poniedziałek, 18 listopada 2024

14. Bali cz.1

    To nie jest wyspa w Indonezji...

    To jest raj na ziemi...

    To najpiękniejsze miejsce jakie widziałem...

- Nie wyjeżdżajmy stąd nigdy. - szepcze mi do ucha gdy leżymy nadzy w ogromnym bambusowym łóżku. 

    Ta sypialnia, jak każda w naszym miejscu pobytu, jest wielkim salonem z kanapą, barkiem i stojącą na środku wanną z hydromasażem. Muszę przyznać, że Gloria nie bez przyczyny wybrzydzała z ofertami. Ta jest perfekcyjna. Nasz hotel to zespół połączonych ze sobą głównym korytarzem willi. Każda ma dwa piętra. W piwniczkach są przeszklone galerie z obserwatorium podwodnym, na parterze mała recepcja z barem i wypożyczalnią sprzętu do nurkowania, pierwsze piętro to jadalnia i stół do bilarda a drugie piętro to nasze sypialnie z balkonami wychodzącymi na lagunę. Z łóżka, przez otwarte okno wielkości całej przedniej ściany, widać ocean, w którym teraz odbija się księżyc i tak bardzo widoczne na ciemnym niebie gwiazdy. 

- Gregor o czym myślisz? - pyta odwracając głowę w moją stronę. Uśmiecham się i delikatnie głaszczę jej policzek. - Tylko nie mów, że o mnie bo nie uwierzę. - wywraca oczami. Uśmiecham się jeszcze szerzej. 

- Zastanawiam się czy Thomas będzie się jąkał oświadczając się Glorii. - mówię nie do końca szczerze. Wiem, źle robie ale po co mam jej sprawiać przykrość zwierzając się z moich myśli o innej kobiecie? Kolejną rzeczą nad którą się zastanawiam to jak długo po jej wyjeździe moje myśli o niej znikną i czy w ogóle znikną...

- Co ty gadasz? Morgi się oświadczy? - kobieta reaguje tak bardzo optymistycznie, że jestem w stanie uwierzyć że nawet polubiła moją siostrę. - Och to wspaniale! - cieszy się. Unoszę brew. - Skarbie ja na prawdę nie mam nic do twojej siostry, a Thomas jest świetnym facetem i po tym co przeszli uważam, że ich ślub to była tylko kwestia czasu ale oni tak bardzo zasługują na szczęście, które coś zawsze im przerywa, że teraz każda dobra informacja o nich powinna być przyjmowana z największym entuzjazmem. - wyjaśnia. - I szczerze im gratuluję. - dodaje. 

- Cieszę się, że tak myślisz bo nie ma na świecie ważniejszych dla mnie osób niż oni. - mówię a po jej twarzy przemyka cień. Unoszę delikatnie jej podbródek i całuję jej pełne usta. - A na czym skupiają się twoje myśli? - pytam między pocałunkami. Zaczyna chichotać kiedy muskam jej szyję ustami. Ale nic już nie mówi tylko ponownie oddaje się w moje ręce...

    Czy to, że mamy cały stół tylko dla siebie i jest on jedynym w całym budynku stołem, zastawiony najróżniejszymi potrawami, jest już przesadą, próżnością i czymś "za bardzo"? Czy po prostu raz na jakiś czas pozwolenie sobie na luksus jest normalne i akceptowalne? 

- Oh mój boże! - Gloria zajada się placuszkami kukurydzianymi z sosem na bazie orzechów nerkowca. - Z całym szacunkiem... - wystawia do Melanii rękę a ta jedynie się śmieje. - To jest najlepsze śniadanie jakie w życiu jadłam. - mówi pakując do buzi kolejnego placuszka. Kręcę głową.

- Żebyś się potem w ten swój nowy strój zmieściła. - puszczam jej oko a ona wystawia mi język. Ma rację. Jedzenie jest przepyszne. Pełne korzennych przypraw, słodyczy, naturalności. I wszystko podawane na liściach kafiru lub bananowca. I jak nie lubię robić zdjęć jedzenia tak nie mogę się oprzeć żeby nie uwiecznić na fotografii tych kulinarnych arcydzieł.

- Greg, bardzo gustowna koszula. - zauważa mój przyjaciel. Teraz wszyscy się uśmiechają widząc mnie w niebieskiej hawajce w statki i surferów. 

- Wyglądasz jak ten gość z Top Gun -zauważa moja siostra.

- Maverick? - szczerzę się i zakładam okulary przeciwsłoneczne na oczy.

- Raczej jak Goose. - poprawia mnie rozbawiona zakonnica powodując wesołe śmiechy. No cóż...

- Pani święta! Pani święta! - do stołu przybiega jak na moje oko jeszcze dziecko i usiłuje powiedzieć coś Melanii bardzo ograniczonym i łamanym angielskim powodując u nas rozbawienie. Dziewczyna uśmiecha się do niego sympatycznie i odbiera zwiniętą w rulon kartkę. - Pani chcieć mapa do... do... - zacina się nie wiedząc jak coś powiedzieć.

- Air terjun. - uwalnia go od kłopotów językowych. Chłopiec patrzy na nią z podziwem i kiwa ochoczo głową. 

- Nggih! Pani święta wiedzieć jak mówić! 

- Tylko trochę. - czochra jego bujną czuprynę i wyciąga do niego dłoń z plikiem pieniędzy. Młody Balijczyk ukłania się jej nisko tak, że głową prawie wyciera podłogę i ucieka jakby się bał że kobieta zaraz zabierze mu te banknoty z powrotem.  Patrzymy na nią wyczekująco a ona jak gdyby nigdy nic wzrusza ramionami i chowa rulon do swojego plecaka.

- Kto to był? - pyta moja siostra.

- I czemu tak szybko zwiał? - dodaje zaskoczony Morgenstern.

- Co ci przyniósł? - tym razem ja pytam. Śmieje się pogodnie i wcina skradzionego właśnie z talerza Glorii placuszka.

- To był Wayan, pierwsze dziecko swoich rodziców z tutejszej kasty. Zwiał, bo bał się, że rzucę na niego urok i jego Bogowie się obrażą, co sprawi że plony w jego kaście w tym roku będą nikłe. A przyniósł mi mapę świątyń, które wg tutejszej kultury powinien zwiedzić każdy duchowny przybywający na wyspę, żeby nie wzbudzać zazdrości u Siwy. - wyjaśnia. 

- Och... nie myślałam, że to aż tak wierzący kraj. - mówi z podziwem Camilla. Melania kiwa głową z szacunkiem.

- Jako przedstawicielka innego wyznania muszę uszanować ich wierzenia. Inaczej spotkałaby mnie i ich kara od Bogów. 

- Ciebie z braku szacunku a ich? - dziwi się Gloria.

- Bo nie dopilnowali, żebym się odpowiednio przywitała. - odpowiada. Pozostaje nam jedynie pokiwać głowami. - No, dlatego na mnie już czas. - wstaje od stołu i zakłada plecak na ramiona. Długi szary habit zamieniła na wciąż szare przewiewne spodnie i tego samego koloru zapinaną na guziki koszulę z krótkim rękawem. Duży drewniany krzyż zastąpiła srebrnym, mniejszym krucyfiksem a na stopach pojawiły się czarne skórzane sandały.

- Czyli nie plażujesz dziś z nami? - podejrzewa odrobinę zawiedziona Gloria. Zakonnica puszcza jej oko.

- Jutro, obiecuję. - mówi i łapiąc butelkę z wodą odchodzi do wyjścia. 

- To co? - zaczyna ewidentnie pojedzony blondyn. - Plażing? - szczerzy się...

    Pogoda na Bali w lutym to końcówka pory deszczowej lecz w tym roku ewidentnie skończyła się ona wcześniej, bo słońce świeci wysoko, delikatny wiatr przywiewa na leżak bryzę znad oceanu, a piasek parzy pod stopami niemiłosiernie. Poprawiam okulary i obserwuję jak Gloria usiłuje pleść razem z Camillą słomiane spódniczki z kolorowymi kwiatami. Pomaga im grupka lokalnych nastolatek, z których co prawda tylko jedna zna angielski ale za to zna go bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że moja wściubiająca wszędzie nos siostra zdołała nas wkręcić na wieczorną zabawę przy ognisku na plaży dla panien w każdym wieku. To taki coroczny rytuał, w którym każda panna prosi Bogów aby zesłali jej płodnego męża. Jak widać Gloria szuka pomocy wszędzie. I choć nie wierzy w takie obrzędy w jej oczach można zobaczyć ogromną determinację. 

- Masz jakiś plan? - pytam przyjaciela leżącego na leżaku obok.

- Pełen spontan. - odpowiada penie. Unoszę brew. - Gregor ile razy coś planowałem to nie wychodziło. Teraz pierścionek mam cały czas przy sobie i jeśli uznam, że to ta chwila i to miejsce to po prostu się oświadczę.

- Nie czekasz do walentynek? - dziwię się.

- Gloria by mnie zabiła za tak banalny termin. - wzrusza ramionami. - Walentynki za 3 dni. Zrobię to wcześniej. - mówi poważnie. - Boję się. - wyznaje po chwili.

- Thomas... najgorsze co może się wydarzyć to że zaczniesz się jąkać. I o ile nie zrobisz tego na brzegu klifu to nie martwiłbym się o nic. - śmieję się pod nosem. Mam przed oczami to jak z tego klifu spada. Przy ich szczęściu - to pewne. Blondyn śmieje się weselej.

- No to teraz mów co u ciebie. - upija łyk alkoholu z wysokiej szklanki wypełnionej kolorowym płynem. 

- A o co konkretnie pytasz? - unoszę wzrok znad okularów. Mruży oczy i poważnieje.

- Jak sytuacja z Camillą? - pyta. 

- Dobrze, powiedziałbym że nawet bardzo dobrze. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Blondyn słucha w skupieniu. - Dogadujemy się, dużo się śmiejemy, poznajemy...

- Sex? - strzela pytaniem. Wywracam oczy a on wzrusza ramionami.

- Jest ok. - mówię.

- Ok? - dziwi się i zerka na moją dziewczynę.

- Jak powiem, że jest przyjemnie ale czegoś mi brakuje to wyjdę na drania. - mówię poważniejąc. Przyjaciel jedynie wzdycha. - Nie będę cię okłamywał. Jest ok i mam nadzieję że rozwinie się to w coś więcej. - dodaję. Patrzy na mnie uważnie i wiem, że ma jedną z tych swoich diagnoz. Kelnerka przynosi mojego drinka i uśmiechając się szeroko kiwa głową i odchodzi. 

- Mieszkacie ze sobą. - zauważa.

- Bo spłonęło jej mieszkanie. - przypominam.

- Dwa tygodnie temu Gregor. - uświadamia mi. - W tym czasie ubezpieczyciel wypłacił odszkodowanie.

- Za które trwa remont.

- Za które mogła wynająć coś albo kupić gotowe mieszkanie gdzieś dalej, nie czekając miesiącami na usunięcie szkód i odnowienia zabytkowej kamienicy. - oznajmia.

- Thomas czy przeszkadza ci ze Camilla z nami mieszka? - pytam wprost.

- Skąd. - wzrusza ramionami.

- Więc o co ci chodzi?

- Ona po prostu się do ciebie wprowadziła Gregor. - oznajmia. - Wprowadziła wasz związek na wyższy poziom i wątpię, żeby chciała się cofnąć do tego co było. Zwłaszcza teraz, kiedy wie jak silne emocje wywołuje u ciebie Mel. - kontynuuje. - Jesteście ze sobą półtora miesiąca. Pytanie czy jesteś gotów na tak szybkie tempo i tak poważne zaangażowanie jak ona. - dodaje. 

- Nie obiecywaliśmy sobie gruszek na wierzbie. - bronię się.

- O ile zdążyliśmy ją poznać to wiem, że dla niej ważniejsze od słów są czyny. Znaki jakie jej dajesz. I jeśli nie powiesz jej wprost, że takie tempo dla ciebie jest nieodpowiednie to potem będzie ciężko zwolnić. - opiera się na leżaku i zamyka oczy. Ma rację. Tylko co mam zrobić? Wyrzucić ją z domu? - Co z twoją zakonnicą? - zadaje kolejne pytanie.

- To nie jest moja zakonnica. - odpowiadam automatycznie. Prycha ale nie komentuje. - A co ma być Thomas... Ustaliły same ze sobą, że moja przyjaźń z nią nie może wyglądać tak jak do tej pory, że nie możemy być tak blisko.

- Wydaje mi się, że to akurat logiczne. - oznajmia jakby to była oczywista oczywistość. Milczymy, bo jego słowa mają sens. Każde zdanie, które przed chwilą wypowiedział ma w sobie 100% racji. Tylko ja się przeciwko temu buntuję z powodu nadziei na coś co nigdy nie nastąpi. 

- Dotarło do mnie, że nic z tego nie będzie i że to z Camillą mam jakąkolwiek przyszłość. - mówię starając się o pewność w głosie. Blondyn patrzy na mnie z powątpieniem.

- Greg... kiedy Camilla ma urodziny? - pyta.

- W kwietniu a co? - pytam zupełnie zdezorientowany.

- Wiesz już co jej kupisz w prezencie? - dopytuje.

- Ostatnio mówiła coś o jakiejś apaszce, która się jej podobała... nie wiem... może to a może jakąś książkę... ona dużo czyta. - odpowiadam zmęczony jego pytaniami. Kiwa głową.

- Melania ma urodziny w walentynki. - strzela. Zamykam oczy, bo wiem do czego zmierza. - I wiem, co oprócz wspólnego prezentu otrzyma od ciebie. - dodaje i znów upija łyk alkoholu. - Więc nie mów mi, że cokolwiek do ciebie dotarło Greg. - kończy. Ma rację. Ale nic nie zrobię. 

- Co one robią? - słyszymy pogodny głos za plecami. Oblewa mnie zimny pot, bo gdyby pojawiła się tam kilka chwil wcześniej, miałby niesamowite kłopoty. Blondyn kręci głową śmiejąc się ze mnie w najlepsze. Tak, świetny z niego przyjaciel. Zakonnica siada na piasku między naszymi leżakami i próbuje mojego drinka.

- Nie mówiłaś że jesteś abstynentką? - mruczę pod nosem.

- Dziś moja abstynentka ma wolne. - odpowiada powodując u blondyna jeszcze większy śmiech. Kręcę głową i sam się uśmiecham. - Czy one plotą spódniczki ze słomy? - dziwi się.

- Taaa, wieczorem będą prosiły tutejszych Bogów o płodnych mężów. - odpowiadam rozbawiając dziewczynę. - A ty już uchroniłaś tubylców od kary? - pytam.

- Wiadomka. - mówi pewnie. - Mogą spokojnie sadzić sobie maniok i soję. - dodaje dumna z siebie. 

    Obiad był równie dobry co śniadanie a leniwy dzień na plaży skończył się imprezą jakiej nigdy nie byłem świadkiem. Gloria i Camilla w słomianych spódniczkach tańczące wokół ogniska to był widok za jaki dałbym się pokroić. Ta radość w oczach, te szerokie uśmiechy... Nawet Melania usiłowała śpiewać piosenkę z modlitwą w tutejszym języku, której próbował nauczyć ją tubylczy kapłan. Była taka... wesoła. Szczęśliwa. Ewidentnie udzielał jej się radosny nastrój tej egzotycznej tradycji. 

- Nie możesz spać? - słyszę ciche pytanie z balkonu obok. Dziewczyna uśmiecha się miło i pakuje do plecaka butelkę z wodą, a na ramiona zarzuca sweter. Zerkam na zegarek... 5:40.

- Chyba jeszcze się nie przestawiłem na ten czas. - odpowiadam. - Za to Camilla mogłaby spać do południa. - śmieję się. - Wybierasz się gdzieś? - pytam zaskoczony jej strojem. Zapina rzemyk w sandałach i patrzy na mnie zastanawiając się nad czymś. - Jeśli chcesz się w samotności pomodlić to nie było pytania. - unoszę ręce w geście dobrej woli.

- Dochowasz tajemnicy? - pyta poważniejąc. Marszczę czoło zdezorientowany. 

- O ile nikogo nie idziesz zamordować to tak. - usiłuję zażartować ale nie zmienia wyrazu twarzy. - Jasne.

- Jeśli chcesz zobaczyć coś wyjątkowego i masz ochotę na mały spacer to za 5 minut bądź gotowy na dole. - mówi. - I weź kąpielówki. - dodaje i znika w swoim pokoju. 

    Czy ubieram się tak szybo jakby zaraz miała spaść na to miejsce asteroida? Tak. Czy bazgrolę notatkę dla Camilli, że poszedłem pobiegać i zostawiam na poduszce bez chwili zawahania? Owszem. Czy to jest w stosunku do niej fair? Przejmował się będę później.

    Gasimy latarki, kiedy zza wysokich palm zaczyna przebijać się pomarańczowa łuna. Przez całą 20-sto minutową drogę nie odzywaliśmy się do siebie zbyt wiele. Nic oprócz "uważań na ten kamień" czy "nietoperz z lewej". Wspinaliśmy się na jakąś wyżynę wśród ogromnych liści i kolorowych kwiatów, aż wreszcie naszym oczom ukazała się...

- Jaskinia? - pytam niedowierzając. Stoję przy wejściu do ciemnej kopuły i niepewnie tam zaglądam. - Jesteś pewna, że to tutaj kierowała cię mapa? - pytam niepewnie. Zakonnica z pełną determinacją wchodzi dalej i znika za zakrętem.

- Gregor! - woła z czymś takim w głosie, że bez wahania idę za nią. Kiedy zakręt się kończy, staję jak wmurowany. 

- O cholera. - wydobywa się z moich ust. Patrzymy oboje przed siebie podziwiając to co było tak dobrze ukryte przed światem i ciekawskimi oczami turystów. Na coś co było niedostępne dla komercji a dostępne tylko dla wybranych. Dla tych, którym zaufają tubylcy. - Nigdy nie widziałem czegoś takiego. - wzdycham i wyciągam aparat. Zakonnica podchodzi bliżej zielonej tafli wody i zanurza w niej dłoń ale jej oczy nadal wpatrują się w piękno tego ukrytego w skałach wodospadu. Ma nie więcej niż 15m wysokości ale echo, które pojawia się w tej zamkniętej bujną roślinnością od góry przestrzeni, powoduje że wydaje się jakby to była Niagara. Ogarniam wzrokiem całą przestrzeń dokoła i nie mogę się napatrzeć na ściany, które porośnięte gęsto ogromnymi paprociami sprawiają wrażenie jakbyśmy trafili do parku jurajskiego. W powietrzu unosi się zapach wilgoci ale przez kamień i niewielką dostępność światła jest tu wyjątkowo rześko. 

- Popatrz. - mówi z zapałem w głosie. - Tutaj jest ścieżka. - wskazuje dłonią na wąskie przejście prowadzące do niewielkiego bambusowego mostu. Po drugiej stronie zaczynają się skaliste schody, których koniec znajduje się na samym szczycie wodospadu. - Stamtąd musi być doskonały widok na wschód słońca. - dodaje zerkając na zegarek.

- No to chodźmy. - uśmiecham się szczerze. - Panie przodem. - wskazuję drogę i po chwil wspinamy się na górę. To zadanie nie należy do najłatwiejszych ale idzie nam całkiem nieźle. Po 10 minutach jesteśmy na szczycie. 

- Och... myślałam, że coś będzie widać. - mówi rozczarowana i rozgląda się dokoła. Podchodzimy do brzegu wodospadu i oboje zerkamy w dół. 

- Wysoko! - komentuję rzeczywistość przebijając się przez odgłos spadającej z impetem wody. Obracam się w jej stronę nie słysząc ani potwierdzenia ani odpowiedzi i dobrze, że trzymam się skały bo bym spadł widząc co robi. - Mel?

- Rozbieraj się! - nakazuje jakby to było wiadome.

- Ekhm.. co?! - prawie krztuszę się własną śliną słysząc jej słowa i widząc jak rozpina koszulę. 

- Spokojnie, mam strój kąpielowy! - mówi rozbawiona i ściąga swój szary welon, uwalniając kasztanowe loki. 

- Ale... - chciałbym w tej chwili powiedzieć coś mądrego ale nie bardzo wiem co się tak właściwie dzieje. Dziewczyna widzi to i z uśmiechem na ustach jakiego jeszcze u niej nie widziałem wskazuje drewnianą tabliczkę z wymalowanym czymś białym napisem "Never try, never know". - Chcesz skoczyć?! - śmieję się jak idiota i kręcę głową. Potwierdza bezgłośnie i pozbywa się spodni pakując swoje rzeczy do plecaka. Gdy się podnosi i związuje włosy szeroką frotką w wysoki kok napina się bezwiednie jak modelka na sesji zdjęciowej. Jej butelkowozielony kostium kąpielowy podkreśla kolor oczy i uwydatnia rudawe tony w pasemkach włosów. Falbanka wzdłuż dekoltu nadaje kostiumowi niewinności ale całość do niewinności ma się nijak. Wygląda pociągająco. Wygląda ponętnie. Wygląda idealnie. Jak wakacyjna wersja porcelanowej lalki. A serce znów przyspiesza mi niebezpiecznie. Kręcę głową i zdejmuję koszulkę i spodenki, a wszystko wkładam do plecaka. Dziewczyna bierze nasze "bagaże", wiąże ją liną, która najwyraźniej służy temu od kilkunastu lat i spuszcza delikatnie na skały na dole. Staje przy mnie, wyciąg w moją stronę swoją dłoń i z radością w oczach pyta...

- Na trzy?


_________________________________

Skoczą czy coś im przeszkodzi? :D

sobota, 16 listopada 2024

13. Druga strona

 *****

    Chodzenie po galeriach handlowych nigdy nie sprawiało mi przyjemności. Ani w samotności ani w towarzystwie. To zawsze wiązało się z tłumem ludzi patrzących i oceniających mnie i to, jakiej firmy torbę mam akurat w ręce. Tym razem nie jest inaczej. Jest dokładnie tak samo a nawet bardziej. No bo kto by się mnie spodziewał w galerii handlowej? W sklepie ze strojami kąpielowymi. W środku zimy...

- A ten? Co myślisz? - pyta mnie brunetka przymierzająca 10 strój. Tym razem jednoczęściowy w biało-czarne paski. Może gdyby były wzdłuż... Widzi mój wzrok i sama śmieje się ze swojego wyboru. - Masz rację, w tę stronę już urosłam. - rozweselona wraca za parawan.

- A jakby tak pomieszać kolory? - słyszę z drugiej strony. Wysoka dziewczyna o kształtach godnych modelki Victoria's Secret wychodzi z kabinki obok. Ma na sobie czerwone skąpe majtki i biały biustonosz z push up-em. - Wszystko mi się spaliło... - wzdycha i kręci głową. - Potrzebuję wygranej w loterii na nową garderobę. - stara się zażartować. Patrzy teraz na mnie oczekując jakiejkolwiek opinii.

- W każdym wyglądałaś świetnie Cami. - przyznaję zgodnie z prawdą. - Ale największe wrażenie zrobisz w całym białym. Podkreśli twoją karnację do maksimum. - staram się odpowiedzieć najbardziej dyplomatycznie jak potrafię. Od tych kilku dni, kiedy z nami mieszka jest jakoś inaczej. Spokojniej, ciszej... Jakby wszyscy czekali aż coś się zawali. Aż ktoś powie o jedno zdanie za dużo.

- Racja. - słychać pewny ton głosu Glorii. - Ale ten złoty też był fajny. - dodaje starając się o jak najbardziej naturalny uśmiech. Camilla przyjmuje go niepewnie i kiwając głową wraca do przymierzalni. Patrzę na Glorię pakującą 5 różnych kostiumów do torby. - No co? Wyjeżdżamy na 10dni. - wzrusza ramionami.

- To może jeszcze ten z falbankami? - ciemna czupryna wychyla się zza kotary. Kiwamy głowami potwierdzając, że to dobry pomysł. 

    Kierując się w umówione miejsce z pozostałą częścią naszej zakupowej wycieczki zatrzymujemy się przed gablotami jubilerskimi. Ilość pięknych rzeczy jaka znajduje się w tym miejscu jest zdecydowanie ponad moje możliwości poznawcze. Gloria przegląda kolczyki, a Camilla przygląda się diamentom przy okazji tłumacząc tej pierwszej skąd takie różnice w cenach. Mój wzrok przykuwa szereg pięknych zdobionych bogato broszek. Każda ma w sobie ogrom elegancji i klasy. Różne rodzaje złota, różne rodzaje kamieni, różne kształty i rozmiary...

- Myślę, że ta byłaby odpowiednia. - proponuje nieśmiało ekspedientka w średnim wieku. To jedyna osoba, która dziś mnie nie osądza. Jej ciepłe spojrzenie sprawia, że biorę do ręki świecidełko w kształcie niezapominajki. Jej piękne płatki to drobne szafiry, otulone w białe złoto. 

- Piękna. - potwierdzam obracając ją tak, żeby złapała odrobinę światła, które magicznie tańczy po szlachetnym kruszcu.

- Och cudowna! - słyszę obok głos Glorii.

- Klasa. - potakuje druga z dziewczyn. Owszem, tylko co z tego...

- Wygląda na drogą. - Thomas pojawia się za naszymi plecami nie wiadomo skąd. - Ile kosztuje? - pyta ekspedientki. Ta patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem.

- 5300 euro. - oznajmia. Zamiast jęknąć z rozpaczy uśmiecham się wesoło do niej i oddaję błyskotkę.

- Może następnym razem. - mówię a kobieta kiwa głową i chowa przedmiot do gablotki. 

    Kawa w takich miejscach to zazwyczaj średniej jakości Starbucks a ciastko to cukier w cukrze z aromatem z torebki. Tym razem jednak kawa smakuje wyśmienicie, jej aromat unosi się po całej kawiarni, którą otwarto niedawno na poddaszu, gdzie z sufitu zwisają na cieniuteńkich żyłkach imitacje świec. Wyglądają jakby lewitowały. Syrop cynamonowy rozgrzewa od środka a deser z czekolady i pomarańczy rozpływa się w ustach. I choć święta już dawno minęły, czuć ich klimat do teraz.

- Gregor, będę cię spłacać do końca życia. - mówi z rezygnacją Camilla. - Dziś dzwonili z policji. Według straży było to celowe podpalenie. - oznajmia.

- Celowe? Kto by chciał podpalać kamienicę? - dziwi się Gloria. - Macie tam jakąś mafię? - usiłuje obrócić to w żart. Na twarzy poszkodowanej pojawia się słaby uśmiech, no bo jak ma zareagować? Straciła cały swój dobytek, całą elektronikę, sprzęty agd, książki, pamiątki... Wszystko poszło z dymem.

- Mają jakiegoś podejrzanego? - pyta Morgi i wkłada do ust kolejnego makaronika. Na sam widok można się zasłodzić.

- Na razie nic. Każdy trop to ślepa uliczka. Ale mi się wydaje że to ten sam człowiek, który podpalił ostatnio garaże przy WernerStrasse i piwnice tej tajskiej restauracji przy poczcie. - oznajmia dłubiąc w zamówionej bezie z kremem i górą malin. Na piętrze niżej, na rozłożonej scenie ktoś zaczyna grać nastrojowe melonie na fortepianie, a jakiś młody człowiek śpiewa wyjątkowo niskim głosem spokojne ballady. Lubię takie spokojnie popołudnia. W ogóle lubię leniwy czas, kiedy możemy wszyscy wspólnie się wyluzować. W ciągu tygodnia zazwyczaj się mijamy mimo, że dom ostatnio wygląda jak akademik. Gloria budzi wszystkich dość wcześnie, spiesząc się do przedszkola, Camilla do szpitala albo na uczelnię, Thomas na rehabilitację, a my... No właśnie. A my staramy się o odrobinę normalności, choć ciężko nam idzie. Bo czy normalną jest sytuacja, kiedy dwoje przyjaciół mówi sobie szczerze o swoich pragnieniach co do siebie nawzajem, a jednocześnie odrzuca je i powierza swoje serce komuś innemu? Czy można w takiej przyjaźni normalnie funkcjonować? Czy taka przyjaźń nadal może istnieć?

- To co? Lodowisko? - proponuje Thomas.

- Nie mam zamiaru znowu odwiedzać cię w szpitalu. - odpowiada poważnie Gloria. - Może chodźmy do kina, grają jakiś nowy film, podobno spoko.

- Mówisz o Konklawe? - Morgi unosi brwi i z rozbawieniem patrzy na mnie. Zaraz potem wszystkie pary oczu kierują wzrok na moją postać.

- Hej, nie mam nic przeciwko, możecie iść. - uśmiecham się. - Ja i tak muszę wracać do domu. - zerkam na zegarek na ręce. - Za godzinę mam spotkanie z przełożoną. - oznajmiam.

- Kolejna spowiedź? - tym razem odzywa się dotychczas milczący szatyn.

- Raczej aktualizacja danych. Pewnie znowu dowiem się, że jestem kłamczuchą. 

- To nie kłam. - Camilla wzrusza ramionami. Przy stoliku nastaje cisza. Właśnie o takim jednym zdaniu za dużo wspominałam. Czasem mam wrażenie, że dziewczyna stara się ze mną zakolegować, że dla Gregora odsuwa od siebie uprzedzenia i akceptuje moją obecność w jego życiu ale zaraz potem staje się coś takiego i... 

- Myślę, że z nas wszystkich, Mel jest najbardziej szczerą osobą więc jeśli jej nie znasz Cam, proszę nie insynuuj takich rzeczy. - Gloria chyba za bardzo się unosi. 

- Myślę, że Camilla nie miała nic złego na myśli. Taki wniosek nasuwał się sam. - usiłuję ratować sytuację. Patrzę na Gregora ale on wydaje się być myślami daleko poza tym miejscem. Ostatnio w ogóle dużo myśli. Trochę się o niego boję. 

    Nie wspominałam o tym ale pokój jaki otrzymałam od Shlierenzauerów jest wyjątkowo piękny. Jest cały w bieli. Szafki również są bielone ale w stylu starego babcinego kredensu. Prostota i elegancja. Puchaty dywan na środku, kilka ogromnych kocy, wiele przyjemnych poduszek i ogromna monstera przy oknie balkonowym. Otwieram laptopa i loguję się do platformy na której odbędzie się spotkanie. Czy się stresuję? Nie mam czym. Czy podejrzewam jak będzie to spotkanie wyglądało? Nie wiem, za każdym razem jest inaczej. Matka przełożona ma bardziej zmienny humor niż kobieta w ciąży. I za każdym razem wyskakuje z czymś innym.

- No witaj dziecinko!  - woła rozentuzjazmowana z drugiej strony kamery. Czy mówiłam już jaka ona jest? Nie? To kobieta po 60tce. Przez problemy z kręgosłupem, które spowodował atak na wioskę w Somalii, gdzie była misjonarką wylądowała na wózku inwalidzkim. Jest wyjątkową optymistką. Ma kilkanaście kilogramów nadwagi ale twierdzi, że życie jest za krótkie żeby rezygnować z przyjemności. A że z przyjemności cielesnych zrezygnowała wstępując do zakonu, to słodyczy nie będzie sobie odmawiać. - Modliłam się za ciebie przez ostatni tydzień, bo coś nie dawało mi spokoju.

- Co takiego? - pytam zdezorientowana.

- Przeczucie złociutka. Przeczucie. - mówi poważniejąc. - A teraz mów, co ci tam leży na sercu bo moje przeczucia nigdy nie są bezpodstawne. - dodaje i patrzy wyczekująco. Co mogę zrobić? Opieram się na krześle jak niezadowolona nastolatka, którą rodzice przyłapali na podpalaniu za garażem i teraz słucha kazania.

- Właściwie to nie wiem co mam matce powiedzieć. - wzdycham. 

- Prawdę dziecko. - uśmiecha się a rysy jej twarzy łagodnieją.

- W tym tygodniu miałam chwilę zawahania. - wyznaję. - I jestem za to na siebie wściekła.

- A nie powinnaś, to normalne. - wzrusza ramionami. - Nawet ja się czasem waham czy dobrze zrobiłam. Będąc w zakonie 40 lat, nadal przychodzą myśli co by było gdybym się nie zdecydowała. Czy miałabym męża i dzieci? Czy byłabym już babcią? Czym zajmowałabym się w życiu? Czy nadal wierzyłabym tak mocno jak wierzę? - mówi szczerze.

- Czy to możliwe, że ta cząstka normalnego życia jakie tutaj mam tak bardzo zakręciła mi w głowie, że się zawahałam? - pytam.

- Zawahałaś się czy poczułaś żal? - dopytuje.

- Poczułam zazdrość. - wyznaję. - Zazdrościłam, że wszyscy wokół potrafią być tak po prostu szczęśliwi nie mając w sobie takiej wiary jaką ja mam. A mimo to, że ją mam, nie czuję szczęścia. - mówię. - Matko... czy moje szczęście zniknęło razem z Harshadem i już nigdy w niczym go nie odnajdę? - pytam. Mam ochotę zapłakać. Czuję się taka...

- Czujesz się opuszczona. - kończy moją myśl. Patrzy na mnie smutno. - Mimo grupy przyjaciół, którą masz przy sobie. Czujesz, że coś ci odebrano raz na zawsze.

- Nie chcę się tak czuć. Nie chcę żeby to był mój powód wstąpienia do zakonu.

- A jest? - pyta poważnie. Wzdycham, bo sama już nie wiem. - Widzisz... właśnie dlatego nie chciałam cię zamykać w czterech ścianach klasztoru. Według mnie, nie jesteś w pełni gotowa na to, na co się decydujesz. Masz wątpliwości nie co do tego jak silna jest twoja wiara ale do tego jak silna jesteś ty. I co do tego czy za rok nie będziesz żałować tego co pominęłaś, co zostawiłaś albo z czego nie skorzystałaś. - mówi poważnie. Milczymy. Daje mi czas na przetrawienie natłoku myśli, które się we mnie kotłują. Nie powinnam była tu w ogóle się pojawiać. 

- Mam też poczucie winy. - przyznaję.

- Wobec czego? - pyta z zaangażowaniem wsłuchując się w moje słowa.

- Wobec Gregora. - wyznaję z rezygnacją. - Nie miałam zamiaru wzbudzać w nim... jakichkolwiek uczuć wobec mnie. - przyznaję. - Chciałam tylko wrócić do przyjaźni. - wzruszam ramionami. - Pomóc mu w trudnym czasie w jego życiu. - dodaję. - Być może przez to, że pozwoliłam mu się za bardzo poznać uznał, że pozwalam na coś więcej.

- To nigdy nie jest powodem moja droga. - neguje moje rozumowanie przełożona. - Zna twój wybór, twoją postawę i twoją determinację. Wie, że niczego nie może od ciebie oczekiwać. Tylko wiesz kochanie... uczuć nie da się ot tak po prostu odrzucić. - mówi jakby to była najbardziej oczywista na świecie rzecz. Patrzę na szafkę nocną, na której pojawiło się ostatnio zdjęcie całej naszej czwórki. 

- Ma dziewczynę. - oznajmiam. - Jest... wydaje się być z nią szczęśliwy. - wzdycham. Przełożona patrzy na mnie znacząco. Wywracam oczami. - Tak, nie przepadam za nią ale nie z zazdrości tylko dlatego, że coś mi w niej nie pasuje. Jest jakaś... Nie wiem jak to określić... Czuję od niej jakąś negatywną energię.

- Boisz się, że go skrzywdzi?

- Nie wiem. - mówię szczerze. - Ale to nie tylko moje odczucia. Gloria myśli dokładnie tak samo.

- Bo ta mądra kobietka widzi ciebie u boku swojego brata. - podśmiechuje się przełożona. - Melanio... twój pokój w klasztorze jest gotowy. - zaczyna. Ożywiam się natychmiast po tych słowach ale widząc moją reakcję zakonnica od razu kiwa palcem. - Hola hola, nie tak szybko. - gasi mój zapał. - Twój wniosek o fundusz wakacyjny został pozytywnie rozpatrzony. - dodaje poważniejąc. - Jedź, zobacz świat, czerp z niego jak najwięcej, uczestnicz w tym wyjeździe w pełni, baw się, żyj... Jak wrócisz to porozmawiamy. 

- Ale...

- I kup sobie jakieś ładne bikini. - dodaje. - Nie przynieś nam wstydu. Zakonnice też mogą być niezłymi laskami. - śmieje się. - I pamiętaj, że jeśli twoje serce zabije mocniej do wartościowej osoby... to grzechem jest to odtrącić. A Bóg się nie obraża. - kończy swój wywód i tak po prostu rozłącza się zostawiając mnie jak zwykle rozbitą na milion kawałków. 

    Mroźny wiatr otula moją twarz. Owijam się szczelniej puchową kurtką a na nogi zarzucam koc. Obracam w dłoni kolejny paciorek różańca i wpatruję się w pobliskie jezioro, od którego odbija się blask świecącego intensywnie księżyca. Czy powinnam ciągle tyle się zamartwiać i myśleć? Może lepiej byłoby po prostu pójść z wiatrem i dać się ponieść temu co przyniesie los? Ale czy to źle, że chcę dokonywać świadomych i przemyślanych wyborów? W ogrodzie pod moim balkonem pojawiło się jakieś poruszenie. To Morgensterny postanowiły pobawić się jak dzieci w lepienie bałwana, obrzucając się przy okazji śniegiem i całując co chwilę. Uśmiecham się pod nosem sama do siebie, bo na ich szczęściu zależało mi tak cholernie mocno, że kiedy w końcu je osiągnęli ryczałam pół nocy. Jestem mazgajem? Jestem. Czy mi z tym źle? Muszę częściej prać poduszkę. 

- Gregor rozkłada monopoli. Dołączysz do nas? - słyszę za sobą spokojny głos. Uśmiecham się słabo do mojego gościa.

- Jasne, za chwilkę przyjdę. - mówię pogodnie. Przez chwilę dziewczyna nic nie robi i nie mówi ale widzę, że się waha. - Mów. - zachęcam odkrywając koc i robiąc jej miejsce obok siebie na wąskiej ławeczce. Siada i okrywa się cała.

- Jak poszła rozmowa z przełożoną? - pyta nieśmiało.

- Na prawdę o tym chcesz porozmawiać? - powątpiewam. Uśmiecha się i kręci głową.

- Nie rozumiem waszej relacji. - przyznaje. Patrzę na nią uważnie. - Twojej i Gregora. - wyjaśnia. - Nie rozumiem tej zażyłości, tej wierności, tego pełnego zaufania i wsparcia. - kontynuuje. - To najdziwniejsza więź jaką kiedykolwiek u kogokolwiek spotkałam. - dodaje. 

- Nie zaprzeczę. - odpowiadam. - Czasem i ja nie dowierzam, że spotkało mnie coś takiego. - wyjaśniam.

- Nie znam żadnej relacji damsko-męskiej, która oparta na przyjaźni nie skończyłaby się czymś więcej. - mówi mi prost w oczy.

- Mówisz o pożądaniu? - dopytuję. Odwraca twarz i patrzy mi prosto w oczy. - Camilla... jestem nowicjuszką, przyszłą zakonnicą. - mówię coś co jest oczywiste. Dziewczyna uśmiecha się drwiąco.

- Ale wciąż jesteś kobietą. - strzela w dziesiątkę. - W dodatku mogącą podobać się mężczyznom. - dodaje. - A na pewno podobającą się Gregorowi, który jest moim partnerem. - mówi jakby mnie atakując.

- Cam... czego ode mnie oczekujesz? - pytam wprost. - Mam się zupełnie od niego odciąć? Udawać, że nie istnieje? Unikać jak ognia? - dopytuję. - A może mam sprawić, żeby mnie znienawidził? - kończę z niedowierzaniem.

- Może tak byłoby lepiej. - oznajmia pewnie. Patrzymy sobie prosto w oczy. Usiłuję odczytać z niej czy na prawdę jest pewna tego co właśnie powiedziała. W tym momencie kapituluje i kręci głową. - Przepraszam... Nie wiem co się ze mną dzieje. Ja nigdy... nigdy nie byłam tak o nikogo zazdrosna. - wyznaje. - Nigdy tak bardzo się nie bałam, że zostanę porzucona. - mówi mając w oczach łzy. Kładę swoją dłoń na jej dłoni i ściskam delikatnie. Uśmiecha się przepraszająco. - Nigdy się w nic tak mocno nie zaangażowałam. Gregor jest...

- Jest cudownym facetem. - kończę zamiast niej. Jej niepewny wzrok sprawia, że mam ochotę się poddać i już dziś wyjechać stąd jak najdalej. Ile razy mam przekonywać wszystkich wokół, że nie zmienię zdania? - I na prawdę zasługuje na szczęście z tak niezwykłą kobietą jak ty. - dodaję. - Ale straciłam w życiu zbyt wielu ludzi, żeby móc odrzucić jego przyjaźń. - mówię najpewniej jak potrafię. - Mogę postawić większe granice, mogę bardziej się odsunąć dając waszemu związkowi przestrzeń... ale nie zrezygnuję z mojej przyjaźni z nim. - kończę. Przez chwilę milczymy. - Nie chcę żebyś widziała we mnie konkurencję albo wroga Cami. - staram się żeby wyraz mojej twarzy był jak najbardziej przyjazny ale przecież ja sama nie wiem czy tak będzie się dało.

- Czy możesz mi obiecać, że... że nie będziesz chciała mi go odebrać? - pyta intensywnie się we mnie wpatrując. I co? Odpowiedź jest prosta i nie mam co do tego tematu żadnych wątpliwości.

- Nigdy nie chciałam nikomu nikogo odebrać, bo doskonale wiem, jakie to uczucie. Więc tak, obiecuję. - mówię pewnie. Wydaje się być uspokojona. Bierze głęboki wdech i uśmiecha się słabo. Ja również. - Camilla musimy zacząć normalnie funkcjonować w tym domu wariatów. - mówię usiłując ją trochę rozbawić.

- To prawda, nie chciałam wprowadzać tu takiej atmosfery. Wszystko dzieje się tak szybko... - uśmiecha się. - Spróbujmy się dogadać, co prawda nie zaprzyjaźnimy się ale możemy spróbować żyć w zgodzie. - kontynuuje. - Dla Gregora. - kończy.

- Dla Gregora. - potwierdzam i wystawiam dłoń na zgodę. Robi to samo, a ja mam wrażenie, że od tego momentu coś się zmienia. Kończę swoje przemyślenia, znikają moje wątpliwości, dociera do mnie, że nie wolno mi niszczyć ich szczęścia. Nie chcę być osobą, przez którą ktoś cierpi. I co oczywiste... nigdy nie wolno mi przyjść do Gregora w moją ostatnią noc...

- Powinnaś jednak kupić jakiś strój, wyjazd jutro a tam ceny mogą zaskoczyć. - mówi brunetka. Wchodzimy do salonu i czujemy na sobie wzrok pozostałych lokatorów. Wiem, że są zdziwieni. Niektórzy nawet w szoku, bo nikt nie podejrzewał, że potrafimy rozmawiać. Dziewczyna siada na kolanach swojego chłopaka, który podejrzliwie na nas patrzy, a ja dosiadam się do wtulających się w siebie Morgensternów. - Na pewno pozwolą ci wyjść na plażę w czymś w czym da się przeżyć w tak wysokich temperaturach. - kontynuuje i zaczyna rozdawać kolorowe pieniądze z planszowej gry. Biorę od niej plik zabawkowej gotówki i wybieram pionek.

- Wzięłam pierwszy lepszy gdy przymierzałyście swoje. - odpowiadam. - Mam tam za dużo świątyń do odwiedzenia. Nie będę miała zbyt wiele czasu na plażowanie. - odpowiadam zgodnie ze swoimi założeniami.

- Wszyscy już spakowani? - pyta Thomas usiłując udawać, że nie dziwi go nagła zmiana naszej relacji. - Wyjeżdżamy na lotnisko o 4:00, lepiej żebyśmy nie musieli się wracać po krem z filtrem. - patrzy znacząco na swoją kobietą. Ta jedynie wywraca oczami.

- Spakowałam wszystkie kremy, kosmetyki do włosów i leki na choroby jelitowe. - potwierdza. - Balsamy na oparzenia też Greg... - patrzy na brata z wyrzutem.

- Do końca życia będziesz mi wypominać ten wyjazd. - burczy ale uśmiecha się wesoło kiedy dostaje buziaka od dziewczyny obejmującej go czule. Na moich ustach również pojawia się uśmiech widząc jego szczęście. Jakiekolwiek by ono nie było. Jest tak dobrym człowiekiem... Patrzy na mnie i nie przestaje się cieszyć. Tak. Nie mogłam inaczej. To postanowione. Zero wątpliwości. Nigdy więcej zakopywania się w dołku wstydliwych pragnień. Nie mogę.

    Nie wiem czy to stres przed lotem, czy schodzą ze mnie emocje związanie z całym dniem ale szklanka wody jakkolwiek to zabrzmi, robi mi dobrze. Podwijam nogi i naciągam sweter na nadgarstki. Za wielkimi oknami wyjątkowy spokój. Nie powinno być żadnych kłopotów z wylotem samolotu. Mała szara torba z paszportem na wierzchu leży obok kanapy i czeka na wakacje życia. Uśmiecham się sama do siebie. 

- To na prawdę miły widok. - słyszę obok. Szatyn stoi przy fotelu i stawia dwie walizki obok mojej. Czarny, obcisły golf podkreśla to jak szczupły jest. Siada i upija łyk wody z mojej szklanki. - Ostatnio sprawiałaś wrażenie, że zapomniałaś jak się to robi. - mówi z troską wypisaną na twarzy. 

- Za dużo myślałam. - wyjaśniam. - Ale już jest dobrze. Skończyłam z komplikowaniem sobie życia. teraz tylko prosto do celu.

- Do zakonu. - mówi.

- Tak. Do zakonu. - potwierdzam wesoło. Wzdycha.

- Czy ta zmiana ma coś wspólnego z waszą nagłą przyjaźnią? - pyta. 

- Nie przyjaźnimy się Gregor. Ale obie z Camillą chcemy żyć w zgodzie więc wyjaśniłyśmy sobie wszystko co leżało jej na sercu i mamy jasną sytuację. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Milczy i uparcie wpatruje się we mnie. Wywracam oczami. - Nie grzeb w tym. Ciesz się, że masz problem z głowy. - wzruszam ramionami widząc kaprys na jego twarzy. - Spać nie możesz? - pytam znów pijąc mną wodę. Siada tuż obok mnie i patrzy na góry za oknami.

- Nie lubię latać. - mówi.

- Ty! - jestem w szoku. - To...ja... nawet nie wiem co powiedzieć. - śmieję się. Rzuca mi urażone spojrzenie ale również się śmieje. 

- W samolocie nie mam kontroli nad sytuacją. 

- A nie lubisz nie mieć kontroli. - wnioskuję.

- Nie lubię. - potwierdza. - Gotowa na wakacje życia? - pyta.

- Tak. Zdecydowanie zamierzam się świetnie bawić i nie przejmować opiniami innych. - recytuję wyuczoną w głowie kwestię. 

- Cieszy mnie to. - mówi szczerze. - Czyli jest szansa że zobaczę cię w kostiumie kąpielowym.

- Och Gregor! - wbijam mu łokieć w żebro. 

- No co? haha

- Musisz przestać. - mówię poważniejąc. Robi to samo. - Musisz przestać to robić.

- To obiecałaś Camilli? - pyta. - Że nasz kontakt ograniczymy do minimum? - kontynuuje z zawodem w oczach.

- Gregor... Powiedziałeś jej, że nie jestem ci obojętna. - wyjaśniam. - A takim zachowaniem... dotykiem... bliskością... każda kobieta, która się zaangażowała byłaby zazdrosna. Rozumiem ją. - kończę swój wywód. Nie reaguje. Tylko patrzy i patrzy. Jakby zastanawiał się czy przyznać mi oczywistą rację, czy buntować się jak nastolatek.

- To co? Już czas? - Morgensterny dołączają do nas na kanapie.

- Tak. Pójdę budzić Camillę. - mówi szatyn i wychodzi.

Dlaczego czuję, że chcąc być w porządku wobec wszystkich, psuję coś fajnego we własnym życiu?


_____________________

Dziś kropelka Melanii a już niedługo wyjazd, który...

No właśnie.

Zmieni wszystko czy nie zmieni nic?

czwartek, 14 listopada 2024

12. Plany

     Dwa ostatnie tygodnie minęły tak szybko, że patrząc dziś w kalendarz nie jestem pewien czy dobrze widzę. Dopiero co szykowaliśmy Wigilię a tutaj luty zapukał do drzwi. Czas leci...

- Coś za szybko mi te dni mijają. - słyszę z kanapy moją siostrę. Przeciąga się jak kocica i sięga po kubek z herbatą zrobioną przez Thomasa. Oglądają coś intensywnie na ekranie laptopa i co chwilę sprzeczają się o głupoty. Ich sprzeczki kończą się intensywnymi pocałunkami co z jednej strony mnie cieszy ale z drugiej... mogliby to robić w ich sypialni. - A to? Wygląda super! - mówi z ekscytacją moja siostra. Z daleka wyczuwam, że to koniec poszukiwań, cokolwiek by nie szukali ona już wybrała. To ten jej charakterystyczny pisk nadzieji, że cały świat zgadza się z jej opinią, że ten wybór jest najlepszy i żaden inny nie będzie równie dobry. Uśmiecham się pod nosem rozumiejąc doskonale, że wyboru nie mieli dokonać wspólnie. To miał być jej wybór a Thomas ma się dostosować. Blondyn obejmuje moją siostrę i udaje że się zastanawia...

- No nie wiem... - mówi usiłując ukryć rozbawienie. - Trochę drogo. - komentuje.

- Drogo? - dziwi się Gloria. - Skarbie to jest świetna okazja. - przekonuje. - Po pierwsze, gdzie teraz znajdziemy lepszą ofertę na walentynki, po drugie tak dawno nigdzie nie wyjeżdżaliśmy z tej dziury że mam ochotę się załamać, po trzecie tam jest ciepło, piasek, ocean, drinki z palemką... Pozwólmy sobie na odrobinę luksusu. Po ostatnich wydarzeniach należy nam się odcięcie od szarej rzeczywistości.

- Widzę, że już zdecydowałaś. - wzdycha teatralnie. - Greg, co myślisz? - pyta mnie przyjaciel. Podchodzę do laptopa i zerkam na ofertę biura podróży. Nie powiem, do najtańszych nie należy ale za to hotel i okolice wyglądają obiecująco. Wręcz idealnie na zaręczyny. Nie mam wyjścia...

- Choć ciężko mi to przyznać... Gloria ma rację. Wygląda ekstra. - kiwam głową z aprobatą. Cóż...zasługują na najlepsze. - Poza tym słyszałem, że mają tam świetne jedzenie. - dodaję siadając obok nich i zerkając na ofertę hotelu.

- To co? Rezerwować 4 bilety? - pyta Morgi.

- 5! - słyszymy z kuchni. Po chwili spod blatu wyłania się szara postać ze ścierką w ręku. Wesoło się uśmiecha i wyrzuca szmatkę do kosza na śmieci. - Ja też jadę. - oznajmia zaskakując nas trochę. Thomas wydaje się być zadowolony, w końcu to najlepsza przyjaciółka jego przyszłej narzeczonej, na pewno byłoby jej przykro gdyby miała doświadczyć tego wydarzenia bez Melanii. - Oczywiście jeśli nie jedziemy na księżyc, bo mam ograniczony fundusz na ostatnie wakacje. - mówi podchodząc do laptopa. - Och... Bali. Wyspa świątyń i miłości, w sam raz dla mnie hehe - śmieje się wesoło. Siada na fotelu i upija łyk kawy zrobionej przeze mnie przed godziną. Nie wydaje się przejmować tym, że zdążyła całkowicie wystygnąć.

- Daj to, podgrzeję ci. - biorę od niej kubek a ona uśmiecha się z wdzięcznością. Od naszej nocnej rozmowy coś się zmieniło. Już nie wpada do mojego pokoju jak huragan, nie rozmawiamy tak często jak dawniej o wszystkim i o niczym, a nasz kontakt cielesny ogranicza się do absolutnego minimum. Doszło nawet do tego, że gdy w domu pojawia się Camilla, Melania wychodzi do kościoła albo stara się nie wchodzić w interakcje ze mną. Odsuwa się. I nijak mi się to nie podoba, bo nie tak powinna wyglądać przyjaźń, o którą prosiła tamtej nocy. - Trzymaj. - podaję jej ciepły napój. 

- Dzięki. - upija łyk.

- Macie fundusz na ostatnie wakacje? - dziwi się Thomas.

- Tak. - potwierdza zakonnica. - To kwota, którą ofiarowałyśmy wchodząc do zakonu na potrzeby własne podczas nowicjatu. Po ślubach wieczystych to co zostanie, o ile zostanie, przekazywane jest na misję, którą wykonujemy. - wyjaśnia.

- I teraz co? Musisz złożyć jakiś wniosek o kasę na swój własny prywatny wyjazd, którego nikt nie może ci zabronić? - prycha moja siostra. Zakonnica kiwa głową potwierdzając przypuszczenia Glorii. - Nie wierzę w to co słyszę.

- Jak będziesz chciała pożyczyć to nie ma sprawy. - Thomas puszcza jej oko.

- To nie będzie konieczne. - mówi nieśmiało. Blondyn wydaje się być zdezorientowany, bo nasza wycieczka kosztuje kilkanaście tysięcy za osobę.

- To jaki masz budżet, jeśli to nie tajemnica? - dopytuje zdziwiony. Wymieniam z Glorią porozumiewawcze spojrzenia i wiem, że oboje mamy podobne myśli. Mąż zostawił jej majątek.

- 20 000. - odpowiada spokojnie. Morgi kiwa głową z uznaniem ale miny moje i mojej siostry mówią Melanii że coś nam tu nie pasuje. Zakonnica widzi to wyraźnie. - Nie wyszłabym za Harshada nie podpisując intercyzy. - odpowiada na nie zadane pytanie. Nikt nie komentuje. Wzrok Glorii zamienia się na ten, którego nie lubię, na współczujący. 

- Zaraz... - no właśnie. Zapomnieliśmy zupełnie o jednym fakcie. On nie ma o niczym pojęcia... - Co ty właśnie powiedziałaś? - chyba nigdy nie widziałem takiego szoku na twarzy blondyna. Zerka na moją siostrę a ta nie bardzo wie co ma mu powiedzieć. Morgi patrzy na mnie a ja mogę jedynie przeprosić go wzrokiem za tajemnicę. Nie swoją w dodatku.

- Jestem wdową. - oznajmia Melania a Thomas krztusi się wodą.

    Kiedy Melania ponownie opowiada swoją historię Gloria usiłuje powstrzymać łzy napływające jej do oczu. Mój przyjaciel uważnie słucha dziewczyny i co jakiś czas kręci głową z niedowierzaniem. Czy to wyznanie zmieni coś w jego postrzeganiu dziewczyny? Nie wiem. Nie lubi się kogoś za jego historię tylko za to jakim jest człowiekiem, a jak do tej pory ta dwójka raczej miała dobry kontakt. Większość tego co słyszę już przerobiłem, próbowałem przekonać, że to nie jest dobry powód aby zamykać się w zakonie ale czy posłuchała? Nie. Jest tak uparta, że nawet sama siebie słuchać nie chce, choć doskonale zna prawdę. Czy postanowiła się za coś ukarać nie chcąc doświadczyć już szczęścia bycia z kimś? Kochania kogoś? Tylko ukarać za co?

- Podziwiam twoją pewność podjętej decyzji. - mówi Thomas. - Choć nie popieram. -  dodaje patrząc na mnie co chwilę. Melania uśmiecha się z wdzięcznością. - No dobrze, mówisz że przełożona nie chce cię teraz w klasztorze, że daje ci możliwość zmiany decyzji bo sądzi, z resztą tak jak większość rozsądnych ludzi w tym pokoju, że się nie nadajesz.

- Nie do końca. - zaprzecza.

- Zwał jak zwał, oskarżyła cię o kłamstwo. - kontynuuje Thomas a mi unoszą się lekko kąciki ust. To może być zabawne. - Co będzie jeśli nie wiem... upijesz się i prześpisz z jakimś gościem z dyskoteki?

- Nie piję. - odpowiada rozbawiona.

- A jak ktoś ci tak zamiesza w głowie, że stracisz rozum i wskoczysz mu do łóżka? - pyta zaciekawiona Gloria.

- To raczej niemożliwe, bo na szczęście nie spotykam takich osób. - Thomas zerka na mnie porozumiewawczo a ja mogę tylko wzruszyć ramionami. Wiem. Ja już przegrałem.

- Boże, Melka to czysto hipotetyczne pytanie. - jęczy Gloria.

- Ok. Jeśli bym się z kimś przespała to spowiadam się przełożonej.

- Daje ci rozgrzeszenie?

- Tylko kapłan może mi je dać.

- Wysyła cię do księdza i ksiądz co na to? - tym razem Thomas dopytuje.

- Ksiądz pyta czy to był jednorazowy wybryk i czy bardzo tego żałuję, a potem uznaje, że przełożona dała mi za dużo swobody, rozgrzesza mnie i nakazuje natychmiastowe przywrócenie miejsca w klasztorze. - odpowiada.

- Banda hipokrytów. - komentuje moja siostra. 

- A nie myślałaś o tym żeby sobie sprawić takie ostatnie pożegnanie z normalnym życiem? - pyta po chwili Morgi. Marszczę czoło tak samo jak zakonnica, bo nie mamy pojęcia o co mu chodzi.

- Co masz na myśli? - pyta.

- Wydaje mi się, że Thomasowi chodzi o coś w stylu wieczoru panieńskiego. Tylko przed ślubami wieczystymi. - wyjaśnia brunetka a jej partner kiwa głową. Melania uśmiecha się rozbawiona. - No wiesz... skoro i tak masz dać się zamknąć w celibacie, a ksiądz da ci rozgrzeszenie to taka ostatnia upojna noc byłaby chyba dość przyjemnym pożegnaniem z panieństwem. - szczerzy się moja siostra. Kręcę głową z niedowierzaniem. Zakonnica śmieje się wesoło.

- Ostatnia noc mówisz... - opiera głowę o oparcie fotela i zamyka oczy. - Noc pełna seksu z całkowicie nieznajomym przystojniakiem? hmn... - teraz to już wszyscy się śmiejemy.

- No mówiłam, że się tam nie nadajesz, ty nadal masz fiu bździu w głowie. - moja siostra rzuca ją poduszką.

    Po wesołym wspólnym obiedzie siadam przy biurku i przeglądam ostatnie zdjęcia w aparacie. Pełno na nim ujęć z twarzą Camilli. Wydaje się jakby jej obawy co do moich intencji wobec Melanii się uspokoiły, że pokazuje swój dystans do tej sprawy. A może to dlatego, że obie panie się unikają? Czy to tak ma teraz wyglądać? Jeśli przyjaźń z Melanią to nie związek z Camillą? A jeśli chciałbym mieć je obie przy sobie? To źle? Za dużo oczekuję? Mogłyby się po prostu tolerować, móc przebywać w jednym czasie w tym samym miejscu. Gdy wychodziliśmy na łyżwy z Morgensternami, Melania zrezygnowała wykręcając się jakimś czuwaniem w kościele. Gdy zaproponowała kino, Camilla nagle musiała wziąć dyżur za koleżankę. To męczące. Tylko jest jeszcze jedna rzecz do przemyślenia. Jeśli teraz stracę Camillę, za rok o tej porze będę zupełnie sam. Pytanie tylko czy boję się stracić tą właśnie kobietę czy boję się samotności?

- Proszę! - wołam, a po chwili w drzwiach pojawia się porcelanowa buźka. 

- Mogę? - patrzy niepewnie.

- Od kiedy pytasz? - uśmiecham się kręcąc głową. - Wchodź. - odkładam aparat, a dziewczyna siada na moim łóżku. Coś uwiera ją w nogę, a kiedy spod kołdry wyciąga czarny koronkowy biustonosz, uśmiecha się znacząco i oddaje mi go unosząc brew. Od razu chowam go do szafki i siadam na przeciwko niej. - Co cię do mnie sprowadza? - pytam.

- A to już nie mogę tak po prostu przyjść i bez powodu spędzić trochę czasu z przyjacielem? - odpowiada.

- Od naszej ostatniej rozmowy raczej się to nie zdarzyło. - przypominam uparcie wwiercając swój wzrok w jej zielone oczy. Milczy. W końcu wzdycha i kładzie się na łóżku. Robię to samo. Oboje patrzymy w sufit usiłując znaleźć tam temat, który skróci dystans jaki się między nami pojawił przez ostatni czas. - Po plaży będziesz chodzić w habicie czy w stroju kąpielowym? - pytam z czystej jak łza ciekawości. Słyszę jej rozbawiony śmiech i sam uśmiecham się do siebie. Odwracam głowę w jej stronę a ona robi to samo.

- Może cię zaskoczę ale mam zamiar pożyczyć jakiś od Glorii. - odpowiada.

- Od Glorii? - dziwię się. - Od razu by z ciebie spadł. - puszczam jej oko.

- Camilla raczej niczego mi nie pożyczy. - mówi spokojniej. Milkniemy na moment jedynie patrząc sobie w oczy. - Tak jest lepiej Gregor. 

- Gdy muszę wybierać między przyjaciółką a dziewczyną? Może rozpiszecie mi grafik kiedy z którą mogę wyjść do kina albo na spacer do parku. - oburzam się. - Nie możecie się po prostu zaakceptować? Nie każę się wam przyjaźnić.

- Nie mam nic do niej. - mówi pewnie. - Po prostu... nie chcę jej prowokować. A sam wiesz, że czasem nie zastanowię się co mówię. Chlapnę coś, a potem to ty będziesz miał kłopoty. - dodaje. Nic nie mówię, bo tak rzeczywiście jest. Więc jak to pogodzić? - Ale postaram się mniej jej unikać. 

- Dziękuję. - daję jej pstryczka w nos powodując kolejny uśmiech na jej twarzy.

- Myślisz że to ta jedyna? - pyta poważniejąc.

- Nie, dopóki nie złożysz ślubów. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Wywraca oczami. - Nie wiem. Fajnie nam się rozmawia, lubię spędzać z nią czas, sex jest świetny ale...

- Ale brakuje ci czegoś. - kończy moją myśl. I wróciło. To nasze porozumienie. Dzielenie tych samych myśli. - Daj wam czas. - doradza. 

- Myślisz, że będziecie potrafiły spędzić razem wyjazd? - pytam.

- Bali jest dużą wyspą. - puszcza mi oko. Uśmiecham się ponownie ale martwi mnie ta sytuacja. - A teraz mów po co tak na prawdę ta wycieczka. - dodaje zaciekawiona.

- Thomas chce się oświadczyć. - oznajmiam. Nie wygląda na zszokowaną. Raczej na wzruszoną. - Hej... - w jej oczach pojawiają się łzy. - No co ty... - przytulam ją kiedy pierwsza z nich pojawia się na jej policzku. - No to ładnie... nie znałem cię od tej strony. - przyznaję. Śmieje się.

- A co? Myślałeś, że jestem nieczułą zołzą? - pyta rozbawiona i wyciera załzawione oczy. Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Nie chcę przerywać tej chwili. Ciszy wypełnionej naszą więzią. Głaszczę ją po plecach i trzymam za rękę. Niby nic strasznego ale cieszę się, że Cam ma dzisiaj dyżur. - Czy Camilla wie?- pyta nagle. - O mnie i mojej przeszłości. - precyzuje pytanie.

- Tak. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Nie będę nikogo okłamywał. A na pewno nie ją. - Jesteś zła? - pytam.

- Nie. - mówi spokojnie. I znów cisza. Za oknem słońce powoli zachodzi za szczyty gór ale przez wszechobecną mgłę widać jedynie pomarańczową rozmazaną plamę. Wiatr huczy dokoła powodując, że nie chce się wychodzić z domu a wręcz leniwie nie robić nic. 

- Masz czasem momenty... - zaczynam niepewnie. - ...momenty kiedy chciałabyś to rzucić? - pytam wprost. Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.

- Tak. - mówi cicho. Jej odpowiedź zaskakuje mnie równie mocno co reakcja mojego serca. Przyspiesza żeby po chwili wrócić do spokojnego rytmu. - Mam wtedy ochotę zakopać się gdzieś głęboko gdzie nikt mnie nie znajdzie i zasnąć. - dodaje. Tym razem wzbudza to we mnie pewien rodzaj strachu. Bo też tak kiedyś miałem. Tylko codziennie. Na to pomaga jedynie terapia. - Żeby nie wstydzić się przed nikim własnych myśli i pragnień. - kontynuuje. Ta kobieta funduje mi rollercoaster emocji. Bo nic w niej nie jest oczywiste.

- Obiecaj mi coś. - mówię. Kiwa głową. - Jak będziesz miała taki moment... przyjdź do mnie. - mówię. - Ja nie osądzam niczyich myśli i pragnień. - dodaję. - Jeśli będziesz chciała, postaram się najmocniej jak umiem aby zniknęły stając się głupie. A jeśli będziesz zdeterminowana je urzeczywistnić... zrobię wszystko żeby stały się prawdą. - kończę. Mam wrażenie że przestała oddychać. Czy przesadziłem z tym wyznaniem? Cóż... nie powiedziałem nic czego by nie wiedziała lub czego by nie wyczuwała. Owszem, to coś więcej niż zwykła pomoc przyjaciółce ale to nie jest zwykła przyjaciółka.

- Więc jeśli kiedyś pojawię się w twoich drzwiach i zrobię najbardziej samolubną rzecz na świecie mówiąc, że to z tobą chciałabym spędzić tą ostatnią noc... - strzela jak z armaty. Zapada cisza. W głowie mam milion myśli. Tak, to byłaby najbardziej samolubna rzecz jaką mogłaby zrobić ale czy obchodziłoby mnie to wtedy? Czy myślałbym o konsekwencjach? Podnosi się lekko na rękach i wisi nade mną patrząc mi intensywnie w oczy.

- Nie zawahałbym się. - dlaczego mój głos tak drży? Dlaczego mówię szeptem? Bo czuję jak blisko i jednocześnie daleko od siebie jesteśmy.

- Powiedziałbyś o tej nocy Camilli? - zadaje kolejne pytanie uparcie patrząc pewnym wzrokiem.

- Jeśli ta noc nie sprawiłaby że rzucasz dla mnie zakon... nie. Nie powiedziałbym. - odpowiadam najpewniej jak umiem. Widzę jak bardzo zacięta walka toczy się w niej. Siada na łóżku, uśmiecha się smutno ale nadal patrzy na mnie intensywnie. Tak bardzo chciałbym znać teraz jej myśli.

- Stalibyśmy się najgorszymi samolubami na świecie. - usiłuje zażartować. Nie śmieję się. - Gregor mam ten moment właśnie teraz. Jestem zakopana na dnie i wstydzę się moich pragnień. - wyznaje ze łzami w oczach.

- Wolisz żebym wybił ci je z głowy czy żeby stały się prawdą? - pytam z galopującym sercem i nadzieją, że ją złamałem. Że wygrałem tą nierówną walkę z wszechmogącym. 

- Nie wiem. - a po jej policzku spływa pojedyncza łza, która znika w mojej ciepłej dłoni. Dziewczyna zamyka oczy i stara się uspokoić oddech.

- Mam postąpić samolubnie ale w zgodzie z samym sobą, czy mam być bohaterem i uratować twoje sumienie? - pytam szeptem. W głębi siebie błagam żeby wybrała mnie. Bo to największa i być może jedyna szansa jaką dostałem od losu. W głowie układa mi się plan na całą naszą przyszłość. Wspólną przyszłość. Ale wtedy...

- Uratuj mnie proszę... - z jej ust wydobywa się szept rozpaczy. Świat mi wiruje a zawód jaki czuję boleśnie odbija się na moich uczuciach. To ból, którego nie potrafię opisać. Strata, której nie chciałem ponieść. Okazja zmarnowana tak bardzo, że teraz to ja muszę się gdzieś zakopać. Usuwam swoją dłoń z jej twarzy i kładę na łóżku. Otwiera oczy, a ja spuszczam wzrok na krzyż na jej piersiach. 

- To tylko chwilowa słabość Mel. - zaczynam. - Przez chwilę byłoby nam cudownie ale potem... wyrzuty sumienia zjadłyby cię od środka. Nie potrafiłabyś wybaczyć sobie, że złamałaś daną obietnicę, że zniszczyłaś naszą przyjaźń, że skrzywdziłaś Camillę i co najważniejsze... nie wybaczyłabyś sobie, że zniszczyłaś mnie. - mówię i podnoszę na nią wzrok. Słucha tych słów z uwagą. Jakby słuchała jakiejś wyroczni. Jakby czytała mapę wskazującą kierunek, w jakim ma się udać do wyznaczonego celu. A mi serce pęka na pół. - Bo gdyby to nic dla ciebie nie znaczyło... umarłbym w środku z rozpaczy. - kończę. Wciąga głęboko powietrze i przymyka powieki. Czuję pod dłońmi, że puls się jej uspokaja. Że wraca opanowanie a znika słabość jaką pokazała po raz pierwszy od przyjazdu tutaj. Tuż obok mojej ręki zaczyna wibrować telefon. "Cami". Odbieram nie zważając na nic i włączając głośnik. Przecież nie mam żadnych tajemnic przed przyjaciółką. - Cam?

- Gregor? Gregor błagam cię przyjedź do mnie. - mówi zdenerwowana. 

- Co się stało? - pytam. Zakonnica otwiera oczy i patrzy na mnie uważnie.

- W mojej kamienicy był pożar, spłonęło mi całe mieszkanie ja... ja nie wiem co mam robić... ja... ja nie mam gdzie pójść... - panikuje.

- Spokojnie, zaraz tam będę. - odpowiadam usiłując opanować sytuację ale co można zrobić przez telefon? - Zatrzymasz się u mnie, jutro ogarniemy sytuację. Weź wolne w pracy i postaraj się uspokoić. Zaraz tam będę. - zapewniam dziewczynę.

- Dziękuję. - mówi odrobinę spokojniej. - Jesteś cudowny. - dodaje z uczuciem i rozłącza się. Siedzimy na łóżku i patrzymy na siebie jakby to co wydarzyło się między nami chwilę wcześniej, stało się w jakimś innym wymiarze. Dziewczyna uśmiecha się słabo i rozgląda po pokoju. W końcu wzdycha i wstaje zmierzając do wyjścia. 

- Fajnie było móc tu wpadać. - mówi cicho. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że dopóki będzie tu Camilla, to było nasze ostatnie "leżakowanie". Nic nie mówię bo jestem w takim stanie że na pewno powiedziałbym zbyt wiele. - Przepraszam za wcześniej... i... dziękuję za ratunek. 

- Do usług. - odpowiadam. Już ma wychodzić ale zatrzymuję ją łapiąc za rękę. Znów zostaję poparzony różańcem. - Kiedy przyjdzie już na to czas... - zaczynam. - Przyjdziesz do mnie po ostatnią noc? - pytam wprost. Wydaje się być zdezorientowana.

- Nie chcę żebyś umarł z rozpaczy. - cytuje moje słowa.

- Jeśli będę wiedział, że to i tak nic nie zmieni, nie umrę. - odpowiadam z największą pewnością na jaką mnie stać. Przez chwilę tylko patrzy na mnie uważnie. 

- Tak Gregor. - odpowiada po namyśle. - To do ciebie przyjdę po ostatnią noc. - mówi i tak po prostu wychodzi zostawiając mnie z uczuciami w strzępach...


________________________

No dobra... jakie opinie?

Samolubna czy zagubiona?

środa, 13 listopada 2024

11. Kanapowcy

- Serio? Nadal nic? - blondyn wydaje się być zszokowany. Włączam odpowiednie ciśnienie w ekspresie, a mleko w srebrnym garnuszku zaczyna intensywnie wirować i pienić się.

- Myślisz, że jak nie zaciągam jej do łóżka to pomyśli, że ze mną coś nie tak? - patrzę na niego z politowaniem.

- Nie. - odpowiada pewnie. - Ale skoro dała ci na urodziny taki prezent to znaczy że liczy na coś więcej niż chodzenie za rękę po parku i buziaczki na dowidzenia. - odpowiada wzruszając ramionami. Podaje mi kolejny kubek a ja powtarzam spienianie mleka.

- Thomas, to źle że chcę okazać jej szacunek? Spotykamy się 2 tygodnie.

- Nie jesteście już nastolatkami Greg. Każde z was wie co do czego służy i najwyraźniej nie macie dylematów moralnych związanych z seksem. 

- Więc w czym widzisz problem? - pytam. Odkładając latte na tacę.

- To jest kobieta. - mówi wprost. Patrzę wyczekując jakiejś kontynuacji która wyjaśni mi coś więcej. Przyjaciel wzdycha i kręci głową. - Będąc z Glorią nauczyłem się jednej rzeczy. Kobiety nie powiedzą ci wprost o co im chodzi i czego chcą. Dają ci wyraźne znaki. Ale kiedy na nie nie reagujesz robi się nieciekawie.

- Co masz na myśli?

- Uważam, że jeśli nie pociągniesz tematu który podrzuciła ci dając ci taki a nie inny prezent, będzie uważała się za nieatrakcyjną dla ciebie. - ponownie wzrusza ramionami.

- Że co? 

- Radzę ci Gregor, weź się za nią jak facet za swoją kobietę, bo zwieje szybciej niż mógłbyś się tego spodziewać. - dodaje i odchodzi z tacą pełną filiżanek. 

    Od imprezy urodzinowej minął tydzień. Z Camillą widuję się codziennie. Dużo rozmawiamy, śmiejemy się i flirtujemy ale oprócz buziaków nie dzieje się nic więcej. Owszem, okazujemy sobie zainteresowanie i pewne uczucia ale oprócz czułego dotyku, przytulania i pocałunków, choć najbardziej żarliwych i gorących, nie przekroczyliśmy jeszcze granicy, która w związku zmienia wiele.

    Siadam na kanapie a dziewczyna wtula się we mnie i kontynuuje wymianę zdań z Melanią. W ich relacji najwyraźniej również są jakieś niedopowiedzenia...

- Czy gdyby Bóg na prawdę istniał, pozwoliłby na takie rzeczy jak głód, bieda, wojna, katastrofy, w których giną niewinni ludzie i dzieci? Skoro jest taki łaskawy i sprawiedliwy to czemu to wszystko się ciągle wokół nas dzieje? - pyta poirytowana.

- I choć jestem twoją przyjaciółką Mel, to muszę przyznać Cami rację. - dodaje moja siostra i upija łyk kawy. - Czy skoro jest taki dobry, to czy nie powinniśmy żyć w spokoju, harmonii i miłości do siebie? - pyta.

- O ile pamiętam z religii to Bóg już raz stworzył raj i nawet ofiarował go człowiekowi. - przypominam. Camilla patrzy na mnie mając w oczach pewien rodzaj wyrzutu.

- To wszystko co mówicie to prawda. - przyznaje Melania. Siedzi na fotelu z nogami podwiniętymi pod siebie i również upija łyk kawy. - Nie zapominajcie jednak że oprócz raju Bóg dał ludziom również wolną wolę. A w to nie może ingerować. To my sami dokonujemy wyborów. Sami decydujemy czy chcemy być dobrzy i żyć w zgodzie ze światem i samym sobą czy wolimy poddać się pokusom raniąc innych ludzi.

- A co powiesz na temat fanatyków, tych których wiara jest tak silna że w jej imię ludzkie życie traci wartość? - pyta pielęgniarka.

- Masz na myśli np. sprzeciw wobec transfuzji u świadków Jehowy? 

- Też. - odpowiada zdeterminowana. Jest wyraźnie poruszona. Nie wiedziałem, że znajomość tych dwóch kobiet może spowodować takie spotkania. Zamiast śmiechów, żartów i wygłupów, filozofujemy nad sensem wszystkiego.

- Każdy wie, że przez wieki kościelni dostojnicy nadużywali swojej władzy i swojej pozycji do manipulowania wiernymi i zdobywania własnych celów. Teraz niestety też się to dzieje. Ale wszystko to co jest spisane w wielu księgach każdej z religii trzeba wziąć w cudzysłów i nie rozumieć w sensie dosłownym. Trzeba to wszystko interpretować zgodnie z postępem czasu. - wyjaśnia. Widać jak mocno jest niezadowolona z tego że tak wygląda rzeczywistość. - W każdej wierze są ludzie, którzy nie są postępowi w kwestii swojej wiary.

- To znaczy? - dopytuje Thomas.

- Wszyscy przywódcy religijni wiedzą jak posługiwać się smartfonem, jak wysyłać maile, jak rozmawiać poprzez łącze internetowe, lubią korzystać z samochodów i samolotów do przemieszania się. Nie zostali na etapie pisania na skórach, kontaktów poprzez dym, czy podróży jedynie konno. Poszli zgodnie z postępem czasu i nowoczesnością. Jednak z drugiej strony nie potrafią zaakceptować odmienności. Nie akceptują postępów np. medycyny. Nie szukają rozwiązań które podaje im na tacy nauka. Podam przykłady. Zamiast kombinować jak wykarmić głodującą ludność Afryki i kłócić się kto ma na to dać pieniądze, mogliby ustąpić w kwestiach dostępności do antykoncepcji. Zmniejszyłoby to niekontrolowaną ilość urodzeń, chorób wenerycznych, uspokoiło pędzące przeludnienie. Zamiast głosić jak złe i niedobre jest bycie homoseksualnym, powinni spojrzeć na przykazanie miłości i wychodzić do tych ludzi ze swoją wiarą w to, że niezależnie od orientacji, niebo jest gotowe na ludzi o dobrych sercach.

- Mówisz o swoich przełożonych. - nie dowierza Camilla.

- Owszem. - zakonnica wzrusza ramionami. - Każda wiara jest pełna hipokrytów. - odpowiada i znów upija łyk kawy.

- I nadal chcesz w to brnąć? - dziwi się moja siostra.

- Melania brnie w wiarę a nie w hipokrytów. - wyjaśniam. Znów czuję napięcie w swojej dziewczynie. - Co nie zmienia faktu że wolę mieć pewność swojej niewiary niż niepewność twojej. - dodaję uspokajając Camillę. Zakonnica uśmiecha się delikatnie.

- Jesteś ateistą tak? - upewnia się. Kiwam głową potakując. - Co dla ciebie to znaczy? - pyta.

- Nie wierzę w istnienie Boga. Jakiegokolwiek. I nie zaskoczysz mnie tutaj tematem powstania świata. Tym zajmuje się fizyka. - odpowiadam.

- Czyli jesteś przekonany, że Bóg nie istnieje. - mówi. Kiwam głową. - Wierzysz, że go nie ma. To też jest wiara. 

- Ale...

- Ateizm przeczy sam sobie. Jak wiele wyznań. - śmieje się delikatnie. Ok, ma mnie. Nie mam na nią argumentu.

- Nikt nie udowodnił istnienia Boga. - kontynuuje Cam.

- Nikt też nie udowodnił że nie istnieje. - zakonnica odbija piłeczkę. Następuje chwila ciszy. Czy to nie zbyt ciężkie tematy jak na sobotnie popołudnie? Zamiast iść do klubu, wyszaleć się, korzystać z życia i młodości póki ją mamy, to siedzimy w domu na kanapie i gadamy o Bogu. To nie jest normalne ale mam wrażenie, że odkąd w naszym życiu pojawiła się Melania nic już nie można nazwać normalnością. W końcu... czymże ona jest? Nudnym życiem? Dla jednych normalność jest czymś innym niż dla drugich. To tak jak z wiarą w Boga.

- Z kim dzisiaj tak długo rozmawiałeś rano? - pyta moja siostra zmieniając tory rozmowy. Och, wolałbym żeby nigdy nie poruszała tego tematu. 

- To nic ważnego. Musiałem się wyplątać z pewniej propozycji a niestety rozmówca był bardzo uparty. - odpowiadam.

- Proponowali ci panele fotowoltaiczne? - śmieje się Morgi masując mojej siostrze stopy.

- Na szczęście nie. - odpowiadam i wydaje mi się że temat jest zakończony ale oni wszyscy patrzą na mnie wyczekująco. Wywracam oczami i wzdycham. - Dostałem propozycje uczestnictwa w Tańcu z gwiazdami. - pocieram oczy i kręcę głową. Moja siostra siada wyprostowana z szokiem na twarzy, Morgi cieszy się jak idiota, Camilla ma w oczach nadzieję, że się zgłosiłem a Melania...

- I kiedy zaczynasz? - pyta szczerząc się.

- Słucham? - nie wierzę w to co słyszę. - Nie zgodziłem się. Jak zwykle z resztą. - wzruszam ramionami.

- Jak zwykle? To ile razy już dzwonili? - pyta z rozbawieniem pielęgniarka.

- Dzwonią co sezon. Od kiedy Thomas wystąpił. - mówię jakby nigdy nic. Zapada cisza. Wszyscy na mnie patrzą jak na idiotę.

- Dlaczego tak właściwie się nie zgadzasz? - dopytuje.

- Bo nie potrafię tańczyć. I nie lubię tańczyć. Ja nie tańczę. - odpowiadam jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Melania marszczy brwi.

- Cóż... w sobotę... - zaczyna moja siostra ale przerywa jej Morgi, za co cholernie mu dziękuję.

- Ja też nie potrafię tańczyć. Pamiętasz które miejsce zająłem? - szczerzy się. Wywracam oczami. - Drugie. - odpowiada dumny. Tym razem oczami przewraca Gloria.

- I to akurat jest dowód na istnienie Boga. Bo tylko cud mógł sprawić że zaszedłeś tak daleko. - dogryza mu. 

- Do wesela się podszkolę. - mówi i całuje ją prosto w usta. Brunetka śmieje się i kręci głową. - W najbliższym czasie żadne się nam nie szykuje. Jedyne śluby to tej tutaj... - pokazuje z wyrzutem Melanię.

- Na które oczywiście dostaniecie zaproszenie. Co prawda nie przewiduję tańców ale kto wie jak impreza się potoczy. - mówi rozbawiona zakonnica. - Powinieneś się zgodzić Gregor. Trochę przewietrzyłbyś głowę, skupił się na czymś innym niż skoki...

- Nie, dziękuję. Ja nie tańczę. - powtarzam zdecydowanie. - Termin ślubów już ustalony? - zmieniam ponownie temat. Wszyscy teraz zwracają uwagę na Melanię. Mina jej trochę rzednie ale odpowiada.

- Śluby u nas w zakonie można złożyć tylko w wyznaczonych terminach. Ponieważ nie ma wielu nowicjuszek, zbierane są kandydatki z kilku etapów wtajemniczenia. O ile poszczególne śluby możemy przyjąć każda indywidualnie przez przełożoną, tak śluby wieczyste to ogromna uroczystość, która odbywa się cyklicznie co jakiś czas. - wyjaśnia.

- Co jaki? - pyta zaciekawiona Camilla.

- Co 5 lat. - odpowiada trochę przygaszona.

- Czyli, jeśli nie przyjmiesz ich teraz... - zaczynam.

- To mam 5 lat w plecy. - znów upija łyk kawy.

- Mogą nie pozwolić ci przyjąć ślubów? - dziwi się pielęgniarka. - Wydawało mi się, że przy tak znikomej ilości chętnych to przyjmują każdego z pocałowaniem ręki.

- Niestety nie. Muszę przejść wiele etapów, rozmów i egzaminów. - odpowiada nowicjuszka.

- Kiedy wypada termin? - pytam poważniejąc. Patrzy na mnie uważnie.

- W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. - odpowiada spokojnie. - W Nowy rok planowana jest już misja. - patrzy mi prosto w oczy. Wygląda jakby się przyznawała do czegoś. Nie rozumiem jej przepraszającego wzroku. Do czasu kiedy moja siostra zadaje kolejne pytanie.

- Misja? Ach! No tak! - przypomina sobie. - Misjonarki Chrystusa Króla! Tak się nazywacie! Ale to tak od razu wyjeżdżacie po ślubach? - nie dowierza, a we mnie trafia to co właśnie powiedziała. Czuję się jakby właśnie potrącił mnie pociąg. Być może tak też wyglądam, bo czuję uścisk dłoni swojej kobiety. Melania natomiast odwraca wzrok na Glorię.

- Tak. W dniu ślubów dostaje się swoją misję, a w Nowy Rok wyjeżdżamy. - mówi. Thomas chyba wyczuwa moją panikę.

- Czyli jesteś misjonarką tak? - dopytuje. Melania kiwa głową znów patrząc na mnie. - A na jak długo wyjeżdża się na taką misję? - kontynuuje co chwilę zerkając na mnie. Widzę w oczach Melanii rezygnację. Ciche przeprosiny. Widzę, że chciała to wyznać już od jakiegoś czasu ale zawsze coś w tym przeszkadzało. Wie, że właśnie rani mnie jak Sandra. Bo za nie cały rok odejdzie...

- Jeśli zdrowie pozwala... to na zawsze. - mówi cicho ale pewnie. 

- A urlop? Macie tam jakieś urlopy? - sytuację próbuje ratować Thomas. 

- Miesięczny raz na dwa lata. - dobija tą informacją. Zaciskam usta próbując nie pokazać swoich emocji przy kobiecie, która mnie tuli. Glorii się to nie udaje.

- Dziękuję, że mówisz. - warczy cicho. - Lepiej teraz niż kiedy znikniesz na dobre. - dodaje i wychodzi z salonu trzaskając drzwiami do sypialni.

- Pójdę do niej. - Thomas klepie zakonnicę po ramieniu i wychodzi za Glorią. Nastaje cisza. Ciężka, napięta i nie do zniesienia. 

- Gregor, Melania będzie was odwiedzać. - dziewczyna próbuje zrozumieć sytuację.

- Masz rodzeństwo? - pytam jej. Zaprzecza kręceniem głową. - Więc nie zrozumiesz. - odpowiadam i po prostu wychodzę do siebie. dlaczego tak reaguję? Odpowiedź jest prosta. Jestem jak Gloria. Przywiązuję się, szukam stabilnego punktu w swoim życiu, którego będę mógł się uczepić i trzymać jak kotwicy już zawsze. A teraz ta kotwica się rozpada. - Przepraszam.. - wzdycham, kiedy Camilla wchodzi do mojego pokoju. Siada obok mnie na łóżku i ściska moją dłoń. - Myśleliśmy z Glorią że gdy Melania złoży śluby to owszem, będzie daleko ale nie aż tak. Nie odejdzie całkowicie. 

- Dlaczego tak was to boli? - pyta zaciekawiona.

- Bo weszła w nasze życie kiedy mieliśmy swój najgorszy czas. Ja zbierałem się po rozstaniu, rozwalała mi się kariera sportowa, a Gloria przeżywała stratę czegoś czego jeszcze nie miała i już nie doświadczy w pełni. Melania sprawiła że postanowiliśmy zawalczyć o siebie, naszą przyszłość, poskładać się wewnętrznie. Zaufała nam a my zaufaliśmy jej. Stała się w krótkim czasie naszą siostrą i najlepszą przyjaciółką. Kimś kto gdy wyjdzie z domu to zostawia ciszę i pustkę. Jest kimś trzymającym nas w kupie. - wyznaję. Przez chwilę milczy i patrzy na mnie uważnie. Uśmiecha się delikatnie. - Przepraszam, że cię w to wciągam. - mówię i głaszczę ją po policzku. - I przepraszam, że ostatnio byłem taki...

- Obok?

- Tak. Taki obok. Nie wiem co zrobić żeby ci to wynagrodzić. - uśmiecham się przepraszająco. Dziewczyna staje naprzeciwko mnie i siada mi na kolanach. Patrzy mi w oczy przysuwając się tak blisko, że czuję jej szybsze bicie serca.

- Przestań być obok... - mówi cicho i delikatnie muska moje usta. - Bądź ze mną. - dodaje i łączy nasze usta w głębokim pocałunku. W pocałunku pełnym pożądania. Pewnym, zdecydowanym i namiętnym... Zatracam się. Przypominam sobie jak to jest być tak blisko kogoś kto wyzwala we mnie silne emocje i uczucia. Jak to dobrze zatrzymać się na chwilę, odrzucić wszystkie myśli, po prostu trwać w tej jednej chwili. Kiedy pewnym ruchem obracam ją w ramionach słyszę jej westchnięcie. Czy to ulga? Czy dźwięk wygranej? Co by to nie było sprawia, że mam gdzieś cały świat. Nie zwracam uwagi na dźwięk cicho uchylanych i zamykanych zaraz potem drzwi mojego pokoju. Nie zwracam uwagi na śnieżycę szalejącą za oknem. Skupiam się na rozgrzanym oliwkowym ciele, które z każdą kolejną chwilą przestaje być dla mnie tajemnicą a zaczyna być mapą do nowego mnie. Możliwością odnowienia siebie. Przyszłością, którą przed chwilą straciłem. Czas skupić się na prawdziwym życiu a nie na mrzonkach o kimś, kto nigdy mój nie będzie. Dostałem szansę od pięknej kobiety, której przyspieszony oddech teraz słyszę. I mam zamiar tą szansę wykorzystać. Najlepiej jak potrafię. Więc skupiam się na jej nagim ciele, które parzy przy każdym dotyku, na jej oczach mówiących "nie przestawaj", na jej rozchylonych ustach i cichym jęku gdy staje się to na co oboje czekaliśmy. Za czym tak tęskniłem. Za byciem z kimś...

    Śnieżyca ustała. Drobne płatki śniegu teraz leniwie spadają na łąkę za oknem. Niebo stało się przejrzyste więc wszystkie gwiazdy świecą jaśniej nad szczytami gór. Okrągły pełny księżyc daje wystarczająco dużo światła aby nie musieć przeszkadzać tym chwilom sztucznym oświetleniem. Czy jest mi dobrze? Już dawno nie było mi lepiej. Patrzę na nasze złączone dłonie. Dziewczyna bawi się moimi palcami a po jej twarzy błąka się delikatny uśmiech. Czy jest to kobieta, która daje mi wewnętrzny spokój? W tym momencie tak. Czy jest to kobieta, z którą chciałbym stworzyć coś więcej? Tak. Czy jest to kobieta, z którą widziałbym się za 5, 10 czy 20 lat?

- Bałam się, że przestraszyłam cię prezentem urodzinowym. - mówi cicho.

- Wręcz przeciwnie. - odpowiadam rozweselając ją. Obraca się i kładzie ręce na mnie, a głowę opiera na dłoniach. Jest taka... wesoła. To piekielnie fajne uczucie sprawić, że ktoś ma na twarzy taki uśmiech. Odsłaniam jej oczy zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho i głaszczę policzek. - Opowiedz mi coś osobie. - proponuję. Uśmiecha się wesoło.

- Więc... Nazywam się Camilla Rossi, mam 25 lat... - śmieje się głośniej kiedy daję jej pstryczka w nos. To już wiem. - Moi rodzice nadal mieszkają we Włoszech. Ostatni raz widziałam ich kiedy ojciec wyrzucał mnie z domu. - mówi i poważnieje. - Nie spełniłam jego oczekiwań. Dlatego teraz spełniam wyłącznie swoje. - dodaje. - Będzie ci to przeszkadzało?- pyta patrząc mi prosto w oczy.

- To zależy czy znajdzie się wśród nich dla mnie miejsce. - mówię wprost. - Nie mam oczekiwań ale chcę swobody i współpracy. 

- Na to mogę się zgodzić. - odpowiada i całuje mnie czule. Odsuwa się i niespodziewanie kicha prosto na mnie. 

- W szufladzie są chusteczki. - śmieję się widząc jej przerażoną minę. Dziewczyna owija się pościelą i wyjmuje paczkę z biurka. Gdy ma już wracać do łóżka coś przykuwa jej uwagę. Po chwili w dłoni widzę złoty łańcuszek z zawieszoną na nim obrączką.

- To...

- Obrączka ślubna. - potwierdzam jej niewypowiedziane przypuszczenia. Patrzy na mnie oczekując wyjaśnień. - To część umowy.

- Umowy? Zdecydowanie. Pomiędzy dwójką osób i urzędnikiem. - potwierdza ze zdezorientowaniem. Siada tuż przy mnie i ogląda złotą rzecz w dłoniach. - Piękna. I cholernie droga.

- Droga? - dziwię się. Wygląda prosto. Złoty krążek z dekoracyjnym pojedynczym wycięciem.

- To wysoka próba i podejrzewam że robiona na zamówienie. - odpowiada. - Ta jedna obrączka to 12 tysięcy plus minus. - wzrusza ramionami. - Moja matka pracowała u jubilera. Trochę się podszkoliłam. - wyjaśnia. Kwota robi wrażenie ale zaraz potem przypominam sobie kim był facet, który podarował ją swojej żonie. Milionerem. - Więc? Co to za umowa? - dopytuje. - I kim jest M&H? - patrzy wyczekująco.

- Nie powinienem tego mówić ale nie chcę mieć przed tobą tajemnic. - siadam i biorę ją za rękę. - Obiecaj że to zostanie między nami.

- Obiecuję. - wydaje się być zdezorientowana.

- Trzymam u siebie tą obrączkę, żeby portret Sandry mógł być u kogoś innego. To taka umowa dwojga ludzi, którzy chcą zapomnieć o przeszłości i ruszyć na przód ale nie potrafią schować pamiątek pod łóżko. - wyjaśniam pokrętnie. - Ode mnie, do kogoś innego odeszła kobieta, którą kochałem najmocniej na świecie. Ta obrączka należy do kogoś kto był równie ważny ale przez tragedię nie zdążył się nacieszyć małżeństwem. W ten sposób staramy się sobie pomóc. Odciąć od bólu. Mimo, że każde z nas radzi sobie z nim inaczej.

- Rozumiem. - odpowiada z bardzo słabym uśmiechem. - Więc u kogo jest portret miłości twojego życia? - pyta. - Czyja to obrączka? - dopytuje.

- M&H to skrót od Melania i Harshad. - mówię wprost. Widzę jej zdezorientowanie. Powoli do niej to dociera a kiedy już uświadamia sobie jak wielką wagę ma przedmiot trzymany w dłoni od razu chowa go z powrotem. Przez chwilę nie patrzy na mnie tylko na zamkniętą szufladę.

- Długo byli małżeństwem? - pyta.

- Zginął podczas miesiąca miodowego. Katastrofa lotnicza. - wyznaję. Znów milczy. Wzdycha i kręci głową. 

- Jesteście ze sobą cholernie blisko. - zauważa. Milczę, bo nie potrafię zaprzeczyć. W końcu patrzy mi w oczy. - Nie wiem czy ja kiedykolwiek będę potrafiła przebić się do tego poziomu twojego zaufania. - mówi z lekką rezygnacją.

- Cam...

- Wiem, że mieliśmy zostawić ten temat ale... - bierze głęboki wdech. - Zapytam cię po raz ostatni. - zaczyna poważnie. - Czy gdyby nie habit... to ona byłaby na moim miejscu? - jej słowa są ciche ale wyraźne. Odpowiedź wisi w powietrzu jak ostrze kata. Nie chcę kłamać. 

- Dlaczego takie pytanie?

- Bo ta jej wiara to ściema. - odpowiada pewnie. - To największa lipa pod słońcem Gregor. A widzę jak na nią patrzysz. Jakie emocje w tobie wzbudza wszystko co z nią związane. Jak boisz się ją stracić na dobre.

- Jest wsiąknięta w to w co weszła. Jest zdeterminowana. Zdecydowana w 100%. Nie zrzuci habitu. - zapewniam ją. Patrzymy sobie prosto w oczy i sprawdzamy swoje odczucia. 

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - uparcie dąży do celu. - Czy gdyby nie habit, to ona teraz byłaby w twoim łóżku? - kontynuuje. Nienawidzę siebie w momentach kiedy muszę komuś powiedzieć prawdę, której nie chce usłyszeć.

- Tak. - potwierdzam jej domysły, a uścisk jej dłoni słabnie. - Ale to jest zwykłe gdybanie. - dodaję i tym razem to ja mocno ściskam jej dłoń. Nie wydaje się być przekonana. - Jeśli chcemy coś razem budować nie możemy się okłamywać. Nie będę zaprzeczał kiedy spytasz czy darzę ją czymś więcej niż przyjaźnią. Bo tak właśnie jest. W pewien sposób ją kocham ale to jak kochanie gwiazdy Hollywood. Jest niedostępna i jestem tego świadomy. Dlatego z czystym sumieniem spotykam się z tobą. Nie zaczynałbym naszej relacji gdybym nie miał pewności że romantyczna relacja z Melanią jest niemożliwa. - mówię i głaszczę ją po policzku.

- Nie chcę być opcją nr 2 Gregor. - szepcze. - Z tym nigdy się nie pogodzę. Chcę być numerem 1. Zawsze. - kontynuuje z determinacją. Składam na jej ustach głęboki pocałunek i przyciągam mocno do siebie, przez kolejne długie minuty już jej nie wypuszczam z ramion składając cichą obietnicę...

    Jej nagie piersi spokojnie unoszą się i opadają w rytm sennego oddechu. Spokojna twarz i delikatny uśmiech mówią mi, że śni się jej coś miłego. Być może ja... Wzdycham i ostrożnie wstaję z łóżka żeby jej nie obudzić. Zakładam spodnie od dresu i cicho wychodzę z pokoju. W moim gardle panuje susza. Zerkam na zegar w salonie. 3:20... Wszyscy normalni ludzie śpią już w najlepsze. Wszyscy normalni...

    Gdy obracam się w stronę kuchni widzę niską postać stojącą w ogromnym oknie obok kominka. Długi szlafrok zawija się na podłodze sprawiając, że wygląda jak owinięta kocem. Nie wiem kiedy staję tuż obok niej i patrzę na ten sam rozjarzony mocnym białym światłem księżyc. Zerkam na jej milczącą twarz. Jest zamyślona. Wygląda jakby toczyła wewnętrzną walkę z samą sobą. Zielona gruba opaska oddziela jej kasztanowe loki od bladej twarzy i podkreśla jej i tak piękny już odcień oczu. Wygląda jak porcelanowa lalka. Czy moje serce musi tak galopować? Dlaczego czuję się winny jedynie stojąc obok i patrząc na nią? Może dlatego, że...

- Cami już śpi? - pyta cicho. No tak. Może dlatego, że druga piękna kobieta śpi naga w moim łóżku. Kiwam głową i widzę delikatny uśmiech na twarzy przyjaciółki. Obraca się, opiera bokiem o szybę i patrzy na mnie uważnie.

- Nie będę Cię przepraszał za szczerą reakcję. - mówię od razu.

- A ja nie będę przepraszać za swój wybór. - odpowiada. Nie jest już tak pewna jak zazwyczaj. Jest jakby... smutna. Wzdycham i przytulam ją do siebie. - Będę przyjeżdżać. - mówi starając się brzmieć wiarygodnie.

- Wiem. - odpowiadam równie niepewnie. 

- Twoja dziewczyna mnie nie lubi. - wzdycha. 

- Jest zazdrosna. - odpowiadam wprost. Kobieta podnosi głowę i patrzy na mnie uważnie. - Nie zamierzam budować związku na kłamstwie. Powiedziałem jej co do ciebie czuję. - kontynuuję. Wydaje się być zaskoczona ale po chwili widzę w jej oczach niepewność.

- Może będzie lepiej jeśli...

- Nie. - przerywam jej bo wiem co chce zaproponować. Nie mogę się na to zgodzić. - Mamy mieć cię tu jeszcze nie cały rok. Więc nie uciekaj. Skoro dałaś się nam oswoić i ze sobą zaprzyjaźnić, nie uciekaj. - mówię pewnie. Patrzymy sobie prosto w oczy. Jest taka piękna kiedy nie jest szara... Czuję jej małą dłoń na swoim policzku. Zamykam oczy i wiem, że ten rok będzie trudniejszy niż poprzedni. Że zaplątałem się w uczuciach i relacjach. Że pomyliły mi się marzenia z rzeczywistością.

- Nie możemy tego robić Gregor. - mówi szeptem. Jej dłoń znika z mojego policzka pozostawiając lodowaty chłód. - Wracaj do Camilli, zakochaj się w niej, przyjaźnij się ze mną, żyj pełnią życia... - mówi opierając swoje czoło o moją brodę. Serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Jej dłonie opierają się na moich ramionach. Dlaczego to musi być takie trudne? - Powiedziałeś, że nie zamierzasz mi ułatwiać... - przypomina. Podnosi wzrok i widzę w jej oczach rozpacz. -...więc proszę Gregor... nie ułatwiaj ale i nie utrudniaj. - mówi pewnie i tak po prostu odchodzi. Odchodzi zostawiajac mnie z rozdartym sercem i emocjami w strzępach...


_________________________

Jak widać wróciłam z nową energią i mam głowę pełną pomysłów na tą historię więc cieszę się, że niektóre z was nadal są ze mną :D

Kolejny w przyszłym tygodniu 

(chyba, że dostanę jakiejś turbo weny)

;)