzę na Melanię zaniepokojony. Dziewczyna wygląda na zmartwioną ale mocno ściska kciuki.
- Nie. - słyszymy. Jedno ciche nie. Wzdycham. Melania kręci głową.
- No właśnie. Wyszedłbym na zdesperowanego. A tak, przynajmniej zachowałem pozory godności. - przyznaje. Znów cisza. - Najgorsze jest to, że... Miałaś to sobie wszystko przemyśleć. Żyłem nadzieją, że może wrócisz, że potrzebowałaś trochę przestrzeni, że przestraszyłaś się przyszłości.
- Przestraszyłam. - odpowiada cicho.
- No właśnie. Typowa ty. Zamiast zmierzyć się z problemem odkładasz go na półkę "nieistotne".
- Z tym problemem nie byłam w stanie się zmierzyć ok?!
- Miałaś mnie! Mogliśmy zrobić to razem ale nie! Zosia samosia wszystko musi zrobić sama! I co? Wyszło ci?!
- Nie Thomas, nie wyszło! I nigdy nie wyjdzie! Nie masz pojęcia przez co przechodziłam od tamtego wieczora! Nie masz pojęcia jak cholernie bolało mnie to co zrobiłam i jak tęskniłam za tobą idioto!
- Więc czemu to zrobiłaś?! -pyta w końcu blondyn. - Czemu?! - dopytuje. Znów słychać ciszę. Ktoś siada na kanapie. Po chwili słychać cichy płacz. Mam ochotę tam wejść ale Melania łapie mnie za rękę i kręci głową. Zaciskam usta i biorę głęboki wdech. To nie skończy się dobrze. A przecież są święta. - Gloria...
- Przestało sypać, wracaj do rodziny. - mówi cicho. Znów zapada cisza. Nic się nie dzieje.
- Chcę z tobą o tym porozmawiać. Chcę ci pomóc. - blondyn łagodnieje. - Co się dzieje? - pyta.
- Nic w czym mógłbyś pomóc. Nikt mi nie może pomóc.
- Co się dzieje? - pyta po raz kolejny.
- Nasze wizje przyszłości za bardzo się rozjechały Thomas. Nie możemy być razem. Musisz to zrozumieć raz na zawsze. - wyjaśnia dziewczyna spokojniej. - Nie rób sobie żadnych nadziei. Nie myśl o mnie, znajdź sobie kogoś, z kim będziesz mógł spędzić resztę życia tak jak to sobie wymarzyłeś. Odpuść. - kończy cicho. Patrzę na zakonnicę. Ma bardzo smutne oczy. Nie tak to miało się skończyć.
- Jesteś pewna? - pyta blondyn. - Mam odejść? - upewnia się. Przez moment panuje cisza. Mam jeszcze resztki nadziei, że moja siostrzyczka zmądrzeje. Niestety...
- Tak. To koniec. Raz na zawsze. - odpowiada. Słyszę jak przyjaciel wstaje, zabiera płaszcz i wychodzi cicho z naszego domu. Opieram głowę o ścianę. Wraca prąd. Choinka znów świeci ciepłym blaskiem, muzyka cicho gra, a w korytarzu świecą maleńkie sufitowe lampki.
- Pójdę do niej. - mówi cicho Melania i znika w salonie.
    Wchodzę do siebie i staję przy oknie. Ludzie są okropni. Jedni chcą kogoś mieć i nie mogą znaleźć odpowiedniej osoby a inni gdy ją znajdą to nie potrafią z nią być. Może ta dwójka jest po prostu zbyt do siebie podobna? Tak bardzo nie chcą siebie zranić, że ciągle to robią. To jakiś paradoks. Otwieram prezent od Morgiego. Złota tabliczka z wygrawerowanymi wszystkimi moimi zwycięstwami. Uśmiecham się pod nosem. Czyli ten pajac myśli to samo co Melania. Czas najwyższy pogodzić się z rzeczywistością i... odpuścić. Kładę tabliczkę na łóżku i znów wpatruję się w widok za oknem. Te święta nie będą należeć do najbardziej udanych. Zwłaszcza dla Glorii. Muszę coś zrobić, żeby poprawić jej humor.
- Proszę! - wołam słysząc pukanie do drzwi. W pokoju pojawia się szary habit. - I jak? - pytam. Kręci głową. Wzdycham. Dziewczyna siada na moim łóżku i markotnieje.
- Płakała. Dużo płakała. A jak odprowadziłam ją do pokoju okazało się, że na poduszce leży prezent.
- Prezent? - dziwię się.
- Od Thomasa.
- Co tam było? - pytam.
- Bransoletka z kamieniami księżycowymi. Od zawsze o takiej marzyła.
- Wiem. Thomas też wiedział. - wzdycham. Milkniemy. Melania zerka na ścianę ale nie komentuje faktu, że zdjęcie Sandry nadal wisi nad moim łóżkiem. Jestem jej za to wdzięczny. Nie wierci dziury w brzuchu. Powie tylko raz co myśli.
- Przynajmniej wiedzą na czym stoją. - mówi cicho.
- Oboje będą nieszczęśliwi. - komentuję.
- Ale nie będą żyli nadzieją. A to już jakiś początek.
- To jakaś aluzja? - pytam. Wzrusza ramionami.
- Każdy z nas ma w pamięci coś co chciałby przeżyć jeszcze raz. Jakieś wydarzenie, które powodowało że czuliśmy te najfajniejsze emocje. Dla jednych było to jakieś spektakularne zwycięstwo, dla innych cudowne uczucie a dla jeszcze innych odważna decyzja, która odmieniła ich dotychczasowe życie.
- Twoja odważna decyzja odmieniła ci życie na lepsze? - pytam wprost. Milknie na chwilę. - Jeśli musisz się zastanowić to znaczy, że nie. - dodaję.
- To nie jest takie proste Gregor.
- To mi wytłumacz.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. A już na pewno nie z decyzji jaką podjęłam w sprawie własnego życia.
- Więc mnie popraw jeśli źle rozumiem... ty możesz udzielać porad Glorii i mnie, możesz poznawać nasze historie ale twoja jest tajemnicą najtwojszą i nikt nie ma do niej dostępu tak? - pytam. Nie komentuje tylko zaciska usta. - Bardzo to w porządku. - przyznaję. Krzywi się lekko.
- Pytaj. - wzdycha i kładzie się jakby była we własnym łóżku. Cóż... robię to samo i kładę się obok z rękami za głową.
- Kim był facet, z którym byłaś zanim wstąpiłaś do zakonu? - zaczynam.
- Milionerem. - odpowiada jednym słowem. Ale słowem petardą. Podnoszę się na rękach i patrzę zdziwiony. Wzrusza ramionami. - To zawsze robi wrażenie. - komentuje. Kiwam głową i wracam do poprzedniej pozycji.
- Jak się poznaliście? - pytam.
- Byłam hostessą na jednym z bankietów w ambasadzie Indii. Harshad był gościem ambasadora. Wysoki, dobrze zbudowany, z pięknymi ciemnymi oczami i uśmiechem, który rozbrajał każdą najbardziej upartą kobietę. Zapytał gdzie może odpocząć od zapachu milionów, jaki unosi się w tym biznesowym wnętrzu. Poszliśmy do ogrodu różanego i wskazałam mu altanę nad oczkiem wodnym. Poprosił, żebym mu potowarzyszyła i opowiedziała co myślę o jego nowym projekcie, o którym wszyscy rozmawiali na bankiecie. Więc powiedziałam, że nie znam się na budownictwie ani na sprzedaży mieszkań ale wiem, że w miejscu gdzie planuje stworzyć kolejne apartamentowce bardziej przydałyby się mieszkania socjalne dla tych, którzy nie mają takiej smykałki do interesów jak on i zamiast homarów i małży jedzą ziemniaki z kurczakiem. - kończy.
- I co on na to? - pytam.
- Zaproponował mi pracę.
- Pracę?
- Jako asystentki.
- I co?
- I nie zgodziłam się.
- Dlaczego? - dziwię się.
- Bo chciałam wstąpić do zakonu. - odpowiada. Znów patrzę na nią zdziwiony.
- Myślałem, że to przez jakiegoś faceta na to się zdecydowałaś.
- To byłeś w błędzie. Przez niego z tego pomysłu zrezygnowałam. - dodaje.
- Intrygujesz mnie. - odpowiadam na głos zamiast w myślach ale chyba nie zwraca na to uwagi. - Opowiadaj dalej.
- Jakimś cudem zdobył mój numer telefonu. Dzwonił, pisał, ciągle zapraszał na kawę. Więc w końcu się zgodziłam.
- I jedna kawa zmieniła twoje postanowienie? - dziwię się.
- Polecieliśmy na tą kawę jego prywatnym samolotem do jakiejś modnej kawiarni w Rzymie.
- Cóż... to robi wrażenie. - przyznaję. - I co? Oświadczył ci się tam? - śmieję się. Milczy. - Nie...
- Tak. - odpowiada wzruszając ramionami. - Wyśmiałam go ale on był całkowicie poważny. Klęczał, miał w oczach coś takiego... Ciężko mi to określić. Jakby rzeczywiście mu na tym zależało, jakby tego na prawdę chciał.
- To jest conajmniej dziwne.
- Dla mnie też takie było. Nienormalne.
- I co było dalej?
- Próbowałam mu wytłumaczyć, że to niemożliwe, bo ja już podjęłam jedno zobowiązanie i chcę się z niego wywiązać.
- Co on na to?
- Załamał się. Tak prawdziwie. Jego oczy zgasły. Nie wiedziałam co powiedzieć, co robić. Siedziałam na dachu starej kamienicy, on klęczał przede mną, i patrzyło na nas chyba ze 20 osób.
- Co zrobiłaś? - pytam jeszcze bardziej zaciekawiony. Patrzy na zegarek na ścianie.
- Już późno. Idę na pasterkę. - wstaje z mojego łóżka i zmierza ku drzwiom. - Idziesz ze mną? - pyta. Uśmiecham się.
- Nie po drodze mi z klerem. - mówię. Unosi brew. - Zakonnica to co innego. - Tłumaczę. Kręci głową z uśmiechem.
- To nie idź tam dla księdza tylko dla siebie. - próbuje mnie przekonać.
- Dobranoc. - mówię i zamykam oczy dając jej do zrozumienia, że nic nie wskóra. Wychodzi cicho zamykając za sobą drzwi. Siadam przy komputerze zaciekawiony jej historią. - No dobra, zobaczmy co to za gość chciał cię za żonę. - kręcę głową z uśmiechem. Wpisuję w wyszukiwarkę imię, kraj pochodzenia i słowo "deweloper". Pierwszy wynik to strona internetowa "Roshan development". Mają strasznie drogie mieszkania jak na tą część Austrii. Już nie mówiąc o Wiedniu. Wnętrza wykończone w najwyższym standardzie ale nie wiem kogo byłoby na to stać. Chyba takich milionerów jak ten cały hindus... Wracam do wyszukiwarki. Następna strona to jakieś informacje o liście najbogatszych ludzi wschodu. Są i dane... Harshad Roshan. Urodzony 31.05.1985r. w Delhi... bla bla bla... milioner... bla bla bla... zdjęcie. No cóż... rzeczywiście wygląd to on ma dobry... bla bla bla... Miejsce i data śmierci: 01.06.2016r. Hawaje... - Co?... Jak podaje agencja Reutera ubiegłej nocy w okolicach Honolulu rozbił się prywatny samolot marki Cessna należący do Roshan development. Na pokładzie znajdował się właściciel firmy Harshad Roshan wraz z żoną. Firma podała oficjalny komunikat, że jej właściciel nie przeżył wypadku...


______________________

Wiem, że długo mi to zajęło ale przysięgam, że ogarniałam jak ta historia ma się dalej potoczyć.
:P
Dziękuję za odzew, tego mi było trzeba żeby dostać kopniaka do dalszego pisania. :)

Kamila ty wariatko zawsze ze mną jesteś i zawsze masz dobre uwagi i spostrzeżenia. Jak tu cię nie kochać?? :*

Verity do Tokarczuk mi tak daleko jak Ammanowi do wygrania TCS :P Ale dziękuję za komplement złociutka :*

Madźka - rozlazły Gregor być może już nie długo rozgryzie Melkę i obiecuję ci, że będzie to zaskoczenie nie tylko dla niego :P 

CichaJa1 - a ja tęskniłam za WAMI !! :*

Colly "matura najważniejsza, bo od niej zależy nasze dalsze życie." Choć sama nie za bardzo zgadzam się z tym zdaniem ale o tym mogłybyśmy pogadać gdzieś na uboczu, bo nie powinnam takich tez wygłaszać oficjalnie. Cieszę się, że jesteś :) trzymam kciuki za przygotowania do matury :D jak się cieszę, że mam to dawno za sobą :P

Składam oficjalną obietnicę:
UROCZYŚCIE OBIECUJĘ ODPOWIADAĆ NA KAŻDY WASZ KOMENTARZ
a to dlatego, że was uwielbiam, szanuję i jestem spragniona waszych opinii i domysłów :D
Buziole :*

P.S.: następny rozdział już niedługo. (niedługo=ok. tygodnia)