poniedziałek, 16 grudnia 2024

22. Śluby

 - Źrenice reagują poprawnie - mówi młody lekarz. - Ok, czy jest pani w stanie powiedzieć jakieś słowo? Jakiekolwiek? - dopytuje. Mam wrażenie, że ją dręczy i mam ochotę go odepchnąć i sam przeprowadzić badanie. Dziewczyna wyraźnie walczy o każdy dźwięk, który ma wydostać się z jej ust ale zamiast dźwięcznej melodii słychać niewyraźny szept. - Jak się pani nazywa?

- Mel..a..nia... Melania...

- Świetnie. - lekarz kiwa głową a ja wypuszczam wstrzymywane powietrze. Dobrze, że Thomas trzyma mocno Glorię bo mam wrażenie, że zaraz zemdleje. - Pamięta pani co się stało?

- Pociąg... woda... 

- Tak, wszystko się zgadza. - kontynuuje badanie lekarz. Unosi jej ręce, nogi, sprawdza głowę i zagląda do uszu.  - Pielęgniarka za chwilkę przyniesie pani wodę. Witamy z powrotem. - mówi i wychodzi z sali. 

- Boże Melka... jak dobrze że jesteś... tak cholernie się martwiłam... - moja siostra praktycznie rzuca się na dziewczynę, a kiedy ta wydaje cichy jęk od razu się odsuwa.- Przepraszam! Coś cię boli? Co ci przynieść?Może zmienić ci piżamę albo zrobić ci herbatę? Tak! Rozgrzewającą herbatę ci zrobię!

- Gloria... - wzdycha i sili się na uśmiech. - Będę... wyglądać ładnie... w śliwkowej sukience... - mówi powoli. Mrużę oczy bo nie bardzo rozumiem o co jej chodzi.

- Co? - pyta zdezorientowana brunetka.

- Czekaj... słyszałaś? - tym razem to blondyn się dziwi. Podchodzi do łóżka i staje zaraz za Glorią. Nie wytrzymuję i w sekundzie siedzę po drugiej stronie i trzymam jej ciepłą małą dłoń. 

- Co nieco... - ciągle się uśmiecha. - Ty... - wskazuje na moją siostrę. - Ty mi czytałaś... ty... - przenosi wzrok na blondyna. - Jadłeś beze mnie Pringles... - stara się mówić oskarżycielskim tonem. - A ty... - unosi dłoń do mojego policzka i klepie po nim łagodnie. - A ty się modliłeś... - patrzy na mnie wesołym wzrokiem. Kręcę głową ale nie potrafię powstrzymać uśmiechu. 

- Widziałaś coś? Jakieś światełko w tunelu? Cokolwiek? - moja siostra strzela pytaniami jak z procy.

- Nie... - odpowiada kręcąc głową.

- Nic a nic? - dziwi się blondyn.

- Hej... nie widziałam nic takiego bo... bo nie umarłam.

- Słyszeliśmy coś innego. - komentuje Morgi. 

- Tak potrafi...ech... tylko jeden gość i... na imię mu Jezus. - odpowiada wzruszając ramionami. Jest taka... wesoła. Jej oczy błyszczą, skóra choć nadal blada i delikatna, wygląda jak najdelikatniejszy z materiałów. Jej włosy opadają na ramiona falami.

- Chodź Gloria, pogadamy z lekarzem co dalej. - proponuje przyjaciel. Moja siostra przytula delikatnie dziewczynę i wychodzą zostawiając nas samych. Tak. Samych. 

- Ja... 

- Wiem Gregor... wszystko wiem... - mówi ze słabym uśmiechem. Głaszcze mnie po policzku i patrzy mi prosto w oczy. - Znalazłeś list? - pyta.

- Znalazłem, przeczytałem i spaliłem. I chcę o nim zapomnieć. - mówię pewnie.

- Hej... Napisałam tam całkiem ładne rzeczy. - oburza się powodując u mnie rozbawienie. - Powinieneś powiadomić przełożoną... - mówi ciszej. 

- Wiem tylko... - drży mi głos. Boję się zapytać bo boję się odpowiedzi. 

- Tylko? - dopytuje widząc moje wahanie.

- Co mam jej powiedzieć? - pytam.

- Żeby przyjechała tu jak najszybciej. - odpowiada poważniejąc. - I przywiozła wniosek.- dodaje.

- Wniosek? - nie wiem o czym ona mówi i żołądek wiąże mi się w supeł. Jej dłoń przesuwa się delikatnie po moim policzku i kciukiem dotyka moich ust.

- Wniosek o pozwolenie na porzucenie nowicjatu. - odpowiada powoli i wyraźnie. Kręci mi się w głowie. Ostatnie tygodnie to była karuzela emocji ale to co teraz czuję... to są jakieś fajerwerki a to jeszcze nie koniec. - Wiśnie zakwitły Gregor... - dodaje z uśmiechem. - Nie umarłam, jestem tu z tobą, bo on miał taki plan. I... nie boję się już samolotów... ciężarówek i katastrof więc proszę cię... Wybierz mnie... - mówi cytując moje własne słowa. - Kochaj mnie...  Ożeń się ze mną. - kończy cicho, a we mnie coś pęka i oboje musimy ocierać łzy.

- Nie...

- Nie? - dziwi się a w jej oczach na moment widzę zawód i niedowierzanie.

- To nie tak powinno być. - mówię śmiejąc się jak idiota. Odsuwam szufladę w szafce nocnej przy łóżku i wyciągam sześcienne pudełko. Otwieram je i patrzę wyczekująco na zszokowaną dziewczynę. Po chwili uśmiecha się szeroko i kiwa głową.

- Tak. - mówi. - Tak. - powtarza pewnie. Wkładam jej delikatnie złoty pierścionek na palec, a błękitne oczko błyszczy w świetle zachodzącego słońca, które wkrada się przez okno. Chcę ją pocałować ale do sali wchodzi pielęgniarka. Tak bardzo znajoma.

- Och na reszcie! - woła od samego progu. - W końcu widzę te cudne oczęta, o których tak często słyszałam. - cieszy się i podchodzi z kubeczkiem wody do pacjentki. - Masz. Woda na sam początek, dzisiejsza kolacja to litrowa porcja elektrolitów a jutro na śniadanie zjesz już najwspanialszą pod słońcem owsiankę. - śmieje się wesoło.

- Już nie mogę się doczekać. - Melania wydaje się być taka szczęśliwa... Jeśli to sen to mnie nie budźcie. Błagam.

- Hej, dzieciaki... nie chowajcie się już tak z tymi rączkami. - puszcza nam oko. - Widziałam zza szyby. No... pokaż no ten pierścień. - nakazuje, a Melka nieśmiało wystawia rękę. - Fiu fiu... No, postarałeś się. Rodowy? - dopytuje i poprawia pacjentce poduszkę za plecami.

- Tak - odpowiadam zgodnie z prawdą czym zaskakuję niedoszłą zakonnicę. Puszczam jej tylko oko.

- Wiemy jak to wygląda...

- Dziecinko - przerywa jej murzynka. - To wygląda jakby dwoje dorosłych ludzi dojrzało do tego żeby przyznać sobie i całemu światu że jest między nimi coś więcej. To wygląda tak, jak jest. A rzeczywistości nie ma co zmieniać na siłę i wbrew sobie. A jak przyjedzie siostra Konstancja to powiem jej że wygrałyśmy z doktorkiem "neuro".

- Wygrałyście? - dziwię się.

- Pół szpitala się założyło. Najpierw o to kiedy się obudzisz a potem doszedł zakład o to czy zrzucisz habit czy dasz przystojniakowi kosza.

- To... 

- Super nie? - śmieje się pielęgniarka. - Pół żeńskiego personelu się popłacze jak zobaczy ten pierścionek. - dodaje rozbawiona. - Dobrze, ty kochaniutka do spania. Masz zbierać siły bo rano wpada rehabilitant. - mówi. - Bardzo przystojny tak poza tym. - puszcza jej oko. - A ty Romeo zmiataj zgolić brodę i doprowadź się do porządku. - ponagla mnie. Wzdycham i całuję Melanię w rękę, bo już jestem wypychany przez pielęgniarkę. Po chwili wracam do sali na moment.

- O której przychodzi ten rehabilitant? - pytam ale widząc wzrok murzynki odchodzę stamtąd czym prędzej. 

    Dzisiejszego dnia słońce ponownie dla mnie zaświeciło. Jestem przykładem człowieka w euforii. Nawet gwizdałem gdy się goliłem. Bo już nic nie spieprzy mi humoru, nic nie zawali świata wokół, bo jestem cholera szczęśliwy.

    Ubieram skórzaną kurtkę na czarny t-shirt, okulary przeciwsłoneczne na oczy, biorę kluczyki do auta i po 6 minutach jestem pod szpitalem. Idąc korytarzem czuję na sobie wzrok pielęgniarek. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że szczęśliwy mężczyzna to pewny siebie mężczyzna. I bardziej atrakcyjny. Dlatego każdej pielęgniarce rzucam z uśmiechem "dzień dobry" i żwawo idę w kierunku sali mojej narzeczonej. Narzeczonej... słyszycie jak to brzmi? 

- Och Gloria kocham go. - zatrzymuję się przed salą słysząc pełen uczucia głos. Serce mi przyspiesza, bo słyszę to po raz pierwszy. - Jest inteligentny, przystojny... - uśmiecham się szerzej, bo nie znam właściwie jej myśli na tak błachy temat jak mój wygląd.

- Przystojny? - słyszę prychnięcie mojej siostry. Wywracam oczami. - On jest taki niziutki. - jęczy. Zaraz... co? Ja niski?

- Oh dziewczęta... Czy wzrost na prawdę ma takie znaczenie? - tym razem odzywa się ciepły babciny głos. 

- Wzrost może i nie ale...

- Gloria! - Melania upomina ją roześmiana. - Jest odważny, ratuje świat, zawsze wychodzi cało z opresji i ten jego uśmiech.. ech... uwielbiam Ethana Hunta. - wyznaje. Że co? 

- Czy ja wiem... cwaniaczek, który myśli że wszystko wie najlepiej. - mówi Gloria. - Z tej ekipy Mission impossible to już wolę Brandta. - dodaje ewidentnie coś jedząc. A nie powinna bo za niedługo ślub. 

- To jak już mówimy o bohaterach i Jeremym Rennerze dziewczęta to w Avengersach był świetny. - komentuje kobieta. Zaskakuje mnie swoją wiedzą filmową i gustem ale uśmiecham się pod nosem rozbawiony.

- Oh! Chris Evans... z nim mogłabym...

- Co byś mogła Mel hahaha 

- Oh z tego co wiem, to masz już kogoś z kim mogłabyś...

- Rose! - tym razem oburza się pacjentka. - Och Gloria ten cytrynowy jest przepyszny! - dodaje. No dobra, koniec tego dobrego. Pukam w uchylone drzwi i wchodzę do pokoju wypełnionego słońcem i usmiechami.

- Dzień dobry paniom. - mówię i opieram się o stojący obok łóżka fotel. Zerkam na mruczący telewizor w którym akurat leci Fallout. - Na prawdę? Tom Cruise? - nie dowierzam.

- Ok, czas na mnie, jak mnie tu zobaczy lekarz prowadzący to do emerytury będą mi przydzielać staruszków. - mówi i wychodzi puszczając mi oko. Przerzucam wzrok na siedzące na łóżku kobiety. Moja siostra leży sobie na łóżku z wyciągniętymi nogami, na kolanach trzyma talerzyk z kawałkiem tortu i szczerzy się jak głupi do sera.

- No cześć brat. - unosi głupkowato brwi. Tymczasem Melania siedzi obok niej na podwiniętej nodze i zajada się ciastem. Ma na sobie biały podkoszulek i dres, a włosy upięte w wysoki kucyk. Na dłoni jest jeszcze jeden wenflon, który przypomina o tym, że jeszcze wczoraj była daleko od normalnego funkcjonowania. Macha mi wolną dłonią i uśmiecha delikatnie. 

- A ty nie miałaś zacząć od owsianki? - pytam unosząc brew.

- To jest zbyt dobre. - odpowiada. - Żołądek mi wybaczy. - dodaje i bierze kolejny kawałek do ust.

- A ty musisz mi kusić słodyczami narzeczoną? - pytam siostrę i biorę od niej talerzyk z ciastem, które sam próbuję. - Oo rzeczywiście dobre. 

- Narzeczoną? - dziwi się rozbawiona. - Wiesz coś o tym? haha - pyta przyjaciółkę. Ta patrzy na nią przepraszającym wzrokiem, a ja nie ukrywam mojego rozczarowania. Dlaczego jej nie powiedziała? Może jednak nie chce? Może to było zbyt szybko? Może jeszcze działały na nią leki? - Mel? Nie... - jej twarz wyraża głęboki szok. Od razu bierze w swoją dłoń jej dłoń i rozdziawia buzię. Teraz patrzy na mnie i szok zmienia się w niedowierzanie. Wzruszam tylko ramionami, bo co mogę. Nadal nie wiem co o tym myśleć.

- Gloria... od godziny macham ci przed oczami ręką. - wyjaśnia rozbawiona. 

- Och ty zołzo! - delikatnie ją uderza w ramię. - Czemu nic mi nie powiedziałaś?! - przygląda się teraz pierścionkowi.

- Nie chciałam żebyś pomyślała że chcę ci... - zaczyna spokojnie ale się waha. - Że chcę ci odebrać twój moment. - kończy czym i mnie zaskakuje.

- Mój moment? - dziwi się.

- No wiesz... Teraz ty jesteś narzeczoną... planujesz ślub... to twój czas. Nie chciałam żebyś się poczuła...

- Oh jaka ty głupiutka jesteś. - karci ją moja siostra. -  Czekaj... - Gloria przypatruje się pierścionkowi uważniej a potem patrzy na mnie. - Czy to jest...

- Tak. - odpowiadam pewnie i uśmiecham się siadając na fotelu.

- Co to jest? - dopytuje dziewczyna.

- To jest pierścionek po naszej praprababci. - mówi z uznaniem moja siostra. - Ma jakieś 130lat. - śmieje się. 

- Żartujecie. - dziewczyna na moment zamiera i patrzy na mnie zszokowana.

- Hej, oddychaj. - brunetka znów się śmieje. - Czyli zrobiłeś to. - szczerzy się. - Zdjąłeś jej habit. - kontynuuje ucieszona. - Ale się cieszę haha Gregor przyniosłeś jej telefon? - pyta. Kiwam głową i podaję aparat Melanii. Zerka na niego i unosi brwi. 

- Możesz znaleźć trochę smsów ode mnie. - podpowiadam z lekkim zakłopotaniem. Moja siostra prycha ale karcę ją wzrokiem.

- Och. - dziewczyna wydaje się być czymś zmartwiona.

- Możesz je od razu usunąć. Wszystko co w nich jest powiem ci osobiście. - odpowiadam na nie zadane pytanie.

- Nie o to chodzi po prostu... - zerka na mnie niepewnie a potem zwraca się do Glorii. - Poprosiłabyś Rose?

- Coś się dzieje? Źle się czujesz? - pytam przestraszony.

- Nie nie po prostu...Muszę... muszę się skonsultować z jeszcze jednym lekarzem. - wyjaśnia i pokazuje telefon mojej siostrze. Ta tylko się uśmiecha.

- Ekhm... ok, zaraz ją zawołam.

- Dobra, koniec z tym! Powiecie mi o co chodzi? Mam serdecznie dość życia w niewiedzy i ciągłego martwienia się. - mówię zdecydowanie. Gloria patrzy rozbawiona na Melanię a ta patrzy niepewnie na mnie. - No słucham. - dodaję. 

- Po prostu... muszę mieć wizytę u ginekologa. - oznajmia w końcu. Patrzę na nią nie rozumiejąc zupełnie o co chodzi.

- Boli cię... coś? - pytam jak ostatni kretyn. 

- Nie Gregor. - tym razem odpowiada moja siostra. - Leżąc tutaj przez ponad miesiąc Melka pominęła pewną ważną rzecz i aplikacja jej o tym przypomniała.

- Ważną rzecz? - czuję się jak idiota.

- Zastrzyk antykoncepcyjny osiołku. - moja siostra najwyraźniej świetnie się bawi. - A skoro teraz ma narzeczonego... to może go potrzebować. - wyjaśnia i od razu się krzywi. - A jej narzeczonym jest mój brat co w połączeniu z seksem powoduje u mnie mdłości więc raczej pójdę już załatwić tą wizytę. - dodaje i wychodzi pospiesznie z pokoju. Nastaje cisza a my patrzymy się na siebie z pewną dozą niepewności.

- I teraz będzie niezręcznie, bo wczoraj się wybudziłaś i co prawda zgodziłaś się za mnie wyjść ale nie rozmawialiśmy jeszcze o seksie. - komentuję. - To jest... - zaczynam ale nie pozwala mi skończyć bo odkłada na stolik talerzyk z ciastem, pochyla się i zdecydowanie napiera ustami na moje usta. Boże... ale mi tego brakowało. Przesuwam ją tak, że siedzi mi teraz na kolanach i obejmuję ją najmocniej jak potrafię.

- To jest coś... - chce mi coś powiedzieć ale przerywa jej wchodzący do sali bez pukania rehabilitant.

- Dzień dobry! - woła wesoło i podjeżdża wózkiem do naszego fotela. - Zapraszam śpiącą królewnę do karocy. Nazywam się Gustav i zabieram panią dziś na rehabilitację. - mówi wskazując wózek. Melania bez słowa przesiada się tam przy pomocy rehabilitanta i uśmiecha do niego przyjaźnie. Cóż... facet ma niewiele ponad 30 lat, blond włosy i błękitne oczy. Jest wysoki i mógłby być instruktorem fitness. Nie lubię go.

- Oh! - do sali wpada moja siostra z jakąś kartką w dłoni. Zatrzymuje się w połowie drogi i wzdycha. - O mój Boże, Kapitan Ameryka witaj. - uśmiecha się do niego durnowato. Melania kręci głową rozbawiona sytuacją, facet uśmiecha się i podaje rękę na przywitanie Glorii a ja mam ochotę mu przywalić. Za sam wygląd. 

- Często mi to mówią. - przyznaje mężczyzna. - Gotowa? - pyta dziewczynę i ruszają korytarzem.

- Kapitan Ameryka? Serio? - krzyżuję ręce na piersiach.

- No co? Ewidentny klon. Tylko młodszy. - wzrusza ramionami i zostawia kartkę na szafce nocnej. Odwraca się do mnie i znowu szczerzy. - No opowiadaj, jak to zrobiłeś?

- Ale co? - pytam nie rozumiejąc o co jej chodzi.

- No jak się jej oświadczyłeś? Padłeś na kolana i wyznałeś odwieczną miłość? Popłakałeś się? - pyta wyraźnie zainteresowana.

- Nie. - odpowiadam krótko. - Właściwie to... o nic nie zapytałem.

- Co proszę?

- No wyjąłem pudełko z pierścionkiem a ona powiedziała "tak". End of story. - wzruszam ramionami.

- Powiedz, że żartujesz. - patrzy na mnie z pogardą. Wywracam oczami. - Greg!

- Gloria... zapytaj Melanię kto się pierwszy oświadczył ok?

- Jak to kto pierwszy?

- Ja się jej już raz oświadczyłem... poniekąd. A ona... się oświadczyła wczoraj ale... no ale to ja wyciągnąłem pierścionek. - wyjaśniam pokrętnie. Patrzy na mnie z powątpieniem. - Pogadaj z nią. 

- Ja jestem pierwsza w kolejce. - słyszymy twardy głos, a gdy odwracam się w kierunku drzwi widzimy uśmiechniętą zakonnicę na wózku. - Czyli jakieś śluby będą, tak mam to rozumieć?


_____________________

OO

sobota, 14 grudnia 2024

21. Słyszę

     *****

    Wszystko jest takie ciemne...

- Co jakiś czas pojawiają się wysokie fale ale nie wiemy nadal od czego to zależy. Być może ma na to wpływ jakiś konkretny dźwięk.

- Jak czyjś głos?

    Gloria? To ty?

- Konkretna piosenka, konkretny głos, coś co lubi.

- Doktorze byłem w podobnym stanie i wiem że może to jeszcze potrwać ale jakie są szanse że gdy się obudzi będzie tą samą osobą?

    Thomas? Co wy tu robicie?

- Pana uraz był mechaniczny. Mózg był potłuczony, opuchnięty i potrzebował czasu na regenerację. Jej mózg był ochłodzony. Praktycznie wyłączył się na kilka godzin. Jaki to będzie miało wpływ dowiemy się dopiero kiedy zdecyduje się obudzić, a jak widać na razie nie ma zamiaru.

    Głosy się oddalają albo to ja pogrążam się w głębszej ciemności. Nie... nie... chcę ich słyszeć!

    Ciemność.

_________________

    Zimno mi. Tak mi cholernie zimno. Co to?...

- Podaj 5 mg epinefryny!

    Och, tu jest cieplej! Zaraz będzie mi tak dobrze...

- Och dziewczyno nie waż mi się tego robić, wracaj do nas!

    Co? Przecież tu jestem. Tylko tam było zimno a tutaj jest tak przytulnie... Tak dobrze... I nic mnie nie boli...

- Ładuj do 200! Czysto! Strzelaj!

    Ała! To boli! Nie chcę!

- Do 300! Czysto! Strzelaj!

    Nie... przestańcie już! Ciepło odchodzi... Znowu mi zimno... Czy ktoś płacze?

- Cholerne zakonnice.

    Znowu ciemność.

_________________

    To boli! Nie rób mi tak!

- Czucie w nodze prawidłowe. Wszystko goi się bardzo dobrze.

    Nodze? Moja noga ma się świetnie... czekaj... co się stało? I gdzie ja jestem? Ten zapach... taki znajomy... Nie lubię go. Kojarzy mi się ze... ze szpitalem. I ze śmiercią.

- Dajmy jej minimalną dawkę morfiny. 

    Och! Lubię morfinę... jest mi cieplej i tak... spokojnie... nie! Nie chcę odpływać!

_________________

- Dobrze, że nas powiadomiliście.

    Matka przełożona? Co ty tu robisz?

- A ty młoda damo mogłaś sobie wymyślić lepszy sposób na wymiganie się od ślubów wieczystych. 

    Co? Nie rozumiem... ja nie chciałam się wymigać ja... ja chciałam... 

- Dobry Boże spraw żeby do nas wróciła. Nie powinna już więcej cierpieć. Już jej wystarczy. Bądźże miłosierny...

    Chcę wrócić ale... nie mam do kogo matko.

- Pozwól jej być szczęśliwą. 

- Jakie są procedury?

    Gloria... jak dobrze cię słyszeć. A gdzie jest...

- Czekamy. Gdy się obudzi i będzie w pełni świadoma to zdecyduje. Jeśli się nie wybudzi do ślubów, przewieziemy ją do szpitala prowadzonego przez Salezjanów. Będzie pod ich opieką. 

- Słyszysz? Masz miesiąc! A jak nie... to z tym łóżkiem będziesz mi świadkować.

_________________

    Teraz mi cieplej... I tak przyjemnie...

- Jest dużo przystojniejszy niż w telewizji. 

- Żal mi go. Co trzeci dzień przynosi jej nowy bukiet frezji.

- A co robicie z poprzednim?

- Chyba wszystkie pielęgniarki już mają jakiś w domu. Nie wiem skąd je bierze ale są cholernie trwałe.

- Wczoraj go nie było.

- Może sobie odpuścił... w końcu... to już trzeci tydzień. Ile można mówić do trupa?

- Alice!

    Kto? Do jakiego trupa? Ja? Ja żyję i mam się świetnie! Tylko te odpływy...

_________________

    Ok. Próba otwarcia oczu nr 1. Jakie one są ciężkie! Boże daj mi siłę!

- Ten twój przyjaciel to niesamowity młody człowiek muszę przyznać. 

    Oh, jaki przyjemny głos. Jesteś pielęgniarką?

- Ale powinien się ogolić, bo ta jego szczecina drapie ci dłoń. A masz taką delikatną skórę.

    Zaraz... jaki przyjaciel? 

- Wszystkie młode pielęgniarki powariowały.

    Ale ma pani przyjemny śmiech. Taki... babciny.

- A on wpatrzony w ciebie jak w najpiękniejszy obrazek...ech... obudź się dziewczyno... nie przegap tego.

    Ale czego? I o kim pani mówi? Och nie... znów ta ciemność!

_________________

Wiedziałem, że mnie nie kochałaś, kiedyśmy się pobrali. Wiedziałem wszystko o Ashleyu. Ale jak głupiec wierzyłem, że potrafię cię w sobie rozkochać. Śmiej się, jeżeli masz ochotę, ale chciałem się tobą opiekować, psuć cię i pieścić, dawać ci wszystko, czego chciałaś. Tyle się w życiu namęczyłaś, Scarlett. Nikt lepiej ode mnie nie wiedział, ile przeszłaś, chciałem więc, abyś przestała walczyć ze światem i pozwoliła mi, abym cię wyręczał. Chciałem, abyś się bawiła jak dziecko. Bo byłaś dzieckiem: odważnym, przestraszonym, upartym dzieckiem... Och mój Boże teraz już wiem dlaczego tak bardzo lubisz tą powieść i czemu kazał mi ją tobie czytać.

    Gloria ty płaczesz? 

- Błagam cię Mel... nie każ mi dłużej patrzeć jego smutek. On... on chyba traci powoli wiarę... a to go niszczy od środka... 

    Co? Kto?

- Nie mogę sobie wybaczyć że pozwoliłam ci wsiąść do tego pociągu. 

    Och Gloria... to nie twoja wina to... ja sama zdecydowałam... 

- Wszystko byłoby inaczej gdybyśmy zaczekali pół godziny Mel... wszystko byłoby tak jak miało być... śmiałybyśmy się teraz przy wybieraniu modelu sukni ślubnej, a on mógłby najnormalniej w świecie z tobą być... pół godziny Mel... pół godziny.

    Znów odpływam.

_________________

    Czuję się silniejsza. Ale bolą mnie plecy. I co tak pachnie? Wanilią? Pomarańczą? Bzem?

- To chyba jej przyjaciółka. 

- Nie pozwala myć jej włosów. Przyjeżdża co trzeci dzień i sama to robi. We wtorek dostałam od niej ochrzan, że pościel powinna być wymieniona wczoraj. Wiesz ile mamy roboty? W poniedziałek były wypisy i chciałam to zrobić jak już ją umyjemy.

- Ja ją trochę rozumiem. Martwi się. 

- To już prawie miesiąc... może najwyższy czas się przyzwyczaić.

- A wy nie macie o czym plotkować?

- Przepraszamy.

- Ech ta młodzież.

    Dzień dobry pani ciepły głos! Dobrze panią słyszeć. Proszę mi opowiedzieć co się tutaj dzieje.

Dzisiaj ściągną ci gips z nogi. A ten twój przystojniak załatwił rehabilitanta i masażystę, żebyś nie dorobiła się odleżyn. 

    Mój przystojniak?

- Dzień dobry.

- Oh witaj, dziś bez narzeczonej?

- Jutro dojedzie, dzieciaki w przedszkolu mają jakieś przedstawienie na dzień wiosny i musi dopilnować strojów.

    Cześć Thomas! Zaraz... wiosny? 

- No cześć śpiąca królewno. Jak się dzisiaj masz?

    Czy ty coś jesz? Co to? Ale ja jestem głodna! 

Ja ci czytał nie będę. 

    Hehe nie musisz. Wystarczy że jesteś.

- Wiesz... Gloria świruje. Ty ciągle chudniesz i nie wie jaki rozmiar sukienki dla druhny ma wybrać. I nie wie czy wolałabyś śliwkowy czy jagodowy... Jak dla mnie oba są identyczne więc błagam obudź się w końcu bo mnie do szału to doprowadza.

    Wywracasz oczami, mogę się założyć. I wiesz co? Oberżyna też jest ładna.

- Wczoraj pierwszy raz od miesiąca usiadł na belce. 

    Och... 

- Znowu zaczął rzucać nartami... Nie skupia się. Ma pretensje do wszystkich wokół. Jest drażliwy i warczy nawet na Glorię. 

    Nie powinien.

- Wydaje mi się, że trochę nas za to wszystko wini... Ech... ale z pozytywów... jest sposób żeby uspokoił nerwy... chodzi do azylu i pomaga zwierzętom. Nawet jakiś pies mu się spodobał, woła na niego Leo czy jakoś tak... chyba po Beenhakkerze.

    Po Dicaprio hehe To dobrze, że jakoś sobie radzi. A co z...

- Obudź się mała. Nie udźwignę ani smutku Glorii ani jego.

    Och... Thomas bardzo bym chciała... ale te moje powieki są takie ciężkie...

____________________

    Czuję ciepło na policzku. I przyjemny zapach kwiatów. To frezje?

- I tak codziennie?

- Każda, która jest na zmianie i złapie go w sali tuż po przyjściu słyszy to samo zdanie.

- Boże to takie romantyczne.

- Ile ja bym dała, żeby ktoś tak na mnie spojrzał jak on patrzy na nią.

- Ale ty wiesz że to zakonnica...

- Głupia jest i tyle.

    Dzięki. 

Cicho, idzie! 

    Kto idzie?

- Dzień dobry!

- Witam panie.

    Oh! Robi mi się gorąco. Słyszę jak opuszczają pomieszczenie.

Dzień dobry, kocham cię.

    Nagle mój policzek zdaje się parzyć. Jak ja tego potrzebowałam! Jak tęskniłam! Gdzie byłeś do tej pory? Czuję ciepło na lewej dłoni. I czemu warczysz na Glorię?

- Po śniegu nie ma ani śladu.

    Co? To jaką mamy datę? Gregor... co u ciebie?

- Spotkałem wczoraj Sandrę. Ma śliczną córeczkę. 

    Już?

- Może i nam się kiedyś trafi... Bo wiesz... Jak się w końcu obudzisz i powiesz mi że jednak wybierasz zakon...

    Gregor przecież ty...

- Długo każesz na siebie czekać.

    Lubię gdy się śmiejesz. 

Podobno jak na tych wykresach są wyższe wskazania to istnieje szansa że mnie słyszysz. A jak do tej pory... nie miałaś ochoty. I wcale ci się nie dziwię ale skoro teraz wykres tak skacze to skorzystam z okazji.

    Mów do mnie Gregor... tak bardzo tego potrzebuję.

- Powtarzałem to już ale... 

- Jak sytuacja?

    Camilla? Nie przerywaj mu proszę... masz go na resztę życia... daj mi chociaż te kilka chwil... błagam.

- Co ty tu robisz? 

- Mam wyrzuty sumienia.

- I bardzo dobrze, bo to wszystko tylko i wyłącznie twoja wina. Wyjdź stąd.

    Gregor... nie możesz teraz tak do niej mówić ona...

To co zrobiłam było bardzo... niedojrzałe.

- Niedojrzałe? 

- Gregor, to ciebie chciałam nastraszyć. Nie miałam pojęcia że znajdziecie test razem i że od razu ucieknie. To miała być jedynie nauczka dla ciebie. Miałeś się trochę przestraszyć, ja miałam się z ciebie pośmiać i tyle.

    Słucham? Ale... o co tu chodzi?

- Podłożenie cudzego testu ciążowego miało być takim dobrym żartem?

    Cudzego? O mój Boże... czuję jak serce zaczyna mi galopować. Coś złego się ze mną dzieje, coś...

- Mel? Melania? Zawołaj lekarza!

    Odpływam.

__________________

    Czuję spokój. Jest mi już ciepło i dobrze, a nawet mogłabym powiedzieć że wygodnie. 

- Nie mam pojęcia po co tu przychodziła. Wystarczająco już namieszała. 

    Gregor...

- Już wszystko jest dobrze synku. Sytuacja opanowana. 

    Pani Angelika? 

- Mamo ja już chyba nie mam siły... 

- Masz... musisz mieć... Wiem, że ta sytuacja z ciążą cię rozstroiła, że ta katastrofa odebrała ci wiarę ale... ona ma jej wystarczająco dużo za was oboje.

- To dlaczego nie chce do mnie wrócić?

- Może nadal się waha.

    Nie wiem co się dzieje. Waham się owszem. Bo jak miałaby wyglądać nasza przyszłość? 

- Bała się, że stanie na drodze do mojego szczęśliwego ojcostwa. 

- Bo to bardzo mądra i wrażliwa dziewczyna. Ma to po swojej mamie. Anna była taka sama. 

- Dobrze ją znałaś?

- Jak Gloria z Melanią chodziły do podstawówki jej mama już chorowała. Ale nawet wtedy była ciepłą, pogodną kobietą, która chciała wszystkim dokoła pomóc jednocześnie nie wchodząc im w drogę. Po śmierci męża sama ją wychowywała i wspaniale jej to wyszło. Czasem spotykałam ją w piekarni gdzie pracowała ale gdy dziewczyny poszły na studia nowotwór powrócił i bardzo szybko wszystko się potoczyło. Bardzo mi było jej szkoda. 

- Mamo dlaczego on zabiera tak dobre osoby?

    Nie wiemy.

- Nikt tego nie wie. Ale trzeba wierzyć, że tam dokąd ich zabiera jest im dużo lepiej. To odrobinę ułatwia pogodzenie się ze śmiercią.

    Odpływam.

____________________

Ten jest pyszny!

- Gloria, tobie każdy smakował. Bo wszystkie są słodkie.

    Co jecie? Gregor nie bądź złośliwy. Czy ty trzymasz mnie za rękę? Usiłuję poruszać palcami ale nie reagujesz więc chyba mi nie wychodzi.

- Dzieciaki... a może coś cytrusowego? Trochę orzeźwienia po obiedzie a potem goście pewnie i tak się najedzą słodyczy.

- Rose, jesteś genialna. I wiedz, że jesteś na tym weselu mile widziana.

    Rose... więc tak masz na imię ciepły głosie. Miło mi cię poznać. Oh! Nie odchodź! Zimno mi w rękę.

- Coś ty się tak zapatrzył Greg?

- Wiśnie zakwitły Thomas.

    Znów robi mi się gorąco ale tym razem to przyjemne. Słyszę głośniejsze pikanie i tak bardzo chciałabym otworzyć oczy.

- Mel? Mel? 

    Jestem tu Gregor. Cały czas jestem.

- Może lubi Japonię.

- Nie Rose... 

    Uśmiechasz się, czuję to. I twoją dłoń z powrotem na mojej. To miłe. Tak bardzo miłe...

- Wyjdźcie proszę. 

    Czemu? Ej! Chciałabym wiedzieć jaki smak tortu wybrali hehe

- Posłuchaj mnie teraz uważnie. 

    Jak zawsze.

- Jak już wiesz, nie ma żadnego dziecka

    Nie ma?! Czuję jak puls mi przyspiesza a jego dłonie unoszą moją dłoń do jego twarzy i czuję jego usta. Czuły pocałunek na każdym palcu.

- Kocham cię i zamierzam się z tobą ożenić. Nie pozwolę ci wrócić do zakonu bo to mi jesteś przeznaczona i żaden kataklizm, katastrofa ani siła wyższa mi nie zabroni z tobą być. Wiśnie zakwitły Mel... wiśnie zakwitły więc obudź się zołzo wstrętna!

    Gregor... nie płacz proszę... ja tak bardzo się staram ale te moje oczy... 

- Mel? Mel ścisnęłaś moją dłoń?

    Zrobiłam to? Och... tak! Mogę to zrobić!

- Boże... Mel otwórz oczy proszę... postaraj się jeszcze trochę...

    Staram się ale... Oh! Zgaś to światło! Zgaś to światło!


_______________________

^^

czwartek, 12 grudnia 2024

20. Katastrofa

     Mieliście kiedyś pustkę w głowie? Taki moment w życiu, w którym nie macie pojęcia co robić i co myśleć? Zamykam oczy i opieram głowę na poduszce. Leżę w nogach własnego łóżka i wpatruję się w zdjęcie na ścianie. 

- Kto dzwonił? - do pokoju zagląda moja siostra. 

- Gloria... zostaw mnie proszę. - mówię cicho. Zamiast tego siada obok mnie i czuję jej zatroskany wzrok na sobie. - Nikt ważny. - wzdycham i otwieram oczy. - Ona nie odbiera. - mówię zawiedziony. - Wysłałem jej kilkanaście smsów, próbowałem się dodzwonić ale...

- To pewnie dlatego, że zostawiła telefon. - przerywa mi brunetka i pokazuje aparat. - Leżał pod poduszką. - dodaje cicho. Za oknem słychać grzmoty i widać zza ściany deszczu błyskawice. Wiosenna burza w trakcie zimy. Paskudna pogoda na paskudny nastrój. - Chcesz pogadać? - pyta. Uśmiecham się do niej słabo. Kiwa tylko głową i milczy wtulając się w moje ramię. - Przyjedzie na ślub. - mówi cicho moja siostra.

- Wiem. - wzdycham. - Tylko że ja chciałbym ją tutaj teraz. - przyznaję niemrawo. - Jestem... jestem skołowany Gloria. - dodaję. 

- Masz pobojowisko w serduchu. - mówi powodując u mnie słaby uśmiech. 

- Zdecydowanie. - potakuję. - Wszystko tak szybko się wydarzyło, że... 

- Nie masz pewności? - dziwi się.

- Mam. Mam cholerną pewność, że to jedyna kobieta z którą chciałbym dożyć starości. - wyznaję. Moja siostra wdycha i głaszcze mnie po ramieniu. - Choćbym nie wiem jak bardzo dobijał się do bram zakonu, nie wpuszczą mnie. Gdy zadzwonię, a ona nie będzie chciała rozmawiać, żadne wytłumaczenia nie będą miały znaczenia, bo to nie ona je usłyszy. - milknę na moment. - Jedyną szansą na odzyskanie jej jest wasz ślub. 

- Zrobimy wszystko żeby ci to ułatwić. - mówi pewnie. - Mogę ci nawet odstąpić księdza. - proponuje powodując u mnie uśmiech. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywa.

- Ona odeszła Gloria... - mówię a głos mi się załamuje. - Straciłem ją. - dodaję wyczuwając nadchodzącą panikę. 

- Ciiii - brunetka przytula mnie jeszcze bardziej i próbuje uspokoić tak samo jak robiła to w dzieciństwie. Muszę wziąć kilka wdechów, bo nie chcę znów wpaść w tą spiralę, z której dopiero wyszedłem kilka miesięcy temu. Nie mogę. - Wszystko będzie dobrze. - mówi spokojnym głosem. W tym momencie gwałtownie otwierają się drzwi do mojego pokoju i staje w nich przerażony blondyn. - Thomas? Coś się stało? - pyta zaskoczona.

- Musicie to zobaczyć. - mówi i wychodzi do salonu. Opanowuję się i idziemy za nim, a kiedy tam wchodzimy na ekranie telewizora widać kanał informacyjny.

    Dzisiejsza nawałnica nie pozwala służbom medycznym odpocząć. Dosłownie przed momentem otrzymaliśmy informację o wypadku, który kilkadziesiąt minut temu miał miejsce na trasie Innsbruck-Wiedeń. Na wysokości wiaduktu kolejowego u brzegu Traunsee dwa pociągi relacji Innsbruck-Wiedeń oraz Mediolan - Salzburg zderzyły się czołowo. Nasz korespondent znajdujący się na miejscu katastrofy postara się powiedzieć nam coś więcej na temat tego strasznego zdarzenia.

    Jak widać na obrazie za mną, podczas zderzenia pociągi znajdowały się na tym samym torze, najbardziej ucierpiały dwa pierwsze składy każdego z nich. Są doszczętnie zniszczone, a wypadnięcie z torów spowodowało, że obsunęły się po skarpie i znajdują się teraz w lodowatej wodzie jeziora. Z każdą kolejną minutą mroźny deszcz pogarsza sytuację, ratownicy w asyście kilkunastu oddziałów straży pożarnej zabezpieczającej nasyp przed kolejnym obsunięciem się ogona pociągu usiłują wydostać ocalałych z katastrofy. Końcowe wagony pociągów zostały odłączone, a pasażerowie objęci opieką medyczną i psychologiczną. 

- O mój Boże.... - Gloria siada na kanapie i unosi dłonie do ust. Serce staje mi w gardle.

    Płetwonurkowie usiłują wydostać rannych z wód jeziora ale prognozy nie są optymistyczne. Dowódca straży poinformował mnie, że przy takim zderzeniu, pogodzie i temperaturze wody, osoby znajdujące się w jeziorze prawdopodobnie będą ofiarami tej katastrofy.

    Powiedz gdzie przewożeni są ranni i w jaki sposób ich rodziny mogą dowiedzieć się o stanie swoich bliskich.

    Aby jak najmniej obciążać linie telefoniczne pobliskich szpitali ocaleli z katastrofy zostali poproszeni o kontakt z bliskimi i z tego co zdołałem się dowiedzieć już poinformowali o swoim stanie rodziny. Jeśli ktoś z naszych widzów wie, że w pociągach wymienionych relacji podróżował ktoś bliski i do tej pory nie otrzymali żadnej informacji o ich stanie zdrowia, proszony jest o kontakt ze szpitalem uniwersyteckim w Salzburgu pod numerem...

- Wiedziałem, że ta pogoda nie przyniesie nic dobrego. - mówię ponuro. Gloria patrzy na mnie ze łzami w oczach a blondyn z czymś takim... - Co jest? - pytam nie łącząc zupełnie faktów.

- Greg... - zaczyna blondyn a ja w tym momencie uświadamiam sobie co właśnie się wydarzyło. Znów przestaję oddychać. - Mel jechała tym pociągiem. - mówi potwierdzając to co właśnie uderzyło we mnie jak tsunami. Patrzę na obraz w telewizji i nie wierzę w to co się dzieje.

- Zostawiła telefon więc... nie miała jak zadzwonić i... - usiłuję się jakoś uspokoić ale moje ręce drżą. W tym momencie widać jak kolejny z wagonów osuwa się z nasypu i znika pod wodą. 

- Jedziemy do szpitala. - decyduje blondyn i bierze kluczyki do samochodu. 

    Nie protestujemy. Gloria zalewa się łzami a ja usiłuję uspokoić drżenie rąk. Droga z Innsbrucku do Salzburga zazwyczaj trwa ponad dwie godziny ale Thomas potrafi wydusić ze swojego auta takie pokłady prędkości o jakich nikt nie wie że ma. Odkładam słuchawkę telefonu a Gloria patrzy na mnie z nadzieją w oczach.

- Nie mają wśród pacjentów żadnej zakonnicy. - mówię. Zaciska zęby starając się nie uronić kolejnych łez. - Powiedzieli, że na szpitalnej stołówce jest poczekalnia. Zorganizowali również... - przerywam żeby złapać oddech. - Fotografa.

- Fotografa? - dziwi się. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z blondynem bo obaj wiemy co to znaczy. To najczęstsza praktyka w szpitalnych kostnicach podczas katastrof.

- Na tablicy wywieszane są zdjęcia osób, które nie przeżyły. - oznajmiam cicho. - Do identyfikacji. - dodaję. I nagle w samochodzie robi się cicho. Żadne z nas się nie odzywa jakby bojąc się, że to pogorszy już i tak kiepską sytuację. 

    Pozostała część drogi cholernie mi się dłuży. Moje myśli krążą tylko wokół jednej osoby i usiłuję wypierać jakąkolwiek możliwość jej całkowitej utraty. Tak po prostu nie może być. Ta historia nie może się tak skończyć. Nie tak prozaicznie, nie tak drastycznie. Po prostu nie. 

    Na szpitalną stołówkę wpadamy tak samo zdenerwowani jak wszyscy znajdujący się tutaj ludzie. Rozglądam się wokół a czas jakby zwalnia. Widzę staruszków tonących w swoich łzach ze zdjęciem młodego chłopaka w dłoniach, widzę faceta z dzieckiem na rękach i zdjęciem martwej żony, widzę parę nastolatków rozmawiających ze szpitalnym psychologiem a z ręki dziewczyny wypadają zdjęcia mężczyzny i kobiety... Właśnie ktoś stracił syna, żonę, rodziców... Wszędzie dokoła nadzieja i rozpacz jednocześnie. Płacz z żalu i płacz z radości gdy się nikogo bliskiego nie znajdzie na tablicy, na której młody lekarz przypina kolejne fotografie. Każdy z nas powoli podchodzi do jednej z tablic i uważnie śledzimy twarze ofiar katastrofy. Nie jestem w stanie oddychać. Duszę się widząc te wszystkie martwe osoby. 

- Nie ma jej tu... - słyszę obok siebie. - Gregor nie ma jej tu. - moja siostra powtarza to jak traumę. 

- Muszę się przewietrzyć. - mówię i wychodzimy szybko na plac przed szpitalem. Biorę głęboki oddech i nie przeszkadza mi nawet padający zimny deszcz. Opieram się o ścianę przy wjeździe dla karetek i zamykam oczy. Wszędzie dokoła słychać wycie syren, a na podjeździe co chwilę pokazują się nowe ambulanse. Jeden z nich podjeżdża pod samo wejście tuż przy nas. Widzę jak grupa lekarzy i pielęgniarek czeka na przyjęcie kolejnej z ofiar wypadku ale po tylu godzinach... czy to ma jeszcze sens?

- N.N.!- woła ratownik po otwarciu się drzwi karetki. - Kobieta około 30stki, zimna jak lód, hipotermia, brak pulsu, trzy w skali Glasgow! Nie wiemy jak długo była pod wodą, podobno pomogła wydostać się z jeziora dwójce nastolatków!

- Bohaterka? - pyta jeden z lekarzy wskakując na wózek, na którym wiozą kobietę owiniętą w złotą folię.

- Martwa? - pyta ratownik.

- Nie jest martwa dopóki nie jest ciepła i martwa! - krzyczy kobieta podpinająca jakieś kabelki. I wtedy słyszę to czego nie chcę usłyszeć. - Miejmy nadzieję, że ma chody u swojego szefa i pozwoli jej zostać z nami dłużej! - woła.

- Nie znoszę zakonnic!- woła ratownik. Podbiegam do niego i nie wierzę w to co widzę. Trupio blada twarz, sine usta, skostniałe dłonie... - Hej! Odsuń się i daj im pracować! - warczy na mnie.

- Ale ja muszę do niej iść! - mówię twardo. Patrzy na mnie uważnie ale ma w oczach coś takiego...

- Korytarz na wprost. Czekaj przed kolejnymi drzwiami i... i pomódl się. - mówi i klepie mnie po ramieniu wracając do karetki. 

    Nie pamiętam momentu kiedy pielęgniarka wypytuje moją siostrę o dane Melanii. Nie pamiętam chwil kiedy oddawaliśmy krew, bo wokół po prostu jej brakuje. Za to doskonale pamiętam momenty kiedy drzwi do sali się otwierały i wypadała z nich kolejna pielęgniarka. Przez ten jeden moment mogłem widzieć do jak wielu przyrządów jest podpięta. Jak kilkoro lekarzy na zmianę wykonuję uciski na jej klatce i brzuchu. Jak pozioma linia nieustannie informuje o braku akcji serca. Jak kolejne dawki ciepłego płynu schodzą z kroplówki i jak kolejne koce grzewcze są dokładane wokół kobiety. Nie słyszę słów mojej siostry przepełnionej nadzieją, bo nie chcę sobie jej robić. Co jakiś czas słychać komendy lekarzy, których nie jestem w stanie zrozumieć. "Płyny!" "Bajpas!" "Ładuj do 300!"... Zerkam na zegar i nie wierzę, że upłynęło już 3 godziny. 

- Gregor... - słyszę słaby głos Glorii. Dotyka mojej dłoni i dopiero wtedy uświadamiam sobie jak bardzo jest zaciśnięta. 

- Przepraszam, państwo są z rodziny tej zakonnicy? - pyta spokojnie pielęgniarka.

- Nowicjuszki. - poprawiam ją. - Tak. Jesteśmy rodziną. - mówię siląc się na pewność. Kiwa głową i podaje nam jej rzeczy. Torbę z przemoczonym szarym habitem i pudełko z kilkoma rzeczami. Z jej różańcem, portfelem i... i błękitną broszką w kształcie niezapominajki.

- Za chwilę wyjdzie do państwa lekarz. - mówi i odchodzi patrząc na nas ze współczuciem. Po chwili młody doktor pojawia się przed nami i wzdycha ściągając okulary. 

- Co z nią doktorze? - pyta blondyn.

- Przywróciliśmy pracę serca. Pacjentka nawet oddycha samodzielnie.

- Czyli żyje. - mówi z ulgą moja siostra.

- Fizycznie oprócz złamanej nogi nic jej nie jest. Wyjdzie z tego. Cudem ale wyjdzie. - mówi. - Należy jednak pamiętać że przez 3 godziny ledwo utrzymywała się przy życiu. Hipotermia ochroniła organy ale niedotlenienie... - znów pociera oczy. - Neurochirurg zbada jej fale mózgowe jak tylko przewieziemy ją na OIOM. Na ten moment nie mogę państwu obiecać, że pacjentka wróci do nas taka sama, jaką ja zapamiętaliście. Przepraszam ale mam kolejnych pacjentów. - dodaje i odchodzi. Siadam na krześle pod ścianą i chowam twarz w dłoniach. 

    Kolejne chwile pamiętam jak przez mgłę. Wywozili ją podłączoną do jakiejś aparatury. Wcale nie wyglądała lepiej. Nadal blada z widocznymi naczynkami, nadal tak bardzo daleka od pełni życia. Pamiętam drogę na OIOM, na którym może przebywać tylko jedna osoba. Pamiętam jak jednym moim spojrzeniem Thomas zrozumiał, że to miejsce dla mnie i tylko dla mnie. Pamiętam jak Gloria pozbawiona już łez wychodzi prosząc mnie wzrokiem, żebym dawał znać gdy tylko coś się zmieni. Na jakiekolwiek...

    Zegar na ścianie wskazuje 20:00. Nie mam pojęcia kiedy to minęło. Tak długo wpatruję się w kobietę leżącą na tym łóżku, że znam na pamięć mapę przezroczystych rurek odchodzących od jej ciała. Wenflon z kroplówką z ciepłej soli fizjologicznej w prawej ręce, drugi z antybiotykami w lewej, czerwone i czarne kabelki na klatce piersiowej kontrolujące pracę jej serca, kilka kabelków przyczepionych do plastrów z magnesami przy skroniach monitorujące fale mózgowe. 

    Sala jest niewielka. Niebieska z białymi meblami pełnymi leków i aparatury. Z prawej strony stoi wózek ratunkowy z defibrylatorem i mnóstwem strzykawek z adrenaliną i epinefryną. Po lewej stolik z narzędziami do torakotomii, rurkami do wkłucia przy zapadnięciu się płuca i kleszczami do rozszerzenia klatki piersiowej przy kompletnej katastrofie. Robi mi się zimno, mimo że jest tu wyjątkowo ciepło. Słabe białe światło jarzeniówek sufitowych oświetla jej porcelanową skórę. Jej powieki wydają się być przezroczyste a jednak nie jestem w stanie zobaczyć tych jej pięknych zielonych oczu. Delikatnie chwytam jej dłoń bojąc się, że jakimkolwiek dotykiem mogę uszkodzić ją bardziej. Ale czy to w ogóle możliwe? Jest chłodna ale choć odrobinę przypomina dłoń żyjącej osoby. 

- Boże... jeśli istniejesz... oddaj mi ją z powrotem... - mówię szeptem. - Jeśli jesteś gdzieś tam wokół to błagam cię... błagam nie zabieraj jej do siebie... Ja... Ja nie potrafiłbym żyć wiedząc że jej nie ma. - dodaję i czuję ciepłe łzy na własnych policzkach. - Jeśli tak bardzo chcesz... oddam ci ją... niech pomaga innym, niech chodzi w tej swojej szarości ale... ale pozwól jej żyć do cholery. - milknę, bo do sali wchodzi pielęgniarka. Starsza, siwa, ciemnoskóra kobieta przy kości sprawdza podłączenie wszystkich urządzeń, a do jednego z wenflonów wstrzykuje jakiś płyn. Uśmiecha się do mnie ze współczuciem.

- Ta dwójka nastolatków, których wyciągnęła z wody... - zaczyna kobieta. Patrzę na nią z nadzieją w oczach. - Mają się dobrze. - uśmiecha się ciepło. - Są trochę poobijani i dorobili się zapalenia płuc ale antybiotyki wystarczą. - dodaje. - Żyją tylko dzięki niej. - wzdycha. - To nowicjuszka? - dopytuje widząc jak ściskam dłoń Melanii.

- Tak. - potakuję bez zbędnego komentarza.

- Szkoda jej na zakonnicę. - patrzy na dziewczynę i odgarnia jej włosy z czoła. - Jest śliczna. - dodaje zerkając na mnie.

- Najpiękniejsza jaką znam. - przyznaję.

- Jest bohaterką chłopcze. - mówi. - Musi do nas wrócić bo świat potrzebuje bohaterów. - klepie mnie po ramieniu. - W tej szafce masz koce. Zdrzemnij się. Jeśli coś się zmieni to cię obudzę. - puszcza mi oko i wychodzi zostawiając mnie ponownie samego. Nie mam ochoty na sen ale czuję się wyczerpany. Jakby całą energię odebrało mi to jedno zdarzenie...

    Zerkam na zegarek na ścianie i widzę 8:02. Przespałem całą noc? Podnoszę się na krześle, a z moich ramion spada koc. Zerkam na dziewczynę ale nadal śpi. Przecieram jedynie oczy i ponownie chwytam jej dłoń w swoją. Już jest cieplejsza ale nie wiem czy to przez to że cała noc trzymałem ją w swoich dłoniach czy przez to że jest lepiej.

- Dzień dobry. - młoda ruda pielęgniarka wita się ze mną wchodząc do pokoju. - Jestem Klara. - mówi z uśmiechem. - Rose mówiła, żeby pana obudzić przed obchodem ale jak widać już nie trzeba. Proszę. - podaje mi kubek z kawą i kontroluje aparaty. 

- Dziękuję. - odpowiadam i upijam łyk tak bardzo potrzebnego mi tutaj napoju. Do pokoju wchodzi lekarz, który każe mi się odsunąć na bok i dokładnie odczytuje wyniki badać oraz zapis z aparatu podłączonego do głowy dziewczyny. To starszy poważny mężczyzna z kozią bródką, który ewidentnie dba o swoją formę fizyczną. Może mieć 50 lat a może 60... 

- No dobrze... - mruczy pod nosem. - Funkcje życiowe w normie, po kolejnej dawce możemy odstawić antybiotyki... - mówi i czeka aż pielęgniarka zapisze zalecenia na karcie przy łóżku. - Serce bije jak dzwon, jeśli tak się utrzyma, wieczorem przełączamy panienkę na obrączkę. - mężczyzna patrzy na mnie uważnie. - Pan to...?

- Przyjaciel. - odpowiadam pewnie. - Melania nie ma rodziny. - dodaję.

- Ale pewnie jest częścią jakiegoś zgromadzenia. - odpowiada lekarz. Kiwam głową. - Proszę zawiadomić zakon, one tam mają jakieś swoje procedury w takich przypadkach. - wyjaśnia zadziwiając mnie nieco swoją wiedzą na ten temat. - Jeśli chodzi o jej stan... fizycznie jest dobry. Monitorujemy płuca, którym się najbardziej oberwało, noga jest ustabilizowana a zadrapania znikną nim się obejrzy ale praca mózgu jest jeszcze powolna. - recytuje jak z podręcznika.

- Co to oznacza? - pytam nie pewnie.

- To, że nie możemy stwierdzić na pewno, że jest świadoma ale w jakiś sposób mózg nie pozwala jej się jeszcze wybudzić. Być może jeszcze potrzebuje trochę czasu na regenerację. Nie może wykluczyć tego, że jej mózg powoli przegrywa walkę z wolą życia.

- To znaczy że ona może nie chcieć wyzdrowieć? - pytam upewniając się że nie usłyszałem właśnie największej bzdury roku. - Jak to możliwe?

- To jak z przeszczepami. Odrzucone przeszczepy występują w największym procencie u ludzi, którzy kogoś w ostatnim czasie stracili, mają depresję lub zwątpili w sens leczenia. Ze śpiączką po hipotermii jest tak samo. Pacjent może być fizycznie zdrowy ale mózg w jakiś sposób łączy się z duszą. - wzrusza ramionami. - Jak kiedyś wymyślę dlaczego tak się dzieje to pan o mnie usłyszy w telewizji. - mówi wprost. - Pozostaje czekać. 

- Co mogę zrobić? - pytam chcąc uzyskać odrobinę nadziei dla samego siebie. Żebym to ja nie zwariował.

- Proszę do niej mówić, być przy niej, jeśli lubi jakiś serial, proszę go puścić w telewizorze, jeśli jakąś muzykę, tu stoi radio. - lekarz wskazuje po kolei sprzęty. - Musi czuć że nie jest sama. Może to sprawi że będzie chciała do nas wrócić. - kończy i wychodzi z pokoju zostawiając mnie z własnymi myślami. Zerkam na telefon i widzę kilkanaście wiadomości i nieodebranych połączeń od Glorii. Piszę jej krótki raport i chowam telefon do kieszeni płaszcza wiszącego na oparciu fotela.

- Macie tu bibliotekę? - pytam rudowłosej pielęgniarki. Uśmiecha się i wskazuje mi drogę. Kiedy docieram na druga stronę budynku, na parterze ukazuje mi się niewielka sala z kilkunastoma półkami zapełnionymi książkami. Jedna z pielęgniarek patrzy na mnie z zainteresowaniem.

- Co będziemy czytać pacjentce? - pyta odgadując moje zamiary. Uśmiecham się słabo ale doskonale wiem czego chcę.

- Przeminęło z wiatrem...


___________________

;)

środa, 11 grudnia 2024

19. Zdążę

     Kawiarnia wydaje się być zbyt tłoczna jak na 9:00 rano. Pora śniadaniowa w pełni i mam wrażenie, że ludzie nie potrafią zrobić sobie w domu kanapki. Albo nie mają na to siły jak ja, albo nie mogliby niczego przełknąć jak ja... Jest mi niedobrze. Takiego bombardowania myślami jeszcze nigdy nie miałem. Co teraz? Mam do niej wrócić i liczyć na to, że kiedyś pojawi się miłość? Mam to zrobić tylko ze względu na dziecko? A jeśli nie wrócę, to jak to będzie wyglądało? Nie chcę żeby dziecko wychowywało się bez ojca. Widzę jak Thomas cierpi bo jest z dala od Lilly i choć bardzo się stara to nie jest ojcem w 100%. A jeśli zdecyduję się na pełne zaangażowanie to jak zareaguje na to Mel? Już wystarczająco mieszam w jej życiu, czy udźwignie taką rzeczywistość? Przecież coś innego jej obiecałem...

- Przepraszam za spóźnienie, dyżur mi się przeciągnął. - mówi zasapana i zdejmuje płaszcz i szalik. Siada na przeciwko mnie i rozgląda się za kelnerką. - Oddam nerkę za kawę. - śmieje się.

- Kawę? - dziwię się. - Powinnaś?

- Uwierz mi, że po takim dyżurze taka śladowa ilość kofeiny jaka jest w tutejszym cappuccino mi nie zaszkodzi i będę spała jak dziecko. - odpowiada pewnie. Bardzo zabawne. Przełykam ślinę ale w gardle stoi mi gula, której przełknąć nie potrafię.

- Jak się czujesz? - pytam. Patrzy na mnie uważnie, zakłada nogę na nogę.

- Poproszę cappuccino. - mówi do pojawiającej się z nikąd kelnerki. - Jestem zmęczona Gregor. - odpowiada pewnie. - Bolą mnie plecy, nogi i głowa. - dodaje. - A jeśli pytasz o stan psychiczny to tak... jestem rozstrojona, bo rzuciłeś mnie dla zakonnicy, to chciałeś usłyszeć? - pyta cicho warcząc. Daję jej chwilę na uspokojenie się. Stuka palcami o blat stolika a w tym czasie dostaje swoją kawę. - Dopiąłeś chociaż swego? - pyta.

- Co masz na myśli? 

- Byłam jedyną przeszkodą. - wzrusza ramionami. - Melania ma swoje zasady i jedną z nich jest odrzucanie zajętych facetów. A skoro już mnie nie ma... - nie kończy. - Zdobyłeś dziewczynę? - pyta z gorzkim uśmiechem.

- Nie. - odpowiadam pewnie choć bardzo boli. Od razu przypomina mi się jej reakcja na swoje odkrycie. Jej słaby uśmiech, jej czuły dotyk na moim policzku i to jedno zdanie wypowiadane drżącym głosem... "będziesz cudownym tatą Gregor"

- Cóż... być może nie jest taka zła jak myślałam. - komentuje. Patrzę na nią niedowierzając. Jest taka... 

- Jesteś taka pewna siebie. - mówię.

- Zawsze byłam.

- Ale nie chciałaś mieć dzieci. - zauważam. Jej wzrok zatrzymuje się na moich oczach jakby analizując wszystko co powiem. - Nie jestem na to gotowy Camilla... - kontynuuję. - Ale chciałbym być obecny w jego życiu. Chciałbym się angażować na tyle na ile będę mógł i potrafił ale... ale nie mogę być z kimś kogo nie kocham. - wyznaję. Po jej twarzy przemyka cień. - Będę na każdym badaniu, znajdę miejsce na pokoik w domu, kiedy będzie mój weekend na opiekę nad nim. Kwestia alimentów też nie jest dla mnie problemem. - dodaję. - Chcę tylko żebyśmy się dogadali jak normalni dorośli ludzie. - kończę. Wyjmuję test ciążowy i kładę na stoliku. Patrzy na niego dość długo i powraca wzrokiem do mnie. - Wolałbym jednak, żebyś powiedziała mi osobiście niż znajdować znaki pod poduszką. - dodaję z lekkim wyrzutem. Upija łyk kawy i uśmiecha się pod nosem.

- A co? Zabawiałeś się z zakonnicą i znaleźliście test ciążowy? - pyta prychając. Nie odpowiadam. Jej oczy robią się wielkie jak spodki. - Proszę proszę... Czyli nie taka święta. - śmieje się kręcąc głową.

- Nie rozmawiamy o niej. - przypominam.

- Niepotrzebnie zawracasz sobie tym wszystkim głowę. - mówi. - Skoro nie będziemy razem... Gregor ja nie wyobrażam sobie mieć teraz dziecka. Będąc samą, po stracie mieszkania. Nigdy dziecka nie chciałam i nadal nie chcę. - mówi pewnie a we mnie trafiają te słowa jak podmuch zimnego powietrza.

- Nie pozwolę ci usunąć... - mówię poważnie i zaciskam dłonie w pięści. Widzi to i unosi brew.

- Co na to wszystko Melania? - pyta zaciekawiona i ponownie upija łyk kawy. Uśmiecha się triumfalnie gdy widzi moją minę.


*****

    Los mi płata figla. Czy na pewno los? Może to znak, że moja wczorajsza słabość nie powinna była się wydarzyć? Tylko ja tak bardzo tego chciałam... Obracam w palcach różaniec i mam ochotę zapłakać. Może moim przeznaczeniem jest tracić wszystkich których kocham...

- Ooo a co ty tak w samotności siedzisz? Gdzie Gregor? - słyszę rozbawiony głos Glorii wchodzącej z blondynem do salonu. Po chwili są już obok i siadają przy stole kuchennym. - Mel? Coś ty taka smutna? - dziwi się i zerka na narzeczonego. Ten tylko mi się przygląda uważnie. 

- Coś się stało? - pyta. Zaczynam bawić się jedną z wielu mandarynek leżących w koszyczku na środku stołu.

- Wszystko w porządku. - odpowiadam. - Mam dla was nowinę. - dodaję siląc się na słaby uśmiech. Mrużą oczy. - Będziesz ciocią. - oznajmiam powodując u niej szok i niedowierzanie. Blondyn prycha ale po chwili poważnieje.

- Ty... - zaczyna kobieta. Kręcę głową.

- Nie, nie skąd... - bronię się nieudolnie. - Wieczorem... Znaleźliśmy... Gregor... ekhm... pod jego poduszką był pozytywny test ciążowy. - oznajmiam. Ich miny mówią wszystko. Są zaskoczeni, zmieszani i nie bardzo wiedzą jak zareagować. Uśmiecham się a raczej staram się uśmiechnąć. - Taki prezent pożegnalny od Camilli. - dodaję.

- Ale...

- Gregor będzie świetnym tatą Gloria i obie to wiemy. - mówię pewnie. - Chciał mieć dzieci i jego marzenie się spełnia. - dodaję upewniając już raczej tylko siebie, że to jest dobra rzecz. - Będzie szczęśliwy z maluchem na rękach. - kończę bo więcej nie przejdzie mi przez gardło. Dlaczego to tak cholernie trudne?

- Gdzie on jest? - pyta cicho Thomas.

- Pojechał spotkać z się z Cam. - mówię zgodnie z prawdą. - Muszą... muszą chyba ustalić co teraz. - wyjaśniam i nastaje cisza. Wszyscy milczą. - Hej... trzeba się cieszyć. - mówię a mój głos mimowolnie drży a w oczach pojawiają się łzy.

- Mel... - Gloria podchodzi do mnie i tak po prostu mnie przytula. - My wiemy... - mówi a mi w tym momencie puszczają wszystkie hamulce i tak po prostu płaczę. Wtulam się w nią mocno i pozwalam sobie na zrzucenie tego wszystkiego co tak cholernie ciąży mi na sercu. Dziewczyna głaszcze mnie po plecach i usiłuje mnie uspokoić ale mój atak jest tak silny że nie potrafię złapać tchu i mam ochotę tak po prostu się zakopać. - Chodź ze mną...ciii... chodź... - mówi i prowadzi mnie do mojego tymczasowego pokoju.

    Poduszka wchłania wszystkie moje łzy. Mam wrażenie, że nie potrafię już płakać. Że już więcej nie mam czym. Nie mam siły mówić, patrzeć, nie chcę móc oddychać, bo nie mam już powodu. I choć bardzo się przed tym broniłam... Ta miłość strasznie boli.

- Kochasz go prawda? - pyta cicho. Głaszcze moją głowę starając się żeby mój oddech wrócił do normalności. 

- Jakie to ma teraz znaczenie? - pytam. Patrzę na nią i widzę jak bardzo jest jej mnie żal. - Nie mogę stawać na drodze do zbudowania...

- Rodziny? - prycha. - Nie wierzę, że nagle zdecyduje się z nią zejść i zbudować z nią dom. - mówi.

- Będą mieli dziecko Gloria. A obie znamy go na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak bardzo będzie chciał się zaangażować. Nie chcę stawiać go przed wyborem, kto dla niego jest ważniejszy, jak zachować się tak żeby żadne z nas nie czuło się mniej ważne... - biorę wdech i powoli wypuszczam powietrze ustami. - Ja na prawdę chciałam... - przerywam bo teraz nie jestem w stanie tego powiedzieć. 

- Proszę cię Mel nie rezygnuj tak łatwo z miłości. - mówi mając łzy w oczach.

- To wcale nie jest łatwe. Przecież wiesz. - kiwa głową bo wie jak bardzo trudne jest odepchnięcie uczucia dla dobra te drugiej osoby. - Ja wiem, że miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko ale... To kolejny znak, że nie powinnam podążać tą drogą. Że złożyłam obietnicę i powinnam jej dotrzymać. - mówię a ona kręci głową. Siadam na łóżku i ściskam jej dłoń. - Wiesz, że nie mogę inaczej. Nie będę potrafiła żyć z poczuciem winy.

- Nie rozwalasz rodziny Mel. Ona nie istnieje. - usiłuje mnie przekonać. Uśmiecham się krzywo. - Nie zmienię twojej decyzji prawda? - wzdycha kiedy widzi mój wzrok. - Gregor się załamie. 

- Nie wyciągaj takiego argumentu. - zabraniam jej. Obie teraz milkniemy i tak po prostu się w siebie wtulamy. - Kocham cię Gloria jakbyś była moją rodzoną siostrą. - mówię a po jej policzku spływa łza. - Pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. - dodaję. - I że zawsze będę o tobie myśleć. I będę się za was modlić.

- Nie żegnaj się ze mną w ten sposób. - kręci głową i ociera łzy z policzków. Patrzę na nią z zaskoczeniem na twarzy. Wskazuje głową róg pokoju. - Torbę zauważyłam wchodząc tu z tobą. - mówi. - Wiem co zrobisz bo ja kurde zrobiłabym to samo i nie lubię siebie za to. - teraz razem śmiejemy się przez łzy.

- Lotnisko czy dworzec? - słyszymy ciche pytanie. W drzwiach do pokoju stoi blondyn ze współczuciem wypisanym w spojrzeniu. 

- Dworzec. - mówię. - Za godzinę mam pociąg. - dodaję. 

- Melka...

- Nie żegnam się jeszcze. - kontynuuję. - Mówię "na razie", bo nie zostawię cię bez świadka i nie ominęłabym tego wydarzenia. - zapewniam. Cała nasza trójka milczy. To nie tak miało być... 


*****

    Kobieta uśmiecha się pod nosem. 

- Gregor...może po prostu to nie było wam pisane. - wzrusza ramionami.

- Nie tobie to oceniać. - odpowiadam. 

- A jak ty to sobie wyobrażasz co? - pyta. - Że będzie cię wspierać, będzie patrzeć z radością jak zajmujesz się swoim dzieckiem, jak cieszysz się każdym kolejnym etapem z nim? - kontynuuje. - Jak każdą wolną chwilę poświęcasz jemu? - milczę. - Ja bym nie chciała być odstawiona na boczny tor.

- Tylko że ona to nie ty. - zauważam. Chyba poczuła się tym dotknięta. - Przepraszam... to wszystko po prostu... trochę...

- Komplikuje ci życie i zmienia plan? - mówi za mnie. Nie odpowiadam. - Nie znam jej zbyt długo Gregor ale powiem ci coś. - kontynuuje. - To jest tego typu człowiek, który woli odsunąć się w cień niż zawalczyć o siebie i swoje szczęście. I właśnie dlatego wstąpiła do zakonu. Bo boi się problemów prawdziwego życia i odpowiedzialności za nie. - mówi pewnie. 

- Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o niej. - odbijam piłeczkę. Uśmiecha się drwiąco i kręci głową.

- Ty wiesz, że właśnie ją straciłeś raz na zawsze, prawda? - pyta, a ja zaciskam zęby bo nie chcę żeby tak było i mam nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży. - I jakie to uczucie? Stracić coś co się dopiero co zdobyło? Coś w co włożyłeś wszystkie swoje uczucia i z czym wiązałeś plany na przyszłość?

- Boli. - przyznaję. - Ale niczego ci nie obiecywałem. - odpieram. Jej wzrok rzuca pioruny. - Przepraszam, nie powinienem cię teraz denerwować...

- Przestań pieprzyć. - ucina twardo. - Nawet nie wiesz jaki to miły obrazek widząc cię takiego... rozsypanego. - mówi zaskakując mnie. - Cieszę się, że przypadek sprawił, że pojawiła się tak nieoczekiwana pomoc. Widać los wie jak się mścić. - śmieje się rozbawiona. - Gregor... miałam pacjentkę. Miała 16 lat. - zaczyna. - Dwa miesiące temu zgwałcił ją kolega z klasy, a ja przyjmowałam ten przypadek na jednym z dyżurów. Wiedziała że może mi zaufać. - kontynuuje. - Przedwczoraj znowu pojawiła się w szpitalu tym razem z niekończącymi się mdłościami, notorycznym zmęczeniem i brakiem miesiączki... - ucina. Dopiero po chwili zaczynam rozumieć o czym ona mówi. 

- To nie był twój test... - mówię niedowierzając. Kręci głową i uważnie mnie obserwuje. Nie wiem co mam powiedzieć. Zatyka mnie, bo czuję jednocześnie zawód, szok i ulgę. 

- Zamówić ci setkę? - śmieje się. Patrzę na nią nie wierząc, że można być tak bezwzględnym. - Zemsta jest słodka Greg i uwierz mi, jeszcze nie raz pożałujesz że mnie zostawiłeś. - dodaje i odchodzi od stolika zakładając po drodze płaszcz.

    Jeszcze nigdy tak szybko nie jechałem po oblodzonej drodze. Straciłbym prawo jazdy gdyby teraz zatrzymała mnie policja. Na podjeździe zatrzymuję samochód a opony wydają głośny pisk sprzeciwu. Ręce mi się trzęsą kiedy usiłuję trafić kluczem w zamek do drzwi wejściowych i klnę pod nosem kiedy spadają na wycieraczkę zamiast mi pomóc. Po co się tak spieszę? Przecież wszystko jest tak jak powinno być. Nic się nie zmieniło i w końcu możemy kontynuować tą naszą zagmatwaną ścieżkę, na którą wczoraj zdecydowanie wstąpiliśmy. Biorę głęboki wdech i uśmiecham się pod nosem bo wiem, że ona tam jest, czeka i jest załamana ale przecież...

- Melania?! Mel jesteś tu?! - wołam wchodząc z impetem do domu. Nawet nie ściągam butów czy płaszcza tylko kieruję się prosto do jej pokoju. Jest pusty więc zaglądam do Glorii ale tam też jej nie ma. - Mel?! - wchodzę do siebie i również nie widzę nigdzie dziewczyny. - Gdzie ty jesteś... - mówię pod nosem. Zerkam na łóżko i widzę na poduszce małą kopertę. Otwieram ją i nogi pode mną załamują się tak, że gdyby nie łóżko, leżałbym właśnie na podłodze...

    Gregor,

    Właściwie nie wiem od czego zacząć, bo tak dużo ważnych słów już sobie powiedzieliśmy, a każde z nich było najszczerszą prawdą. Dlatego nie zamierzam więcej się hamować i okłamywać. Po pierwsze chciałam ci podziękować. Za wszystko co razem przeżyliśmy, za wszystko czego razem spróbowaliśmy, za wszystkie uśmiechy, rozmowy, plany i marzenia... za dzielenie się swoimi myślami... za pomoc w odkryciu siebie na nowo.

    Nie było nigdy dnia, w którym nie byłabym wdzięczna, że znów się spotkaliśmy, a właśnie w tamtym momencie wiedziałam już że skomplikujesz mi życie. Pozytywnie je skomplikujesz i przyjemnie utrudnisz. Nie żałuję żadnej spędzonej z tobą chwili. I wszystkie je będę trzymać w swoim sercu pod kluczem, do którego tylko ty masz dostęp. Mogę cię zapewnić że jesteś pierwszym któremu od dłuższego czasu na to pozwoliłam i będziesz ostatnim, który ten klucz otrzymał.

   Chociaż jest to list pożegnalny, wcale go za takiego nie uważam, ponieważ nie chcę by nim był. Myślę, że powiedzenie ci “żegnaj” byłoby niemożliwe, bo gdy ktoś tak ważny pojawia się w twoim życiu, niezależnie od wszystkiego, nie da się go z niego wymazać. Niemożliwe jest wymazanie z pamięci tego, ile miłości od ciebie otrzymałam.

    Pokazałeś mi, że nie muszę już żyć w ciągłej żałobie i teraz ze spokojem i pełnym zdecydowaniem mogę podążać ścieżką którą wybrałam, jednocześnie dając ci przestrzeń do bycia wspaniałym ojcem. Bo jestem pewna że takim będziesz. I że będziesz ze swoim dzieckiem grał w monopoli, że wybudujesz mu huśtawkę, a w kwietniu, siedząc na kocu pod kwitnącą wiśnią będziesz czytał mu bajki. 

    Odchodzę teraz... kiedy jeszcze żadne z nas nie jest w stanie umrzeć z miłości. Kiedy jeszcze cię nie zniszczyłam... Wiem, że będzie bolało ale... Postaraj się skupić na sobie i przelać te uczucia na to co teraz będzie najważniejsze, a kiedy spotkamy się na ślubie Glorii i Thomasa... przywitaj się ze mną uśmiechem, przytul mnie mocno i powiedz, że mimo wszystko jesteś szczęśliwy. 

Melania


    Oddycham szybko jak parowóz a drżącymi rękami rzucam list na biurko.

- Gregor?! - słyszę z korytarza głos mojej siostry.

- Gloria?! - wychodzę szybko ze swojego pokoju i widzę Morgensternów z minami mówiącymi jak cholernie mi współczują. - Gdzie ona jest? - pytam chwytając moją siostrę za ręce.

- Gregor ona odeszła... proszę daj spokój... teraz...

- Gdzie ona jest? - powtarzam twardo. - Nie ma żadnego dziecka Gloria.

- Co? - nie dowierza a blondyn zamiera. - Jak to? Przecież... a test?

- To nie był test Camilli ona... Zrobiła to specjalnie. To miała być zemsta na mnie, nie ma żadnego dziecka Gloria więc powiedz mi gdzie jest Melania. - mówię trochę za mocno ściskając jej ramiona na co od razu reaguje Thomas.

- Hej uspokój się. - powoli ściąga moje ręce z ramion mojej siostry. - Odwieźliśmy ją na dworzec. - mówi powoli. Biorę kluczyki od auta i chcę wyjść z domu ale przyjaciel zatrzymuje mnie w drzwiach. - Gregor...

- O której ma pociąg? Jeszcze zdążę ją złapać. - mówię z determinacją w głosie.

- Nie zdążysz. - mówi spokojnie. - Pociąg już odjechał. - dodaje. 

- Greg... - słyszę głos zasmuconej siostry. - Ona zdecydowała. - mówi ze łzami w oczach. 


_____________________

:( 

wtorek, 10 grudnia 2024

18. Mamy to!

 Zimno jak w środku zimy a to już marzec. Patrzę w dół i widzę kilkanaście krzątających się osób. Wszyscy wyubierani w puchowe kurtki, wełniane rękawice i czapki z pomponami. Patrzę w bok... na ekranie pojawiają się strzałki, wszystkie na czerwono. Wieje jak cholera i zaczyna sypać. Ta zima nigdy się nie skończy. Zerkam ponownie w dół. Na przeciwko mgła ale doskonale wiem co tam się znajduje i nie napawa to optymizmem. Co prawda tym cmentarzem straszy się przyjezdnych konkurentów ale nikt nie powie że ten widok podczas takich warunków nie robi wrażenia. Słyszę gwizdnięcie więc poprawiam zapięcia i odpycham się z belki. Szybki zjazd, mocne wybicie, położenie się na nartach jak najmocniej i telemark. Podjeżdżam do bandy i patrzę na ekran. 126m...

- Nie było nawet punktu konstrukcyjnego Greg. - słyszę w walkie-talkie leżącym na stoliku obok ekranu. ściągam gogle i opieram narty o bandę. Włączam skok z odtworzenia i zerkam na wskaźniki. 

- Co robię źle... - zastanawiam się na głos. Wszystko wygląda dobrze. Najazd bez zarzutu, świetna prędkość, wybicie prawie idealne i...

- Musisz skorygować ułożenie. Wychodzisz zbyt agresywnie. - słyszę z boku.

- I kto to mówi... - mruczę niezadowolony. 

- Wolałem latać. - mówi i pochyla się nad monitorem. Patrzymy jeszcze raz klatka po klatce na moją próbę. - Tutaj. - zatrzymuje obraz w momencie kiedy jestem nad bulą. - Masz za niski pułap, popracuj dłońmi nad większą powierzchnią nośną albo wybij się wyżej.

- Gdy wybijam się wyżej to spadam zaraz za bulą. - mówię kręcąc głową. - Zostają dłonie. - wzdycham i zapinam pasek na nartach, żeby się nie rozjechały podczas podróży w górę.

- Jak rozmowa z Camillą? - pyta. Wzdycham i kręcę głową.

- To o czym chciałaś porozmawiać? - pytam gdy siada przy stole i upija łyk herbaty. Uśmiecha się wesoło.

- Skończyli wycenę całkowitą szkody i dokonali korekty. - mówi z entuzjazmem. - Stać mnie na dużo większe mieszkanie w dużo lepszej lokalizacji. - kontynuuje. 

- To świetnie. - uśmiecham się choć wiem, że zaraz wszystko runie.

- Dlatego pomyślałam, że... - chwyta moją rękę i kręci na niej kółka palcem. - Że może zamiast mieszkania mogłabym zainwestować w coś bardziej przyszłościowego. - mówi patrząc na mnie znacząco.

- Chcesz wybudować dom? - dziwię się.

- Albo... dołożyć się do twojego, żeby stał się naszym. - mówi z pełną powagą. Zamykam oczy i chowam twarz w dłoniach na moment. - Co się dzieje Gregor? - pyta zdezorientowana. - Nie chcesz...

- Camilla posłuchaj... - zaczynam niepewnie patrząc na nią. - Jesteś cudowna. - mówię a na jej twarzy pojawia się uśmiech. - Piękna, inteligentna... pomagasz ludziom... - kontynuuję. - I dlatego uważam, że zasługujesz na szczęście i szczerość. - dodaję a jej uśmiech zmienia się w niezrozumienie. - I o ile szczerość jestem w stanie w 100% ci dać, tak szczęście... 

- Co chcesz powiedzieć Gregor? - pyta ale wiem, że ona już wie.

- Myślałem, że... że potrafię obdarzyć cię uczuciem tak silnym jak kiedyś Sandrę, że... że potrafię cię pokochać bo jesteś fantastyczną kobietą i masz w sobie wszystko o czym marzą faceci. - wyjaśniam a w jej oczach pojawiają się łzy. - Ale to nie zadziała. - dodaję ciszej. - Próbowałem... chciałem...

- Na prawdę chciałeś? - pyta szeptem. Milczę. - Mówiłeś, że zasługuję na szczerość więc odpowiedz mi. - jej głos się podnosi, a to uwalnia łzy. - Chciałeś coś ze mną zbudować gdy się kochaliśmy, gdy rozmawialiśmy, gdy byliśmy sami... - kontynuuje. - Chciałeś tego gdy ona była obok? - pyta.

- Cami...

- Czego ja się spodziewałam. - śmieje się przez łzy. - Czego spodziewałam się po facecie, który kocha zakonnicę. - kręci głową. Patrzy na mnie wyczekująco i nie potrafię jej okłamywać.

- Kocham Melanię. - mówię wprost. - I nawet jeśli wybierze zakon... 

- O mój Boże... - ponownie nerwowo się śmieje. 

- Bardzo... bardzo cię przepraszam, że to wszystko zaszło tak daleko. - mówię. Kiwa głową nic nie mówiąc. 

- Do końca dnia mnie tu nie będzie. - mówi cicho. - Powodzenia Gregor. - dodaje i odchodzi...

Blondyn patrzy na mnie ze współczuciem. Klepie mnie po ramieniu i pokazuje na zatrzymany kadr.

- Popraw dłonie. - mówi. - Zrób wrażenie i... - wskazuje teraz głową na trybuny, na których widać dwie postaci. Moja siostra z kubkiem gorącego napoju w rękach i zakonnica w szarym płaszczu i ciemnych rękawiczkach. - I zdobądź dziewczynę. - dodaje.

    Czerwone strzałki na ekranie poruszają się w różne strony. Znów wieje ale chociaż śnieg przestał sypać. Poprawiam gogle, zapięcia i czekam na sygnał od trenera. Skupiam się na lodowych torach przede mną i kiedy słyszę gwizdnięcie ruszam w dół. Próg, wybicie, połóż się mniej agresywnie, popraw dłonie... Cyk, telemark. Jest lepiej. Podjeżdżam pod bandę i ściągam gogle oraz narty i podchodzę do monitora. 

- Lepiej! Mamy to Greg! - słyszę przez krótkofalówkę a na ekranie widzę 132m. Uśmiecham się do siebie.

- I tak masz skakać gówniarzu. - mówi blondyn i wystawia rękę, a ja przybijam mu piątkę. Zerkam na trybuny i widzę jak moja siostra bije mi brawo i wydziera się "dajesz młody!". Wywracam oczami. Całe życie przynosiła mi pod skocznią wstyd. Przerzucam wzrok na zakonnicę, która uśmiecha się serdecznie i pokazuje kciuki uniesione w górę. 

- Ok, wiatr tak kręci że na dziś koniec. Dobra robota, do czwartku. - słyszę w radiu głos trenera.

- Fajrant. - mówi Morgenstern i opiera się o biurko podając mi plecak na buty. - To co? Pizza? - pyta szczerząc się. - Trzeba uczcić twoje dzisiejsze sukcesy.

- Sukcesy? - dziwię się przebierając. 

- Dziewczyna nie zabiła cię gdy z nią zerwałeś, a sam nie zabiłeś się skacząc tutaj. Poza tym skoro ma się wyprowadzić do wieczora to lepiej tam teraz nie wracać. - punktuje. Ma rację. Tylko czy ona nie zasłużyła na lepsze pożegnanie? 

    W pizzerii zajmujemy niewielką loże w kącie tak, żeby mieć widok na wchodzących do lokalu gości. Od zawsze lubiliśmy z Glorią odgadywać co kto zamówi zanim sam to zrobi. Zakonnica pociera dłonie. Ewidentnie zmarzła na trybunach. Mogły schować się w którymś z namiotów ale skoro obiecały doping to dotrzymały słowa. A one są dobre w dotrzymywaniu obietnic. Niestety...

- Jak tu pięknie pachnie. - mówi przeglądając kartę.

- Rozcierają oregano z tymiankiem i wrzucają do pieców. - mówię biorąc kartę w ręce. Czuję na sobie ich wzrok. Wzruszam ramionami. - Sam tak robię jak zdarza mi się robić pizzę w domu. - wyjaśniam. Wciąż na mnie patrzą intensywnie. Morgi się śmieje, Gloria patrzy z ciepłym uśmiechem a Melania z zainteresowaniem. 

- To prawda, Gregor tego nie pokazuje ale świetnie gotuje. - mówi moja siostra. - Ja chyba wezmę parmeńską. - dodaje odkładając kartę. Do stolika podchodzi młody kelner i patrzy z zainteresowaniem na moją siostrę. Cóż... ubrała sweterek z pokaźnym dekoltem a jej biust zawsze był okazały. Blondyn patrzy na niego wymownie.

- Czy mogę przyjąć zamówienie? - pyta ciągle wpatrując się w Glorię.

- Dla nas parmeńska. I dwa razy cola zero. - mówi Thomas zwracając na siebie jego uwagę. Melania uśmiecha się pod nosem a Gloria patrzy na Morgiego rozbawiona. 

- A dla państwa? - pyta mnie. Patrzę na zakonnicę a ona puszcza mi oko.

- Dla nas duża hawajska. - odpowiada pewnie. Uśmiecham się jak idiota.- I dwie wody z cytryną. - dodaje. Kelner zabiera karty i odchodzi.

- Hawajska? - dziwi się Gloria.

- To taka nasza pizza. - odpowiada zakonnica. Czuję jak blondyn kopie mnie pod stołem. No debil. Jakby miał 15 lat.

- Gregor fanki po prawej. - mówi Thomas. Zerkam w tamtym kierunku, a gdy uśmiecham się do trzech nastolatek zaczynają się chichrać i coś do siebie szeptać. - Niby prawie emeryt a nadal to masz. - śmieje się. 

    Kiedy wracam z toalety jego teoria się potwierdza bo nastolatki zatrzymują mnie po wspólne zdjęcie i autograf. Czy mnie to cieszy? Owszem. To jest cholernie miłe, bo przecież jest wielu lepszych ode mnie a one ciągle o mnie pamiętają. Rozglądam się po sali zmierzając do stolika na którym już stoją talerze z pizzą. Sporo osób przyszło z dziećmi. Śmieją się, cieszą wspólnie spędzonym czasem. Też bym tak kiedyś chciał. 

- Oh przepraszam! - wpadam na blondynkę i łapię ją chroniąc przed upadkiem. Kiedy podnosi głowę zamieram. Nagle wszystko dokoła zwalnia i widzę już tylko jej serdeczny uśmiech, wesołe oczy i... i ten pokaźny wystający spod błękitnego swetra brzuch. - Sandra... - nie dowierzam.

- Gregor... Witaj. - mówi i przytula mnie delikatnie. Kiedy się odsuwa, obok pojawia się wysoki brodaty brunet o ciemnej karnacji. 

- Wszystko w porządku? - pyta dziewczynę. Ta kiwa głową i znów patrzy na mnie serdecznie.

- To jest... Gregor. - przedstawia mnie mężczyźnie.

- Och... Gregor. - powtarza. Najwyraźniej zna naszą przeszłość. Obejmuje blondynkę pokazując wyraźnie kto tutaj jest na którym miejscu. - Miło mi cię poznać. Jestem...

- Yasir? - słyszymy zaskoczony głos za mną. Obracam się i widzę szarość.

- Melania? - mężczyzna jest w szoku. Blondynka wygląda na zdziwioną i zdezorientowaną. To spotkanie przybiera nieoczekiwany obrót kiedy mężczyzna wyraźnie zadowolony ściska mocno zakonnicę. Wymieniam zdezorientowane spojrzenia z blondynką. - A jednak... - wzdycha odsuwając się od dziewczyny i mierząc ją wzrokiem od góry do dołu. - Czy już...

- W lipcu. - odpowiada na nie zadane pytanie. Wiem o co zapytał, najwyraźniej zna się na tym wszystkim lepiej ode mnie.

- Och. - blondynka nagle sobie przypomina. - Więc to ty jesteś Melania. - uśmiecha się ciepło. - Sandra. - przedstawia się a zakonnica patrzy na mnie badawczo. Sandy uśmiecha się słabo. - Czyli mniej wszyscy znamy się z opowiadań. - komentuje. - Dość niezręcznie. - dodaje.

- Nie wszyscy. - wtrącam.

- Yasir jest... jest bratem Harshada. - wyjaśnia nowicjuszka.

- Och. - tylko tyle potrafię skomentować. 

- I moim mężem. - dodaje ciszej druga z kobiet. Mężczyzna obejmuję ją delikatnie i uśmiecha się. Wygląda na szczęśliwego.

- Gratuluję. - mówię niemrawo i zerkam na jej brzuch. - Kiedy rozwiązanie? - pytam.

- Za 3 tygodnie. - odpowiada zadowolony a blondynka patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem. Nie mam ochoty dłużej z nimi stać.

- Powinniśmy wracać do Glorii. - sytuację ratuje Melania. - Chcieli porozmawiać o ślubie. - dodaje.

- Żenią się? - dziwi się kobieta. - Wrócili do siebie? - pyta. Ma wyraźną nadzieję w oczach. Kiwam tylko głową. - To wspaniale. - dodaje. - Zawsze im kibicowałam. - mówi z uśmiechem. - Pogratuluj im ode mnie.

- Dzięki. - znów silę się na słaby uśmiech.

- Miło było was spotkać. - mówi zakonnica. - Wszystkiego dobrego. - dodaje. - Yasir... - wystawia ręce i ponownie ściska go mocno. 

    Wzrok Glorii mówi jedno gdy wracamy do stołu. 

- Nie mogliśmy trafić gorzej. - komentuje. Milczymy a ja skupiam się na wydłubywaniu ananasa z pizzy. Uśmiecham się pod nosem bo to co teraz czuję wcale nie sprawia mi bólu. Jestem zaskoczony samym sobą. - Gregor? - zwracam wzrok na moją siostrę.

- Wszystko jest ok Gloria. - mówię szczerze. - Na prawdę. - dodaję. - Chciałem, żeby była szczęśliwa. Jest, więc i ja jestem. - wyjaśniam. 

- Nie chciała mieć dzieci.- przypomina moja siostra zabierając się na swoją pizzę.

- Yasir też. -odzywa się nagle Melania. Patrzę na nią i zastanawiam się...

- Kiedy widzieliście się ostani raz? - pytanie zadaje za mnie Thomas.

- Pół roku po pogrzebie Harshada. - odpowiada zamyślona. Milkniemy i zajmujemy się swoim jedzeniem. - To co chcieliście na powiedzieć o ślubie? - pyta nagle sobie przypominając. Patrzę z zainteresowaniem na brunetkę.

- Znaleźliśmy miejsce. I fotografa. - odpowiada zadowolona. 

- I wyznaczyliśmy termin. - dodaje uśmiechnięty blondyn. 

- Więc? - dopytuję.

- 12 lipiec. - mówi pewnie Gloria. - Będzie ciepło, zdążymy wszystko załatwić, a Melania zdąży wrócić przed ślubami, żeby być moim świadkiem. - wyjaśnia zadowolona. - Chyba że znajdziemy sposób żeby cię powstrzymać. - dodaje gryząc kawałek pizzy. Blondyn ponownie kopie mnie pod stołem a ja jedynie wzdycham cicho. Nowicjuszka wydaje się być rozbawiona.

- Z największą przyjemnością zostanę twoim świadkiem Gloria. - odpowiada z uśmiechem. Moja siostra patrzy wymownie na swojego narzeczonego a on usiłuje nie poplamić swetra sosem z pizzy.

- No co? - pyta nie rozumiejąc o co chodzi. Kobieta kiwa na mnie głową powodując u mnie rozbawienie. - Och Gregor wie. - mówi pewnie i patrzy na mnie wyczekująco.

- Wiem. - potakuję z uśmiechem ale kręcę głową bo wciąż nie mogę uwierzyć że to na prawdę się wydarzy. 

    Reszta popołudnia mija nam miło, zimno i zabawnie, bo droga do domu mija nam na rzucaniu się śniegiem, tarzanie się po zaspach i żartowaniu ze wszystkiego co mijamy. Jakbyśmy znów mieli po kilkanaście lat. Widok tulących się Morgensternów sprawia mi radość i ich złączone dłonie przypominają mi jak wiele mają mając siebie. Zerkam co jakiś czas na Melanię a ona dziś jest weselsza niż dotychczas. Może to dobry czas na kolejną propozycję przyszłości ze mną? Wymieniam porozumiewawcze spojrzenie z Thomasem a on szepcze coś na ucho Glorii.

- Dobra to my się zwijamy. - oznajmia. - Jedziemy dzisiaj do moich przyszłych teściów i musimy się wkupić w ich łaski, bo ciągle myślą że ślub będzie w święta. - śmieje się. - Wrócimy jutro! - woła odchodząc w kierunku parkingu pod skocznią. 

    Podczas spaceru zaatakowała nas śnieżyca i cali mokrzy i zmarznięci od razu po powrocie do domu skierowaliśmy się pod prysznice. Ciepła woda od razu rozluźniła moje mięśnie i myśli, które krążyły po mojej głowie od rana. Wchodząc do pokoju nie znalazłem ani jednej rzeczy należącej do Camilli. Zabrała wszystkie swoje kosmetyki, ubrania, książki... Nie czuję się dobrze z tym jak ją potraktowałem ale nie mogłem inaczej. Nie chcę niczego udawać. Nie chcę składać obietnic, których nie będę mógł dotrzymać.

    Trzymam w rękach jej zdjęcie i patrzę uważnie na jej jeszcze roześmianą twarz. 

- Ma jakąś przyjaciółkę? - słyszę obok. - Przyda się jej teraz. Wzdycham i chowam zdjęcie do pudełka, a pudełko odkładam na półkę. 

- Nie wiem. - mówię zamyślony i patrzę w okno. Kiedy odwracam się do niej serce znów na moment się zatrzymuje. Ma na sobie różowy szlafrok a jej mokre włosy oblepiają bladą buzię. Uśmiecha się słabo i opiera o biurko. Włącza stojące tam radio i uśmiecha się nieśmiało. Właśnie leci jakaś ballada o umieraniu z miłości. Nie wiem czy bym chciał... Gdybym miał miłość przy sobie to nie chciałbym umierać. Wolałbym przy niej trwać jak najdłużej. Wystawia ręce i powoli buja biodrami podchodząc do mnie. Uśmiecham się i kręcę głową. Ulegam i obejmuję ją obracając wokół własnej osi. Teraz już bujamy się razem. 

- Czyli ramka się na razie nie przyda. - mówi obejmując moją szyję. Zerkam na ścianę nad łóżkiem i po chwili robi to samo. Słyszę jak wstrzymuje oddech. W ramce znajduje się nowe zdjęcie. Zrobione na Bali. Przy wschodzie słońca... Wraca do patrzenia mi w oczy. - Dziś na skoczni poszło ci bardzo dobrze. - zmienia temat dość nieudolnie. Powoduje to u mnie śmiech ale ok, niech tak będzie.

- Zobaczymy jak długo to potrwa. Być może to był przypadek, być może lepsza dyspozycja...

- A być może to coś wróciło. - przerywa mi pewnie. - Nie wątp w siebie Gregor. Jesteś świetny w tym co robisz. Jesteś perfekcjonistą i przeszkadzają ci błędy ale dzisiaj... widać było, że ciągle to kochasz. - mówi.

- Yasir...- zaczynam ale nie pozwala mi skończyć.

- Nigdy nie byliśmy zbyt blisko. - mówi. - Był typem tego rozrywkowego brata, który bierze z życia jak najwięcej i nie przejmuje się konsekwencjami. 

- A Harshad? - dopytuję nadal bujając się z nią na środku pokoju.

- Był jego przeciwieństwem. - wspomina z uśmiechem. - Widok Sandry...

- Zaskoczył mnie. - tym razem to ja wyjaśniam. - Ale poczułem spokój wiedząc że ma się dobrze i że jest szczęśliwa. - wzruszam ramionami. - To dziwne nie tęsknić za nią. - przyznaję. Patrzy na mnie z troską w oczach. Ballada się kończy i zatrzymujemy się pozostając w objęciach. Jak dobrze tak po prostu na siebie popatrzeć. Pouśmiechać się do siebie. Moja dłoń ponownie kieruje się na jej policzek. Nie zabrania mi, to jest intymność na jaką sobie możemy pozwolić. I choć cholernie chciałbym więcej... nie mogę. Jej dłoń powoli przesuwa się wyżej i wsuwa się w moje włosy. Uważnie patrzy na moją reakcję i przysuwa się bliżej mojej twarzy. 

- Pocałuj mnie Gregor. - mówi pewnie. Przestaję oddychać ale tylko na jeden jedyny moment. Nie zamierzam protestować. Zamierzam spełnić jej prośbę jak najlepiej potrafię i zdecydowanie napieram ustami na jej usta. Obejmuje mnie mocniej a ja obracam ją tak że opiera się o ścianę. Powoli i spokojnie kontynuuję czuły taniec naszych ust trzymając ją mocno w ramionach... Niech ta chwila nigdy się nie kończy. Błagam... niech trwa jak najdłużej. Dziewczyna jednak odrywa się ode mnie i opiera swoje czoło na mojej brodzie. Uspokaja oddech mając uśmiech na ustach. Nie mówię nic. Jest mi tak cholernie dobrze, tak lekko i tak... tak jak ma być. - Czy... czy mogłabym dzisiaj zostać u ciebie na noc? - pyta powodując drżenie moich rąk. Podnosi wzrok i spotyka moje zszokowane spojrzenie. Składa na moich ustach krótki delikatny pocałunek i wyswobadza się z moich rąk. 

- Jasne. - mówię kiedy ciągnie mnie na łóżko. 

    Leżymy wtuleni w siebie patrząc sobie w oczy. Nie pytam bo nie chcę przerywać tej chwili. Czuję niepokój bo jest zbyt doskonale żeby było prawdziwie. Jej dłoń spokojnie błądzi gdzieś po moim policzku. Jej wesołe oczy uśmiechają się do mnie jakby też czuły się wyjątkowo dobrze.

- Nie chcę pytać. - mówię w końcu.

- Więc tego nie rób. - mówi i ponownie składa na moich ustach pocałunek. Tym razem dłuższy, bardziej namiętny, pełen tęsknoty. 

- Mam wrażenie że to mi się śni. - przyznaję kręcąc głową. 

- A ja mam wrażenie że pozwalam sobie na zbyt wiele tylko...- przeryw nie wiedząc czy powinna to powiedzieć.

- Tylko? - dopytuję.

- Tylko że nie czuję się winna. - oznajmia. - Czuję... czuję, że to jest to co powinnam i to... to czego chcę Gregor. - kończy. Czy mieliście kiedyś uczucie, że wasze serce rozdziera wybuch fajerwerków? Ja właśnie takie mam. Uśmiecham się najszerzej jak potrafię i tym razem to ja ją całuję. Głęboko, namiętnie, niespiesznie... Bo gdzie mamy się spieszyć?... Obracam ją na plecy i delikatnie kładę się na niej, a moje dłonie powoli rozwiązują sznurek od jej szlafroka. Odrywa się na chwilę ode mnie i śmieje wesoło. - Gregor co ty tu masz.. - pyta wesoło sięgając pod poduszkę, na której leży. - Wbija mi się w głowę to... - wyciąga i patrzy na przedmiot z niedowierzaniem. 

- Co to jest? - pytam widząc jej minę. Patrzy teraz na mnie z takim czymś w oczach... z takim... rozczarowaniem... - Pokaż. - biorę od niej podłużny przedmiot, a kiedy widzę na nim dwie wyraźne czerwone kreski zamieram...


__________________

!!!