środa, 17 lipca 2024

9. Przyszłość

     Cuda.

    Czym są? Czy oprócz słownikowej definicji, która mówi, że jest to "niewytłumaczalne zjawisko, o którym sądzi się, że jest wynikiem działalności Boga" można nadać temu określeniu własną definicję? Albo doprecyzować tą ze słownika? I czy rzeczywiście obudzenie Thomasa ze śpiączki jest cudem? Medycyna jasno określiła jego szanse. Określiła też pewną oś czasową, w której powinny zdarzyć się rzeczy, które jednak nie nastąpiły według wzoru podanego przez lekarza. Miał wybudzić się gdy najgorsze minie. Złe minęło a on spał. Czy mózg regeneruje się w jakimś konkretnym tempie czy każdy inaczej tak jak każdy człowiek jest inny? I co najważniejsze... czy gdy się już zaczynało tracić nadzieję, a jednak zdarzyło się to na co nadzieja miała być, to czy nazwać to można cudem? Czy ingerował w to sam Bóg? Czy ten czas śpiączki miał być czasem dla niego, żeby mógł spokojnie zastanowić się nad zasługami Morgiego dla ludzkości i tym czy jest wystarczająco dobry, żeby jednak pozostać z nami i męczyć się pospolitym życiem zamiast skakać sobie bez bólu i nieszczęść po niebiosach?

- Gregor? - słyszę za sobą ciepły kobiecy głos. No tak. Raczej nie spodziewała się mnie tutaj dzisiejszego wieczoru. Obracam się i delikatnie uśmiecham. - Co ty tutaj robisz tak późno? - pyta podejrzliwie. - Czyżbyś sprawdzał czy na pewno cię tak po prostu nie wystawiłam? - unosi brew. Jej oczy są jednocześnie rozbawione i smutne. Wiecie jak to wygląda? Jakby ktoś się uśmiechał a zaraz miał wybuchnąć płaczem. 

- Ekhem - słyszę z drugiej strony. Ach tak.

- Camilla poznaj proszę Melanię - przedstawiam sobie kobiety i kontynuuję wyjaśnienia. - Przyszliśmy do przyjaciela. - wskazuję salę kilka metrów dalej. Dziewczynę jakby olśniewa.

- Ach... no tak, pacjent w śpiączce z samochodu... - przypomina sobie kobieta. - Ale z tego co przed chwilą się dowiedziałam to raczej nie potrzebny mu kler. - uśmiecha się zadowolona ze swojego żartu.

- Ha! Dobre! - reaguje trochę nazbyt ekspresyjnie Melania. - To ja jednak do niego pójdę a wy sobie pogadajcie. - mówi i idzie do sali Morgensterna. Pielęgniarka patrzy na mnie wyczekująco. Tylko czego oczekuje? Jestem dziś trochę skołowany i rozstrojony. Wystawiła mnie kobieta stojąca przede mną, dostałem kosza od zakonnicy, a mój przyjaciel przypomniał sobie że jednak chce żyć.

- Jak dzieciaki?- pytam. Wyraźnie przygasa.

- Ciężko. Jedno z nich może nie dożyć poranka. - mówi i bierze głęboki wdech. Stara się ponownie uśmiechnąć ale wychodzi z tego bardziej grymas. - Ale nie mówmy o tym. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam że nie dotarłam do restauracji.

- Nie przejmuj się. Zjadłem dobre krewetki i przespacerowałem się deptakiem. Miałem trochę czasu na przemyślenie kilku spraw. - wyjaśniam nie mówiąc zupełnie wszystkiego. 

- W takim razie może tym razem to ty dasz się gdzieś zaprosić. - uśmiecha się. - Może na początek kawa i ciastko? - proponuje.

- Jasne, bardzo chętnie. - odwzajemniam uśmiech. Patrzymy na siebie przez chwilę bez słów właściwie nie wiedząc co powiedzieć. Ta cisza jest trochę... ciężka? Niezręczna? Dziwna? Mam wrażenie, że ona czegoś jeszcze chce ale zupełnie nie wiem co mógłbym jej zaproponować lub o czym teraz porozmawiać.

- Muszę wracać do pacjentów. - mówi w końcu zrezygnowana. - Mam teraz egzaminy więc muszę się skupić ale może za tydzień?

- Za tydzień? - pytam zdezorientowany.

- Kawa... - odpowiada. 

- Ach, wybacz ale mam dziś gorszy dzień i ciągle myślę o przyjacielu. - wyjaśniam pokracznie.

- No tak! No to uciekaj do niego - mówi wesoło. - Zadzwonię jutro, może dzień okaże się lepszy. - mówi i odchodzi delikatnie bujając biodrami. Dlaczego przy pięknych kobietach dostaję kociego rozumu? Nie potrafię w ogóle się zachować. Nagle brakuje mi języka w gębie i wyglądam jakbym właśnie uciekł z zakładu psychiatrycznego wpatrując się w nie jak idiota. Wzdycham i kręcę głową na samego siebie. To cud, że nadal chce się ze mną umówić. Kolejny cud. Zerkam w stronę sali Morgiego i nie mogę się już doczekać aż go zobaczę. I opierdzielę porządnie za to że z niego taka śpiąca królewna.

    Staję w drzwiach sali i widzę jak zakonnica uśmiecha się wesoło sama do siebie obserwując moją siostrę, która w tym momencie wyręcza mnie z mojego postanowienia. Kristina stoi z boku z chusteczką w ręce i kręci tylko głową uśmiechając się przez łzy. Kobiety to jednak płaczliwe są.

- A gdybym cię tam nie znalazła?! Od teraz to ja prowadzę! I nie mój drogi, nie będzie dyskusji że za późno skręcam, że za mało wciskam sprzęgło, że nie parkuję na lusterka...

- Skręcasz za późno, za mało wciskasz sprzęgło i nie potrafisz parkować na lusterka. - wcinam się w jej monolog. Odwraca na mnie wzrok. Uśmiecham się szeroko kiedy widzę starającego się o uśmiech blondyna. Widać że go boli. Że nie jest tak dobrze jak mogłoby być.

- To nie ma znaczenia. - mówi słabym głosem i widzę jak delikatnie ściska dłoń mojej siostry. - Będę jej mówił kiedy skręcić, kupimy auto w automacie i będziemy parkować na kamerę cofania. - dodaje. Moja siostra kręci głową z udawanym oburzeniem ale wiem, że tylko powstrzymuje łzy. Łzy szczęścia, że ma go z powrotem, że dostała szansę na naprawienie błędów. Szansę na szczęśliwe życie z facetem którego kocha i który kocha ją. Siadam po drugiej stronie szpitalnego łóżka i patrzę uparcie na przyjaciela. On wie co chcę powiedzieć. On zawsze wie. - Też dobrze cię widzieć Greg. - mówi ze słabym uśmiechem. Kiwam tylko głową.

- Narobiłeś nam stracha. Nie waż się tego robić ponownie. Bo nie ręczę za siebie. - mówię poważnie.

- Nie zamierzam. Obiecuję, że to była ostatnia tak drastyczna próba odzyskania twojej siostry. - żartuje a Gloria uderza go delikatnie w ramię. Patrzą na siebie jak para zakochanych nastolatków ale wiem, że te spojrzenia mówią o wiele więcej. I nie mogę się nie uśmiechnąć widząc ich w tym wydaniu. Widząc jak cholernie im siebie brakuje, jak za sobą tęsknią i jak bardzo siebie potrzebują. 

    Miłość jest świetna wiecie? Dodaje skrzydeł, dodaje chęci do życia, do funkcjonowania, do wstania rano, do oddychania... Jest takim naturalnym lekiem na całe zło tego świata. Na złe dni, na złe wybory, na złe emocje. Łagodzi. Widzisz kogoś i wiesz, że jednak będzie dobrze. Że wszystko się jakoś ułoży, że jutro znów zaświeci słońce, a jeśli nawet nie, to deszcz przyniesie ulgę.

- Chciałbym tak. - mówię szczerze wracając powolnym krokiem z samochodu do domu. Patrzy na mnie delikatnie się uśmiechając.

- Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś tak miał Gregor. Tylko potrzebujesz czasu i odpowiedniej kobiety. - mówi spokojnie. Ściągamy buty i idziemy do swoich pokoi. Opieramy się leniwie o własne drzwi i patrzymy na siebie. Ona patrzy na mnie. Co widzi? Zagubionego gościa po 30stce, który nie wie co zrobić z własnym życiem. W jakim kierunku teraz pójść, komu pozwolić się zbliżyć, kogo kochać... A kogo widzę ja? Ech... 

- Jutro zobaczę się z Camillą. - wyrzucam z siebie. Nie widzę żadnej reakcji z jej strony. Jakby ani jej to nie zdziwiło ani nie ucieszyło ani nie zmartwiło. Nie komentuje, nie uśmiecha się, jedynie patrzy uparcie na mnie. - Jakieś rady jak tego nie spieprzyć? - pytam chcąc wyciągnąć od niej jakąkolwiek reakcję. Bierze wdech.

- Bądź sobą. To wystarczy. - tym razem delikatnie się uśmiecha. Coś jest nie tak. Widzę to w jej powściągliwości, w tej uśpionej ekspresji, w jej posmutniałych oczach.  - Dobranoc Gregor. - mówi cicho i zamyka za sobą drzwi. Wzdycham bo tylko to mi zostało. 

    Potrzebuję prysznica i kilku chwil na przyglądnięcie się samemu sobie w lustrze. Starzeję się. Powinienem zacząć być "jakiś". Konkretny. Zdefiniowany. Zdecydowany. Określony. A póki co jestem nijaki. Co tak drastyczne rozstanie jak moje potrafi zrobić z człowiekiem? Tylko wiecie co? Nie tylko ja mam takie doświadczenia. Ludzie rozstają się w gorszych okolicznościach. Weźcie na przykład taką Melanię. Znalazła miłość, szczęście, i po chwili bam! Wszystko znika. Bo komuś nie spodobało się jak bardzo jest szczęśliwa. Zaciskam dłonie w pięści. Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze ustami. Dlaczego Bóg jest tak cholernie złośliwy? Czy jak nazwę go mendą to się obrazi i utrudni mi życie bardziej? Dlaczego jedni mogą a inni nie mogą zaznać spokoju w życiu. Tak po prostu. Zwyczajnie. Znaleźć tą jedną jedyną osobę, kochać, mieć rodzinę, żyć razem do śmierci i mieć nadzieję że później też coś czeka ich wspólnie po tej drugiej stronie.

    Kładę się na łóżku ale od razu wstaję. Bo coś leży mi pod poduszką i uwiera niemiłosiernie. Kiedy widzę pakunek owinięty w szarą folię ozdobną z małą kokardą od razu zerkam na kalendarz na biurku. 07.01. no tak. Zapomniałem o własnych urodzinach. Za dużo ostatnio myślałem, za dużo się działo, za dużo wszystkiego... Ta szarość jest jednoznaczna. Ona wiedziała i pamiętała. Uśmiecham się pod nosem i zerkam co ukryte jest pod tą szarością. Uśmiecham się jeszcze szerzej kiedy widzę nową pustą ramkę na sporych rozmiarów zdjęcie i dołączoną karteczkę z krótkim napisem "na odpowiedni czas i osobę". 


- Ta ciemnawa? 

- To się nazywa oliwkowa cera. - poprawiam go podając mu Pringles'a o jedynym słusznym smaku. Przez ostatnie kilka dni zrobił ogromny postęp i wiele potrafi już sam ale wypadek był ciężki. Powrót do pełnej sprawności musi potrwać. 

- Ale mi tego brakowało... - wzdycha popijając zimną Pepsi. Patrzę na niego z uśmiechem na twarzy i sam wcinam jednego. - Spadniesz na bulę, jak Boga kocham.

- Już ty go tak nie uwielbiaj, bo to menda jest straszna. - jem kolejnego chrupka i przyglądam się poobijanemu blondynowi. Zawinięty kikut po palcu ciągle mnie przeraża ale nie mogę mu tego pokazać. Na głowie ciągle ma bandaż, kilka siniaków... Jakby przegrał walkę. - Nie prędko tam wrócę, o ile wrócę. - przyznaję z rezygnacją. Podaję mu kolejnego chipsa.

- Poddajesz się? - pyta zdziwiony. - Ty?

- Ostatnio przegrywanie idzie mi zaskakująco dobrze Thomas. Na skoczni przegrywam z każdym, Melania dała mi kosza, a moja randka wystawiła mnie w restauracji. - wyjaśniam.

- Po pierwsze twoja randka miała dobry powód, po drugie idziecie dziś na kawę, po trzecie i najważniejsze... zakonnica dała ci kosza? - pyta podkreślając słowo zakonnica. 

- Długa historia.

- Nie spieszy mi się nigdzie. - szczerzy się jak idiota. - Gloria przychodzi dopiero o 14.00

- A jak wasza sytuacja?

- Nie zmieniaj tematu.

- Wiesz że zachowujesz się jak stara plotkara? - dopytuję i podaję mu całe pudełko znienawidzonych przez moją siostrę przekąsek. Patrzy na mnie wyczekująco wiec wzdycham i opowiadam mu wszystko co leży mi na wątrobie. W końcu to mój najlepszy kumpel. Zawsze wiedział o wszystkim. Zawsze o wszystkim mu mówiłem. O tych dobrych i o tych złych momentach i uczuciach. O sobie, o Sandrze... tylko jemu mogłem pokazać jak bardzo się rozpadłem kiedy odeszła. Bo wiem, że nie powie tego nikomu. Nawet Glorii. - I tak to mniej więcej wygląda. - kończę swój wywód. - Nie patrz tak.

- Jak?

- Jakbyś mi współczuł. 

- Ale tak jest Greg. - oznajmia odkładając puszkę. - A co z Camillą?

- Co z nią?

- Nie bierzesz jej pod uwagę? Jest inteligentna, opiekuńcza, uśmiechnięta i ma całkiem fajny tyłek. - wylicza. Wywracam oczami.

- Kto ma fajny tyłek? - słyszymy obaj ciepły, wesoły głos. Oho, łamaczka mojego serca. Zakonnica siada po drugiej stronie łóżka Thomasa i bierze jednego chipsa. - Gloria was zabije. - komentuje i popija pepsi. Uśmiecham się kręcąc głową a Morgi szczerzy zęby jak idiota. Po raz kolejny.

- Camilla. - mówi. - Ta pielęgniarka.

- Owszem. I biuścik też niczego sobie. - komentuje dziewczyna. Wywracam oczami i kręcę głową. - O której masz randkę? - pyta.

- O 16:00 kończy pracę, mam po nią przyjechać. - wzdycham.

- Nie cieszysz się? Wychodzisz z na prawdę niezłą laską. - mówi blondyn.

- Pogadacie, poznacie się, rozerwiesz się trochę. - dodaje Melania i znów bierze kolejnego Pringles'a.

- No właśnie, przyda ci się udana randka po ostatniej porażce. - szczerzy się. Mam ochotę go walnąć. Zerkam na Melanię ale ta tylko się delikatnie uśmiecha i wzrusza ramionami. Nie robi na niej zupełnie wrażenia to, że Morgi wie o wszystkim.

- Ja też się zwierzam Glorii. - wyjaśnia. 

- Świetnie. Teraz nie da mi spokoju. - komentuję.

- O tym akurat nie zdążyłam jej powiedzieć. - mówi. - I nie zamierzam. - dodaje.

- Czyli ja też mam nie wypaplać? - pyta kaleka i wyciąga kolejnego chipsa z pudełka.

- Czego masz nie wypaplać? - słyszymy za plecami. Blondyn od razu stara się wyprostować i odpycha od siebie opakowanie po chrupkach. - I dlaczego chcesz się dobić niezdrowym żarciem? - warczy i patrzy na mnie z pretensją. 

- Należy mu się Gloria. Wydobrzeje i znowu będzie mógł żywić się sałatą. - uspokajam ją. Siada na łóżku i całuje blondyna bez żadnego skrępowania. Widzę jak uśmiech na ustach zakonnicy się powiększa. Zerka na mnie więc i ja się uśmiecham. W końcu ktoś tu jest szczęśliwy. 

- Och serio? Winegretowe? - burzy się moja siostra. 

- Czyli to koniec buziaczków na dziś. - komentuje Morgenstern. Brunetka karci go wzrokiem.

- To czego masz nie wypaplać? - dopytuje trzymając go za rękę. Ten odwraca na mnie wzrok a zaraz za nim moja siostra. Ja zerkam na Melanię a ta na mnie. - Powinnam o czymś wiedzieć? - zerka w tamtym kierunku i próbuje wyczytać coś z twarzy zakonnicy. Ta jedynie się uśmiecha i wzrusza ramionami.

- Ok, winna. -podnosi ręce w górę. - To ja przyniosłam te chipsy. - przyznaje się do nieswojej winy. Gloria tylko kręci głową.

- Nikomu w tym domu nie można już ufać. Słuchajcie... - zaczyna swój wywód o powrocie do zdrowia, o dbaniu o siebie, o tym że wszyscy jesteśmy sportowcami...

- Mel nie jest. - zauważa Thomas. 

- Jest. - mówi pewnie moja siostra. Tym razem i ja się dziwię. - Nie mówiłaś Gregowi? Wy sobie mówicie o wszystkim. No, może poza tym że się kochacie bo to jest oczywiste ale nieeeee, lepiej udawać zainteresowanego pielęgniarką i wstępować do zakonu.

- To o czym mówi Gloria? - przerywam brunetce patrząc z zaciekawieniem na zakonnicę.

- Nie wiem - odpowiada zdezorientowana.

- Nie wiesz? - dziwi się Gloria. - A reprezentacja na studiach?

- Byłaś w reprezentacji na uczelni? - dziwi się Morgi.

- Studiowałaś? - teraz i ja mam kilka pytań. Melania zerka na zegarek.

- Mogło sie zdarzyć, że troszkę grałam w tenisa. - odpowiada wymijająco i wstaje z krzesła. - Musicie mi wybaczyć ale mam spotkanie z przełożoną. - mówi zamyślona. 

- Z przełożoną? - dziwi się moja siostra. - Przyjmują cię? Tak na... amen? - dopytuje. Melania tylko się delikatnie uśmiecha i wychodzi. Mój wzrok chyba mówi sam za siebie bo blondas patrzy na mnie jakby mi ciastko ukradli. Nie. Nie kocham zakonnicy. Przyjaźnie się z nią i tyle. Rozumie mnie, fajnie się z nią gada, nawet poflirtować jest dobrze ale nie kocham zakonnicy. Kropka. - Wiesz coś o tym? - pyta mnie siostra. Kręcę tylko głową. - Nie chcę żeby sobie już jechała. - wzdycha. - Dopiero co ją odzyskałam. - wiem, że jej ciężko. Nie potrafi łatwo nawiązywać przyjaźni, przyzwyczaja się do ludzi, a jak już jest z kimś blisko to potem ciężko jej o tym kimś zapomnieć. Z resztą... ja mam chyba tak samo. Tak było z Thomasem w przypadku Glorii i tak samo jest ze mną i Sandrą.

- Hej, nawet jeśli wyjedzie, to nie koniec świata. - pociesza ją blondyn.

- Zrobią jej tam pranie mózgu i zapomni o nas. Zobaczysz. - dramatyzuje. - Nie zrozumiem jej decyzji. Koniec i kropka.

- Nie musisz tego rozumieć, wystarczy że uszanujesz. - komentuję. Przyjaciel patrzy na mnie z powątpieniem. Wywracam tylko oczami i próbuję zmienić temat. - Czyli mówicie, że znów jesteście razem tak? - pytam. 

- Oo bystrzacha ten twój brat. - mówi złośliwie blondyn. Uśmiecham się tylko widząc ich zakochane spojrzenia. Dużo musiało się wydarzyć żeby skończyło się dobrze. Może i u mnie musi się dużo wydarzyć? Chociaż... może ja nie zasługuję na "skończyło się dobrze"? Bo Gloria i Thomas zasługują. Oj tak, zasługują.


       Czarna restauracja z roślinami upchanymi gdzie tylko się da, mech na środku stolika, paprocie na oparciach krzeseł... dziwne to miejsce. Kuchnia na środku sali otwarta dla ludzi, by pokazać co kucharze potrafią i jak wygląda porządek na ich stanowiskach. Jak w ciszy i skupieniu przygotowywane są najlepsze potrawy kuchni tajlandzkiej. Na talerzu w jakimś ciemnym sosie pływają owoce morza, które wyglądają jakby jeszcze żyły ale nie zapytam czy tak jest. Widocznie tak być powinno. Więc biorę do ust kawałek robaka i przekonuję się że to najlepsza rzecz jaką do tej pory jadłem. Choć zupełnie nie wiem co mam na języku. Brunetka uśmiecha się do mnie jakby wiedziała o czym teraz myślę. Wygląda spektakularnie w złotym kombinezonie z mocno wyciętym dekoltem. Jej rozpuszczone luźno włosy opadają kaskadą wokół twarzy uwydatniając niezwykłość jej karnacji. Jest piękna...

- Jak poszedł ci egzamin? - pytam przerywając ciszę.

- Całkiem dobrze, nie był to najwyższy możliwy wynik ale czy można jakąś skalą określić to jak dobrze ktoś zajmuje się pacjentem? - pyta. Widać, że nie bardzo zgadza się z wynikiem ale cóż... mogła się lepiej nauczyć. Zaraz... czy ja to serio pomyślałem?

- Na pewno egzamin praktyczny pójdzie ci wyśmienicie. - komentuję.

- Ten był praktyczny. - oznajmia. Mam ochotę włożyć sobie twarz do tego sosu przede mną. - Jak twoje treningi? - zmienia temat starając się uśmiechnąć.

- Mam przerwę. Zaczynam z sezonem letnim. - mówię. 

- Na pewno będzie dobrze, odpoczniesz, przewietrzysz głowę i z nową energią znów wejdziesz na szczyt. - pociesza mnie. Nie byłbym takim optymistą...

- Skupiam się na małych krokach. Duże już robiłem i za szybko woda sodowa uderzyła mi do głowy. Nie zamierzam popełnić drugi raz tego samego błędu.

- Dlaczego miałbyś go popełnić? Masz wokół siebie ludzi, którzy na pewno na to nie pozwolą. Mówiłeś że twoja siostra cię mocno wspiera, twój przyjaciel jest jednym z trenerów więc pewnie też stara się cię okiełznać, no i masz jeszcze to... duchowe... wsparcie. - śmieje się kręcąc widelcem w powietrzu. Czy właśnie wyśmiała Melanię? - Może załatwi ci wsparcie z samej góry. - dodaje z rozbawieniem. Uśmiecham się ale nie jestem pewien czy ten żart był na miejscu. Melania pewnie by się zaśmiała... - Nie jest wam dziwnie mieszkając z nią w jednym domu? - pyta. Wydaje się być tym na prawdę zainteresowana.

- Na początku było trochę dziwnie. Ale szybko przypomniała nam że pod całą tą szarością jest ta sama dziewczyna z piegami, za którą biegałem w szkole. - mówię bez zastanowienia. Patrzy na mnie uważnie ale nie komentuje. - Tylko częściej się modli. - dodaję z uśmiechem i puszczam kobiecie oko. Uśmiecha się lekko ale chyba niepotrzebnie mówiłem o mojej relacji z zakonnicą sprzed prawie dwudziestu lat.

- Thomas wychodzi ze szpitala za dwa dni. - zmienia nagle temat.

- W końcu, nie może się już doczekać. - uśmiecham się. - I Gloria też. Zmarnowali tyle czasu że jak się sobie rzucą w ramiona to... - przerywam nagle.

- To? - dopytuje rozbawiona.

- Boże... ja z nią mieszkam. - oświeca mnie.

- I? - pyta nie rozumiejąc o co chodzi. Patrzę na nią wymownym wzrokiem. - Och... - i już rozumie. - Och! Haha Haha - śmieje się wesoło. Mi do śmiechu nie jest. 

- To nie jest zabawne... to moja siostra.

- Gregor... może... może będą cicho haha - cieszy się dalej. - A jeśli nie to załatwię ci dobre wyciszające korki, mamy kilka w szpitalu. - puszcza mi oko. - Powinieneś cieszyć się szczęściem siostry.

- Cieszę się, bardzo się cieszę. Ale wolałbym się nie wyprowadzać z własnego domu bo moja siostrzyczka postanowiła żyć pełnią życia po kilku miesiącach abstynencji. - komentuję rozweselając ją jeszcze bardziej.

- Najwyżej cię przenocuję. - puszcza mi oko. Tak... 


- Jesteście dorośli, nie macie innych zobowiązań, nie przejmujecie się za bardzo co o tym sądzi Bóg... to chyba normalne, że liczy na sex. - wzrusza ramionami siedząc na moim obrotowym krześle. Patrzę na nią niedowierzając w jej słowa. - Och Gregor nie bądź dzieckiem. - opiera twarz na dłoni. - To fajna laska, nie powiesz mi że cię nie pociąga.

- Gdyby tak nie było to nie spotykałbym się z nią. - komentuję.

- Więc w czym problem? - dopytuje. No i co ja mam jej powiedzieć? - Masz jakiś defekt? - szczerzy się. Dostaje ode mnie poduszką i cieszy się jak małolata. Sam się uśmiecham. Jest walnięta. Milczymy przez chwilę. Tak jak to mamy w zwyczaju kiedy gadamy o poważnych tematach.

- A jak się okaże że to nie jest to czego chcę? - pytam. - Nie chcę jej zranić, jest... fajna. - mówię poważnie.

- Jeśli jest tylko fajna to dowiedz się, czym to dla niej jest. Bo jeśli to tylko zabawa to nie masz się czym przejmować i co ma być to będzie ale jeśli to znaczy coś więcej... - przerywa znacząco. Zaczyna kręcić się na krześle w kółko. Powoli, ciągle patrząc w sufit. - Wiesz Greg... nie wszystkie kobiety są romantyczne. Nie wszystkie potrzebują godzin rozmów, spacerów nad rzeką, randek w powietrzu i kwiatów bez okazji. - kontynuuje. - Niektóre z nas chcą się po prostu dobrze bawić. Po prostu korzystać z życia. Być tu i teraz. Brać garściami to co przynosi los. Przetrwać to co złe i iść dalej z głową uniesioną wysoko. Może Camilla taka właśnie jest. - kończy kręcić się po pokoju. Patrzę na nią uważnie. - Może ona chce tylko wyuzdanego seksu. - szczerzy się a ja parskam śmiechem. Jest świetna. Kręcę głową i znów patrzę na nią uważnie.

- Co powiedziała przełożona? - pytam. Poważnieje i jakby zasmuca się odrobinę. - Wydymasz dolną wargę więc nie było to coś czego oczekiwałaś. - zauważam. Wywraca oczami i kładzie się obok mnie. Patrzy w sufit a ręce ma założone pd głowę. Myśli. Zaraz nastąpi lawina. Za 3... 2... 1...

- Myśli że wszystkie rozumy pozjadała, że skoro ktoś mianował ją przełożoną to może decydować o czyimś losie, że jeśli jest stara, gruba i pomarszczona to nikt nie powie jej że się myli, że rozmawiając ze mną raz na miesiąc wie wszystko i potrafi przeprowadzić zdalną analizę psychologiczną, że skoro chcę wstąpić do zakonu to nie będę się buntować, bo jestem dobrze wychowana i nie wygarnę staruszce jak bardzo niesprawiedliwa jest i w jak wielkim jest błędzie, myśli, że wie więcej niż Bóg, że wie lepiej co jest dla mnie dobre a co nie, że wie jak to wszystko się potoczy, no czy ona jest wróżką? Nie, nie jest! - przerywa wkurzona. Za szybko oddycha. W oczach ma łzy ale bardzo próbuje je powstrzymać. 

- Oddychaj. - mówię spokojnie. - Nie dała ci jeszcze pozwolenia na przyjazd. - mówię i widzę potwierdzenie w jej wkurzonych oczach. Jest bezsilna i tego nie lubi. - Czujesz że nie panujesz nad sytuacją, że wybrałaś dla siebie przyszłość ale ktoś usilnie ci jej zabrania i stawia kolejne przeszkody w osiągnięciu swojego celu.

- Chcę tylko... - przerywa usiłując się nie rozpłakać. - Chcę tylko spokoju... chcę móc spokojnie realizować swój plan, chcę być w tym dobra, chcę...

- Chcesz żeby ci wszyscy dali w końcu spokój.- kończę za nią. Nawet nie wie jak bardzo ją rozumiem. Bo ma zupełnie tak jak ja. Tylko plan jest inny. Powoli wypuszcza powietrze ustami. Daję jej czas. Nawet nie wiem od jak dawna moja dłoń ściska jej dłoń. Czuję pod palcami jak jej puls się uspokaja. Tylko czy ja chcę ją uspokajać? Wolałbym żeby jej puls przyspieszał pod wpływem mojego dotyku. A tymczasem...

- Powiedziała mi że jestem małą kłamczuchą. - oznajmia. Patrzę na nią przez chwilę i parskam śmiechem. Karci mnie wzrokiem więc usiłuję spoważnieć.

- Dlaczego? - pytam rozbawiony.

- Raz w tygodniu mam u niej spowiedź. Mówię jej wszystko. O swoich uczuciach, o swoim życiu tutaj, o tym co i z kim robię, gdzie mieszkam, o czym myślę... - wyznaje. - Dziś powiedziała mi, że mam mam mały móżdżek i nie pojmuję tego co otrzymuję od Boga, że grzeszę.

- Grzeszysz? Jak?

- Bo nie doceniam i nie przyjmuję jego darów.

- Że co? No kto jak kto ale ty to akurat dziękujesz mu za wszystko aż za bardzo. - dziwię się.

- Podobno oszukuję. Gregor, nazwała mnie kłamczuchą i oszustką, rozumiesz? Mnie! - burzy się.

- Nie rozumiem ale jakby... nigdy nie rozumiałem zakonnic więc nie dziwi mnie to. - wzruszam ramionami. Rzuca we mnie pioruny spojrzeniem. - Może chodziło jej o ty że oszukujesz samą siebie? 

- Co masz na myśli? - pyta patrząc uważnie.

- Może wmawiasz sobie że chcesz być zakonnicą, że nie potrzebujesz miłości, że jesteś oddana Bogu w 100% i nic i nikt tego nie zmieni.

- Powinieneś jednak się z kimś przespać bo gadasz jak ona. - komentuje złośliwie.

- To ściągaj habit i wskakuj. - odpowiadam pewnie. Wybucha śmiechem i uderza mnie poduszką. Wzdycha i kładzie głowę na mojej piersi. Obejmuję ją ręką i leżymy tak w ciszy. Powtórzę to po raz kolejny, to nie jest normalne i wcale mi to nie przeszkadza.

- Przyprowadź Camillę na przyjęcie powitalne Thomasa. Wyczujemy ją z Glorią i damy ci znać czy jest romantyczką czy możesz sobie ulżyć. - mówi. Wzdycham.

- Ok.

- Ok? - dziwi się. 

- Ok. 

- No to ok. - odpowiada zadowolona.

- I tak wszyscy wiemy, że to ty jesteś mi przeznaczona.- mówię pewnie powodując u niej szeroki uśmiech...



____________________________

Systematyczność godna politowania.

Amen.

;)