czwartek, 22 września 2022

7. Zmiany, zmiany, zmiany...

     Odkładam telefon i upijam łyk kakao. Skubię kromkę z ogromną ilością ogórków i spoglądam na pusty salon. Telewizor cicho pomrukuje opowiadając o dzisiejszym konkursie w Ga-Pa. Czy chcę tego słuchać? Gdzieś tam podświadomie owszem. Ciągle mnie pcha w tą stronę, ciągle czuję ścisk w żołądku, kiedy zaczyna się kolejny konkurs. Nawet gdy, tak jak teraz, jestem w domu. Nie przepuściłbym transmisji. Czy to jeszcze uzależnienie czy już samookaleczanie? 
- Smacznego - słyszę z korytarza. Przy stole siada Gloria. Jest inna. Cicha, bez wyrazu... Jakby uszło z niej powietrze. Jest blada, jej oczy nie błyszczą.
- Źle wyglądasz - mówię. Wzrusza ramionami. - Jak po każdej dobrej imprezie. - dodaję powodując na jej ustach lekki uśmiech - O której wróciłaś? - pytam.
- O 7 pielęgniarki ostrzegły mnie przed obchodem. - mówi opierając głowę na kolanie.
- Zjedz coś. - podsuwam jej pod nos talerz z kanapkami - Wykwintne, dodałem kapary. - przekonuję ją. Znów delikatnie się uśmiecha. - Zrobię ci herbatę. - podchodzę do kuchenki i stawiam czajnik na gazie. Dlaczego nie mamy elektrycznego czajnika? Byłoby szybciej i ekonomiczniej. Niestety Gloria urządzając dom stwierdziła, że nie pasowałby do klimatu. I wiecie co? Miała rację. Poza tym herbata smakuje dużo lepiej kiedy dłużej się na nią czeka. Kroję cytrynę i wrzucam kilka liści herbaty do kubka. Anyż, imbir, pomarańcza... Już pachnie. - Całą noc siedziałaś przy nim? - pytam.
- Wypiłam pół butelki najbardziej ohydnego szampana na świecie. - mów niezadowolona. - Wygłosiłam kilka monologów. - wzdycha. - A ten jak zawsze miał mnie gdzieś. - dodaje z udawanym rozdrażnieniem. - Można mówić jak do ściany. - kończy. Tym razem i na mojej twarzy pojawia się grymas. - Nie wiem ile będę potrafiła tak wytrzymać Greg. - mówi cicho. Obracam się w jej kierunku. Jest smutna. Wygląda jakby nosiła wielki ciężar na plecach. - Kristina chce przyjeżdżać co drugi dzień.
- To dobrze, będziesz mogła odpocząć. - mówię zdejmując gwizdek z czajnika. Zalewam liście wrzątkiem i wrzucam cytrynę. Podaję kubek kobiecie i siadam na przeciwko niej. - Dzisiaj ja do niego pójdę, ty się wyśpij. - kiwa głową i skubie kawałek szynki. - To wszystko ma być zjedzone. - upominam ją jak małe dziecko. Zerkam na korytarz a potem na zegar. 12.00. Długo odsypia ta nasza świętoszka. - Melania prześpi cały dzisiejszy dzień. - zauważam.
- Wychodziła gdy wracałam. - mówi moja siostra.
- Wychodziła? - dziwię się. Nigdzie podobno się nie wybierała z tego co mówiła.
- Poszła pogadać z szefem. - brunetka wywraca oczami. Och... może jednak dałem jej coś do myślenia. Może zaczęła wątpić w swój wybór, może jednak nie do końca czuje że to jej miejsce na ziemi. - Muszę znaleźć jej faceta. - oznajmia zdeterminowana Gloria. Uśmiecham się i kręcę głową. - No co? Muszę ją uratować.
- Przed czym?
- Przed zmarnowaniem sobie życia.Wystarczy że ja popełniłam błąd. Ona nie musi.
- Może dla niej to nie jest błąd? Może wybierając zakon nie robi tego wbrew sobie tak jak zrobiłaś to ty? - przypominam.
- Och błagam cię Gregor. 
- Jak będziesz ją próbowała na siłę przekonać to nic to nie da. Melania jest uparta jak osioł, bardziej niż ty.
- Skąd to możesz wiedzieć? - dopytuje jedząc już czwartą kanapkę. Wstaję od stołu i otwieram lodówkę, żeby dorobić jedzenie. - Jest tu niedługo ale liczy się z naszym zdaniem i to trzeba wykorzystać.
- Co trzeba wykorzystać? - słyszymy wesołe pytanie. Moja siostra milknie a w kuchni pojawia się Melania. Zerkam w jej stronę. Cała na szaro z wielkim krzyżem na piersi. Uśmiecha się do mnie słabo i siada obok mojej siostry. Cicho wzdycham. Tak miało być. Nie zmienię nic w jedną noc.
- To, że nie wracasz jeszcze do zakonu i mogę spróbować pokazać ci świat w którym jest miłość, faceci, sex...
- Ale ja znam ten świat Gloria. - mówi pewnie dziewczyna. Na twarzy brunetki pojawia się grymas niezadowolenia. Nie wtrącam się. Wiem co zaraz powie. - I nie tęsknię za nim. - dodaje. Mogłem się założyć. Stawiam na stole talerz z kolejnymi kanapkami. - Co z Thomasem? - pyta.
- Śpi. - odpowiada krótko. Bierze do ręki kolejną kanapkę. - A wy jak spędziliście sylwestra? - pyta patrząc na mnie wyczekująco.
- Wydłubując ananasa z pizzy. - odpowiadam pewnie i upijam łyk kakao. Melania uśmiecha się wesoło i kiwa głową.
- Miałeś taką okazję i ją zmarnowałeś. - wzdycha moja siostra.
- Okazję do czego? - pytam zdziwiony.
- Do użycia tego swojego czegoś. - macha ręką. - To o czym wypisują te wszystkie nawiedzone nastolatki.
- I co miałbym tym czymś zrobić? - pytam rozbawiony. Melania wydaje się być nie mniej rozweselona ode mnie.
- Szturchnąć ją. - oznajmia brunetka. Zakonnica zaczyna się śmiać a ja kręcę głową.
- Szturchnąć... - powtarzam. - Gloria idź się wyspać. - radzę. Patrzy na mnie spod byka ale wstaje i wychodzi do siebie. I zapada cisza. Ja wpatruję się w kakao a ona je kanapkę. Powiedziałbym że wszystko w porządku bo przy jedzeniu się nie gada ale nie jest w porządku. 
- Jesteś zawiedziony. - zauważa. Patrzę na nią i delikatnie się uśmiecham.
- Miałem jednak nadzieję, że będzie ci widać włosy. - odpowiadam. Też się uśmiecha. Jest zupełnie inaczej niż wczoraj. Mniej swobodnie, bardziej... sam nie wiem. Jest bariera. Jakby ten strój chronił ją przede mną.
- Jedziesz dziś do szpitala? - pyta.
- Tak. Posiedzę trochę przy nim, wygadam się... Zawsze mówił, że zrzędzę więc może to go ruszy. - mówię ze słabym uśmiechem. Kiwa tylko głową.
- To dobrze, Gloria musi odpocząć a potem z nią porozmawiam. - mówi pewnie.
- I co jej powiesz? - jestem ciekaw czym chce teraz zawracać głowę mojej siostrze. Ta ma wystarczająco dużo na głowie.
- Żeby się zresetowała, żeby poukładała sobie to co chciałaby powiedzieć Thomasowi gdyby teraz się wybudził, żeby zastanowiła się nad tym czego chce w życiu, żeby przestała być taka uparta. - odpowiada.
- Powiedziałbym, żebyś spojrzała w lustro i powiedziała tej dziewczynie po drugiej stronie coś podobnego. 
- Ale nie powiesz. - podpiera głowę dłonią i gryzie kanapkę. Patrzę na nią zrezygnowany i tylko wzdycham. - Kim chciałeś zostać jak byłeś małym chłopcem?
- Mało zgrabna zmiana tematu. - zauważam.
- A to nie skończyliśmy jeszcze? - pyta z uśmiechem. No i co ja mam zrobić? Też się uśmiecham.
- Idę do szpitala. - oznajmiam i kieruję się do korytarza. 

    Błękitno-białe ściany, pikająca aparatura, kilkanaście rurek z sączącymi się płynami, jedno krzesełko przy centralnie ustawionym łóżku... Blondynka właśnie wyszła na obiad więc mogę mieć chwilę sam na sam z przyjacielem. Siadam obok niego i nie wiem co mam zrobić z rękami. 
- Wyglądasz okropnie stary... - wzdycham. No bo co mam powiedzieć? - Jeśli mnie słyszysz to mi najwyżej później gębę obijesz ale mam do ciebie okropny żal wiesz? Bo kurde doprowadziłeś Glorię do stanu, w którym ostatnio widziałem ją po waszym rozstaniu. - zaczynam. - I nigdy więcej nie chciałem jej w tym stanie widzieć. - dodaję. Milknę na chwilę i przecieram dłonią oczy. - Więc lepiej się niedługo obudź i zrób coś, żebyście się dogadali. Spędza tu każdą wolną chwilę, nie mówi o niczym tylko o tobie a ty to wszystko przegapiasz. Kurde Morgi macie taką szansę stworzyć coś pięknego a tak cholernie to odrzucacie. Staraj się o nią bo ona jest tego warta. Jest taka... ech... to moja siostra Thomas. Nie pozwolę jej skrzywdzić a widzę jak bardzo krzywdzicie siebie na wzajem tą upartością, tym nie byciem ze sobą... Jakbym tylko miał szansę na takie uczucie jak wy... - kręcę głową. No bo po co ja mu to wszystko mówię? Czy coś z tego w ogóle zrozumie? Zapamięta? Usłyszy? Rozglądam się po sali i widzę w rogu pustą butelkę po szampanie. Wzdycham i patrzę jeszcze przez chwilę uważnie na przyjaciela. Lewą dłoń ma owiniętą bandażem. Czy to największa strata jaką ma ponieść po tym wypadku? Oby... Przerzucam wzrok na jego głowę... Opatrunek z resztkami sączącej się krwi... - To musiało być straszne Thomas... - kręcę głową. - Nigdy nie widziałem Glorii tak przerażonej. Na prawdę się przestraszyłem... - dodaję. Znów słychać jedynie pikanie aparatury. Z korytarza dobiega równomierny stukot obcasów należących do Kristiny. Po chwili blondynka jest już obok mnie. Uśmiecha się lekko i chwyta go za zdrową dłoń po drugiej stronie łóżka.
- Dlaczego tak marnują czas? - pyta. Patrzy na niego jakby zastanawiała się czy nie zadać pytania inaczej. "Dlaczego tak marnujemy czas?". W końcu zerka na mnie a ja nie wiem co jej odpowiedzieć.
- Nie wiem Kristy. - mówię po chwili. - Ze strachu, z obawy przed odrzuceniem, z braku wiary, z miłości...
- Z miłości? Gregor z miłości to oni powinni ze sobą być. I dobrze o tym wiesz. Przecież to widać na kilometr jak bardzo się kochają mimo tego jacy dla siebie są. Nie rozumiem tej relacji. - kręci głową.
- Widzisz... czasem... - zastanawiam się jak odpowiednio dobrać słowa. - Czasem trzeba coś stracić żeby to docenić, żeby przejrzeć na oczy.
- A czy oni nie stracili już czegoś? Nie żałowali? I co? I dalej ślepi czy uparci? - pyta. Nie słyszy ode mnie odpowiedzi, bo sam się zastanawiam po co to wszystko. Kobieta wzdycha bezradnie.
- Są do siebie zbyt podobni. - mówię po chwili. - Są uparci i jak sobie coś postanowią to nic nie stanie im na przeszkodzie do osiągnięcia tego celu. I właśnie dlatego Thomas z tego wyjdzie. - kończę wstając powoli z krzesła. - Prześpij się. - mówię do niej. Ma podkrążone oczy i jest rozdrażniona. To by jej pomogło.
- Muszę...
- Nic nie musisz. Poza tym - wskazuję na blondyna. - On śpi w najlepsze. - puszczam jej oko i widzę delikatny uśmiech na jej twarzy. Kiwa głową i siada na rozkładanym fotelu w kącie pokoju. Biorę pustą butelkę po szampanie i zerkając jeszcze raz na kumpla wychodzę z sali. 
    Korytarze szpitalne nigdy dobrze się nie kojarzą. Kto tu przychodzi dla przyjemności? Chyba nikt. Nawet lekarze i pielęgniarki przychodzą tu do pracy a nie po rozrywkę. Czy istnieje bardziej przygnębiający budynek na świecie niż szpital? Chyba nie. 
- Och, przepraszam najmocniej. - łamaga ze mnie. Pomagam pozbierać rozsypane paczki z gazami na wózeczek i podnoszę wzrok na pielęgniarkę, którą prawie staranowałem. Jej czarne oczy śmieją się do mnie a oliwkowa dłoń dotyka mojego ramienia w geście wybaczenia.
- Nic się nie stało. - mówi pogodnie. Ma ciepły głos, pełne usta pomalowane na czerwono, a wysoka czarna kitka buja się na boki przy najmniejszym ruchu. - Dobrze, że to nie leki, bo nie darowałabym i musiałby mi pan postawić kawę za ponowne segregowanie ich. - puszcza mi oko i układa gazy na wózku. Och.
- To gdzie ma Pani te leki? - pytam nie poznając sam siebie. To wychodzi tak... naturalnie. Zaraz zaraz... Czy ja właśnie flirtuję z pielęgniarką? Patrzy na mnie niepewnie ale po chwili wyciąga z kieszeni kartkę i długopis i coś zapisuje. 
- Leki już rozdałam pacjentom ale po pracy zawsze chętnie napiję się dobrego cappuccino Panie...
- Gregor. - przedstawiam się. Wyciąga do mnie dłoń z kartką, którą biorę i z uśmiechem na ustach odchodzi kręcąc biodrami na boki. Czy ja właśnie umówiłem się z nieznajomą na randkę? Otwieram karteczkę i widzę nr telefonu i imię "Camilla". Tak, właśnie dostałem numer od ślicznej dziewczyny. Ten rok chyba nie będzie taki do końca zły jak myślałem. Chowam kartkę do kieszeni i wychodzę z uśmiechem ze szpitala. 
    W domu słyszę, że obie są w kuchni i coś gotują rozmawiając. Ach tak... Melania... Dlaczego o niej zapomniałem skoro postanowiłem, że zrzuci dla mnie habit? A może to była tylko chwila słabości i po prostu potrzebowałem bodźca do działania? Wchodzę na podest i siadam przy stole obserwując jak Gloria kroi warzywa a zakonnica wycina coś ze sporego kawałka mięsa. Zerka na mnie i uśmiecha się delikatnie. Ok. Już sobie przypomniałem. Serce zaczęło bić mi szybciej a rozum głupieje. Tylko ta szarość, która przypomina mi dlaczego jestem na straconej pozycji...
- I jak tam? - pyta Gloria. Wiem co chce usłyszeć ale...
- Bez zmian. - wzdycham. Gaśnie trochę ale bierze głęboki wdech i powoli wypuszcza powietrze broniąc się przed płaczem. - Ale stabilnie. - dodaję. Siostra patrzy na mnie sceptycznie. - Będzie dobrze, on z tego wyjdzie. Jest uparty jak ty i jak sobie coś postanowi to tak będzie. - przekonuję ją.
- To lepiej żeby sobie postanowił wyzdrowieć. - mruczy pod nosem. Nawet zakonnica się uśmiecha na ten komentarz. Patrzę na nią i znów mam to uczucie jakby była obca. Nie moja. Co prawda nie jest moja ale wiadomo o co chodzi... jest... tego tam... u góry.
- Wszystko w porządku? - pyta nagle. Czyli za długo na nią patrzę. Gloria zerka na mnie badawczo.
- Tak tak... Przepraszam, zamyśliłem się. - odwracam od niej wzrok i wyciągam karteczkę z numerem, który wstukuję do telefonu. 
- Co to? - pyta zaciekawiona brunetka. 
- Numer telefonu. - odpowiadam spokojnie.
- Czyj? - kontynuuje wywiad. Widzę jej podejrzliwy wzrok. Teraz i Melania jest zaciekawiona. Może to moja szansa?
- Pielęgniarki. - mówię spokojnie. Chowam karteczkę do kieszeni a moje palce wiszą teraz nad smartfonem.
- Zamierzasz się z nią umówić? - dziwi się moja siostra.
- A nie powinienem? - pytam zerkając na zakonnicę, która teraz uważnie mi się przygląda. - Nowy rok, nowy ja. - wzruszam ramionami. Gloria odkłada nóż i warzywa i patrzy na mnie poważnie.
- Plan był inny. - oznajmia.
- Był jakiś plan? - pytam zdezorientowany.
- Miałeś zdjąć jej habit - oznajmia i pokazuje na przyjaciółkę. Ta jedynie kręci głową ale ciągle się na mnie patrzy. - Poza tym...
- Nie Gloria. Dość tego. - przerywam jej. Milknie zaskoczona. - Może choć raz dałabyś mi samemu zdecydować o swoim życiu, może choć raz dałabyś zdecydować komuś innemu niż tylko sobie, może choć raz uszanowałabyś zdanie innego człowieka. Zdanie moje, zdanie Melanii i zdanie Thomasa. Dlaczego zawsze wszyscy mają słuchać ciebie i postępować tak jak ty byś tego chciała, skoro jak widać twoje decyzje zawsze kończą się czyimś cierpieniem? - pytam zdenerwowany. Czy mam dość? Tak. Czy myślę to co właśnie powiedziałem? Tak. Czy powinienem jej to teraz mówić? Absolutnie nie. A na pewno nie w ten sposób. Milknie. Patrzy na swoje palce. Wiem, że chce się jej płakać ale z drugiej strony może to da jej w końcu do myślenia? Melania nadal nic nie mówi tylko patrzy na mnie badawczo.
- Może i masz trochę racji Greg. - mówi w końcu Gloria. - Może i jestem uparta i narzucam swoje zdanie wszystkim dokoła ale wiesz czemu to robię? - pyta podnosząc na mnie wzrok. Ma zaszklone oczy. Robi mi się głupio i mam ochotę ją przeprosić i przytulić. Jakbyśmy znowu byli mali. - Bo nie chcę, żeby najbliższe mi osoby popełniały błędy, których będą żałować tak bardzo jak ja żałuję swoich. Bo widzę jak się męczysz nie mogąc zapomnieć o Sandrze, bo widzę jak ty... - zwraca się do Melanii. - Jak ty bardzo boisz się miłości, którą los może ci kiedyś znowu odebrać, bo chcę żebyście byli szczęśliwsi ode mnie. -mówi dobitnie. - Bo na nikim do cholery nie zależy mi tak bardzo jak na was i na tym idiocie, który leży w szpitalu. Ale jeżeli to jest takie złe... - nie kończy. Kręci głową i wychodzi do siebie. 
- Chodź pogadać. - mówi zakonnica i idzie w stronę mojego pokoju. 
    Leżymy sobie na moim łóżku i jakoś żadne nie potrafi rozpocząć tej rozmowy. A ja mam już dość ciszy. Obracam się w jej stronę i patrzę intensywnie. Robi to samo.
- Chciałaś pogadać. - przypominam. Przez chwilę tylko patrzy. Jakby czytała w moich myślach. Dobrze że to niemożliwe.
- Gloria ma rację Gregor. Męczysz się nie mogąc zapomnieć o Sandrze. - wywracam oczami. - I dlatego szukasz sobie jakiegoś celu w życiu. Żeby coś miało jeszcze dla ciebie jakiś sens.
- To źle? Mam zamiast tego leżeć w łóżku i wypłakiwać się w poduszkę? - pytam poirytowany.
- Nie. To byłoby bez sensu. A tego nie chcesz. - wzrusza ramionami.
- To nie zmienia faktu, że Gloria ma swoją wizję tego w jaki sposób mam zapomnieć o miłości mojego życia.
- Wcale nie dziwi mnie, że chce nas zeswatać. - oznajmia. Bam! Że co? Patrzę na nią jak na wariatkę. - Jesteśmy pod ręką, oboje jesteśmy po przejściach i obojgu nam chce pomóc. To logiczne że nas do siebie dopasowuje.
- Czyli miała rację mówiąc, że wstępujesz do zakonu żeby nikt więcej nie zabrał ci osoby którą kochasz? - pytam wprost. Milczy. I wszystko jasne. - Wiedziałem, że coś z tym jest nie tak.
- To nie jest jedyny powód. - broni swojej decyzji. - Ja... ja na prawdę czuję jakieś powiązanie z tym wszystkim.
- Albo sobie to wmawiasz. - dogaduję. 
- Gregor...
- Czy po śmierci twojego męża umówiłaś się z kimś na randkę? - pytam. Na jej czole pojawiają się niewielkie zmarszczki. - Czy od razu zdecydowałaś się wejść w mury zakonu? - kontynuuję. Nie odpowiada. - No właśnie. 
- To nic by nie zmieniło.
- Może zmieniłoby gdybyś trafiła na odpowiedniego faceta.
- Może tobie byłoby łatwiej gdybyś nie porównywał każdej kobiety do Sandry. - odbija piłeczkę. Cyk! Trafia w dyszkę. No prawie...
- Nie każdą do niej porównuję. - bronię się. Unosi brew i czeka. Wywracam oczami i wstaję z łóżka. Podchodzę do wielkich okien i patrzę jak płatki śniegu powoli opadają na łąkę przykrytą sporych rozmiarów białym puchem. 
- Kiedy ściągniesz jej zdjęcie znad łóżka?- pyta.
- Kiedy ty ściągniesz obrączkę z szyi. - odpowiadam tak samo jak jeszcze nie dawno. Staje obok mnie i patrzy wyczekująco. Odwracam się i widzę jej wystawioną dłoń a na niej łańcuszek ze złotym krążkiem. Patrzę na nią z lekkim niedowierzaniem. Wzrusza ramionami.
- To tylko przedmiot. - mówi. - To pamiątka, owszem... ale wspomnienia o mężu, wszystkie moje uczucia z nim związane mam w głowie i w sercu. 
- Więc po co mam ściągać jej zdjęcie? - pytam wskazując na portret nad łóżkiem.
- Żeby pokazać samemu sobie, że masz odwagę te wszystkie uczucia i wspomnienia schować do szuflady i przyjąć coś nowego. - odpowiada. Biorę od niej łańcuszek z obrączką i chowam do szuflady w moim biurku. Patrzy pytająco.
- Żebyś nie oszukiwała. - wyjaśniam po czym ściągam zdjęcie Sandry i daję je jej. Bierze je ode mnie i wpatruje się w portret. - Tylko się nie zakochaj. - komentuję złośliwie i patrzę na puste miejsce na ścianie. Czuję jej wzrok na sobie. 
- Powinieneś przeprosić Glorię. I wyjaśnić jej wszystko.
- Wiem. Zrobię to jak ochłoniemy. - przytakuję i odwracam się w jej stronę. Znowu patrzy na mnie tymi swoimi pięknymi oczami i znowu blokuje mnie przed jakimkolwiek ruchem. Ta szarość stwarza jakąś barierę nie do przejścia. A przecież wczoraj było tak fajnie...
- Nie podziękowałam ci jeszcze za wczoraj. - mówi z uśmiechem. - To był na prawdę wspaniały Sylwester. - dodaje. Owszem, a dziś już jest do bani. - Ta pielęgniarka...
- Camilla - poprawiam.
- Camilla... - zaczyna. - Podoba ci się? - pyta.
- Zamieniłem z nią 2 zdania. Nie wiem... - wyjaśniam siadając na łóżku. Siada obok mnie i odkłada zdjęcie na bok.
- Pytam o wygląd. - wzrusza ramionami.
- Śliczna dziewczyna. - mówię prawdę. Patrzy na mnie wyczekująco. - No co? 
- Twój typ? - dopytuje.
- Nie mam swojego typu. Najpierw była blondynka z niebieskimi oczami, ta jest brunetką o ciemnej karnacji, a tak na prawdę podoba mi się kobieta o kasztanowych włosach z piegami na nosie, z którą wczoraj tańczyłem pół nocy. - wyznaję. Kręci głową ale uśmiecha się. I to tak jak lubię. Szczerze, wesoło i z lekkim rumieńcem na twarzy. - Tylko ta ostatnia nie chce mi dać szansy. - mówię poważniejąc. Wzdycha i odwraca się w moją stronę.
- Wiesz, że nie mogę. - mówi poważnie.
- Wiesz, że masz jeszcze czas. - odbijam. Patrzy na mnie spokojnie i poddaję się. Wygrywa. Znowu. Kładę się na łóżku i zamykam oczy. Robi to samo. Chwilę tylko milczymy. Czuję ją obok. Nie da się nie czuć. Poza tym... jest między nami coś... coś co ciężko opisać. Jakieś niewidoczne pole, które raz przyciąga a raz odpycha. - Mam nie próbować? - pytam nagle. Zastanawia się chwilę.
- Zadzwoń do Camilli Gregor. - mówi ciepło i czuję jak znika z mojego łóżka. Obracam się twarzą do poduszki z cichym jękiem.
- Ech... no i po coś mi ją tu przysyłał co? - pytam nie wiadomo kogo. Biorę telefon do ręki i szukam odpowiedniego numeru. Czekam aż odbierze...


_____________________________________________________________________________________

Masakra! 
Tyle czasu minęło, że to opowiadanie pokryło się już kurzem!
Pewnie nikt tu już nie zagląda ale co tam.
Postanowiłam sobie, że wracam do mojego sposobu na odprężenie się.
Więc jak ktoś tu sobie zajrzy to niech zostawi chociaż emotkę.
Buziaki :*
Następny jakby co, będzie w weekend :P