Dwa ostatnie tygodnie minęły tak szybko, że patrząc dziś w kalendarz nie jestem pewien czy dobrze widzę. Dopiero co szykowaliśmy Wigilię a tutaj luty zapukał do drzwi. Czas leci...
- Coś za szybko mi te dni mijają. - słyszę z kanapy moją siostrę. Przeciąga się jak kocica i sięga po kubek z herbatą zrobioną przez Thomasa. Oglądają coś intensywnie na ekranie laptopa i co chwilę sprzeczają się o głupoty. Ich sprzeczki kończą się intensywnymi pocałunkami co z jednej strony mnie cieszy ale z drugiej... mogliby to robić w ich sypialni. - A to? Wygląda super! - mówi z ekscytacją moja siostra. Z daleka wyczuwam, że to koniec poszukiwań, cokolwiek by nie szukali ona już wybrała. To ten jej charakterystyczny pisk nadzieji, że cały świat zgadza się z jej opinią, że ten wybór jest najlepszy i żaden inny nie będzie równie dobry. Uśmiecham się pod nosem rozumiejąc doskonale, że wyboru nie mieli dokonać wspólnie. To miał być jej wybór a Thomas ma się dostosować. Blondyn obejmuje moją siostrę i udaje że się zastanawia...
- No nie wiem... - mówi usiłując ukryć rozbawienie. - Trochę drogo. - komentuje.
- Drogo? - dziwi się Gloria. - Skarbie to jest świetna okazja. - przekonuje. - Po pierwsze, gdzie teraz znajdziemy lepszą ofertę na walentynki, po drugie tak dawno nigdzie nie wyjeżdżaliśmy z tej dziury że mam ochotę się załamać, po trzecie tam jest ciepło, piasek, ocean, drinki z palemką... Pozwólmy sobie na odrobinę luksusu. Po ostatnich wydarzeniach należy nam się odcięcie od szarej rzeczywistości.
- Widzę, że już zdecydowałaś. - wzdycha teatralnie. - Greg, co myślisz? - pyta mnie przyjaciel. Podchodzę do laptopa i zerkam na ofertę biura podróży. Nie powiem, do najtańszych nie należy ale za to hotel i okolice wyglądają obiecująco. Wręcz idealnie na zaręczyny. Nie mam wyjścia...
- Choć ciężko mi to przyznać... Gloria ma rację. Wygląda ekstra. - kiwam głową z aprobatą. Cóż...zasługują na najlepsze. - Poza tym słyszałem, że mają tam świetne jedzenie. - dodaję siadając obok nich i zerkając na ofertę hotelu.
- To co? Rezerwować 4 bilety? - pyta Morgi.
- 5! - słyszymy z kuchni. Po chwili spod blatu wyłania się szara postać ze ścierką w ręku. Wesoło się uśmiecha i wyrzuca szmatkę do kosza na śmieci. - Ja też jadę. - oznajmia zaskakując nas trochę. Thomas wydaje się być zadowolony, w końcu to najlepsza przyjaciółka jego przyszłej narzeczonej, na pewno byłoby jej przykro gdyby miała doświadczyć tego wydarzenia bez Melanii. - Oczywiście jeśli nie jedziemy na księżyc, bo mam ograniczony fundusz na ostatnie wakacje. - mówi podchodząc do laptopa. - Och... Bali. Wyspa świątyń i miłości, w sam raz dla mnie hehe - śmieje się wesoło. Siada na fotelu i upija łyk kawy zrobionej przeze mnie przed godziną. Nie wydaje się przejmować tym, że zdążyła całkowicie wystygnąć.
- Daj to, podgrzeję ci. - biorę od niej kubek a ona uśmiecha się z wdzięcznością. Od naszej nocnej rozmowy coś się zmieniło. Już nie wpada do mojego pokoju jak huragan, nie rozmawiamy tak często jak dawniej o wszystkim i o niczym, a nasz kontakt cielesny ogranicza się do absolutnego minimum. Doszło nawet do tego, że gdy w domu pojawia się Camilla, Melania wychodzi do kościoła albo stara się nie wchodzić w interakcje ze mną. Odsuwa się. I nijak mi się to nie podoba, bo nie tak powinna wyglądać przyjaźń, o którą prosiła tamtej nocy. - Trzymaj. - podaję jej ciepły napój.
- Dzięki. - upija łyk.
- Macie fundusz na ostatnie wakacje? - dziwi się Thomas.
- Tak. - potwierdza zakonnica. - To kwota, którą ofiarowałyśmy wchodząc do zakonu na potrzeby własne podczas nowicjatu. Po ślubach wieczystych to co zostanie, o ile zostanie, przekazywane jest na misję, którą wykonujemy. - wyjaśnia.
- I teraz co? Musisz złożyć jakiś wniosek o kasę na swój własny prywatny wyjazd, którego nikt nie może ci zabronić? - prycha moja siostra. Zakonnica kiwa głową potwierdzając przypuszczenia Glorii. - Nie wierzę w to co słyszę.
- Jak będziesz chciała pożyczyć to nie ma sprawy. - Thomas puszcza jej oko.
- To nie będzie konieczne. - mówi nieśmiało. Blondyn wydaje się być zdezorientowany, bo nasza wycieczka kosztuje kilkanaście tysięcy za osobę.
- To jaki masz budżet, jeśli to nie tajemnica? - dopytuje zdziwiony. Wymieniam z Glorią porozumiewawcze spojrzenia i wiem, że oboje mamy podobne myśli. Mąż zostawił jej majątek.
- 20 000. - odpowiada spokojnie. Morgi kiwa głową z uznaniem ale miny moje i mojej siostry mówią Melanii że coś nam tu nie pasuje. Zakonnica widzi to wyraźnie. - Nie wyszłabym za Harshada nie podpisując intercyzy. - odpowiada na nie zadane pytanie. Nikt nie komentuje. Wzrok Glorii zamienia się na ten, którego nie lubię, na współczujący.
- Zaraz... - no właśnie. Zapomnieliśmy zupełnie o jednym fakcie. On nie ma o niczym pojęcia... - Co ty właśnie powiedziałaś? - chyba nigdy nie widziałem takiego szoku na twarzy blondyna. Zerka na moją siostrę a ta nie bardzo wie co ma mu powiedzieć. Morgi patrzy na mnie a ja mogę jedynie przeprosić go wzrokiem za tajemnicę. Nie swoją w dodatku.
- Jestem wdową. - oznajmia Melania a Thomas krztusi się wodą.
Kiedy Melania ponownie opowiada swoją historię Gloria usiłuje powstrzymać łzy napływające jej do oczu. Mój przyjaciel uważnie słucha dziewczyny i co jakiś czas kręci głową z niedowierzaniem. Czy to wyznanie zmieni coś w jego postrzeganiu dziewczyny? Nie wiem. Nie lubi się kogoś za jego historię tylko za to jakim jest człowiekiem, a jak do tej pory ta dwójka raczej miała dobry kontakt. Większość tego co słyszę już przerobiłem, próbowałem przekonać, że to nie jest dobry powód aby zamykać się w zakonie ale czy posłuchała? Nie. Jest tak uparta, że nawet sama siebie słuchać nie chce, choć doskonale zna prawdę. Czy postanowiła się za coś ukarać nie chcąc doświadczyć już szczęścia bycia z kimś? Kochania kogoś? Tylko ukarać za co?
- Podziwiam twoją pewność podjętej decyzji. - mówi Thomas. - Choć nie popieram. - dodaje patrząc na mnie co chwilę. Melania uśmiecha się z wdzięcznością. - No dobrze, mówisz że przełożona nie chce cię teraz w klasztorze, że daje ci możliwość zmiany decyzji bo sądzi, z resztą tak jak większość rozsądnych ludzi w tym pokoju, że się nie nadajesz.
- Nie do końca. - zaprzecza.
- Zwał jak zwał, oskarżyła cię o kłamstwo. - kontynuuje Thomas a mi unoszą się lekko kąciki ust. To może być zabawne. - Co będzie jeśli nie wiem... upijesz się i prześpisz z jakimś gościem z dyskoteki?
- Nie piję. - odpowiada rozbawiona.
- A jak ktoś ci tak zamiesza w głowie, że stracisz rozum i wskoczysz mu do łóżka? - pyta zaciekawiona Gloria.
- To raczej niemożliwe, bo na szczęście nie spotykam takich osób. - Thomas zerka na mnie porozumiewawczo a ja mogę tylko wzruszyć ramionami. Wiem. Ja już przegrałem.
- Boże, Melka to czysto hipotetyczne pytanie. - jęczy Gloria.
- Ok. Jeśli bym się z kimś przespała to spowiadam się przełożonej.
- Daje ci rozgrzeszenie?
- Tylko kapłan może mi je dać.
- Wysyła cię do księdza i ksiądz co na to? - tym razem Thomas dopytuje.
- Ksiądz pyta czy to był jednorazowy wybryk i czy bardzo tego żałuję, a potem uznaje, że przełożona dała mi za dużo swobody, rozgrzesza mnie i nakazuje natychmiastowe przywrócenie miejsca w klasztorze. - odpowiada.
- Banda hipokrytów. - komentuje moja siostra.
- A nie myślałaś o tym żeby sobie sprawić takie ostatnie pożegnanie z normalnym życiem? - pyta po chwili Morgi. Marszczę czoło tak samo jak zakonnica, bo nie mamy pojęcia o co mu chodzi.
- Co masz na myśli? - pyta.
- Wydaje mi się, że Thomasowi chodzi o coś w stylu wieczoru panieńskiego. Tylko przed ślubami wieczystymi. - wyjaśnia brunetka a jej partner kiwa głową. Melania uśmiecha się rozbawiona. - No wiesz... skoro i tak masz dać się zamknąć w celibacie, a ksiądz da ci rozgrzeszenie to taka ostatnia upojna noc byłaby chyba dość przyjemnym pożegnaniem z panieństwem. - szczerzy się moja siostra. Kręcę głową z niedowierzaniem. Zakonnica śmieje się wesoło.
- Ostatnia noc mówisz... - opiera głowę o oparcie fotela i zamyka oczy. - Noc pełna seksu z całkowicie nieznajomym przystojniakiem? hmn... - teraz to już wszyscy się śmiejemy.
- No mówiłam, że się tam nie nadajesz, ty nadal masz fiu bździu w głowie. - moja siostra rzuca ją poduszką.
Po wesołym wspólnym obiedzie siadam przy biurku i przeglądam ostatnie zdjęcia w aparacie. Pełno na nim ujęć z twarzą Camilli. Wydaje się jakby jej obawy co do moich intencji wobec Melanii się uspokoiły, że pokazuje swój dystans do tej sprawy. A może to dlatego, że obie panie się unikają? Czy to tak ma teraz wyglądać? Jeśli przyjaźń z Melanią to nie związek z Camillą? A jeśli chciałbym mieć je obie przy sobie? To źle? Za dużo oczekuję? Mogłyby się po prostu tolerować, móc przebywać w jednym czasie w tym samym miejscu. Gdy wychodziliśmy na łyżwy z Morgensternami, Melania zrezygnowała wykręcając się jakimś czuwaniem w kościele. Gdy zaproponowała kino, Camilla nagle musiała wziąć dyżur za koleżankę. To męczące. Tylko jest jeszcze jedna rzecz do przemyślenia. Jeśli teraz stracę Camillę, za rok o tej porze będę zupełnie sam. Pytanie tylko czy boję się stracić tą właśnie kobietę czy boję się samotności?
- Proszę! - wołam, a po chwili w drzwiach pojawia się porcelanowa buźka.
- Mogę? - patrzy niepewnie.
- Od kiedy pytasz? - uśmiecham się kręcąc głową. - Wchodź. - odkładam aparat, a dziewczyna siada na moim łóżku. Coś uwiera ją w nogę, a kiedy spod kołdry wyciąga czarny koronkowy biustonosz, uśmiecha się znacząco i oddaje mi go unosząc brew. Od razu chowam go do szafki i siadam na przeciwko niej. - Co cię do mnie sprowadza? - pytam.
- A to już nie mogę tak po prostu przyjść i bez powodu spędzić trochę czasu z przyjacielem? - odpowiada.
- Od naszej ostatniej rozmowy raczej się to nie zdarzyło. - przypominam uparcie wwiercając swój wzrok w jej zielone oczy. Milczy. W końcu wzdycha i kładzie się na łóżku. Robię to samo. Oboje patrzymy w sufit usiłując znaleźć tam temat, który skróci dystans jaki się między nami pojawił przez ostatni czas. - Po plaży będziesz chodzić w habicie czy w stroju kąpielowym? - pytam z czystej jak łza ciekawości. Słyszę jej rozbawiony śmiech i sam uśmiecham się do siebie. Odwracam głowę w jej stronę a ona robi to samo.
- Może cię zaskoczę ale mam zamiar pożyczyć jakiś od Glorii. - odpowiada.
- Od Glorii? - dziwię się. - Od razu by z ciebie spadł. - puszczam jej oko.
- Camilla raczej niczego mi nie pożyczy. - mówi spokojniej. Milkniemy na moment jedynie patrząc sobie w oczy. - Tak jest lepiej Gregor.
- Gdy muszę wybierać między przyjaciółką a dziewczyną? Może rozpiszecie mi grafik kiedy z którą mogę wyjść do kina albo na spacer do parku. - oburzam się. - Nie możecie się po prostu zaakceptować? Nie każę się wam przyjaźnić.
- Nie mam nic do niej. - mówi pewnie. - Po prostu... nie chcę jej prowokować. A sam wiesz, że czasem nie zastanowię się co mówię. Chlapnę coś, a potem to ty będziesz miał kłopoty. - dodaje. Nic nie mówię, bo tak rzeczywiście jest. Więc jak to pogodzić? - Ale postaram się mniej jej unikać.
- Dziękuję. - daję jej pstryczka w nos powodując kolejny uśmiech na jej twarzy.
- Myślisz że to ta jedyna? - pyta poważniejąc.
- Nie, dopóki nie złożysz ślubów. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Wywraca oczami. - Nie wiem. Fajnie nam się rozmawia, lubię spędzać z nią czas, sex jest świetny ale...
- Ale brakuje ci czegoś. - kończy moją myśl. I wróciło. To nasze porozumienie. Dzielenie tych samych myśli. - Daj wam czas. - doradza.
- Myślisz, że będziecie potrafiły spędzić razem wyjazd? - pytam.
- Bali jest dużą wyspą. - puszcza mi oko. Uśmiecham się ponownie ale martwi mnie ta sytuacja. - A teraz mów po co tak na prawdę ta wycieczka. - dodaje zaciekawiona.
- Thomas chce się oświadczyć. - oznajmiam. Nie wygląda na zszokowaną. Raczej na wzruszoną. - Hej... - w jej oczach pojawiają się łzy. - No co ty... - przytulam ją kiedy pierwsza z nich pojawia się na jej policzku. - No to ładnie... nie znałem cię od tej strony. - przyznaję. Śmieje się.
- A co? Myślałeś, że jestem nieczułą zołzą? - pyta rozbawiona i wyciera załzawione oczy. Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Nie chcę przerywać tej chwili. Ciszy wypełnionej naszą więzią. Głaszczę ją po plecach i trzymam za rękę. Niby nic strasznego ale cieszę się, że Cam ma dzisiaj dyżur. - Czy Camilla wie?- pyta nagle. - O mnie i mojej przeszłości. - precyzuje pytanie.
- Tak. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Nie będę nikogo okłamywał. A na pewno nie ją. - Jesteś zła? - pytam.
- Nie. - mówi spokojnie. I znów cisza. Za oknem słońce powoli zachodzi za szczyty gór ale przez wszechobecną mgłę widać jedynie pomarańczową rozmazaną plamę. Wiatr huczy dokoła powodując, że nie chce się wychodzić z domu a wręcz leniwie nie robić nic.
- Masz czasem momenty... - zaczynam niepewnie. - ...momenty kiedy chciałabyś to rzucić? - pytam wprost. Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
- Tak. - mówi cicho. Jej odpowiedź zaskakuje mnie równie mocno co reakcja mojego serca. Przyspiesza żeby po chwili wrócić do spokojnego rytmu. - Mam wtedy ochotę zakopać się gdzieś głęboko gdzie nikt mnie nie znajdzie i zasnąć. - dodaje. Tym razem wzbudza to we mnie pewien rodzaj strachu. Bo też tak kiedyś miałem. Tylko codziennie. Na to pomaga jedynie terapia. - Żeby nie wstydzić się przed nikim własnych myśli i pragnień. - kontynuuje. Ta kobieta funduje mi rollercoaster emocji. Bo nic w niej nie jest oczywiste.
- Obiecaj mi coś. - mówię. Kiwa głową. - Jak będziesz miała taki moment... przyjdź do mnie. - mówię. - Ja nie osądzam niczyich myśli i pragnień. - dodaję. - Jeśli będziesz chciała, postaram się najmocniej jak umiem aby zniknęły stając się głupie. A jeśli będziesz zdeterminowana je urzeczywistnić... zrobię wszystko żeby stały się prawdą. - kończę. Mam wrażenie że przestała oddychać. Czy przesadziłem z tym wyznaniem? Cóż... nie powiedziałem nic czego by nie wiedziała lub czego by nie wyczuwała. Owszem, to coś więcej niż zwykła pomoc przyjaciółce ale to nie jest zwykła przyjaciółka.
- Więc jeśli kiedyś pojawię się w twoich drzwiach i zrobię najbardziej samolubną rzecz na świecie mówiąc, że to z tobą chciałabym spędzić tą ostatnią noc... - strzela jak z armaty. Zapada cisza. W głowie mam milion myśli. Tak, to byłaby najbardziej samolubna rzecz jaką mogłaby zrobić ale czy obchodziłoby mnie to wtedy? Czy myślałbym o konsekwencjach? Podnosi się lekko na rękach i wisi nade mną patrząc mi intensywnie w oczy.
- Nie zawahałbym się. - dlaczego mój głos tak drży? Dlaczego mówię szeptem? Bo czuję jak blisko i jednocześnie daleko od siebie jesteśmy.
- Powiedziałbyś o tej nocy Camilli? - zadaje kolejne pytanie uparcie patrząc pewnym wzrokiem.
- Jeśli ta noc nie sprawiłaby że rzucasz dla mnie zakon... nie. Nie powiedziałbym. - odpowiadam najpewniej jak umiem. Widzę jak bardzo zacięta walka toczy się w niej. Siada na łóżku, uśmiecha się smutno ale nadal patrzy na mnie intensywnie. Tak bardzo chciałbym znać teraz jej myśli.
- Stalibyśmy się najgorszymi samolubami na świecie. - usiłuje zażartować. Nie śmieję się. - Gregor mam ten moment właśnie teraz. Jestem zakopana na dnie i wstydzę się moich pragnień. - wyznaje ze łzami w oczach.
- Wolisz żebym wybił ci je z głowy czy żeby stały się prawdą? - pytam z galopującym sercem i nadzieją, że ją złamałem. Że wygrałem tą nierówną walkę z wszechmogącym.
- Nie wiem. - a po jej policzku spływa pojedyncza łza, która znika w mojej ciepłej dłoni. Dziewczyna zamyka oczy i stara się uspokoić oddech.
- Mam postąpić samolubnie ale w zgodzie z samym sobą, czy mam być bohaterem i uratować twoje sumienie? - pytam szeptem. W głębi siebie błagam żeby wybrała mnie. Bo to największa i być może jedyna szansa jaką dostałem od losu. W głowie układa mi się plan na całą naszą przyszłość. Wspólną przyszłość. Ale wtedy...
- Uratuj mnie proszę... - z jej ust wydobywa się szept rozpaczy. Świat mi wiruje a zawód jaki czuję boleśnie odbija się na moich uczuciach. To ból, którego nie potrafię opisać. Strata, której nie chciałem ponieść. Okazja zmarnowana tak bardzo, że teraz to ja muszę się gdzieś zakopać. Usuwam swoją dłoń z jej twarzy i kładę na łóżku. Otwiera oczy, a ja spuszczam wzrok na krzyż na jej piersiach.
- To tylko chwilowa słabość Mel. - zaczynam. - Przez chwilę byłoby nam cudownie ale potem... wyrzuty sumienia zjadłyby cię od środka. Nie potrafiłabyś wybaczyć sobie, że złamałaś daną obietnicę, że zniszczyłaś naszą przyjaźń, że skrzywdziłaś Camillę i co najważniejsze... nie wybaczyłabyś sobie, że zniszczyłaś mnie. - mówię i podnoszę na nią wzrok. Słucha tych słów z uwagą. Jakby słuchała jakiejś wyroczni. Jakby czytała mapę wskazującą kierunek, w jakim ma się udać do wyznaczonego celu. A mi serce pęka na pół. - Bo gdyby to nic dla ciebie nie znaczyło... umarłbym w środku z rozpaczy. - kończę. Wciąga głęboko powietrze i przymyka powieki. Czuję pod dłońmi, że puls się jej uspokaja. Że wraca opanowanie a znika słabość jaką pokazała po raz pierwszy od przyjazdu tutaj. Tuż obok mojej ręki zaczyna wibrować telefon. "Cami". Odbieram nie zważając na nic i włączając głośnik. Przecież nie mam żadnych tajemnic przed przyjaciółką. - Cam?
- Gregor? Gregor błagam cię przyjedź do mnie. - mówi zdenerwowana.
- Co się stało? - pytam. Zakonnica otwiera oczy i patrzy na mnie uważnie.
- W mojej kamienicy był pożar, spłonęło mi całe mieszkanie ja... ja nie wiem co mam robić... ja... ja nie mam gdzie pójść... - panikuje.
- Spokojnie, zaraz tam będę. - odpowiadam usiłując opanować sytuację ale co można zrobić przez telefon? - Zatrzymasz się u mnie, jutro ogarniemy sytuację. Weź wolne w pracy i postaraj się uspokoić. Zaraz tam będę. - zapewniam dziewczynę.
- Dziękuję. - mówi odrobinę spokojniej. - Jesteś cudowny. - dodaje z uczuciem i rozłącza się. Siedzimy na łóżku i patrzymy na siebie jakby to co wydarzyło się między nami chwilę wcześniej, stało się w jakimś innym wymiarze. Dziewczyna uśmiecha się słabo i rozgląda po pokoju. W końcu wzdycha i wstaje zmierzając do wyjścia.
- Fajnie było móc tu wpadać. - mówi cicho. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że dopóki będzie tu Camilla, to było nasze ostatnie "leżakowanie". Nic nie mówię bo jestem w takim stanie że na pewno powiedziałbym zbyt wiele. - Przepraszam za wcześniej... i... dziękuję za ratunek.
- Do usług. - odpowiadam. Już ma wychodzić ale zatrzymuję ją łapiąc za rękę. Znów zostaję poparzony różańcem. - Kiedy przyjdzie już na to czas... - zaczynam. - Przyjdziesz do mnie po ostatnią noc? - pytam wprost. Wydaje się być zdezorientowana.
- Nie chcę żebyś umarł z rozpaczy. - cytuje moje słowa.
- Jeśli będę wiedział, że to i tak nic nie zmieni, nie umrę. - odpowiadam z największą pewnością na jaką mnie stać. Przez chwilę tylko patrzy na mnie uważnie.
- Tak Gregor. - odpowiada po namyśle. - To do ciebie przyjdę po ostatnią noc. - mówi i tak po prostu wychodzi zostawiając mnie z uczuciami w strzępach...
________________________
No dobra... jakie opinie?
Samolubna czy zagubiona?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz