Człowiek ma w sobie tyle ukrytych emocji... Ciągle słyszymy, że naokoło dzieją się złe rzeczy. Słyszymy wiadomości o krzywdzie innych, o dramatach ludzkich, o nieszczęściach jakie codziennie spotykają wszystkie istnienia. Ale dopóki to nie dotyczy nas albo naszych bliskich jakoś jesteśmy w stanie to przyswoić, przeżyć i puścić w niepamięć. Czasem może nawet popchnie nas taka informacja do zrobienia czegoś dobrego, jakiegoś dobrego uczynku. Może nawet rzucimy plikiem pieniędzy żeby sumienie nie zagryzło nas na dobre. Inaczej widzimy świat, kiedy nieszczęścia spotykają nas samych albo naszych najbliższych. Współczujemy, przeżywamy, próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie "dlaczego to spotkało akurat te osoby?". Tylko kto ma nam odpowiedzieć? I w jaki sposób wytłumaczyć?
- Powiedzieli ile może potrwać taka śpiączka? - pyta. Odwracam się od kuchenki i patrzę na zakonnicę. Siedzi przy stole i skubie ogonek od jabłka. Od wypadku Thomasa coś się w niej zmieniło. Mniej mówi, jest jakaś zamyślona. Wzdycham.
- Nie wiedzą. Tomografia nie wykazała nic niepokojącego ale głowa to głowa. Nigdy nie wiadomo jak mózg zareaguje na uraz, jak długo będzie się z tego leczył, jak szybko będzie się regenerował... - przerywam i wyłączam gaz pod garnkiem z zupą dyniową. - Niby wszystko jest stabilnie ale co siedzi w jego głowie to nie wiadomo. Od lekarzy nic już tutaj nie zależy. Nie mogą nic więcej zrobić.
- A elektrostymulacja? - pyta. Wyciąga łyżki i serwetki i kładzie po przeciwnych stronach stołu. Podaję zupę i siadam biorąc kawałek przysuszonej bułki.
- Nie mają tutaj lekarza, który by się tego podjął. - wzdycham.
- Więc co teraz? - pyta próbując mojego kulinarnego arcydzieła.
- Musimy czekać. - odpowiadam. Milkniemy. Słychać tylko łyżki uderzające o porcelanowe miseczki. Żadne z nas nie wie co jeszcze dodać. Od kilku dni żyjemy tylko tematem Thomasa i jego stanu. Kristina wróciła do siebie, żeby zająć czymś głowę i nie niepokoić małej. Gloria...
- Widziałeś jak Gloria dzisiaj wychodziła? - pyta.
- Nie, a co? - dopytuję. Kurde... dobra mi ta zupa wyszła. Uśmiecha się.
- Ubrała tą seksowną czerwoną sukienkę, zrobiła makijaż, włosy... nawet paznokcie na czerwono wymalowała.
- Po co? - dziwię się.
- Wzięła też szampana i dwa kieliszki. - dodaje wzdychając. - Powiedziała, że Thomas kiedyś jej obiecał, że każdego Sylwestra będą spędzać razem, czy tego będzie chciała czy nie. - odpowiada. Tym razem to ja wzdycham. - Kazała sobie nie przeszkadzać. Powiedziała, że wróci rano. - bierze kolejną łyżkę do ust. Milknę. Gloria jest twarda na zewnątrz ale słaba w środku. Wszystkim będzie wmawiać, że jest ok, a za chwilę wyleje morze łez w poduszkę. I to tak, żeby nikt nie usłyszał. Dlatego cholernie się o nią martwię. I o Thomasa. Tyle lat się znamy, że traktuję go jak brata. Jest takim moim głosem rozsądku mimo tego, że często jego zachowanie świadczy o niedojrzałości. A teraz go nie ma i nie wiadomo kiedy powróci, a jeśli wróci to czy będzie tym samym Thomasem, którego znam? - Zupełnie nie Sylwestrowy klimat. - mówi cicho. Podpiera głowę dłonią i odsuwa puste naczynie. Biorę miseczki i wkładam do zmywarki. - Ale jak tu świętować? I co? To że wchodzimy w nowy rok, który zapewne przyniesie jeszcze wiele niemiłych niespodzianek? Nie wiem czy chcę świętować wejście w kolejny rok pełen cierpień, nieszczęść i katastrof.
- Chyba nie mamy wyboru.
- Czasem... czasem mam ochotę wykrzyczeć, że mam dość podporządkowywania się, że chcę żeby teraz było po mojemu, że ja mam przygotowany inny scenariusz. - mówi z żalem. Pozwalam się jej wygadać. Chyba właśnie tego potrzebuje. - Mam ochotę na chwilę stać się kimś innym. Kimś zupełnie mi obcym, kimś kim nigdy nie odważyłabym się być. Kimś kto się nie przejmuje, kto nie ma zmartwień, kto żyje tylko tym co tu i teraz, kto się bawi życiem i żyje zabawą i... - przerywa widząc mój lekki uśmiech. - Ech gadam głupoty.
- Wcale nie. - odpowiadam pewnie. - Myślę, że to jest akurat normalne. Ja też mam czasem ochotę tak po prostu zaszaleć. Pójść na całość bez obaw o konsekwencje, bez myślenia o jutrze, bez zastanawiania się, kto co powie, wiesz... być takim typowym podrywaczem. - śmiejemy się.
- Myślisz, że to złe, że mam takie marzenie? - pyta patrząc na obrączkę na palcu.
- Myślę, że to dowodzi, że nadal jesteś normalną kobietą o przyziemnych pragnieniach. Nikt nie oczekuje od ciebie że będziesz świętszą od papieża. To właśnie byłoby nienormalne. - wzruszam ramionami jakby to była oczywista oczywistość. Myśli nad czymś intensywnie. - No mów... - zachęcam. Patrzy na mnie niepewnie. - Mel?
- Myślisz, że moglibyśmy... że tylko dzisiaj... - nie bardzo wie jak to ubrać w słowa a ja zaczynam wyobrażać sobie zbyt wiele. Więc lepiej niech kończy szybciej.
- Tak?
- Nie ważne. Głupi pomysł. Idę pod prysznic. - mówi i wychodzi do pokoju.
Stoję przed lustrem i nie wierzę w to co robię. Poprawiam żel na włosach, odpinam górne guziki od koszuli, podwijam rękawy i przekręcam zegarek. Jeszcze tylko cholernie męskie perfumy, których nigdy nie użyłem... Ech... Intensywne. No to jestem gotowy, nie? Idę do kuchni i nalewam sobie Whiskey do szklanki z lodem. Do kieliszka nalewam wina i odstawiam na stolik w salonie. Już mam iść do pokoju ale nie potrafię się przemóc. Upijam trochę alkoholu i czuję jak przyjemnie piecze mój przełyk. Jeszcze kilka łyków i od razu czuję się pewniej. Pukam trzy razy. I czekam... i czekam... i czekam...
- Oh, a co ty tu robisz? - pyta zdezorientowana. Ma turban z ręcznika na głowie i różowy szlafrok do kostek. Szczelnie się owija. Lustruje mnie od góry do dołu i unosi brew.
- Hej mała, słyszałem, że jesteś dziś wolna a tak się składa, że urządzam wdechową domówkę, może byś wpadła? - pytam i upijam kolejny łyk Whiskey żeby nie spłonąć ogniem piekielnym na policzkach. Przez chwilę nic nie mówi tylko patrzy jakby upewniała się, że ja to ja. - To jak? Wpadniesz się trochę pobujać? - pytam. Uśmiecha się szeroko.
- Daj mi pół godziny i zrób mi dobrego drinka. - odpowiada i zamyka drzwi. Miłe zaskoczenie. Byłem pewien, że popuka się w czoło i zacznie tłumaczyć dlaczego to głupi pomysł, dlaczego nie może raz w roku się wyluzować, dlaczego jest kim jest. Więc ruszam do salonu, robię drinka z ogórka, soku ananasowego, mocnej wódki i sprite'a. Gdzieś pomiędzy myślami o wyborze muzyki przechodzi mi przez głowę myśl o tym w co ona się ubierze? Czy ma jakiś wyjściowy habit? A może wejdzie tutaj jak w filmie, w seksownej kiecce z dużym dekoltem i rozcięciem do połowy uda... Dość! Jestem nienormalny! To jest zakonnica! Szalona ale jednak zakonnica. Siadam przed kominkiem i wpatruję się w płomienie. Włączam telewizję bez dźwięku i obserwuję jak na rynku w Wiedniu telepie się z zimna prowadząca sylwestrową imprezę. Mnóstwo par przytula się do siebie, tańczy, całuje... Wszędzie miłość. No kurde, a ja? Szczęście zapomniało o mnie? Stwierdziło, że miałem już swoje 5 minut i tyle mi wystarczy? A może ja za wiele chcę? Włączam moją ulubioną playlistę z lat 80tych i 90tych. Od razu nastrój robi się bardziej sylwestrowy. Staję obok choinki i znów upijam łyk alkoholu. - To tutaj ta domówka? - słyszę za sobą. Uśmiecham się.
- Myślałem już, że... - milknę kiedy się odwracam w jej kierunku.
- Ech... tak myślałam, że ta szminka nie pasuje do całości. Wybacz ale od jakiegoś czasu nie interesuję się modą. - wyjaśnia krzyżując ręce na piersiach. Rozgląda się i pyta - To gdzie ten mój drink? - podchodzi do mnie i patrzy wyczekująco. A ja dalej milczę. Wyglądam jak głupek. Na 100 procent. Mało mi szklanka z Whiskey nie wyleciała z rąk. Weź się w garść!
- Proszę. - podchodzę do stolika i podaję jej drinka. Upija łyk i uśmiecha się pewnie.
- Sweet dream? Bardzo dobry.
- Nie wiedziałem, że znasz się na drinkach. - mówię i siadam na kanapie. Dziewczyna opiera się o fotel.
- Co nieco pamiętam z poprzedniego życia. - puszcza mi oko. - Nieźle wyglądasz. - mówi lustrując mnie od dołu do góry. Znów upija łyk drinka. A nie mówiła przypadkiem, że jest abstynentką? Cóż... mówiła też że jest nowicjuszką a zamiast wyjściowego habitu ma na sobie bardzo ale to bardzo seksowną granatową sukienkę z dekoltem w łódkę. Kilka czarnych kamieni błyszczy przy pęknięciu na jej udzie. sukienka kończy się za kolanem ozdobną falbanką ale jest bardzo dopasowana. Dopiero teraz widać, że dziewczyna ma świetną figurę.
- Ty też. - odpowiadam. - Trochę...
- Obco? - odpowiada za mnie.
- Obco. - potakuję. - W końcu tak ma dzisiaj być, nie prawdaż? - pytam. Kiwa głową i rozgląda się po kuchni. Podkręcone kosmyki jej długich kasztanowych włosów skaczą wesoło przy każdym ruchu. Czuję się przy niej nieswojo. Krępuje mnie? To jest zakonnica na Boga! Nie wygląda ale jest. Zwłaszcza teraz, kiedy pochyla się przy lodówce. Nie patrz! - Czego szukasz?- pytam podchodząc do niej.
- Czegoś do jedzenia. Zgłodniałam. - uśmiecha się zalotnie. Kręcę głową i wyciągam telefon.
- Pizza? - pytam.
- Pizzą podrywasz laski? - pyta i znów upija łyk drinka.
- Tylko zakonnice. - odpowiadam. Puszcza mi oko.
- Tylko nie hawajską. - mówi schodząc do salonu. Podkręca muzykę głośniej i zaczyna bujać biodrami na boki. Jest bardzo seksowna. A Bóg ześle na mnie plagi egipskie za to co stworzyłem. Kręcę głową i zamawiam dwie pepperoni. Schodzę na dół i obserwuję jak zgrabnie rusza nogami, mimo że ma wysokie sandałki na stopach. Odkłada drinka na stolik i podchodzi do mnie.
- Chodź się pobujać - ciągnie mnie za rękę. Odkładam swój alkohol i staję obok niej. Przecież ja nie umiem tańczyć! Ale patrząc na jej dziwne ruchy chyba to wie, bo puszcza mi oko i wyciąga rękę żebym robił to co ona.
Po chwili razem wywijamy na tym naszym domowym parkiecie. Przypomina mi się jedna z ostatnich części Harrego Pottera. Tam Harry w namiocie tańczył z Hermioną. Choć tańcem raczej tego nie można było nazwać. No... to wyglądam dokładnie jak on. Z tym, że Melania wydaje się być zadowolona, bo cały czas się uśmiecha. Nawet podśpiewujemy sobie trochę bujając biodrami na boki.
- "The ringing of your laughter
It sounds like a melody
To once forbidden places
We'll go for a while"
Nawet głosowo upodabniamy się do wokalisty Alphaville co w moim przypadku brzmi komicznie. Czy się tym przejmuję? Raczej nie. Jest tak swobodnie... Muzyka zwalnia kiedy z głośników dobiega "Hungry Eyes". Delikatnie ją obejmuję i udaję, że umiem tańczyć. No i patrzę w te jej oczy, które rzeczywiście wglądają na głodne. Ale chyba wolą pizzę ode mnie. Uśmiecha się wesoło.
- Ślicznie wyglądasz. - mówię przerywając ciszę pomiędzy nami.
- Dziękuję. - odpowiada.
- Skąd masz taką sukienkę? - pytam.
- Lubię ją. Z osobistych rzeczy, które mam ze sobą, mam tylko ją, szlafrok, piżamę i sweter. - śmieje się wyjaśniając.
- A buty?
- Są Glorii - przyznaje. Teraz oboje się śmiejemy. Znów milkniemy na chwilę. Patrzymy na siebie z uśmiechami na gębach i bujamy się jak dwoje idiotów. Wystrojeni jak na galę rozdania nagród filmowych, w pustym domu, z koreczkami z pomidorów i mozzarelli. - Widzę, że chcesz coś powiedzieć.
- Zapytać. - poprawiam ją.
- Więc pytaj. - wzrusza ramionami. Obracam ją i znów łapię w talii.
- Nie tęsknisz za takim życiem? - pytam.
- Nie w takim stopniu żeby do niego wrócić. - odpowiada. - Nie wiem, co mogłoby mnie przekonać do zmiany decyzji.
- A miłość? - pytam poważnie.
- Nie szukam jej.
- Czasem sama przychodzi. Spotykasz kogoś, kilka rozmów i nie wiadomo kiedy tęsknisz za tą osobą. Co wieczór o niej myślisz. Co rano jesteś rozczarowana, że nie ma tej osoby obok ciebie. - mówię.
- Już to przeżyłam.
- I myślisz, że wyczerpałaś limit? - dziwię się.
- Nie. Każdy ma szansę na miłość.
- Ale?
- Ale nie każdy jej chce. - mówi.
- Broniłabyś się, gdybyś się zakochała, czy miałabyś pretensje do Boga, że ci utrudnia? - pytam zaciekawiony.
- Hmn... Chyba i jedno i drugie. Na pewno stoczyłabym ogromną walkę z własnym sercem, dużo rozmów z rozumem i wiele pytań do Boga. Ale myślę, że jeżeli miałby w planach przysłanie kogoś dla mnie, to zrobiłby to teraz, kiedy jeszcze jest czas na odwrót.
- A jak jutro spotkasz faceta, który spowoduje, że serce wyskoczy ci z piersi, a w żołądku pojawi się stado motyli? - pytam unosząc brew. Uśmiecha się.
- Jestem pewna, że to się nie wydarzy.
- Skąd ta pewność? - pytam.
- Bo jutro nigdzie się nie wybieram. - znów puszcza mi oko i obraca się do mnie tyłem słysząc "Girls just wanna have fun". Podnosi ręce do góry i śpiewając buja się w każdym kierunku.
Siedzimy na kanapie gotowi na wyżerkę. Pizza pachnie na cały dom a nam kiszki marsza grają. Otwieramy pudełko i oboje wydajemy jęk niezadowolenia.
- Pomylili zamówienia. - komentuję. - Zadzwonię z reklamacją. - chcę wstać ale Melania łapie mnie za rękę.
- Czekaj, siadaj. - klepie miejsce obok siebie. - Następną pizzę przywiozą jutro z ich tempem.
- To co robimy? - pytam.
- Wydłubiemy skubańca. - mówi pewnie. Sięga po kolejnego drinka i widelec. Siadam obok niej i robię to samo.
- Ładna jesteś. - mówię ni w 5 ni w 9. Patrzy na mnie z zainteresowaniem. Wzruszam ramionami. - Stwierdzam tylko fakt. - mówię dalej. - W zakonie są jakieś wybory miss? Mogłabyś wygrać. - kontynuuję.
- Chyba za dużo wypiłeś. - Odpowiada ale znów się śmieje. - Ale dziękuję za komplement.
- Proszę. - wydłubuję ostatni kawałek ananasa i biorę trójkąt pizzy. Nie najgorsza. Ona również bierze kawałek i opiera się wygodnie na kanapie zakładając nogę na nogę. Wygląda tak zwyczajnie... Jak normalna dziewczyna. Jakby od czasów szkoły nic się nie zmieniło, nic się nie wydarzyło, tak po prostu stara znajoma tylko śliczna i po przejściach.
- Wiesz, że mam oczy?
- Tak.
- Więc wiesz, że widzę jak się gapisz. - śmieje się. Ja nie bardzo. - Co jest? - pyta podwijając nogi.
- Wiesz... trochę myślałem o tym co mi niedawno powiedziałaś.
- Ja dużo mówię Gregor. - zauważa. Uśmiecham się.
- O zakończeniu kariery i zaczęciu nowego życia. - przyznaję. Patrzy na mnie w skupieniu. - Postanowiłem spróbować ostatni raz. Jeśli w tym sezonie nie zacznę się konkretnie poprawiać to czas zwolnić miejsce komuś lepszemu. - mówię. Nic nie odpowiada. Patrzy tylko niepewnie i upija łyk alkoholu. To milczenie jest wkurzające a ja nie jestem cierpliwy. - Powiesz coś?
- Takie postanowienie to bardzo dobra motywacja do tego, żeby dać z siebie 150%. Uważam, że to dobra decyzja.
- Ale? - dopytuję. Uśmiecha się.
- Ale będzie ci ciężko pogodzić się z porażkami jeśli nie włączy ci się Gregor sprzed 7 lat.
- Dlaczego miałby mi się nie włączyć?
- Dlaczego do tej pory ci się nie włączył? - rzucamy sobie pytaniami. Milknę. Odkłada alkohol i pochyla się w moim kierunku. - Greg tu nie chodzi o trening. W treningu nic się nie zmieniło do tych kilku lat, zmieniło się coś tutaj. - dotyka mojej głowy. - I to tutaj musisz sobie ułożyć wszystko na 150%. Wtedy wrócisz na szczyt. - dodaje.
- Myślisz, że to wszystko przez to, że jestem mniej ekspresyjny?
- Nie chodzi mi o rzucanie nartami.
- To było raz. - oburzam się.
- I nie chodzi o pukanie w czoło sędziom.
- To też się więcej nie zdarzyło.
- Tu chodzi o wewnętrzny spokój, radość z tego co się robi, nie myślenie o tym co będzie jak mi się nie uda.
- Nie spinam się przed skokiem.
- Tu chodzi o myślenie o skoku i radości jaką ci sprawia a nie o...
- Nie o tym czy się wywrócę
- Nie o tym co i z kim robi miłość twojego życia. - kończy poważnie. Teraz to ja milczę. Czyta w myślach czy jestem tak łatwy do rozpracowania? - Dopóki nie będziesz mógł się w pełni skupić na jednej rzeczy, wyczyścić głowy, zresetować się... Schlieri nie wróci. - dodaje. Z telewizji płynie melodia jakiejś smutnej piosenki o ironio o tym co już było i nigdy nie wróci. Wtedy wszystko było prostsze. Życie było weselsze, miałem do kogo wracać, a teraz... Czuję jej dłoń na ramieniu. Zamykam oczy na moment. Czuję jak się zbliża. - Chodź ze mną. - mówi i ciągnie mnie za rękę. Nie pytam dokąd idziemy, po prostu idę za nią. Mijamy mój pokój, pokój Glorii, jej pokój... Stajemy na końcu korytarza i patrzymy się na siebie. - Otwórz.- mówi.
- Po co? - pytam. - Po co do tego wracać? Po co mam się dobijać?
- Otwórz. - powtarza. Wzdycham. Otwieram mały pokoik i wchodzi pociągając mnie za rękę. Nie mam ochoty na to patrzeć więc kieruję wzrok na podłogę. Słyszę ciche westchnięcie. - To jest piękne. - mówi cicho. Jakbyśmy byli w muzeum. I tak trochę jest. Podnoszę wzrok. Mała lampka oświetla delikatnie wszystkie trofea i medale. Sporo ich. Dziewczyna ogląda każdy po kolei i głaszcze je jakby chciała poczuć te wygrane na własnej skórze. Powoli przechodzi od jednego eksponatu do drugiego. Każdy dokładnie ogląda, czasem przymknie oczy, czasem się uśmiechnie... Co ma w głowie? Chyba nikt tego nigdy nie odgadnie. Jest tajemnicą, której nigdy nie uda mi się odkryć. Nie wolno mi.
- Po co tu przyszliśmy? Gloria już pokazywała ci ten pokój. - pytam. Odwraca się do mnie i siada na stoliku w kącie. Jej krótkie nogi swobodnie bujają się nie sięgając podłogi.
- Chciałabym poznać historie tych wygranych.
- Wszystkie? - jęczę opierając się o blat na przeciwko niej.
- Mamy czas. - mówi pewnie. - Opowiedz mi jakie uczucia towarzyszyły ci przy każdym z tych zwycięstw. Co czułeś przed i po skoku.
- Dlaczego? - pytam. - Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Bo chcę ci pomóc. Chcę cię jeszcze bliżej poznać. - mówi i podchodzi do mnie. - Chcę żebyś znów uśmiechał się kiedy o tym mówisz, żebyś był szczęśliwy, żebyś...
- Co będziesz z tego miała? - zadaję kolejne pytanie. Patrzy na mnie w ciszy. Jakby uważnie układała zdanie, które chce wypowiedzieć.
- Zależy mi na tobie Gregor. - przyznaje. Uderza we mnie jak podmuch zimnego powietrza. - Jesteście z Glorią teraz dla mnie najbliższymi osobami. Nie mogę patrzeć jak męczycie się sami ze sobą. - kontynuuje z bólem wypisanym na twarzy. - Gloria żeby zrozumieć swoje błędy i samą siebie musiała dostać cholernie ciężkie przeżycie. Nie chcę żebyś ty też musiał coś takiego przeżyć, żeby zrozumieć jak wartościowym człowiekiem jesteś i jak cholernie wielki talent posiadasz. Chcę żebyś był szczęśliwy. - powtarza.
- Więc zrzuć habit. - mówię pewnie.
- Dziś go nie mam. - odpowiada patrząc mi uważnie w oczy.
- I co? - pytam pochylając się. Ściszam głos. - I dziś mogę ci się wygadać?
- Zawsze możesz - odpowiada.
- I dziś mogę się tak po prostu przytulić? - zadaję kolejne pytanie. Milczy. - Dziś mogę cię pocałować, powiedzieć, że cię kocham, że cieszę się że jesteś? - zaciska usta. - A co będzie jutro? Przyjdziesz w tym swoim szarym wdzianku z wielkim krzyżem na piersi i dasz mi do zrozumienia że w tej dziedzinie też przegrywam? - odwraca wzrok. - A potem wyjedziesz i znikniesz. Jak ona. - mówię gorzko. - Nie chcę tego przeżywać jeszcze raz. Nie chcę ponownie tracić osoby, dla której chcę być coraz lepszy.
- Powinieneś chcieć tego dla siebie a nie dla innych. - mówi zdecydowanie.
- Po co mam być najlepszy skoro nie mam tej radości z kim dzielić? Nie mam nikogo wyjątkowego. Ja po prostu... - przerywam kiedy patrzy na mnie i wiem, że w końcu rozumie.
- Czujesz się samotny. - mówi z niedowierzaniem. - Czujesz, że odchodząc zabrała ci powód do stawania się lepszym, że okradła cię z motywacji i chęci do wygrywania. - mówi cicho. Milczę. Mam gulę w gardle. - Te wszystkie wygrane były dla niej, mam rację? - pyta. Usta zaciskam tak mocno, że już mocniej nie można. Oboje milczymy... Słychać tylko nasze oddechy i muzykę z salonu. Spokojną, smutną... jakby kończąc rok kończył się też świat. Zbliża się i delikatnie przytula. Obejmuję ją i wzdycham.
- Przepraszam. Nie powinienem się tak unosić. - mówię bujając się z nią na boki. Podnosi wzrok i wbija go we mnie. Jest piękna.
- Chciałabym żebyś wiedział, że nawet jeśli wyjadę daleko, zawsze już będziesz najbliższym mi człowiekiem.
- A Gloria? - pytam.
- Gloria jest kobietą. Jest jak siostra a ty...
- A ja? - dopytuję.
- Gdyby nie on... - nie kończy. Nie musi. Po co komplikować? Po co gdybać? On jest.
- Zrzuć habit. - mówię już kolejny raz.
- Zdejmij jej zdjęcie ze ściany. - uśmiecha się lekko. Też się uśmiecham wzdychając. Słyszymy odliczanie z salonu.
- Powinienem cię pocałować. - mówię zatrzymując się pośrodku pokoiku.
- A ja powinnam cię odepchnąć. - odpowiada. 3...2...1... Biorę w dłoń jej dłoń i składam na niej delikatny pocałunek. Uśmiecha się z wdzięcznością.
- Szczęśliwego nowego roku. - mówi. - Pomyśl życzenie Gregor.
Leżąc we własnym pustym łóżku zastanawiam się jakby to było gdybym kiedyś się odważył... Czy bylibyśmy teraz razem? Czy powołanie jednak by zwyciężyło? Co byłoby gdybym spotkał Sandrę później? Czy potrafiłbym ją zatrzymać przy sobie? Co byłoby gdybym się oświadczył? Czy zostawiłbym dla Sandry Melanię? A może bylibyśmy już szczęśliwą rodziną? Co gdyby ona się zakochała? A teraz inne pytanie... czy mam prawo ją kusić? Czy mam prawo próbować ją odbić? Czy chcę tego? Czy to będzie wielki grzech? Czy ona tego by chciała? A gdybym spróbował, czy jeszcze kiedyś byśmy się spotkali czy kazałaby o sobie zapomnieć? Tyle pytań w głowie, tak mało odpowiedzi. Tyle pytań a przecież na niektóre nie chcę znać odpowiedzi. Dobrze, że nie wie co sobie zażyczyłem. Uciekłaby już dziś. Uciekłaby gdyby wiedziała, że chcę żeby tu została. Że jestem samolubem i nie chcę się nią dzielić z Bogiem. Że postanowiłem sobie, że zrzuci ten habit. Dla mnie.
_______________________________________________________________________
Częstotliwość tych rozdziałów woła o pomstę do nieba.
Przykro mi ale tak jest jak się rozkręca własny biznes.
Odskocznia musi poczekać.
Relaks musi poczekać.
Wy kochane musicie poczekać.
Choć nie wiem czy ktoś oprócz najwierniejszej Kamili to jeszcze czyta.
Buziaki :*
Nic nie obiecuje bo nie chcę wam sprawić zawodu.
Jestem! I będę! Niezależnie od tego z jaką częstotliwością będziesz dodawać rozdziały!
OdpowiedzUsuńCholernie szkoda mi Gregora. Wydaje się być taki zagubiony w tym wszystkim. No i zaczynam go rozumieć. Kochał Sandrę tak bardzo, że kiedy odeszła dosłownie zabrała mu wszystko. Motywacje do zwycięstw... Nie miał już nikogo, dla kogo chciałby wygrywać. Nie rozumiem czemu Melka była zdziwiona, że Gregor czuje się samotny. Spędził z Sandrą tyle lat... Radość z rodziną nie jest taka sama, jak kiedy cieszysz się z człowiekiem, którego kochasz w ten romantyczny sposób. Nawet nie wiesz jak się wstrzeliłaś przedstawieniem Gregora w taki sposób w jaki to zrobiłaś. Widzę w nim siebie... I to mnie dobija chyba jeszcze bardziej. Błagam, niech ona zrzuci ten habit! Bóg właśnie dał jej tą szanse, żeby jeszcze raz się zastanowiła. Postawił na jej drodze Gregora... Mam nadzieję, że Thomas szybko się wybudzi. Jestem wzruszona postawą Glorii. Poszła do niego do szpitala, bo obiecali sobie spędzać razem Sylwestra... To też jest cholernie romantyczne. Między nimi musi się ułożyć. Muszą się w końcu dogadać.
Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejny! ❤️
Dziś weszłam na tego bloga, jakoś po roku mi się przypomniało, a tutaj co dopiero wrzucony nowy rozdział! Ktoś to jeszcze czyta :D Jesteś jedyną osobą na blogspocie, której opowiadania o skokach mi się podobają :) czekam czekam na więcej, ale rozumiem też, że masz swoje sprawy. Szczęśliwego nowego Roku! :)
OdpowiedzUsuńPojawił się nowy rozdział 😁😁😁
UsuńJestem i zawsze będę. Bez względu na częstotliwosć rozdziałów, bo jesteś moją ulubioną blogspotową autorką. Uwielbiam wracać do twoich opowiadań. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńJest coś nowego :D
UsuńNiespodziwałam się nowego rozdziału ale bardzo się cieszę czasem warto wracać nawet po roku:)
OdpowiedzUsuńWróć i teraz :D
UsuńJak się cieszę że wraczasz mimo wszysyko do Nas. Oczywiście szkoda że tak rzadko ale zrozumiałe że masz inne zobowiązania. Już czkam na następny rozdział i zobaczymy czy w końcu zrzuci ten habit a może ktoś jeszcze się pojawi..?
OdpowiedzUsuńO matulu, ależ miałam wyczucie żeby poszperać w starych blogach zapisanych w zakładkach!
OdpowiedzUsuńJak dobrze wrócić do Twoich opowiadań!
Z rok temu czytałam po raz nie wiem który "Kieliszek czerwonego wina", ale przyszło mi do głowy wracanie do pozostałych opowiadań.
Teraz już jestem i będę co miesiąc sprawdzać, czy jest coś nowego.
Ależ się cieszę!
Melduję, że jest coś nowego :D
UsuńPojawił się 😁
OdpowiedzUsuń