środa, 11 grudnia 2024

19. Zdążę

     Kawiarnia wydaje się być zbyt tłoczna jak na 9:00 rano. Pora śniadaniowa w pełni i mam wrażenie, że ludzie nie potrafią zrobić sobie w domu kanapki. Albo nie mają na to siły jak ja, albo nie mogliby niczego przełknąć jak ja... Jest mi niedobrze. Takiego bombardowania myślami jeszcze nigdy nie miałem. Co teraz? Mam do niej wrócić i liczyć na to, że kiedyś pojawi się miłość? Mam to zrobić tylko ze względu na dziecko? A jeśli nie wrócę, to jak to będzie wyglądało? Nie chcę żeby dziecko wychowywało się bez ojca. Widzę jak Thomas cierpi bo jest z dala od Lilly i choć bardzo się stara to nie jest ojcem w 100%. A jeśli zdecyduję się na pełne zaangażowanie to jak zareaguje na to Mel? Już wystarczająco mieszam w jej życiu, czy udźwignie taką rzeczywistość? Przecież coś innego jej obiecałem...

- Przepraszam za spóźnienie, dyżur mi się przeciągnął. - mówi zasapana i zdejmuje płaszcz i szalik. Siada na przeciwko mnie i rozgląda się za kelnerką. - Oddam nerkę za kawę. - śmieje się.

- Kawę? - dziwię się. - Powinnaś?

- Uwierz mi, że po takim dyżurze taka śladowa ilość kofeiny jaka jest w tutejszym cappuccino mi nie zaszkodzi i będę spała jak dziecko. - odpowiada pewnie. Bardzo zabawne. Przełykam ślinę ale w gardle stoi mi gula, której przełknąć nie potrafię.

- Jak się czujesz? - pytam. Patrzy na mnie uważnie, zakłada nogę na nogę.

- Poproszę cappuccino. - mówi do pojawiającej się z nikąd kelnerki. - Jestem zmęczona Gregor. - odpowiada pewnie. - Bolą mnie plecy, nogi i głowa. - dodaje. - A jeśli pytasz o stan psychiczny to tak... jestem rozstrojona, bo rzuciłeś mnie dla zakonnicy, to chciałeś usłyszeć? - pyta cicho warcząc. Daję jej chwilę na uspokojenie się. Stuka palcami o blat stolika a w tym czasie dostaje swoją kawę. - Dopiąłeś chociaż swego? - pyta.

- Co masz na myśli? 

- Byłam jedyną przeszkodą. - wzrusza ramionami. - Melania ma swoje zasady i jedną z nich jest odrzucanie zajętych facetów. A skoro już mnie nie ma... - nie kończy. - Zdobyłeś dziewczynę? - pyta z gorzkim uśmiechem.

- Nie. - odpowiadam pewnie choć bardzo boli. Od razu przypomina mi się jej reakcja na swoje odkrycie. Jej słaby uśmiech, jej czuły dotyk na moim policzku i to jedno zdanie wypowiadane drżącym głosem... "będziesz cudownym tatą Gregor"

- Cóż... być może nie jest taka zła jak myślałam. - komentuje. Patrzę na nią niedowierzając. Jest taka... 

- Jesteś taka pewna siebie. - mówię.

- Zawsze byłam.

- Ale nie chciałaś mieć dzieci. - zauważam. Jej wzrok zatrzymuje się na moich oczach jakby analizując wszystko co powiem. - Nie jestem na to gotowy Camilla... - kontynuuję. - Ale chciałbym być obecny w jego życiu. Chciałbym się angażować na tyle na ile będę mógł i potrafił ale... ale nie mogę być z kimś kogo nie kocham. - wyznaję. Po jej twarzy przemyka cień. - Będę na każdym badaniu, znajdę miejsce na pokoik w domu, kiedy będzie mój weekend na opiekę nad nim. Kwestia alimentów też nie jest dla mnie problemem. - dodaję. - Chcę tylko żebyśmy się dogadali jak normalni dorośli ludzie. - kończę. Wyjmuję test ciążowy i kładę na stoliku. Patrzy na niego dość długo i powraca wzrokiem do mnie. - Wolałbym jednak, żebyś powiedziała mi osobiście niż znajdować znaki pod poduszką. - dodaję z lekkim wyrzutem. Upija łyk kawy i uśmiecha się pod nosem.

- A co? Zabawiałeś się z zakonnicą i znaleźliście test ciążowy? - pyta prychając. Nie odpowiadam. Jej oczy robią się wielkie jak spodki. - Proszę proszę... Czyli nie taka święta. - śmieje się kręcąc głową.

- Nie rozmawiamy o niej. - przypominam.

- Niepotrzebnie zawracasz sobie tym wszystkim głowę. - mówi. - Skoro nie będziemy razem... Gregor ja nie wyobrażam sobie mieć teraz dziecka. Będąc samą, po stracie mieszkania. Nigdy dziecka nie chciałam i nadal nie chcę. - mówi pewnie a we mnie trafiają te słowa jak podmuch zimnego powietrza.

- Nie pozwolę ci usunąć... - mówię poważnie i zaciskam dłonie w pięści. Widzi to i unosi brew.

- Co na to wszystko Melania? - pyta zaciekawiona i ponownie upija łyk kawy. Uśmiecha się triumfalnie gdy widzi moją minę.


*****

    Los mi płata figla. Czy na pewno los? Może to znak, że moja wczorajsza słabość nie powinna była się wydarzyć? Tylko ja tak bardzo tego chciałam... Obracam w palcach różaniec i mam ochotę zapłakać. Może moim przeznaczeniem jest tracić wszystkich których kocham...

- Ooo a co ty tak w samotności siedzisz? Gdzie Gregor? - słyszę rozbawiony głos Glorii wchodzącej z blondynem do salonu. Po chwili są już obok i siadają przy stole kuchennym. - Mel? Coś ty taka smutna? - dziwi się i zerka na narzeczonego. Ten tylko mi się przygląda uważnie. 

- Coś się stało? - pyta. Zaczynam bawić się jedną z wielu mandarynek leżących w koszyczku na środku stołu.

- Wszystko w porządku. - odpowiadam. - Mam dla was nowinę. - dodaję siląc się na słaby uśmiech. Mrużą oczy. - Będziesz ciocią. - oznajmiam powodując u niej szok i niedowierzanie. Blondyn prycha ale po chwili poważnieje.

- Ty... - zaczyna kobieta. Kręcę głową.

- Nie, nie skąd... - bronię się nieudolnie. - Wieczorem... Znaleźliśmy... Gregor... ekhm... pod jego poduszką był pozytywny test ciążowy. - oznajmiam. Ich miny mówią wszystko. Są zaskoczeni, zmieszani i nie bardzo wiedzą jak zareagować. Uśmiecham się a raczej staram się uśmiechnąć. - Taki prezent pożegnalny od Camilli. - dodaję.

- Ale...

- Gregor będzie świetnym tatą Gloria i obie to wiemy. - mówię pewnie. - Chciał mieć dzieci i jego marzenie się spełnia. - dodaję upewniając już raczej tylko siebie, że to jest dobra rzecz. - Będzie szczęśliwy z maluchem na rękach. - kończę bo więcej nie przejdzie mi przez gardło. Dlaczego to tak cholernie trudne?

- Gdzie on jest? - pyta cicho Thomas.

- Pojechał spotkać z się z Cam. - mówię zgodnie z prawdą. - Muszą... muszą chyba ustalić co teraz. - wyjaśniam i nastaje cisza. Wszyscy milczą. - Hej... trzeba się cieszyć. - mówię a mój głos mimowolnie drży a w oczach pojawiają się łzy.

- Mel... - Gloria podchodzi do mnie i tak po prostu mnie przytula. - My wiemy... - mówi a mi w tym momencie puszczają wszystkie hamulce i tak po prostu płaczę. Wtulam się w nią mocno i pozwalam sobie na zrzucenie tego wszystkiego co tak cholernie ciąży mi na sercu. Dziewczyna głaszcze mnie po plecach i usiłuje mnie uspokoić ale mój atak jest tak silny że nie potrafię złapać tchu i mam ochotę tak po prostu się zakopać. - Chodź ze mną...ciii... chodź... - mówi i prowadzi mnie do mojego tymczasowego pokoju.

    Poduszka wchłania wszystkie moje łzy. Mam wrażenie, że nie potrafię już płakać. Że już więcej nie mam czym. Nie mam siły mówić, patrzeć, nie chcę móc oddychać, bo nie mam już powodu. I choć bardzo się przed tym broniłam... Ta miłość strasznie boli.

- Kochasz go prawda? - pyta cicho. Głaszcze moją głowę starając się żeby mój oddech wrócił do normalności. 

- Jakie to ma teraz znaczenie? - pytam. Patrzę na nią i widzę jak bardzo jest jej mnie żal. - Nie mogę stawać na drodze do zbudowania...

- Rodziny? - prycha. - Nie wierzę, że nagle zdecyduje się z nią zejść i zbudować z nią dom. - mówi.

- Będą mieli dziecko Gloria. A obie znamy go na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak bardzo będzie chciał się zaangażować. Nie chcę stawiać go przed wyborem, kto dla niego jest ważniejszy, jak zachować się tak żeby żadne z nas nie czuło się mniej ważne... - biorę wdech i powoli wypuszczam powietrze ustami. - Ja na prawdę chciałam... - przerywam bo teraz nie jestem w stanie tego powiedzieć. 

- Proszę cię Mel nie rezygnuj tak łatwo z miłości. - mówi mając łzy w oczach.

- To wcale nie jest łatwe. Przecież wiesz. - kiwa głową bo wie jak bardzo trudne jest odepchnięcie uczucia dla dobra te drugiej osoby. - Ja wiem, że miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko ale... To kolejny znak, że nie powinnam podążać tą drogą. Że złożyłam obietnicę i powinnam jej dotrzymać. - mówię a ona kręci głową. Siadam na łóżku i ściskam jej dłoń. - Wiesz, że nie mogę inaczej. Nie będę potrafiła żyć z poczuciem winy.

- Nie rozwalasz rodziny Mel. Ona nie istnieje. - usiłuje mnie przekonać. Uśmiecham się krzywo. - Nie zmienię twojej decyzji prawda? - wzdycha kiedy widzi mój wzrok. - Gregor się załamie. 

- Nie wyciągaj takiego argumentu. - zabraniam jej. Obie teraz milkniemy i tak po prostu się w siebie wtulamy. - Kocham cię Gloria jakbyś była moją rodzoną siostrą. - mówię a po jej policzku spływa łza. - Pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. - dodaję. - I że zawsze będę o tobie myśleć. I będę się za was modlić.

- Nie żegnaj się ze mną w ten sposób. - kręci głową i ociera łzy z policzków. Patrzę na nią z zaskoczeniem na twarzy. Wskazuje głową róg pokoju. - Torbę zauważyłam wchodząc tu z tobą. - mówi. - Wiem co zrobisz bo ja kurde zrobiłabym to samo i nie lubię siebie za to. - teraz razem śmiejemy się przez łzy.

- Lotnisko czy dworzec? - słyszymy ciche pytanie. W drzwiach do pokoju stoi blondyn ze współczuciem wypisanym w spojrzeniu. 

- Dworzec. - mówię. - Za godzinę mam pociąg. - dodaję. 

- Melka...

- Nie żegnam się jeszcze. - kontynuuję. - Mówię "na razie", bo nie zostawię cię bez świadka i nie ominęłabym tego wydarzenia. - zapewniam. Cała nasza trójka milczy. To nie tak miało być... 


*****

    Kobieta uśmiecha się pod nosem. 

- Gregor...może po prostu to nie było wam pisane. - wzrusza ramionami.

- Nie tobie to oceniać. - odpowiadam. 

- A jak ty to sobie wyobrażasz co? - pyta. - Że będzie cię wspierać, będzie patrzeć z radością jak zajmujesz się swoim dzieckiem, jak cieszysz się każdym kolejnym etapem z nim? - kontynuuje. - Jak każdą wolną chwilę poświęcasz jemu? - milczę. - Ja bym nie chciała być odstawiona na boczny tor.

- Tylko że ona to nie ty. - zauważam. Chyba poczuła się tym dotknięta. - Przepraszam... to wszystko po prostu... trochę...

- Komplikuje ci życie i zmienia plan? - mówi za mnie. Nie odpowiadam. - Nie znam jej zbyt długo Gregor ale powiem ci coś. - kontynuuje. - To jest tego typu człowiek, który woli odsunąć się w cień niż zawalczyć o siebie i swoje szczęście. I właśnie dlatego wstąpiła do zakonu. Bo boi się problemów prawdziwego życia i odpowiedzialności za nie. - mówi pewnie. 

- Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o niej. - odbijam piłeczkę. Uśmiecha się drwiąco i kręci głową.

- Ty wiesz, że właśnie ją straciłeś raz na zawsze, prawda? - pyta, a ja zaciskam zęby bo nie chcę żeby tak było i mam nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży. - I jakie to uczucie? Stracić coś co się dopiero co zdobyło? Coś w co włożyłeś wszystkie swoje uczucia i z czym wiązałeś plany na przyszłość?

- Boli. - przyznaję. - Ale niczego ci nie obiecywałem. - odpieram. Jej wzrok rzuca pioruny. - Przepraszam, nie powinienem cię teraz denerwować...

- Przestań pieprzyć. - ucina twardo. - Nawet nie wiesz jaki to miły obrazek widząc cię takiego... rozsypanego. - mówi zaskakując mnie. - Cieszę się, że przypadek sprawił, że pojawiła się tak nieoczekiwana pomoc. Widać los wie jak się mścić. - śmieje się rozbawiona. - Gregor... miałam pacjentkę. Miała 16 lat. - zaczyna. - Dwa miesiące temu zgwałcił ją kolega z klasy, a ja przyjmowałam ten przypadek na jednym z dyżurów. Wiedziała że może mi zaufać. - kontynuuje. - Przedwczoraj znowu pojawiła się w szpitalu tym razem z niekończącymi się mdłościami, notorycznym zmęczeniem i brakiem miesiączki... - ucina. Dopiero po chwili zaczynam rozumieć o czym ona mówi. 

- To nie był twój test... - mówię niedowierzając. Kręci głową i uważnie mnie obserwuje. Nie wiem co mam powiedzieć. Zatyka mnie, bo czuję jednocześnie zawód, szok i ulgę. 

- Zamówić ci setkę? - śmieje się. Patrzę na nią nie wierząc, że można być tak bezwzględnym. - Zemsta jest słodka Greg i uwierz mi, jeszcze nie raz pożałujesz że mnie zostawiłeś. - dodaje i odchodzi od stolika zakładając po drodze płaszcz.

    Jeszcze nigdy tak szybko nie jechałem po oblodzonej drodze. Straciłbym prawo jazdy gdyby teraz zatrzymała mnie policja. Na podjeździe zatrzymuję samochód a opony wydają głośny pisk sprzeciwu. Ręce mi się trzęsą kiedy usiłuję trafić kluczem w zamek do drzwi wejściowych i klnę pod nosem kiedy spadają na wycieraczkę zamiast mi pomóc. Po co się tak spieszę? Przecież wszystko jest tak jak powinno być. Nic się nie zmieniło i w końcu możemy kontynuować tą naszą zagmatwaną ścieżkę, na którą wczoraj zdecydowanie wstąpiliśmy. Biorę głęboki wdech i uśmiecham się pod nosem bo wiem, że ona tam jest, czeka i jest załamana ale przecież...

- Melania?! Mel jesteś tu?! - wołam wchodząc z impetem do domu. Nawet nie ściągam butów czy płaszcza tylko kieruję się prosto do jej pokoju. Jest pusty więc zaglądam do Glorii ale tam też jej nie ma. - Mel?! - wchodzę do siebie i również nie widzę nigdzie dziewczyny. - Gdzie ty jesteś... - mówię pod nosem. Zerkam na łóżko i widzę na poduszce małą kopertę. Otwieram ją i nogi pode mną załamują się tak, że gdyby nie łóżko, leżałbym właśnie na podłodze...

    Gregor,

    Właściwie nie wiem od czego zacząć, bo tak dużo ważnych słów już sobie powiedzieliśmy, a każde z nich było najszczerszą prawdą. Dlatego nie zamierzam więcej się hamować i okłamywać. Po pierwsze chciałam ci podziękować. Za wszystko co razem przeżyliśmy, za wszystko czego razem spróbowaliśmy, za wszystkie uśmiechy, rozmowy, plany i marzenia... za dzielenie się swoimi myślami... za pomoc w odkryciu siebie na nowo.

    Nie było nigdy dnia, w którym nie byłabym wdzięczna, że znów się spotkaliśmy, a właśnie w tamtym momencie wiedziałam już że skomplikujesz mi życie. Pozytywnie je skomplikujesz i przyjemnie utrudnisz. Nie żałuję żadnej spędzonej z tobą chwili. I wszystkie je będę trzymać w swoim sercu pod kluczem, do którego tylko ty masz dostęp. Mogę cię zapewnić że jesteś pierwszym któremu od dłuższego czasu na to pozwoliłam i będziesz ostatnim, który ten klucz otrzymał.

   Chociaż jest to list pożegnalny, wcale go za takiego nie uważam, ponieważ nie chcę by nim był. Myślę, że powiedzenie ci “żegnaj” byłoby niemożliwe, bo gdy ktoś tak ważny pojawia się w twoim życiu, niezależnie od wszystkiego, nie da się go z niego wymazać. Niemożliwe jest wymazanie z pamięci tego, ile miłości od ciebie otrzymałam.

    Pokazałeś mi, że nie muszę już żyć w ciągłej żałobie i teraz ze spokojem i pełnym zdecydowaniem mogę podążać ścieżką którą wybrałam, jednocześnie dając ci przestrzeń do bycia wspaniałym ojcem. Bo jestem pewna że takim będziesz. I że będziesz ze swoim dzieckiem grał w monopoli, że wybudujesz mu huśtawkę, a w kwietniu, siedząc na kocu pod kwitnącą wiśnią będziesz czytał mu bajki. 

    Odchodzę teraz... kiedy jeszcze żadne z nas nie jest w stanie umrzeć z miłości. Kiedy jeszcze cię nie zniszczyłam... Wiem, że będzie bolało ale... Postaraj się skupić na sobie i przelać te uczucia na to co teraz będzie najważniejsze, a kiedy spotkamy się na ślubie Glorii i Thomasa... przywitaj się ze mną uśmiechem, przytul mnie mocno i powiedz, że mimo wszystko jesteś szczęśliwy. 

Melania


    Oddycham szybko jak parowóz a drżącymi rękami rzucam list na biurko.

- Gregor?! - słyszę z korytarza głos mojej siostry.

- Gloria?! - wychodzę szybko ze swojego pokoju i widzę Morgensternów z minami mówiącymi jak cholernie mi współczują. - Gdzie ona jest? - pytam chwytając moją siostrę za ręce.

- Gregor ona odeszła... proszę daj spokój... teraz...

- Gdzie ona jest? - powtarzam twardo. - Nie ma żadnego dziecka Gloria.

- Co? - nie dowierza a blondyn zamiera. - Jak to? Przecież... a test?

- To nie był test Camilli ona... Zrobiła to specjalnie. To miała być zemsta na mnie, nie ma żadnego dziecka Gloria więc powiedz mi gdzie jest Melania. - mówię trochę za mocno ściskając jej ramiona na co od razu reaguje Thomas.

- Hej uspokój się. - powoli ściąga moje ręce z ramion mojej siostry. - Odwieźliśmy ją na dworzec. - mówi powoli. Biorę kluczyki od auta i chcę wyjść z domu ale przyjaciel zatrzymuje mnie w drzwiach. - Gregor...

- O której ma pociąg? Jeszcze zdążę ją złapać. - mówię z determinacją w głosie.

- Nie zdążysz. - mówi spokojnie. - Pociąg już odjechał. - dodaje. 

- Greg... - słyszę głos zasmuconej siostry. - Ona zdecydowała. - mówi ze łzami w oczach. 


_____________________

:( 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz