czwartek, 12 grudnia 2024

20. Katastrofa

     Mieliście kiedyś pustkę w głowie? Taki moment w życiu, w którym nie macie pojęcia co robić i co myśleć? Zamykam oczy i opieram głowę na poduszce. Leżę w nogach własnego łóżka i wpatruję się w zdjęcie na ścianie. 

- Kto dzwonił? - do pokoju zagląda moja siostra. 

- Gloria... zostaw mnie proszę. - mówię cicho. Zamiast tego siada obok mnie i czuję jej zatroskany wzrok na sobie. - Nikt ważny. - wzdycham i otwieram oczy. - Ona nie odbiera. - mówię zawiedziony. - Wysłałem jej kilkanaście smsów, próbowałem się dodzwonić ale...

- To pewnie dlatego, że zostawiła telefon. - przerywa mi brunetka i pokazuje aparat. - Leżał pod poduszką. - dodaje cicho. Za oknem słychać grzmoty i widać zza ściany deszczu błyskawice. Wiosenna burza w trakcie zimy. Paskudna pogoda na paskudny nastrój. - Chcesz pogadać? - pyta. Uśmiecham się do niej słabo. Kiwa tylko głową i milczy wtulając się w moje ramię. - Przyjedzie na ślub. - mówi cicho moja siostra.

- Wiem. - wzdycham. - Tylko że ja chciałbym ją tutaj teraz. - przyznaję niemrawo. - Jestem... jestem skołowany Gloria. - dodaję. 

- Masz pobojowisko w serduchu. - mówi powodując u mnie słaby uśmiech. 

- Zdecydowanie. - potakuję. - Wszystko tak szybko się wydarzyło, że... 

- Nie masz pewności? - dziwi się.

- Mam. Mam cholerną pewność, że to jedyna kobieta z którą chciałbym dożyć starości. - wyznaję. Moja siostra wdycha i głaszcze mnie po ramieniu. - Choćbym nie wiem jak bardzo dobijał się do bram zakonu, nie wpuszczą mnie. Gdy zadzwonię, a ona nie będzie chciała rozmawiać, żadne wytłumaczenia nie będą miały znaczenia, bo to nie ona je usłyszy. - milknę na moment. - Jedyną szansą na odzyskanie jej jest wasz ślub. 

- Zrobimy wszystko żeby ci to ułatwić. - mówi pewnie. - Mogę ci nawet odstąpić księdza. - proponuje powodując u mnie uśmiech. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywa.

- Ona odeszła Gloria... - mówię a głos mi się załamuje. - Straciłem ją. - dodaję wyczuwając nadchodzącą panikę. 

- Ciiii - brunetka przytula mnie jeszcze bardziej i próbuje uspokoić tak samo jak robiła to w dzieciństwie. Muszę wziąć kilka wdechów, bo nie chcę znów wpaść w tą spiralę, z której dopiero wyszedłem kilka miesięcy temu. Nie mogę. - Wszystko będzie dobrze. - mówi spokojnym głosem. W tym momencie gwałtownie otwierają się drzwi do mojego pokoju i staje w nich przerażony blondyn. - Thomas? Coś się stało? - pyta zaskoczona.

- Musicie to zobaczyć. - mówi i wychodzi do salonu. Opanowuję się i idziemy za nim, a kiedy tam wchodzimy na ekranie telewizora widać kanał informacyjny.

    Dzisiejsza nawałnica nie pozwala służbom medycznym odpocząć. Dosłownie przed momentem otrzymaliśmy informację o wypadku, który kilkadziesiąt minut temu miał miejsce na trasie Innsbruck-Wiedeń. Na wysokości wiaduktu kolejowego u brzegu Traunsee dwa pociągi relacji Innsbruck-Wiedeń oraz Mediolan - Salzburg zderzyły się czołowo. Nasz korespondent znajdujący się na miejscu katastrofy postara się powiedzieć nam coś więcej na temat tego strasznego zdarzenia.

    Jak widać na obrazie za mną, podczas zderzenia pociągi znajdowały się na tym samym torze, najbardziej ucierpiały dwa pierwsze składy każdego z nich. Są doszczętnie zniszczone, a wypadnięcie z torów spowodowało, że obsunęły się po skarpie i znajdują się teraz w lodowatej wodzie jeziora. Z każdą kolejną minutą mroźny deszcz pogarsza sytuację, ratownicy w asyście kilkunastu oddziałów straży pożarnej zabezpieczającej nasyp przed kolejnym obsunięciem się ogona pociągu usiłują wydostać ocalałych z katastrofy. Końcowe wagony pociągów zostały odłączone, a pasażerowie objęci opieką medyczną i psychologiczną. 

- O mój Boże.... - Gloria siada na kanapie i unosi dłonie do ust. Serce staje mi w gardle.

    Płetwonurkowie usiłują wydostać rannych z wód jeziora ale prognozy nie są optymistyczne. Dowódca straży poinformował mnie, że przy takim zderzeniu, pogodzie i temperaturze wody, osoby znajdujące się w jeziorze prawdopodobnie będą ofiarami tej katastrofy.

    Powiedz gdzie przewożeni są ranni i w jaki sposób ich rodziny mogą dowiedzieć się o stanie swoich bliskich.

    Aby jak najmniej obciążać linie telefoniczne pobliskich szpitali ocaleli z katastrofy zostali poproszeni o kontakt z bliskimi i z tego co zdołałem się dowiedzieć już poinformowali o swoim stanie rodziny. Jeśli ktoś z naszych widzów wie, że w pociągach wymienionych relacji podróżował ktoś bliski i do tej pory nie otrzymali żadnej informacji o ich stanie zdrowia, proszony jest o kontakt ze szpitalem uniwersyteckim w Salzburgu pod numerem...

- Wiedziałem, że ta pogoda nie przyniesie nic dobrego. - mówię ponuro. Gloria patrzy na mnie ze łzami w oczach a blondyn z czymś takim... - Co jest? - pytam nie łącząc zupełnie faktów.

- Greg... - zaczyna blondyn a ja w tym momencie uświadamiam sobie co właśnie się wydarzyło. Znów przestaję oddychać. - Mel jechała tym pociągiem. - mówi potwierdzając to co właśnie uderzyło we mnie jak tsunami. Patrzę na obraz w telewizji i nie wierzę w to co się dzieje.

- Zostawiła telefon więc... nie miała jak zadzwonić i... - usiłuję się jakoś uspokoić ale moje ręce drżą. W tym momencie widać jak kolejny z wagonów osuwa się z nasypu i znika pod wodą. 

- Jedziemy do szpitala. - decyduje blondyn i bierze kluczyki do samochodu. 

    Nie protestujemy. Gloria zalewa się łzami a ja usiłuję uspokoić drżenie rąk. Droga z Innsbrucku do Salzburga zazwyczaj trwa ponad dwie godziny ale Thomas potrafi wydusić ze swojego auta takie pokłady prędkości o jakich nikt nie wie że ma. Odkładam słuchawkę telefonu a Gloria patrzy na mnie z nadzieją w oczach.

- Nie mają wśród pacjentów żadnej zakonnicy. - mówię. Zaciska zęby starając się nie uronić kolejnych łez. - Powiedzieli, że na szpitalnej stołówce jest poczekalnia. Zorganizowali również... - przerywam żeby złapać oddech. - Fotografa.

- Fotografa? - dziwi się. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z blondynem bo obaj wiemy co to znaczy. To najczęstsza praktyka w szpitalnych kostnicach podczas katastrof.

- Na tablicy wywieszane są zdjęcia osób, które nie przeżyły. - oznajmiam cicho. - Do identyfikacji. - dodaję. I nagle w samochodzie robi się cicho. Żadne z nas się nie odzywa jakby bojąc się, że to pogorszy już i tak kiepską sytuację. 

    Pozostała część drogi cholernie mi się dłuży. Moje myśli krążą tylko wokół jednej osoby i usiłuję wypierać jakąkolwiek możliwość jej całkowitej utraty. Tak po prostu nie może być. Ta historia nie może się tak skończyć. Nie tak prozaicznie, nie tak drastycznie. Po prostu nie. 

    Na szpitalną stołówkę wpadamy tak samo zdenerwowani jak wszyscy znajdujący się tutaj ludzie. Rozglądam się wokół a czas jakby zwalnia. Widzę staruszków tonących w swoich łzach ze zdjęciem młodego chłopaka w dłoniach, widzę faceta z dzieckiem na rękach i zdjęciem martwej żony, widzę parę nastolatków rozmawiających ze szpitalnym psychologiem a z ręki dziewczyny wypadają zdjęcia mężczyzny i kobiety... Właśnie ktoś stracił syna, żonę, rodziców... Wszędzie dokoła nadzieja i rozpacz jednocześnie. Płacz z żalu i płacz z radości gdy się nikogo bliskiego nie znajdzie na tablicy, na której młody lekarz przypina kolejne fotografie. Każdy z nas powoli podchodzi do jednej z tablic i uważnie śledzimy twarze ofiar katastrofy. Nie jestem w stanie oddychać. Duszę się widząc te wszystkie martwe osoby. 

- Nie ma jej tu... - słyszę obok siebie. - Gregor nie ma jej tu. - moja siostra powtarza to jak traumę. 

- Muszę się przewietrzyć. - mówię i wychodzimy szybko na plac przed szpitalem. Biorę głęboki oddech i nie przeszkadza mi nawet padający zimny deszcz. Opieram się o ścianę przy wjeździe dla karetek i zamykam oczy. Wszędzie dokoła słychać wycie syren, a na podjeździe co chwilę pokazują się nowe ambulanse. Jeden z nich podjeżdża pod samo wejście tuż przy nas. Widzę jak grupa lekarzy i pielęgniarek czeka na przyjęcie kolejnej z ofiar wypadku ale po tylu godzinach... czy to ma jeszcze sens?

- N.N.!- woła ratownik po otwarciu się drzwi karetki. - Kobieta około 30stki, zimna jak lód, hipotermia, brak pulsu, trzy w skali Glasgow! Nie wiemy jak długo była pod wodą, podobno pomogła wydostać się z jeziora dwójce nastolatków!

- Bohaterka? - pyta jeden z lekarzy wskakując na wózek, na którym wiozą kobietę owiniętą w złotą folię.

- Martwa? - pyta ratownik.

- Nie jest martwa dopóki nie jest ciepła i martwa! - krzyczy kobieta podpinająca jakieś kabelki. I wtedy słyszę to czego nie chcę usłyszeć. - Miejmy nadzieję, że ma chody u swojego szefa i pozwoli jej zostać z nami dłużej! - woła.

- Nie znoszę zakonnic!- woła ratownik. Podbiegam do niego i nie wierzę w to co widzę. Trupio blada twarz, sine usta, skostniałe dłonie... - Hej! Odsuń się i daj im pracować! - warczy na mnie.

- Ale ja muszę do niej iść! - mówię twardo. Patrzy na mnie uważnie ale ma w oczach coś takiego...

- Korytarz na wprost. Czekaj przed kolejnymi drzwiami i... i pomódl się. - mówi i klepie mnie po ramieniu wracając do karetki. 

    Nie pamiętam momentu kiedy pielęgniarka wypytuje moją siostrę o dane Melanii. Nie pamiętam chwil kiedy oddawaliśmy krew, bo wokół po prostu jej brakuje. Za to doskonale pamiętam momenty kiedy drzwi do sali się otwierały i wypadała z nich kolejna pielęgniarka. Przez ten jeden moment mogłem widzieć do jak wielu przyrządów jest podpięta. Jak kilkoro lekarzy na zmianę wykonuję uciski na jej klatce i brzuchu. Jak pozioma linia nieustannie informuje o braku akcji serca. Jak kolejne dawki ciepłego płynu schodzą z kroplówki i jak kolejne koce grzewcze są dokładane wokół kobiety. Nie słyszę słów mojej siostry przepełnionej nadzieją, bo nie chcę sobie jej robić. Co jakiś czas słychać komendy lekarzy, których nie jestem w stanie zrozumieć. "Płyny!" "Bajpas!" "Ładuj do 300!"... Zerkam na zegar i nie wierzę, że upłynęło już 3 godziny. 

- Gregor... - słyszę słaby głos Glorii. Dotyka mojej dłoni i dopiero wtedy uświadamiam sobie jak bardzo jest zaciśnięta. 

- Przepraszam, państwo są z rodziny tej zakonnicy? - pyta spokojnie pielęgniarka.

- Nowicjuszki. - poprawiam ją. - Tak. Jesteśmy rodziną. - mówię siląc się na pewność. Kiwa głową i podaje nam jej rzeczy. Torbę z przemoczonym szarym habitem i pudełko z kilkoma rzeczami. Z jej różańcem, portfelem i... i błękitną broszką w kształcie niezapominajki.

- Za chwilę wyjdzie do państwa lekarz. - mówi i odchodzi patrząc na nas ze współczuciem. Po chwili młody doktor pojawia się przed nami i wzdycha ściągając okulary. 

- Co z nią doktorze? - pyta blondyn.

- Przywróciliśmy pracę serca. Pacjentka nawet oddycha samodzielnie.

- Czyli żyje. - mówi z ulgą moja siostra.

- Fizycznie oprócz złamanej nogi nic jej nie jest. Wyjdzie z tego. Cudem ale wyjdzie. - mówi. - Należy jednak pamiętać że przez 3 godziny ledwo utrzymywała się przy życiu. Hipotermia ochroniła organy ale niedotlenienie... - znów pociera oczy. - Neurochirurg zbada jej fale mózgowe jak tylko przewieziemy ją na OIOM. Na ten moment nie mogę państwu obiecać, że pacjentka wróci do nas taka sama, jaką ja zapamiętaliście. Przepraszam ale mam kolejnych pacjentów. - dodaje i odchodzi. Siadam na krześle pod ścianą i chowam twarz w dłoniach. 

    Kolejne chwile pamiętam jak przez mgłę. Wywozili ją podłączoną do jakiejś aparatury. Wcale nie wyglądała lepiej. Nadal blada z widocznymi naczynkami, nadal tak bardzo daleka od pełni życia. Pamiętam drogę na OIOM, na którym może przebywać tylko jedna osoba. Pamiętam jak jednym moim spojrzeniem Thomas zrozumiał, że to miejsce dla mnie i tylko dla mnie. Pamiętam jak Gloria pozbawiona już łez wychodzi prosząc mnie wzrokiem, żebym dawał znać gdy tylko coś się zmieni. Na jakiekolwiek...

    Zegar na ścianie wskazuje 20:00. Nie mam pojęcia kiedy to minęło. Tak długo wpatruję się w kobietę leżącą na tym łóżku, że znam na pamięć mapę przezroczystych rurek odchodzących od jej ciała. Wenflon z kroplówką z ciepłej soli fizjologicznej w prawej ręce, drugi z antybiotykami w lewej, czerwone i czarne kabelki na klatce piersiowej kontrolujące pracę jej serca, kilka kabelków przyczepionych do plastrów z magnesami przy skroniach monitorujące fale mózgowe. 

    Sala jest niewielka. Niebieska z białymi meblami pełnymi leków i aparatury. Z prawej strony stoi wózek ratunkowy z defibrylatorem i mnóstwem strzykawek z adrenaliną i epinefryną. Po lewej stolik z narzędziami do torakotomii, rurkami do wkłucia przy zapadnięciu się płuca i kleszczami do rozszerzenia klatki piersiowej przy kompletnej katastrofie. Robi mi się zimno, mimo że jest tu wyjątkowo ciepło. Słabe białe światło jarzeniówek sufitowych oświetla jej porcelanową skórę. Jej powieki wydają się być przezroczyste a jednak nie jestem w stanie zobaczyć tych jej pięknych zielonych oczu. Delikatnie chwytam jej dłoń bojąc się, że jakimkolwiek dotykiem mogę uszkodzić ją bardziej. Ale czy to w ogóle możliwe? Jest chłodna ale choć odrobinę przypomina dłoń żyjącej osoby. 

- Boże... jeśli istniejesz... oddaj mi ją z powrotem... - mówię szeptem. - Jeśli jesteś gdzieś tam wokół to błagam cię... błagam nie zabieraj jej do siebie... Ja... Ja nie potrafiłbym żyć wiedząc że jej nie ma. - dodaję i czuję ciepłe łzy na własnych policzkach. - Jeśli tak bardzo chcesz... oddam ci ją... niech pomaga innym, niech chodzi w tej swojej szarości ale... ale pozwól jej żyć do cholery. - milknę, bo do sali wchodzi pielęgniarka. Starsza, siwa, ciemnoskóra kobieta przy kości sprawdza podłączenie wszystkich urządzeń, a do jednego z wenflonów wstrzykuje jakiś płyn. Uśmiecha się do mnie ze współczuciem.

- Ta dwójka nastolatków, których wyciągnęła z wody... - zaczyna kobieta. Patrzę na nią z nadzieją w oczach. - Mają się dobrze. - uśmiecha się ciepło. - Są trochę poobijani i dorobili się zapalenia płuc ale antybiotyki wystarczą. - dodaje. - Żyją tylko dzięki niej. - wzdycha. - To nowicjuszka? - dopytuje widząc jak ściskam dłoń Melanii.

- Tak. - potakuję bez zbędnego komentarza.

- Szkoda jej na zakonnicę. - patrzy na dziewczynę i odgarnia jej włosy z czoła. - Jest śliczna. - dodaje zerkając na mnie.

- Najpiękniejsza jaką znam. - przyznaję.

- Jest bohaterką chłopcze. - mówi. - Musi do nas wrócić bo świat potrzebuje bohaterów. - klepie mnie po ramieniu. - W tej szafce masz koce. Zdrzemnij się. Jeśli coś się zmieni to cię obudzę. - puszcza mi oko i wychodzi zostawiając mnie ponownie samego. Nie mam ochoty na sen ale czuję się wyczerpany. Jakby całą energię odebrało mi to jedno zdarzenie...

    Zerkam na zegarek na ścianie i widzę 8:02. Przespałem całą noc? Podnoszę się na krześle, a z moich ramion spada koc. Zerkam na dziewczynę ale nadal śpi. Przecieram jedynie oczy i ponownie chwytam jej dłoń w swoją. Już jest cieplejsza ale nie wiem czy to przez to że cała noc trzymałem ją w swoich dłoniach czy przez to że jest lepiej.

- Dzień dobry. - młoda ruda pielęgniarka wita się ze mną wchodząc do pokoju. - Jestem Klara. - mówi z uśmiechem. - Rose mówiła, żeby pana obudzić przed obchodem ale jak widać już nie trzeba. Proszę. - podaje mi kubek z kawą i kontroluje aparaty. 

- Dziękuję. - odpowiadam i upijam łyk tak bardzo potrzebnego mi tutaj napoju. Do pokoju wchodzi lekarz, który każe mi się odsunąć na bok i dokładnie odczytuje wyniki badać oraz zapis z aparatu podłączonego do głowy dziewczyny. To starszy poważny mężczyzna z kozią bródką, który ewidentnie dba o swoją formę fizyczną. Może mieć 50 lat a może 60... 

- No dobrze... - mruczy pod nosem. - Funkcje życiowe w normie, po kolejnej dawce możemy odstawić antybiotyki... - mówi i czeka aż pielęgniarka zapisze zalecenia na karcie przy łóżku. - Serce bije jak dzwon, jeśli tak się utrzyma, wieczorem przełączamy panienkę na obrączkę. - mężczyzna patrzy na mnie uważnie. - Pan to...?

- Przyjaciel. - odpowiadam pewnie. - Melania nie ma rodziny. - dodaję.

- Ale pewnie jest częścią jakiegoś zgromadzenia. - odpowiada lekarz. Kiwam głową. - Proszę zawiadomić zakon, one tam mają jakieś swoje procedury w takich przypadkach. - wyjaśnia zadziwiając mnie nieco swoją wiedzą na ten temat. - Jeśli chodzi o jej stan... fizycznie jest dobry. Monitorujemy płuca, którym się najbardziej oberwało, noga jest ustabilizowana a zadrapania znikną nim się obejrzy ale praca mózgu jest jeszcze powolna. - recytuje jak z podręcznika.

- Co to oznacza? - pytam nie pewnie.

- To, że nie możemy stwierdzić na pewno, że jest świadoma ale w jakiś sposób mózg nie pozwala jej się jeszcze wybudzić. Być może jeszcze potrzebuje trochę czasu na regenerację. Nie może wykluczyć tego, że jej mózg powoli przegrywa walkę z wolą życia.

- To znaczy że ona może nie chcieć wyzdrowieć? - pytam upewniając się że nie usłyszałem właśnie największej bzdury roku. - Jak to możliwe?

- To jak z przeszczepami. Odrzucone przeszczepy występują w największym procencie u ludzi, którzy kogoś w ostatnim czasie stracili, mają depresję lub zwątpili w sens leczenia. Ze śpiączką po hipotermii jest tak samo. Pacjent może być fizycznie zdrowy ale mózg w jakiś sposób łączy się z duszą. - wzrusza ramionami. - Jak kiedyś wymyślę dlaczego tak się dzieje to pan o mnie usłyszy w telewizji. - mówi wprost. - Pozostaje czekać. 

- Co mogę zrobić? - pytam chcąc uzyskać odrobinę nadziei dla samego siebie. Żebym to ja nie zwariował.

- Proszę do niej mówić, być przy niej, jeśli lubi jakiś serial, proszę go puścić w telewizorze, jeśli jakąś muzykę, tu stoi radio. - lekarz wskazuje po kolei sprzęty. - Musi czuć że nie jest sama. Może to sprawi że będzie chciała do nas wrócić. - kończy i wychodzi z pokoju zostawiając mnie z własnymi myślami. Zerkam na telefon i widzę kilkanaście wiadomości i nieodebranych połączeń od Glorii. Piszę jej krótki raport i chowam telefon do kieszeni płaszcza wiszącego na oparciu fotela.

- Macie tu bibliotekę? - pytam rudowłosej pielęgniarki. Uśmiecha się i wskazuje mi drogę. Kiedy docieram na druga stronę budynku, na parterze ukazuje mi się niewielka sala z kilkunastoma półkami zapełnionymi książkami. Jedna z pielęgniarek patrzy na mnie z zainteresowaniem.

- Co będziemy czytać pacjentce? - pyta odgadując moje zamiary. Uśmiecham się słabo ale doskonale wiem czego chcę.

- Przeminęło z wiatrem...


___________________

;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz