wtorek, 3 grudnia 2024

15. Bali cz.2

     Mówiłem ile trwa lot na skoczni narciarskiej od momentu wybicia do lądowania? Około 3-4 sekundy. Wiecie jak bardzo wtedy zwalnia nam świat? Tak, że zapominamy o oddychaniu. Tak, że wszystko wokół jakby znika. Tak, że nie słyszymy nawet najgłośniejszej wrzawy. Tak, że czujemy tylko bicie własnego serca i nagły skok adrenaliny, która napina nas do granic. Czuć wtedy prawdziwą wolność...

    Zderzenie z taflą wody jest odczuwalne ale przyjemnie orzeźwiające...

    Przez 3-4 sekundy spadania z wodospadu świat nie zwolnił a przyspieszył. Jakby grawitacja przyciągała mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jakby pęd spadającej wody nakręcał mnie aby sunąć w dół jeszcze szybciej i z jeszcze większą siłą...

    Pod przejrzystą wodą wszystko nagle zwalnia. Jakby nagle pędzącej karuzeli odcięło prąd. Jakby w filmie włączono slow motion. I wszystko, pomimo rozmycia staje się przejrzyste. Emocje opadają, adrenalina stygnie, a ciało się odpręża... 

    Wokół panuje półmrok ale wyraźnie widzę zarys postaci, która wciąż mocno trzyma mnie za rękę. Podświadomie wiem, że jej oczy się śmieją. Że to co zrobiliśmy przed chwilą sprawiło jej niewyobrażalną radość. A to z kolei rozpromienia mnie...

    Dźwięk jej wesołego śmiechu rozchodzi się po całej jaskini kiedy wyłaniamy się spod wody. 

- To było niesamowite! - emocjonuje się. - Rany! Cała się trzęsę hahaha - ogląda swoje ręce. Nie potrafię się nie uśmiechać widząc ją w tym stanie. 

- To było lepsze niż skok na mamucie. - potwierdzam. Zerka gdzieś za moje ramię i marszczy brwi. - Co jest? - pytam odwracając wzrok w tę samą stronę.

- Tam. - pokazuje palcem i odpływa. - Tam coś jest! - woła z niewielkiej odległości.

- To pewnie ujście tego jeziorka! - odpowiadam.

- Nie! Ujście jest po drugiej stronie! - wskazuje za moje plecy. Podpływam do brzegu i sprawdzam czy ma rację. Kolejny wodospad tym razem dużo mniejszy otwiera tor dla spadającej wody prosto do strumienia po drugiej stronie wzgórza. Biorę nasze plecaki i okrążam jeziorko podchodząc jak najbliżej dziewczyny. Frotka z jej włosów zjechała gdzieś nisko. Wygląda jak syrena. - Tam jest przejście! - woła i macha na mnie ręką. 

- Nie mogę popłynąć! Zniszczę aparat! - patrzę na nią niepewnie. - Może gdybym wysoko trzymał...

- Nie trzeba! - woła i będąc kilka metrów dalej wstaje wynurzając się z wody do kolan. - Tu jest jakieś wzniesienie! A za zakrętem, tam gdzie poziom wody znów się obniża jest półka skalna! - woła z entuzjazmem. Podchodzę najbliżej skalnej ściany i powoli wchodzę do wody. Sięga mi do mostka więc wystarczy jedynie odrobinę unieść ręce a plecaki pozostaną suche. Gdy docieram powoli do niej wskazuje mi występ skalny, na którym mogę położyć nasze bagaże. Wyciągam jedynie aparat i z uniesioną ręką przemierzam kolejne metry. Poziom wody znów się obniża a jej temperatura odrobinę wzrasta. Jakbyśmy weszli do wanny z letnią wodą. Nie mija dłużej niż kilka sekund a naszym oczom ukazuje się kolejny napis na drewnianej tabliczce. "The place you have never been". 

- Przyznam, że trochę to odstrasza. - zerkam na nią uważnie. Wzrusza ramionami z szerokim uśmiechem.

- "Never try, never know" - cytuje poprzednią tabliczkę i powoli rusza przed siebie. 

    Woda przy ścianie jest na tyle płytko że nie muszę podnosić rąk. Po kolejnym zakręcie zaczynam czuć coraz większy niepokój ale jest to uczucie chwilowe, bo gdy w końcu pokazuje nam się to co jest tu ukryte zamieramy z wrażenia. 

- Jak tu pięknie... - słyszę obok siebie szept dziewczyny.

- Jeśli Bóg na prawdę istnieje to właśnie tutaj musiał umieścić Adama i Ewę. - komentuję patrząc prosto przed siebie.

- Pozwól że nie będę szukała jabłonki. - żartuje powodując i u mnie rozbawienie.

    Znajdujemy się w maleńkim jeziorku. Ma wymiary przeciętnego oczka wodnego. Woda jest niesamowicie przejrzysta i widać piaszczyste dno, po którym zostawiając za sobą wzburzony piaskowy ślad przesuwają się drobne żyjątka. Za plecami mamy tę samą wysoką, porośniętą paprociami ścianę, a po obu stronach jeziorka rosną wysokie palmy kokosowe. Po prawej stronie znajduje się wysoka huśtawka, której raczej nikt od dawna nie używał. Po lewej natomiast na stercie pościnanych palmowych gałęzi wygrzewa się małe stado jaszczurek. Kiedy podchodzimy do brzegu, poziom wody utrzymuje się na wysokości pasa. Nad naszymi głowami przelatuje ogromna czerwona papuga wydając z siebie dźwięk niezadowolenia, że ktoś śmie przeszkadzać jej w oglądaniu tego, na co właśnie patrzymy. A przed oczami mamy nic więcej poza cudownym wschodem słońca nad laguną, na której się zatrzymaliśmy. Czerwony kolor przeszedł w pomarańcz i wynurzając się już prawie w całości, staje się intensywnie żółty, a niebo wokół niego mieni się odcieniami fioletu i błękitu. Dźwięk mojego aparatu płoszy zbłąkanego kolibra. Po chwili zachwytu odkładam sprzęt na brzegu i po prostu patrzę. Nie na mijający wschód słońca ale na twarz kobiety stojącej obok, która w tym świetle wygląda jeszcze bardziej wyjątkowo.

- Jesteś piękna. - mówię cicho nie mogąc powstrzymać wypływających z moich ust słów. Odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie smutno. Jakby żałowała, że to usłyszała. Delikatnie odgarniam z jej twarzy pojedynczy kosmyk włosów, których nie ogranicza już zgubiona w wodzie frotka. Krople wody na jej jasnej twarzy absorbują promyki poranka oddając cały blask bijący z porcelanowej skóry kobiety. - Stwierdzam tylko fakt. - bronię się nieudolnie i usiłuję zapanować nad sytuacją uśmiechając się słabo. Chcę cofnąć rękę ale jej dłoń mi na to nie pozwala. Zatrzymuje ją na swoim policzku i tylko patrzy. Te jej zielone oczy... Przysuwam się bliżej ale powstrzymuję zapędy, które zniszczyłyby zbyt wiele relacji. Zamyka oczy i przytula twarz do mojej dłoni. Wolne ręce mamy złączone w delikatnym uścisku. Kciukiem zataczam powolne kółka w taki sposób aby nie dotknąć przypadkiem różańca. I nie dlatego, że znów mnie coś porazi ale dlatego, że boję się że przypomni sobie kim jest i dlaczego to co teraz robimy jest nieodpowiednie... Otwiera oczy, a na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech. Wzrok nie jest już smutny. Jest to wzrok kogoś kto zaakceptował rzeczywistość.

- Dziękuję. - mówi, nie puszczając żadnej z moich dłoni. Przez chwilę tylko się na siebie patrzymy próbując zapamiętać każdy moment tego naszego spotkania.

- Jest tyle słów, które chciałbym ci teraz powiedzieć... - wzdycham w końcu. Kręcę głową i przymykam oczy. Uwalnia swój policzek i czuję jak ląduje on na mojej klatce piersiowej. Serce mi przyspiesza jak za każdym razem gdy mam ją zbyt blisko siebie. Nasze dłonie nadal są splecione. Jej wolna ręka spoczywa na moim biodrze a ja delikatnie obejmuję jej ramię. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się bujać w powolnym rytmie. - Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane? - pytam ją cicho.

- Serce chce to, czego chce. - odpowiada spokojnie. Unosi głowę tak, że jej nos dotyka mojej brody. - I choć wiem, że to niewiele... - dodaje spokojnie. - To jest wszystko, na co mogę nam pozwolić Gregor. - wyznaje, a po jej policzku spływa maleńka łza, która znika pod moim pocałunkiem. Dziewczyna wtula się w moją szyję i kontynuujemy nasz "taniec". Czy to nie jest najsmutniejsze a zarazem najpiękniejsze rozstanie osób które nigdy ze sobą nie były? Czy to nie jest najbardziej bolesne a jednocześnie najbardziej bajkowe postawienie granic?

- Nie zmienię twoich przekonań. - zaczynam cicho. - I nie zmienię twoich uczuć. - dodaję. - Ale mogę uszanować twój wybór i nie naciskać na nic więcej. - kontynuuję. - Więc jeśli twoje wahania się zakończyły... jeśli... jeśli nie jesteś już na dnie, a twoje pragnienia odeszły gdzieś daleko... To mi wystarczy. - mówię starając się wypaść na tyle przekonująco aby mi uwierzyła. Aby nie postanowiła się całkowicie odciąć i pozbawić mnie oddechu, który przy niej odzyskuję. 

- I nie będziesz mnie przekonywał, że to co dzieje się na Bali zostaje na Bali? - mruczy mi w szyję powodując uśmiech i uczucie ulgi. - Powinniśmy wracać. - dodaje. Przez chwilę nadal bujamy się w swoich objęciach ale ma rację. Słońce wstało a dziś mamy plan na intensywne zwiedzanie wyspy.

    Tanah Lot... Balijska świątynia na środku morza. Wybudowana na skale, otoczona małymi kaskadami spadającej po szerokich skałach wody. Na teren samej świątyni nie wolno nam wchodzić, możemy poruszać się jedynie po jej obrzeżach, co skutkuje tym, że nie potrzebujemy sarongów, a to z kolei niezmiernie cieszy Morgiego, który na zdjęciach wolałby nie być już więcej uwieczniany w chuście na biodrach. 

- Istnieje legenda, która głosi że wejście do świątyni chronią jadowite węże morskie więc nie radzę spadać z urwiska - zakonnica zwraca uwagę Glorii wychylającej się żeby zobaczyć jak tu wysoko. Ta jedynie unosi ręce w geście kapitulacji i śmieje się wesoło. Dziś cały dzień się śmieje. Kiedy ostatnio widziałem ją tak szczęśliwą? Nie pamiętam. Jej radość sprawia radość mi. Bo kurde tyle nieszczęść co spotkało moją siostrę... Ech... no właśnie. Z Melanią mogłyby się licytować. Tymczasem obie przez cały dzień żartowały, dokazywały, zachwycały się pięknem tutejszej przyrody, architektury, tradycji... 

- Patrzcie jak pięknie! - woła z zachwytem Camilla. Siadamy wszyscy na jednej ze skalnych półek i wpatrujemy się w horyzont, który o tej porze przybiera wyjątkowych barw. Błękit, fiolet, czerwień, pomarańcz... Już gdzieś to dziś widziałem tylko z przewagą żółci i z inną kobietą wtuloną we mnie... Zerkam w lewo i widzę jak Melania wpatruje się w zachodzące słońce z delikatnym uśmiechem na twarzy ale kiedy obraca się w moją stronę w oczach widzę smutek. Smutek i pewien rodzaj żalu. Delikatnie przesuwam dłoń w stronę jej dłoni, a kiedy nasze palce muskają się wzajemnie po jej policzku zaczyna spływać pojedyncza łza. - Gregor wyciąg aparat. - słyszę cichy szept po prawej stronie. Zakonnica ociera szybko łzę i uśmiecha się szczerze patrząc za mnie. Dwoje zakochanych ludzi stoi na środku skalnego placyku a przed nimi rozpościera się jeden z najpiękniejszych zachodów słońca jakie w życiu widziałem. Mężczyzna bierze jej dłoń w swoją, uśmiecha się i nie zważając na wszystkich wokół zaczyna po prostu mówić co myśli...

- Nigdy nie marzyłem o takim szczęściu jakie mnie spotkało... - zaczyna. Kobieta uśmiecha się do niego i już chce coś powiedzieć ale jej na to nie pozwala kontynuując. - Jesteś największą złośnicą jaką znam. - mówi powodując i u nas zdziwienie. - Jesteś przemądrzała, jesteś uparta, jesteś złośliwa... - wzdycha i kręci głową. Uśmiecham się pod nosem, bo ma rację. Zakonnica tylko kręci z uśmiechem głową a w oczach ma łzy. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego co właśnie się dzieje. - Ale nie zamieniłbym tych wszystkich twoich cech na żadne inne. - wyznaje. - Bo taką cię kocham. Od pierwszego naszego spotkania. Nawet kiedy nie było nam po drodze... ciągle miałem nadzieję, że skończymy razem. - śmieje się. - Nawet kiedy tak bardzo tego nie chciałaś... - wspomina. Spotykam wzrok Melanii i wiem, że nie mogę go na niej zatrzymać bo pęknę. Biorę aparat w dłoń i skupiam się na mojej siostrze, przyjacielu i najważniejszej dotychczas chwili w ich życiu. - Ale skoro los dał nam w końcu szansę, zamierzam ją wykorzystać najlepiej jak mogę i chciałbym obiecać ci, że dopóki moje serce bije... bije i będzie biło tylko dla ciebie. - Czuję jak Camilla wzdycha z zachwytem a na policzkach Melanii pojawiają się łzy. - Dlatego chcę zapytać cię teraz o coś o co chciałem zapytać już dawno... - mówi i klęka przed nią na kolano wyciągając z kieszeni pudełko z pierścionkiem. Dziewczyna zatyka usta dłonią i kręci z niedowierzaniem głową. - Gloria... wyjdziesz za mnie? - pyta drżącym głosem. Uśmiecham się najszerzej jak potrafię. Czy mam gulę wzruszenia w gardle? Mam. Czy zaciskam zęby żeby się nie popłakać? Tak. Jestem miękki. Wzrok wszystkich wokół skierowany jest na parę na środku a zachodzące słońce przestaje mieć znaczenie.

- O mój Boże... tak! Tak, wyjdę za ciebie! - mówi uwalniając łzy i rzucając się na niego ze szczęścia...

    W jaki sposób można świętować zaręczyny na Bali? Balijską imprezą oczywiście. Nie wiedziałem, że tutejsze nastolatki potrafią się tak dobrze bawić i urządzać takie bądź co bądź dyskoteki. Sala restauracyjna w budynku głównym naszego hotelu zamieniła się w salę bankietową z bufetem, barem i DJ-em. Niski nastolatek z zielonymi włosami miksuje tradycyjną balijską muzykę z współczesnymi hitami i robi to świetnie. Barman robi imponujące drinki a tutejsze dziewczęta prowadzą dla gości hotelowych lekcje z balijskiego tańca ludowego. Na parkiecie pojawiają się przebrane w balijskie kolorowe wzorzyste spódnice kobiety. Każda ma na nogach bransoletki z muszelek, na głowach wianki z kwiatów a ich rozpuszczone włosy opadają na białe tkaniny zwinięte w pasy, które oplatają na krzyż ich biusty, tworząc coś na wzór topu odsłaniającego brzuch. 

- Camilla śpi? - pyta mnie mój przyszły szwagier, sącząc kolejnego drinka.

- Padła w locie. - kręcę głową. - Tutejsze drinki jej nie służą. - śmieję się. Widok jej w stanie upojenia był zabawny. Zachowywała się jak obrażona kilkulatka. "Ciągle się rozglądasz za innymi babami Gregor!"... "Nie chcesz ze mną zatańczyć!"... "Chodź się całować"... Ech... - A gdzie reszta naszej ekipy? - pytam.

- Tam. - mówi zadowolony i wskazuje mi parkiet, gdzie rozpoznaję moją siostrę. Jej ruchy są zabawne kiedy usiłuje naśladować instruktorkę ale wygląda uroczo z uśmiechem od ucha do ucha. Nie widzę nigdzie szarej koszuli i lnianych spodni. Rozglądam się, a Morgi patrzy na mnie jak na idiotę. - Za daleko szukasz. - szczerzy się i kiwa głową z powrotem na parkiet. Mrużę oczy i dopiero kiedy Gloria pochyla się do kobiety obok żeby jej coś powiedzieć zauważam długie kasztanowe loki bujające się na boki. Wesoły uśmiech i rozbawione oczy patrzą teraz na mnie ale zaraz znikają za kolejnym rzędem dziewczyn, które teraz będą brały lekcję tańca. - Greg... - słyszę obok. Odwracam wzrok na niego. Patrzy z uniesioną brwią.

- No co? - pytam zniecierpliwiony.

- Jeśli nadal będziesz się tak na nią gapił to nie będę w stanie tego ukryć przed Glorią, a już na pewno nie przed Camillą. - mówi wzruszając ramionami. Muzyka się zmienia, światła gasną a na parkiecie pojawia się typowy klubowy klimat. Biorę jego drinka i wypijam całość.

- Dziś mam to gdzieś. - mówię odkładając kieliszek na bar i zmierzam na parkiet, gdzie moja siostra szaleje z zakonnicą w rytm muzyki. Dziwi się widząc mnie wśród tańczących. - Co dzieje się na Bali, zostaje na Bali. - mówię i puszczam jej oko. Widzę szeroki uśmiech na twarzy Melanii więc zaczynam obracać obiema paniami na raz i usiłuję wykonywać ruchy mogące być nazwanymi tańcem. Z opresji ratuje mnie Thomas porywając do tańca Melanię.

- Jeszcze raz gratuluję. - mówię kiedy muzyka odrobinę zwalnia i jesteśmy w stanie porozmawiać. Moja siostra cieszy się jak wariatka a to cieszy mnie. 

- Wiedziałeś że to zrobi? - pyta.

- Od wyjścia ze szpitala. - przyznaję. 

- Ooo ty mendo!  - śmiejemy się.

- Jesteś szczęśliwa? - pytam.

- Bardzo. - przyznaje. - Ale w pełni szczęśliwa będę kiedy i tobie się w końcu ułoży. - dodaje. Wywracam oczami i obracam ją dokoła własnej osi. - Powiem to tylko raz i więcej nie będę się wtrącać ok? - pyta.

- Ok, dziś twój dzień więc mów co myślisz i nie owijaj w bawełnę ok? - upewniam się, że to będzie szczerość czysta jak łza. Kiwa głową i patrzy mi prosto w oczy.

- Nie lubię Camilli. Uważam, że ona coś kombinuje, że nie jest do końca szczera, że wykorzystuje swoją sytuację a i z tym pożarem jest coś nie tak. - mówi wprost. Wzdycham ale jeszcze nie kończy. - Uważam, że jej nie kochasz i radzę, żebyś jej tego nie mówił jeśli tak jest. Myślę, że jest ci cholernie ciężko bo wszystkie uczucia jakimi darzyłeś kiedyś Sandrę, zamieniły się na bardzo silne uczucia względem innej kobiety. Kobiety której nie możesz zdobyć mimo, że jest na wyciągnięcie ręki. Boli cię to, cierpisz ale mówisz o tym tylko Thomasowi bo nie chcesz żebym się o ciebie martwiła. - mówi. Nie wiem kiedy ale zatrzymujemy się na środku parkietu i patrzymy sobie prosto w oczy. - Nie będę go o to pytała. Ciebie też nie. Chcę tylko żebyś wiedział, że jestem dla ciebie i będę. I jeśli będziesz chciał, przyjdź do mnie. Po to mnie masz. - mówi i mocno mnie obejmuje. 

- Hej, to ja tu dzisiaj zasłużyłem na czułości.- obok nas pojawia się Morgi. - Oddaj mi narzeczoną. - mówi i bierze Glorię za rękę, po czym znikają na schodach prowadzących do naszych sypialni.

- Wiem, że pan nie tańczy ale czy dziś mogę na pana liczyć? - dziewczyna patrzy na mnie z nadzieją w oczach. Uśmiecham się i biorę jej dłoń w swoją, drugą kładę na jej talii i patrzę w jej roześmiane oczy. Salę oświetla jedynie blask pochodzący z ognisk palących się dokoła budynku, DJ puszcza jakąś balladę... Bujamy się powoli nic nie mówiąc. W tym stroju wygląda tak... radośnie. Tak jak powinna wyglądać każda młoda dziewczyna mająca całe życie przed sobą. Taka, która może brać życie garściami. - Camilla...

- Śpi. - ucinam temat. Kiwa tylko głową nie komentując. - Piękne wybrał miejsce. - mówię. - Thomas. - wyjaśniam.

- Tak, cudowne. - potakuje. I patrzy na mnie wesoło.

- Jesteś taka... - zaczynam ale nie potrafię znaleść dobrego określenia.

- Jestem szczęśliwa widząc ich szczęście. - wyjaśnia. - Kocham Glorię jakby była moją rodzoną siostrą. To jest czysta radość Gregor. - dodaje. Rownież się uśmiecham i nadal bujamy się na środku sali, na której powoli pojawia się pustka. Wszyscy leniwie rozchodzą się do pokoi. Nawet DJ zaczyna zbierać swoje zabawki. - Masz ochotę na spacer? - pyta.

    Piasek już nie parzy ale pomimo późnej pory nadal jest ciepły. Delikatny wiatr przyjemnie muska nasze twarze a księżyc i gwiazdy oświetlają drogę wzdłuż brzegu. Nasze splecione luźno dłonie bujają się między nami a my po prostu sobie idziemy. Milczymy. Czasem rzucimy sobie jakieś spojrzenie, delikatny uśmiech ale żadne nie mówi nic. Cisza z nią jest tak przyjemna... Pod stopami czujemy delikatny przypływ i zaczynają łaskotać nas maleńkie rybki. Dziewczyna delikatnie kopie wodę chlapiąc mnie po łydkach, a kiedy widzi mój wzrok zaczyna uciekać. Biegnę za nią ciesząc się jak głupek. Czy nie zachowujemy się jak para nastolatków, która uciekła z domu żeby się ze sobą spotkać w tajemnicy? Chowa się za dużym drzewem ale nic jej to nie daje, bo potyka się o pokaźne korzenie i ląduje prosto w moich ramionach śmiejąc się na cały głos. 

    Siedzimy oparci o pień i patrzymy na błyszczące gwiazdy. Nadal trzymamy się za ręce. Odwracam twarz w jej stronę i ciągle widzę ten sam wesoły uśmiech. 

- Opowiedz mi coś o sobie Gregor. - mówi nagle.

- A co byś chciała jeszcze wiedzieć? - pytam zaskoczony. Obraca się w moją stronę i patrzy radośnie.

- Wszystko. - mówi cicho. Ech... 

- Ok. Sama chciałaś. - wzruszam ramionami. - Jestem świetny w łóżku, a mój penis...

- Gregor! - rzuca we mnie garścią piasku śmiejąc się wesoło. - Jak widzisz swoją przyszłość? O czym marzysz? Gdzie chciałbyś być za 10 lat? - pyta naprowadzając mnie na poprawne tory tej rozmowy.

- Najpierw ty. - odpowiadam. 

- Dlaczego?- dziwi się. - To ja zapytałam pierwsza. - burzy się.

- Bo o mnie rozmawiamy zbyt często. - mówię wzruszając ramionami. Wzdycha i odwraca wzrok na niebo.

- Mój plan na najbliższą przyszłość jest taki... - zaczyna. - Mam zamiar nauczyć się francuskiego, znaleźć Glorii najpiękniejszą suknię ślubną, zabawić się ostro na jej weselu a potem... - milknie nagle. Odwraca się w moją stronę i jej uśmiech staje się odrobinę mniejszy. - A potem jest Boże Narodzenie. - kończy. 

- Masz zamiar budować studnie w Afryce? - pytam trochę złośliwie, a trochę z ciekawości.

- Nie wiem gdzie mnie wyślą. - wzrusza ramionami. - Misje to nie tylko Afryka. Pomagać trzeba wszędzie. - dodaje. No i zepsuła moment. Tak ślicznie wygląda a tak bardzo nadal jest zakonnicą. - Ok. Mój plan jest prosty. Teraz twoja kolej. - mówi z wyraźnym zainteresowaniem. Wzdycham.

- Po pierwsze... skupić się na sobie. - mówię. - Poprawić skoki, a jak nie wyjdzie to odejść z przytupem. 

- Z przytupem? Zamierzasz zrobić imprezę na Bergisel? - pyta rozbawiona. Również się śmieję.

- Coś w tym rodzaju. - potakuję. - Mam zamiar przypilnować żeby Gloria i Thomas już sobie nic bardziej nie skomplikowali... mam zamiar się kiedyś ustatkować... 

- Gregor Schlierenzauer i zakładanie rodziny... - mówi z zamyśleniem.

- Piękna, mądra żona i dużo głośnych, ruchliwych dzieci. - dodaję powodując u niej wesoły śmiech. I znów milkniemy. - Kiedy byłaś z Harshadem... chcieliście mieć dzieci? - pytam.

- Tak. - odpowiada krótko. Kiwam głową i nadal się w nią wpatruję. - Kiedy mieliśmy wypadek... - zaczyna biorąc głęboki oddech a ja domyślam się co chce powiedzieć i wolałbym żeby to była tylko moja wyobraźnia. - Ja... - zacina się nie potrafiąc skończyć a jej oczy robią się szkliste. 

- Chodź tu... - mówię i otaczam ją ramieniem. Wtula się we mnie i pozwala uwolnić się kilku łzom. - Jak bardzo... - nie wiem nawet jak zapytać.

- 6 tydzień. - mówi cicho. - Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć. - dodaje uspokajając się. - Wypłakałam już swoje, przeżyłam już tą stratę Gregor ale to nadal boli. - wyznaje. Głaszczę ją po ramieniu i całuję czoło. - Jeśli byłby to chłopiec miał mieć na imię Theo, a jeśli dziewczynka to Freya. - dodaje. Czuję, że się uśmiecha. Ja również.

- Ślicznie. - komentuję. - Choć ja wolałbym Maxa i Eleonorę. - mówię chcąc ją rozbawić ale chyba mi nie wychodzi. Podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się delikatnie.

- Myślałeś o imionach dla dzieci? - dziwi się.

- Kochałem kogoś bardzo mocno a wtedy to staje się naturalne. - wyjaśniam. Kiwa głową i ponownie wtula się w mój obojczyk. 

- Wyglądałbyś fajnie z dziećmi na kolanach. - mówi po chwili. - Pasuje do ciebie taka wizja Gregor. - dodaje. Uśmiecham się i mam na końcu języka że ona także pasuje do tej wizji ale wolę nie psuć tej chwili. Poza tym... obiecałem. - Nauczyłbyś je porządnie jeździć na nartach... budowałbyś domek na drzewie... czytał im na dobranoc... - kontynuuje. - Bardzo życzę ci żeby tak się stało. - kończy. Podnosi na mnie wzrok i ociera pojedynczą łzę z policzka. - Gloria nie wie. - mówi. - I wolałabym żeby tak zostało. 

- Jasne. - przytulam ją mocniej.

- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa mając takiego przyjaciela jak ty Gregor. - mówi cicho. Mam ochotę się zbuntować. Powiedzieć, że w nosie mam tą przyjaźń, że... - Wiem, że wolałbyś coś więcej ale... 

- Wiem Mel... - wzdycham. - Przyjaźń to jedyne na co mogę liczyć. Zaakceptowałem to. - przyznaję z trudem. - Ale to co dzieje się czasem w mojej głowie to moje. - dodaję chcąc ją rozweselić. Udaje mi się to bo kręci głową. - Zwłaszcza jak masz coś takiego na sobie. - dodaję delikatnie trącając jej "bluzkę". 

- Gregor! - śmieje się i uderza mnie lekko w ramię. - Nie wierzę że to mówię ale zakazuję ci wyobrażania sobie mnie nago! - śmieje się wesoło a ja parskam śmiechem. Nagle wstaje i ciągnie mnie za sobą. - Chodź! - woła.

- Gdzie? - idziemy w stronę brzegu.

- To co dzieje się na Bali zostaje na Bali. - oznajmia i ściąga kolorową spódnicę powodując u mnie oznaki udaru. Stoję jak wryty patrząc jak pozbywa się sandałków i stoi przede mną w kusej bluzce i koronkowych figach.

- Jeśli chcesz żeby moje wizje się skończyły to robisz coś wręcz przeciwnego. - oznajmiam. Wywraca oczami.

- Rozbieraj się. - nakazuje a ja unoszę brew i uśmiecham się cwanie. - Greg! - trąca mnie w ramię. - Kąpałeś się kiedyś nocą w oceanie? - pyta chwytając się pod boki i zaczyna powoli cofać się ku wodzie. 

- Jesteś walnięta. - śmieję się ale zostaję w samych slipkach i idę za nią.

    Woda jest przyjemna. Lekko ciepła, ruchy fal są intensywne na tyle, że musimy mocno trzymać się za ręce, żeby się nie wywrócić. Powoli kroczymy coraz głębiej aż zatrzymujemy się będąc w stanie zanurzyć się w wodzie do ramion. Jest środek nocy a dokoła jest bardzo jasno. Ogromny księżyc odbija się w wodzie świecąc jak lampka nocna. Oświetla nasze twarze, które teraz są bardzo blisko siebie. Opiera swoje dłonie na moich ramionach a ja po prostu obejmuję ją w talii. To staje się takie naturalne... Jakbyśmy nie robili nic złego. Czy widząc nas teraz Camilla miałaby takie samo zdanie? Czy ten tam u góry nam wybaczy? Czy zrozumie? Nagle dostrzegam coś dziwnego. Wokół robi się jakoś jaśniej a nasze ciała mają delikatną niebieską poświatę. Dziewczyna rozgląda się dokoła i patrzy z zachwytem na wodę. Robię to samo i nie wierzę własnym oczom. Wokół pojawiają się coraz większe świecące plamy. Błyszczą jaskrawym niebieskim światłem i przemieszczają się powoli ku brzegowi.

- To bioluminescencja... - mówi cicho.

- Fluorescencyjny plankton? - dziwię się. Kiwa głową z aprobatą. Wzruszam ramionami. - Czytałem o tym ale nie myślałem, że kiedykolwiek to zobaczę na żywo. - przyznaję. Patrzy na mnie intensywnie i uśmiecha się. Tak naturalnie... tak szczerze... tak pięknie... Delikatnie odgarniam jej z twarzy kosmyk włosów i zatrzymuję dłoń na policzku. Nie powinniśmy... 

- Boję się Gregor. - słyszę jej szept. 

- Czego? - pytam przysuwając się jeszcze bliżej. Delikatnie muskam jej drugi policzek nosem.

- Że mylisz uczucia. - mówi i zamyka oczy. - Że chcesz wyleczyć swoje popękane serce myśląc, że może je posklejać jedynie inne tak samo popękane. - wyjaśnia, a jej usta z każdym kolejnym słowem dotykają skóry na mojej twarzy powodując że serce mi przyspiesza. Opieram więc swoje czoło o jej czoło i tak bardzo chcę żeby na mnie spojrzała... Dlatego czekam z odpowiedzią aż to zrobi. Po chwili ta jej cudowna zieleń wpatruje się we mnie niepewnie.

- Gdyby tak było... czy moje serce galopowałby aż tak? - pytam przykładając jej dłoń do swojej piersi. - Czy czułbym się tu z tobą tak dobrze... - kontynuuję. - Czy pozwoliłbym sobie na to co właśnie robię... - przysuwam ją jeszcze bliżej, tak żeby czuła moje ciepło. Żeby była blisko jak jeszcze nigdy. - Czy potrafiłbym tak łatwo wypowiadać słowa, które mają dla mnie znaczenie większe niż tajemnice?

- Co chcesz mi powiedzieć Gregor? - pyta bardzo cicho. Jakby się bała, że po tych słowach świat runie. Delikatnie głaszczę jej policzek, a kciukiem muskam jej usta. Czuję pod dłonią jak policzki się jej rumienią, jak dostają wyższej temperatury.

- Zakochałem się w tobie. - wyznaję. Mam wrażenie, że przestaje na moment oddychać. - I czuję, że z każdym kolejnym dniem to się nasila... - dodaję. - A twój widok w tej całej szarości... sprawia mi jedynie ból... - mówię szeptem. I nie dzieje się zupełnie nic. Świat nadal istnieje. Nie pojawia się żaden kataklizm. Niebo nie runęło nam na głowę. A mi nagle spada z serca ogromny głaz. Bo już wie. Bo ma czarno na białym to, czego się domyślała... - Powiedz coś. - proszę cicho...


______________________

:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz