poniedziałek, 9 grudnia 2024

17. Wiśnie w ogrodzie

- Och jakie to piękne! - zachwyca się moja siostra. - Wiecie, że ja nawet nie pamiętam jak cudowny był to widok? - śmieje się kręcąc głową.
- Nie ma się co dziwić, byłaś skupiona na czymś zupełnie innym. - usprawiedliwiam ją i przełączam na kolejne ujęcie z tamtego dnia. Para kochających się osób na tle zachodzącego słońca w czułych objęciach i oklaskujący ich obcy ludzie. 
- Kadr jak z filmu. - przyznaje z uznaniem blondyn. - Rzeczywiście jesteś w tym dobry. - dodaje a ja wywracam tylko oczami.
- Muszę przyznać Thomas, że wybrałeś przepiękne miejsce i idealny moment. - mówi Camilla sięgając po mandarynkę. - To były chyba najpiękniejsze i najbardziej romantyczne oświadczyny jakie można byłoby sobie wyobrazić. - wzdycha rozmarzona. Zerkam na zakonnicę, która również z zainteresowaniem ogląda zdjęcia z wyjazdu. Uśmiecha się lekko pod nosem i podnosi na mnie na moment wzrok. Tak, oboje wiemy, że na Bali ktoś oświadczył się w piękniejszym miejscu i zdecydowanie bardziej romantycznie. 
- O mój Boże jakie to jest śliczne! - ponownie słyszę Glorię ale gdy odwracam wzrok do ekranu telewizora na moment zamieram. Wyczuwam napięcie jakie pojawia się w siedzącej obok mnie dziewczynie. - Kiedy Gregor zrobił ci to zdjęcie Mel? I gdzie? - zastanawia się na głos. Na zdjęciu mienią się barwy wschodzącego słońca, błysk jeziorka, widziany z góry atol, a na pierwszym planie kasztanowe włosy, zielony strój kąpielowy i profil porcelanowej twarzy z delikatnym uśmiechem i przymkniętymi oczami. Starannie wybrałem fotografie, które będą dostępne dla wszystkich a te, które są dostępne tylko dla mnie, ukryłem w odpowiednim folderze na laptopie. Widać... jedno pominąłem.
- To musiało być wtedy gdy spotkaliśmy się na tej górze za hotelem. - wyjaśnia zakonnica nie kłamiąc za bardzo. - Gregor biegał a ja szukałam jednej ze świątyń z mapy ale zamiast niej znalazłam jeziorko. - dodaje.
- Szukałaś świątyni w stroju kąpielowym? - dopytuje Camilla. Blondyn patrzy na mnie uważnie ale usiłuję zachować spokój.
- To akurat moja wina. - czas ratować sytuację. - Biegnąc patrzyłem na widok zamiast na drogę i kiedy wpadłem na Melanię to ona wpadła do jeziorka. 
- Strój miałam od razu na sobie bo potem miałyśmy mieć termy a służbową odzież zdjęłam bo była cała mokra. - wyjaśnia. - A zdjęcie piękne, to prawda. - wzrusza ramionami. Klikam i na ekranie pojawia się roześmiana twarz Camilli. Odrobinę się rozluźnia ale wiem, że ten dzień skończy się niefajnie.
    Podchodzę do kuchenki i wyłączam gwiżdżący czajnik. Zakonnica podaje mi kubki i herbatę z bergamotką. Powrót był ciężki, bo zastaliśmy zasypaną kompletnie drogę do domu i w środku nocy musieliśmy przedzierać się z walizkami przez zaspy, pod górę, przy -5 stopniach. Biorąc pod uwagę to, że kilka godzin wcześniej grzało na nas Balijskie słońce to cud że nie dostaliśmy hipotermii.
- Nie wiedziałem, że potrafisz kłamać jak z nut. - mówię cicho i uśmiecham się pod nosem.
- Oh, spłonę w piekle. - jęczy kręcąc głową.
- Potowarzyszę ci. - odpowiadam rozbawiony. 
- Gregor wychodzę. - podchodzi do nas dziewczyna i daje mi bardzo czułego buziaka.  - Będę koło 8:00 bo mam jeszcze do odbioru dokumenty na komendzie i zastrzyk... - dodaje ubierając szalik i czapkę. - Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. - mówi z lekkim uśmiechem. 
- Ok. Ja również. - przyznaję. - A póki co idź i pomóż uratować komuś życie. - puszczam jej oko. Ponownie mnie całuje i wychodzi. - Cam ma dziś dyżur. - mówię do zakonnicy.
- I? - pyta dodając miodu do herbaty. Patrzę na nią ciesząc się jak głupek.
- Moje łóżko będzie wolne. - mówię i dopiero po chwili uświadamiam sobie jak to zabrzmiało. - Nie to miałem na myśli. - tłumaczę się widząc jej rozbawienie. 
- A wam co tak wesoło? - pyta z kanapy Gloria. - Tą herbatę to zbieracie w Indiach dopiero? - wywracam oczami i zanosimy gorący płyn na stolik. Siadamy obok Morgensternów. Morgi patrzy na mnie niepewnie.
- Camilla gdzieś jedzie? - pyta.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego pytasz? - dziwię się.
- Poszła się zaszczepić. - wzrusza ramionami.
- Nie zaszczepić tylko na zastrzyk głuptasie. - Gloria zaczyna się śmiać a my nie bardzo rozumiemy z czego.
- No i? - dopytuję.
- Antykoncepcyjny. - wyjaśnia Melania przeglądając jakąś gazetkę. Po chwili ciszy podnosi na nas wzrok i wzrusza ramionami. 
- Ty też chodzisz na taki zastrzyk? - blondyn podpytuje zakonnicę a ja wywracam oczami.
- Byłam w tamtym tygodniu. - odpowiada jakby to była oczywista oczywistość a moja siostra krztusi się herbatą. - W zakonie to norma. - dodaje. - Jesteśmy nowicjuszkami, ktoś mógłby nam zawrócić w głowie i... - zerka na mnie ale po chwili odwraca wzrok. - Mówiłam, że to banda hipokrytów. - kończy. Thomas nagle wstaje.
- Chodź Gregor, pogadamy sobie. - mówi i tak po prostu wychodzi. Gloria unosi brew, Melania ją marszczy a ja wzdycham, bo wiem co się święci. Znajduję go w moim własnym pokoju siedzącego na obrotowym krześle przy biurku. Ma ręce założone na krzyż i patrzy wyczekująco. Zamykam więc drzwi i siadam na łóżku na przeciwko niego. 
- Dawaj. - mówię.
- Co wydarzyło się na tej cholernej wyspie? - pyta wprost.
- O co konkretnie pytasz, bo wiele się wydarzyło. - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Greg, od ostatniego dnia masz dobry humor, śmieszkujesz, zdajesz się nie przejmować niczym... trochę się martwię przyznaję. - wyjaśnia. - Dzień wcześniej byłeś załamany. Więc co tam się wydarzyło nad tym jeziorem?
- Rozmawialiśmy szczerze. - mówię. - Przytulaliśmy się. - dodaję. - I całowaliśmy. - kończę. 
- Och. - jego zaskoczona mina mówi wszystko. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- Oświadczyłem się jej. - dorzucam.
- Słucham? - blondyn pochyla się nade mną i patrzy jak na idiotę. - Powtórz proszę, bo usłyszałem że oświadczyłeś się nowicjuszce, a przecież to byłoby kretyńskie. - mówi z pewnością.Tylko patrzę na niego milcząc. - Jezu Gregor... - jęczy i chowa twarz w dłoniach.
- Sam mi doradzałeś żeby nie czekać na niewiadomo co. Żeby wziąć sprawy w swoje ręce. - bronię się.
- Owszem ale miałem na myśli jakieś.... działania... zmierzające do zmiany jej decyzji. A nie... to!
- Nie panikuj. - mówię spokojnie i kładę się na łóżku. - Powiedziałem jej że chcę żeby za mnie wyszła, że chcę mieć z nią dzieci, żeby to mnie wybrała i że dam jej czas na decyzję. Ile będzie chciała.
- I co ona na to? - pyta kręcąc głową.
- Zalała nas ściana deszczu ale jestem dobrej myśli. - szczerzę się.
- Okeeeej. Pozwól że uporządkuję sobie wszystko... - opiera się wygodnie na fotelu i kręci dokoła. - Oświadczyłeś się nowicjuszce, która złożyła obietnicę Bogu i za kilka miesięcy przyjmie śluby wieczyste, po których wyjedzie na misje...
- Tego nie wiemy. - wtrącam dla jasności.
- Dziś chodziła w habicie więc mniemam, że wciąż jest to plan nr 1. - zauważa a mój uśmiech powoli gaśnie. - Nie powiedziała ci że twoja wizja przyszłości jest też jej wizją więc nadal nie wiemy co siedzi w jej głowie. - kontynuuje. - Camilla nadal mieszka z nami i sypia w twoim łóżku, co znaczy że nie skreśliłeś tej relacji a jak wiemy...
- Ok wystarczy. - przerywam mu. - Do czego zmierzasz? - pytam.
- W jaki sposób chcesz zmienić decyzję Melanii?- pyta wzruszając ramionami. - Czy masz zamiar coś robić czy jesteś przekonany, że samo miłosne wyznanie tysiące kilometrów stąd wystarczy? - dopytuje. Milczę. - Gregor chodzisz zadowolony jakby już zrezygnowała z nowicjatu. A tymczasem ona chodzi do kościoła a z twojego pokoju w samym ręczniku wychodzi inna kobieta.
- Rano mam zamiar porozmawiać z Camillą. - mówię usiłując się wybronić z tego ataku. - To nie jest takie proste jak ci się wydaje Thomas. - kontynuuję. - Ona się mocno wkręciła, muszę to zrobić jakoś... delikatnie.
- Gregor wystarczy że będziesz szczery. - wzrusza ramionami. - Dobra... rozstanie z Camillą to twoja działka i w tym ci nie pomogę. - mówi zdeterminowany. - W takim razie powiedz mi co mogę zrobić w sprawie z Mel?
- To znaczy? - nie rozumiem.
- Skoro masz nie cały rok na jej odzyskanie to mam zamiar ci w tym pomóc. Czego potrzebujesz? - pyta szczerząc się. Właśnie dlatego jest moim przyjacielem. Kręcę głową ale sam też się uśmiecham. 
- Weź gdzieś dzisiaj Glorię. Żeby nie wymyśliła sobie jakiegoś babskiego wieczoru. Nie wiem, do kina, na kolację, cokolwiek. 
- Tak się składa, że mam dwa bilety do teatru. - mówi i wychodzi z mojego pokoju pogwizdując. 
    Wieczór jest spokojny, zalewam sobie herbatę pomarańczową i patrzę na ciepło ognia w kominku. Słyszę jak moja siostra narzeka na przyszłego męża, że takich niespodzianek to ona nie lubi, bo nie zdążyła się porządnie przygotować do wyjścia. Nie wiem jak Thomas z nią wytrzyma resztę życia. Buzia się jej nie zamyka. Może będzie jeździł na zawody częściej niż trzeba, bo inaczej oszaleje. Uśmiecham się pod nosem. To taka fajna wizja.
- Wychodzimy Greg! - woła z przedpokoju. Idę się z nimi pożegnać i widzę jak pomaga mojej siostrze założyć płaszcz. Gentelmen...
- Powinnam zostać i poczekać aż Melka wróci. - mówi brunetka. Marszczę brwi a Morgi patrzy na nią zaskoczony.
- Wychodziła gdzieś? - pytam.
- Miała spowiedź a potem trzasnęła drzwiami i wyszła. Przełożona chyba znowu coś jej nagadała. - mówi zmartwiona. - Gregor... 
- Pogadam z nią jak wróci. - uspokajam moją siostrę a blondyn patrzy na mnie porozumiewawczo. - Bawcie się dobrze. - dodaję i wracam do swojego pokoju. 
    Co tam mogło się wydarzyć? Czyżby powiedziała przełożonej o nas? O tym co czuję ja i o tym co czuje ona? W końcu to spowiedź... Patrzę na kolejne zdjęcie w moim laptopie. Przybliżam i zauważam pewne niedoskonałości... Niewielka zmarszczki przy roześmianych oczach, większa ilość piegów wokół nosa przez świecące intensywnie słońce, górna warga jej wydatnych ust jest cieńsza niż powinna, a prawe ucho lekko odstaje. Jest piękna. Wzdycham i zamykam komputer. Telewizor cicho mruczy, a jeden z kanałów puszcza właśnie "Armageddon". Zawsze lubiłem ten film.
- Zawsze lubiłam ten film. - słyszę przyjemny głos w otwartych drzwiach. - Puk puk. - dodaje z lekkim uśmiechem. 
- Zapraszam. - wskazuję miejsce obok siebie. Siada na moim łóżku i opiera o zagłówek, a nogi podwija pod brodę. - Czekoladkę? - pytam podając jej kinderka. Bierze z uśmiechem i patrzy w telewizor.
- Wieki tego nie jadłam. - mówi rozbawiona. - A ty powinieneś? - pyta unosząc brew. Wywracam oczami i oddaję jej całe opakowanie. Śmieje się wesoło. To śliczny widok nawet w tej jej szarości. - Kiedy wracasz do treningów? - pyta.
- Od maja na pełnych obrotach a w tym tygodniu dla towarzystwa. - odpowiadam zgodnie z prawdą. 
- Odpuszczasz ten sezon? - pyta gryząc kolejną czekoladkę.
- I tak już nic nie osiągnę a moja forma jest kiepska więc wolę skupić się na kolejnym roku. - wyjaśniam i otwieram usta, a dziewczyna śmieje się i wrzuca tam kawałek czekoladki.
- Huhu! Za trzy! - cieszy się. 
- Jutro w południe mam trening, jak chcesz popatrzeć to zapraszam. - oferuję.
- Z chęcią zobaczę jak się nie zabijasz. - dodaje. Znów patrzy na ekran telewizora. Robię wiec to samo i nagle przypomina mi się sprawa o którą jeszcze jej nie pytałem.
- Gloria mówiła że grałaś w tenisa na studiach. - strzelam.
- Tak. Miałam taki epizod. - zerka na mnie z zaciekawieniem. - Byłam dobra ale nie najlepsza. - od razu uprzedza.
- Co studiowałaś? - pytam zaskakując ją. 
- Tylko się nie śmiej... - uprzedza. Mrużę oczy bo co mogłoby to być... - Inżynierię kosmiczną. - oznajmia a mój wyraz twarzy musi wyglądać jak u idioty. 
- Słucham? - dopytuję bo chyba się przesłyszałem. Dziewczyna wzdycha. - Jesteś inżynierem kosmicznym... - przetwarzam sobie to co właśnie usłyszałem. W tym momencie w telewizji zaczyna lecieć słynne I don't wanna miss a thing" i uświadamiam sobie komizm tej sytuacji. - Imponujące. - kiwam z uznaniem głową. Wzrusza ramionami i pakuje do buzi kolejnego kinderka. - Zbudowałaś jakąś rakietę? - pytam podśmiechując się trochę. 
- Byłam w zespole konstruującym łazika marsjańskiego na doktoracie.- odpowiada. Patrzę na nią z niedowierzaniem.
- Masz doktorat?- pytam dla pewności.
- Nie. - wzdycha. Nie rozumiem. - Nie podeszłam do obrony. - wyznaje.
- Dlaczego?
- Bo dwa dni wcześniej zginął Harshad. - mówi nie patrząc na mnie. Och... - Zastanawiałam się czy nie dokończyć doktoratu teraz ale...
- Ale? - dopytuję. - Nie wiem dlaczego się wahasz. - przyznaję. - Masz czas, masz możliwość...
- Ale po co? - pyta poważniejąc. Milknę. - Na misji mi się nie przyda. - dodaje ciszej. A więc to tak... Milkniemy i wracamy do oglądania filmu. Ben Affleck właśnie wsiada do promu kosmicznego. 
- Jutro rozstaję się z Camillą. - mówię przerywając ciszę. 
- Jesteś pewien? - pyta patrząc na mnie.
- Nie kocham jej. I nie powinienem jej oszukiwać. Już i tak za bardzo się wkręciła w tą relację... - wzdycham. Kiwa głową. - Nie wiem tylko jak to zrobić. - przyznaję.
- Nie pomogę. - oznajmia od razu. - Nigdy nie rozstawałam się z nikim z własnej woli. - dodaje niemrawo się uśmiechając. - Ale jeśli rzeczywiście czujesz, że nic z tego nie będzie... Zrób to od razu. Powiedz jej prawdę Gregor, niech wie że szanujesz ją na tyle, żeby nie trwać z nią w kłamstwie.
- Nie da się kochać dwóch osób jednocześnie. - mówię patrząc jej prosto w oczy. Wzdycha i przytula się do mojego ramienia. Chwytam jej dłoń i całuję. Bawię się jej palcami i milczymy patrząc na wędrującą po kosmosie rakietę. 
- Zawsze chciałam mieć psa. - mówi nagle. Uśmiecham się. - Nie jakiegoś rasowego, nie wymuskanego... najlepiej przybłędę. - dodaje. - Miałby na imię Leo.
- Leo... -powtarzam. 
- Tak, Leo. Jak DiCaprio. - dodaje i wybuchamy śmiechem. I znów jest fajnie. Przyciągam ją jeszcze bliżej siebie tak, że czuję pod brodą skrawek jej czoła wystający spod welonu. - A ty? - pyta.
- Myślałem o rybkach ale kiedy byłem mały jedna zdechła mi w wigilię i chyba nie jestem ich najlepszym opiekunem. - znów się śmiejemy. - Jakie są twoje ulubione kwiaty? - pytam zaskakując ją.
- Frezje. - mówi pewnie. - Każdego koloru. Są delikatnie i piękne. - wyjaśnia. - Jaki jest twój ulubiony film? - tym razem to ona zadaje pytanie.
- Strzelec. -mówię pewnie. - Ulubiona książka? - strzelam.
- Przeminęło z wiatrem. - śmieje się. Oo, ciekawe... - Ładne czy użyteczne? - zaskakuje mnie.
- O kurcze... Zdziwię cię ale chyba jednak wolę ładne rzeczy. - mówię rozbawiony. Śmieje się wesoło. - Zoo czy wesołe miasteczko? - pytam.
- Zoo haha - odpowiada ale zaraz potem dodaje. - Ale na randkę wesołe miasteczko. 
- Zapamiętam. - mówię ciszej i głaszczę kciukiem jej dłoń. 
- Wycieczka w przeszłość czy w przyszłość? - pyta poważniejąc.
- W przyszłość. - mówię bez zawahania. Zerka na mnie zaskoczona. - Przeszłości nie mogę zmienić. - wyjaśniam. - Ale jeśli nie spodobałoby mi się to co widzę za kilka lat... mógłbym inaczej pokierować losem.
- Myślisz że los nie doprowadziłbym do tego samego tylko inną drogą? - dopytuje.
- Nie wdaje mi się że każdy ma przypisany tylko jeden scenariusz życia. Wszystko zależy od nas. - znów wpatrujemy się w ekran telewizora. - Sex bez miłości czy miłość bez sexu? - pytam po chwili. Milczy. Zerkam na nią, a na jej twarzy pojawia się jakby zakłopotanie. - Mel? To ja jestem przygłuchy. - usiłuję ją rozbawić. W końcu... to tylko pytanie.
- Pierwszej opcji nie biorę pod uwagę. Mogłaby dla mnie nie istnieć. - odpowiada pewnie. - A druga... - podnosi na mnie swój wzrok. - Druga jest na ten moment jedyną na jaką mogę sobie pozwolić. - mówi ciszej a mi podskakuje puls. Dziewczyna odwraca się i znów skupia na filmie. Ok Gregor... powoli atakuj... tylko... delikatnie...
- Chciałbym mieć czwórkę dzieci. - przyznaję. Słyszę jak wstrzymuje oddech. Najwyraźniej nie było to zbyt delikatne. - Chciałbym wziąć ślub w jakimś pięknym ogrodzie i mieć duże wesele pod namiotem. - kontynuuję a jej klatka piersiowa znów się unosi i opada. Znów głaszczę jej dłoń a moje usta znajdują się przy jej policzku. - Chciałbym posadzić jabłonie w ogrodzie... samodzielnie zbudować altanę i huśtawkę... - dodaję ciszej. - A w podróż poślubną chciałbym jechać do Azji... - wyznaję. Zamyka oczy i spokojnie oddycha tuląc swój policzek do mojego. - Ślub chciałbym w kwietniu, żeby móc potem w noc poślubną kochać się pod kwitnącą wiśnią. - kończę i czekam na jej reakcję. Na jej ustach pojawia się najpiękniejszy z uśmiechów ale nie otwiera oczu. Zaczynam powoli głaskać jej zarumieniony policzek. - A ty? - pytam. - Co byś w tej wizji zmieniła? - staram się brzmieć pewnie ale boję się odpowiedzi.
- Posadziłabym wiśnie zamiast jabłoni w twoim ogrodzie. - wyznaje a mi serce na moment zamiera. Robi mi się gorąco. - Żeby móc powtarzać noc poślubną przez resztę życia. - dodaje szeptem. Otwiera oczy i patrzy na mnie z pewnego rodzaju tęsknotą. - Lubię sobie z tobą gdybać Gregor. - mówi i całuje mnie delikatnie w policzek. - Muszę ci coś powiedzieć. - wyznaje i czuję, że nie będzie to już nic miłego.
- Mów. - ściskam jej dłoń żeby dać jej tą odwagę której jej brakuje. 
- Wojna w Izraelu odbija się rykoszetem na niewinnych.  - mówi poważnie. Jestem zdezorientowany, bo nie mam zielonego pojęcia jak przeszła z jednego tematu do drugiego. - Potrzebni są misjonarze. - dodaje a mnie zalewa zimny pot. Czuję strach, bo wiem że zaczynam ją tracić kiedy już pojawiała się nadzieja na jej zdobycie. - Termin ślubów został przesunięty.
- Powiedz że na później. - usiłuję zaklinać rzeczywistość. Zaciska usta a w jej oczach widać rezygnację. 
- W czerwcu mam miesięczne przygotowanie a 15 lipca śluby. Dzień później wyjeżdżamy. - odpowiada. Moja dłoń zsuwa się z jej policzka i opada bezwładnie na łóżko. Bóg znowu się ze mną bawi. Zobaczył, że mam jakieś szanse więc skraca mi czas. To nie jest w porządku. Tym razem to jej dłoń głaszcze delikatnie mój policzek. - Gregor... - zaczyna niepewnie. - Nie wiem... nie wiem czy chcę tam jechać. - przyznaje. A moje emocje znów skaczą w dół i w górę. - Przełożona wie o moim wahaniu. - dodaje. - I wie, że to przez moje uczucia do ciebie. - kontynuuje. Ciągle nie potrafię się przyzwyczaić, że to o mnie. 
- Chciałbym z nią porozmawiać. - mówię nagle. 
- Po co? - pyta zaskoczona. - Przecież nie po drodze ci z klerem. - uśmiecha się niepewnie.
- Jesteś w stanie mnie z nią teraz połączyć? - pytam jak najbardziej poważnie. Kiwa głową, a ja podaję jej laptop. Wyłączam telewizor, poprawiam sweter i włosy, a na ustach nowicjuszki pojawia się uśmiech. Puszczam jej oko i biorę laptop na swoje kolana. Po chwili na ekranie pojawia się starsza kobieta w habicie i okularach na łańcuszku i patrzy na mnie uważnie.
- Matko... chciałaś poznać Gregora. - zaczyna niepewnie dziewczyna a we mnie pojawia się chwilowe zaskoczenie. Staram się tego nie pokazać. - Gregor, to Matka przełożona, siostra Konstancja. - przedstawia nas sobie dziewczyna.
- Dobry wieczór. - mówię niepewnie.
- Niech będzie pochwalony. - odpowiada poważnie. Och... czuję, że właśnie sobie nagrabiłem. - Melanio... - zwraca się do dziewczyny. - Nie wspominałaś że jest aż tak przystojny. - ruga ją i uśmiecha się szeroko a moje zaskoczenie sięga zenitu. Mel wywraca oczami.
- Nie mówiłaś? - pytam rozbawiony. Tym razem mrozi mnie wzrokiem.
- Chciałabym z Gregorem porozmawiać bez twojej obecności złotko. - mówi kobieta a Melania niepewnie patrzy to na nią to na mnie. W końcu kapituluje i wychodzi z pokoju zostawiając mnie sam na sam z materią której nie rozumiem. - Więc to ty. - kiwa głową.
- To ja. - potakuję. - Siostro...
- Teraz ja mówię młody człowieku. - przerywa mi. Czuję się jak na dywaniku u dyrektora. - Uważam, że Melania nie nadaje się do zakonu. - strzela od razu. - Jest w niej zbyt dużo żalu, strachu i smutku, a to nie powód do zamykania się na miłość mężczyzny. - kontynuuje. - Zwłaszcza, że nie jesteś tylko chwilowym zauroczeniem kochaniutki.
- Jest siostra pewna? - pytam. 
- Masz wątpliwości?
- Nie mam pewności czy...  czy starczy jej odwagi. - odpowiadam. - A nie wiem jak długo będę w stanie walczyć za nas oboje. Choć bardzo bym chciał odjąć jej zmartwień.
- Krótka piłka. - zaczyna. - Kochasz ją? - pyta. Bezwiednie uśmiecham się pod nosem. - Więc nie możesz się poddać. Miłość nie zdarza się zbyt często, dlatego jak już jest to trzeba o nią walczyć.
- Mam walczyć z Bogiem?
- Z Bogiem? - dziwi się. - A myślisz, że kto ci ją tam zesłał? - śmieje się. - To Bóg rozdaje miłość. Dzieli się nią na prawo i lewo. 
- Więc czemu odebrał jej Harshada? - pytam z wyraźną pretensją.
- Nie nad wszystkim da się zapanować. Czasem... czasem Bóg robi coś czego nie jesteśmy w stanie pojąć. Ale czy jedno nieszczęście z przeszłości, ma rzutować na nasze szczęście w przyszłości? Gdyby Bóg chciał żeby była w zakonie, gdyby taki miał na nią plan... nie postawiłby ciebie na jej drodze. I tak właśnie uważam. I to jej powtarzam. 
- Ale ona jest uparta i dotrzymuje obietnic. - kończę a zakonnica kiwa głową. - Czy może jej siostra nie dopuścić do ślubów? - pytam.
- Musiałabym mieć jakiś bardzo dobry powód.
- To, że ją kocham nie wystarczy?
- Ale ona nie przyznała, że kocha ciebie chłopcze. - wzrusza ramionami. Zabolało. - To, że ja to wiem, że ty to wiesz i że ona to wie... to za mało. - przyznaje. - Dlatego musisz zrobić wszystko, żeby sama podjęła decyzję. 
- Staram się. - wzdycham. 
- To postaraj się bardziej. - mówi pewnie. - Masz wszystkie narzędzia, których do tego potrzebujesz. Masz wygląd, masz ją na miejscu, masz kilka miesięcy i co najważniejsze... masz jej wahanie. - kontynuuje. - Powodzenia. - kończy i tak po prostu się rozłącza. Jak się czuję po tej krótkiej rozmowie? Dziwnie. Niby wszyscy wszystko wiedzą ale i tak ciężko zmienić rzeczywistość. I jedyną rzeczą jaka stoi na przeszkodzie do mojego szczęścia jest moje szczęście. I jej upór.
    W salonie słyszę podniesiony głos mojej siostry. Kiedy wchodzę Thomas patrzy na mnie smutnym wzrokiem a Gloria z niedowierzaniem na Melanię. Czyli już wiedzą. Krzyżuję ręce na piersiach i opieram się o okno obok kominka. 
- Ok. Spokojnie... - moja siostra bierze głęboki wdech ale po chwili znów wybucha. - Przecież obiecałaś być świadkiem na naszym ślubie! Jak możesz teraz tak po prostu mówić że wyjeżdżasz pół roku wcześniej?! 
- Gloria... - Thomas usiłuje ją uspokoić. - Możemy przełożyć datę ślubu na wcześniejszą, nie mamy przecież jeszcze żadnej rezerwacji... - proponuje.
- To nie o ślub chodzi Thomas! - broni się ze łzami w oczach.
- Gloria... - nowicjuszka podchodzi do mojej siostry i bierze ją za ręce. - To nic nie zmienia. - mówi spokojnie. 
- Boże Mel... - moja siostra pęka. Po jej policzkach płynął łzy. - Myślałam, że mam jeszcze tyle czasu żeby się na to przygotować a ty... - mocno ją obejmuje. 
    Obaj z Thomasem dajemy im trochę czasu. Siedzimy w moim pokoju i milczymy. Nerwowo stukam palcami o blat biurka ale nie wytrzymuję i idę do okna. Blondyn obraca się na krześle i uważnie mnie obserwuje. Ogląda zdjęcia na moim laptopie i wiem, że chce coś powiedzieć ale nie bardzo wie co. Upija łyk kawy i przeklikuje kolejne ujęcia. Mam wrażenie, że mój świat właśnie przyspieszył. że wszystko teraz biegnie i niczego nie mogę zatrzymać.
- Piękne. - słyszę zza pleców głos mojej siostry. Patrzy na komputer leżący na kolanach swojego narzeczonego a ten rzuca mi przepraszające spojrzenie. Teraz już mi obojętne. Kobieta zamyka drzwi i siada na moim łóżku. - Poszła do kościoła. - wzdycha. - Gregor koniec tych podchodów. Mówisz mi wszystko co powiedziałeś Thomasowi i szukamy sposobu, żeby zmieniła decyzję. - mówi poważnie.
- Od czego zacząć? - pyta blondyn odkładając laptopa.
- Po pierwsze, jutro definitywnie zrywasz z Camillą - wylicza moja siostra. - Potem, wieszasz sobie fotkę Melanii nad łóżkiem. - dodaję.
- Muszę adoptować psa. - mówię poważnie.
- Co? - blondyn nie rozumie sytuacji.
- Psa. Leo. - wyjaśniam. - A na wiosnę posadzę wiśnię.

____________________
<3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz